Obudził
mnie pulsujący ból w skroni. Jęknęłam cicho, jakby próbując zaprotestować, ale
wciąż bolało. Niechętnie otworzyłam oczy, ale niemal od razu musiałam je
zmrużyć z powodu ostrego światła. Dopiero wtedy zauważyłam coś jeszcze. Przez kilka
sekund wpatrywałam się w ciszy w stalowe tęczówki. Były piękne. Skrywały
tajemnicę, a jednocześnie zauważyłam w nich iskierki ulgi i… troski. Może mi
się to tylko wydawało? Westchnęłam, czując się, jak we śnie. Mogłabym patrzeć w
nie w nieskończoność, gdybym nagle nie zorientowała się do kogo należą.
Otworzyłam szeroko oczy i zerwałam się z pozycji leżącej, ale zaraz tego
pożałowałam, czując potworny ból głowy, więc położyłam się z powrotem na łóżku
i popatrzyłam znów w jego oczy. Zniknęła ulga i troska. A może wcale ich nie
było?
-Obudziła
się. – mruknął chłopak, odrywając ode mnie wzrok i chwilę później zobaczyłam
przed sobą Panią Pomfrey.
-Och
kochanie spokojnie, zaraz podam ci jakieś lekarstwa. Doprawdy panie Malfoy, nie
rozumiem, jak mógł pan tak okaleczyć tą biedulkę. – powiedziała, patrząc na
niego karcącym wzrokiem, na co chłopak zaśmiał się krótko.
-Już
pani mówiłem, że się pośliznęła i walnęła głową w ścianę. Nie moja wina, że
jest taką niezdarą.
Spojrzałam
na niego i już otworzyłam usta, żeby zaprotestować, że nic takiego się nie
wydarzyło, ale Malfoy chyba to wyczuł, bo spojrzał na mnie tym swoim władczym
wzrokiem i pokręcił przecząco głową. I całe szczęście, że to zrobił, bo wtedy
przypomniałam sobie, co naprawdę się wydarzyło. Czyli Malfoy nic o tym nie
powiedział nikomu. Dochował tajemnicy. Uśmiechnęłam się do siebie. Miałam
ochotę wstać i przytulić się do niego i zacząć mamrotać o tym, że wiedziałam,
że jednak jest człowiekiem, ale wyobraziłam sobie jego reakcję. Najpierw
popatrzyłby na mnie, jakbym była nie z tej planety, potem odsunąłby mnie od siebie
i poddał się szczególnej dezynfekcji całego ciała, a ubrania by spalił.
Chciałam z nim porozmawiać o tym, co się wydarzyło, dlatego nie mogłam się
doczekać, aż pani Pomfrey skończy krzątanie się po skrzydle szpitalnym i
wyjdzie, ale zamiast tego Malfoy przeczesał dłonią włosy i zabierając ze
stolika nocnego swoją różdżkę, posłał mi ostatnie spojrzenie i ruszył w stronę
wyjścia.
Co?
Nie! Wracaj! Jeszcze z tobą nie skończyłam ty idioto. Ty nędzna kreaturo, ty...
Ale
nie odezwałam się ani słowem. Kątem oka zauważyłam, jak stanął obok
pielęgniarki, powiedział coś do niej, a potem nie obejrzawszy się za siebie,
wyszedł z pomieszczenia. Pani Pomfrey poczekała cierpliwie, aż dokładnie
zamknie za sobą potężne drzwi, po czym podreptała do mnie na ploteczki. Usiadła
na krańcu mojego szpitalnego łóżka, podając mi fiolkę z jakimś śmierdzącym
skarpetkami eliksirem i kazała to wypić. Spełniłam jej polecenie, jednakże
bardzo opornie. Postawiłam puste naczynie na stoliku i spojrzałam na
pielęgniarkę, która wpatrywała się we mnie badawczym wzrokiem.
-To
powiesz mi co tak naprawdę się stało? – zapytała w końcu, nie spuszczając ze
mnie wzroku. Skrzywiłam się, udając, że boli mnie głowa (tak naprawdę nie
mogłam znieść tego paskudnego smaku skarpetek) i pomasowałam sobie palcem
skroń.
-Pamiętam,
że byliśmy na patrolu z Malfoyem. Szliśmy korytarzem i nagle się poślizgnęłam.
Musiałam uderzyć w coś głową, bo nie wiem, co później się wydarzyło.
Kobieta
pokiwała głową, a ja zauważyłam, że za oknem panuje całkowita ciemność.
-Jak
długo byłam nieprzytomna? – zapytałam.
-Pan
Malfoy przyniósł panią koło 22, a później biedaczek siedział tu bite 4 godziny
i czekał, aż się pani obudzi, chociaż mówiłam mu, żeby szedł spać i zawołam go,
jak się pani obudzi, ale to taki uparty człowiek… - mówiąc to, pokręciła głową
z dezaprobatą, a ja cudem powstrzymałam się od wykrzyknięcia głośnego „CO?!”.
Zamiast analizowania o co tak naprawdę chodziło Malfoyowi i czemu nagle
zaczęłam go obchodzić, przypomniałam sobie, że jest środek nocy, a ja jestem w
skrzydle szpitalnym, narażona na to, że wszyscy dowiedzą się o moich
koszmarach. Jak na zawołanie zaczęłam być senna.
-Pani
Pomfrey… Co to był za eliksir? – zapytałam drżącym głosem.
Pielęgniarka
uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
-Eliksir
nasenny. Jutro obudzisz się wypoczęta, jak nigdy wcześniej. – odparła wyraźnie
zadowolona z siebie. Od razu zerwałam się z łóżka szpitalnego na równe nogi,
ignorując fakt, że głowa boleśnie dała o sobie znać. Nagłą zmianę nastroju pani
Pomfrey też zignorowałam i powiedziałam tylko coś, że czuję się już dobrze i
muszę wrócić do swojego dormitorium. Chciała mnie zatrzymać, ale zręcznie
wywinęłam się z jej objęć, wybiegając z pomieszczenia.
-Panno
Granger! – krzyknęła jeszcze za mną, ale ja biegłam już w stronę swojego
dormitorium, próbując za wszelką cenę pozostać przytomna. Oczy same mi się
zamykały, a z każdym mrugnięciem było mi coraz ciężej je otworzyć. Eliksiry są
dużo mocniejsze niż zwykłe, mugolskie tabletki nasenne. Kobieta na obrazie
przed moim dormitorium spojrzała na mnie przerażona i otworzyła drzwi, nie
czekając nawet aż powiem hasło. Wyciągnęłam jeszcze różdżkę i padłam na kolana,
idąc na czworaka do sypialni. Oczy w końcu ze mną wygrały, straciłam nagle siły
i padłam na podłogę w salonie. Zdążyłam jeszcze tylko wyszeptać zaklęcie
tłumiące dźwięki i upuściłam różdżkę, oddając się w objęcia Morfeusza.
Gdy
tylko wstałam (uprzednio budząc się standardowo ze cztery razy) i mniej więcej
ogarnęłam się, żeby wyglądać jak człowiek, zorientowałam się, że nie mam
swojego pamiętnika. Zamarłam w miejscu, a krew odpłynęła mi z twarzy na myśl,
że Malfoy mógł to wszystko przeczytać. Może właśnie dlatego siedział ze mną w
skrzydle szpitalnym? Może czuł się odpowiedzialny? Co za matoł, żeby czytać
cudze pamiętniki! Znów wydałam z siebie ryk zarzynanej świni i otworzyłam z
impetem wewnętrzne drzwi, prowadzące do dormitorium chłopaka. Niemal od razu
uderzył we mnie cudowny zapach jego perfum, ale byłam zbyt wściekła, żeby
zwrócić na niego uwagę.
-MALFOY!
– wrzasnęłam, rozglądając się wokół. O dziwo miał tu nawet całkiem czysto.
Otworzyłam drzwi do sypialni i weszłam do środka, ale tam też go nie było.
Zamiast tego zauważyłam jego czarne bokserki za 100 funtów na łóżku. Poczułam,
jak oblewa mnie fala gorąca. Wypuściłam głośno powietrze z ust i wyszłam z
pokoju, trzaskając głośno drzwiami za sobą. Spróbowałam jeszcze w łazience, ale
tam też go nie było. I ani śladu mojego pamiętnika. Westchnęłam. Malfoy musiał
wyjść już na śniadanie. Wiedziałam, że tak naprawdę nie jest głupi i nie
zostawiłby mojego notesu, leżącego na wierzchu. Musiał go mieć przy sobie.
Gdy
wkroczyłam do Wielkiej Sali, od razu go zauważyłam. Siedział w swoim doborowym
towarzystwie i zachowywał się tak, jak zwykle. Czyli z wyższością patrzył po
pozostałych, skutecznie dając im do zrozumienia, że jest lepszy od nich. Nawet
w nic nie robieniu. Zdałam sobie sprawę z tego, że nie mogę tak po prostu
podejść do niego i zażądać mojej własności z powrotem. To wywołałoby zbyt duże
zainteresowanie i nasz mały sekret mógłby wyjść na jaw. Westchnęłam i posłałam
mu ostatnie, mordercze spojrzenie, którego nawet nie zarejestrował, bo
kompletnie zignorował moją obecność, po czym usiadłam przy stole razem z
przyjaciółmi. Widząc mnie, uśmiechnęli się szeroko i zaczęli swoją standardową
pogawędkę o pierdołach, a ja dziękowałam w duchu za to, że mam ich z powrotem.
-Słyszałem,
że wylądowałaś w nocy w skrzydle szpitalnym. – zaczął nagle Harry.
-Co
się stało? – dokończył za niego Ron.
Wzruszyłam
ramionami, udając nonszalancję.
-Przewróciłam
się podczas patrolu z Malfoyem. – powtórzyłam tą samą historię -Ale to nic
takiego – dodałam szybko – Już wszystko jest ok, jestem wyspana i czuję się jak
nowonarodzona.
Kłamstwo
kłamstwo kłamstwo.
Ale
przyjaciele je kupili. Potaknęli tylko na znak, że jestem zwolniona z dalszego
przesłuchiwania, po czym wrócili do standardowej pogawędki o pierdołach. Jednak
musiałam przyznać, że nie mogłam skupić się na historii, jak to Ron, wstając z
łóżka potknął się i pierdnął tak głośno, że obudził wszystkie dziewczyny z
sypialni obok, bo cały czas w głowie miałam mój pamiętnik i świadomość, że
jeśli Malfoy to przeczytał, to jestem skończona. Wtedy miałby coś na mnie, co
mógłby wykorzystać w każdej chwili. Mógłby napawać się moim cierpieniem, mógłby
w końcu czuć się oficjalnie wygrany po bitych siedmiu lat wojny.
Gdy
wychodziłam ze śniadania w towarzystwie Ginny, Harrego i Rona, zauważyłam, że
Malfoy dopiero wstawał od swojego stołu.
To
była moja szansa. Być może jedyna tego dnia.
Kiedy
tylko minęliśmy ogromne drzwi, zatrzymałam się i kucnęłam, udając, że
rozwiązała mi się sznurówka.
-Hermiona,
idziesz? – zapytała Ginny, patrząc na mnie z góry. Uśmiechnęłam się do niej i
machnęłam ręką.
-Idźcie,
dogonię was. – odparłam, starając się brzmieć na pozytywnie nastawioną do
życia, w tym czasie rozwiązując dyskretnie sznurówkę. Kiedy przyjaciółka
kiwnęła głową i popchnęła chłopaków w stronę schodów, zaczęłam zawiązywać buta
z powrotem. Kiedy skończyłam, akurat zauważyłam rażący blond, zbliżający się do
drzwi, więc schowałam się za nimi. Gdy tylko chłopak znalazł się w zasięgu
mojego wzroku, pociągnęłam go na bok najsilniej, jak potrafiłam, po czym
wepchnęłam go do schowka na miotły i wchodząc tam za nim, zamknęłam za sobą
drzwi.
Myślałam,
że będzie trudniej. W końcu nie był idiotą, od razu mógł się bronić, mógł
rzucić we mnie Drętwotą albo po prostu połamać mi rękę. Ale pewnie myślał, że
to jedna z jego sekretnych wielbicielek i po prostu będzie miał okazję zabawić
się od samego rana. Wystarczyło, że się odezwał i już wiedziałam, że miałam
rację.
-Siema.
– powiedział tym swoim wyuczonym na pamięć, zmysłowym głosem, który spowodował,
że cudem powstrzymałam się od śmiechu i objął mnie w talii, przysuwając nagle
brutalnie do siebie. I chociaż zaschło mi w gardle i przez jedną pojedynczą
sekundę cała zdrętwiałam, to na szczęście potem się ocknęłam i plasnęłam
otwartą dłonią we włącznik światła. Gdy tylko misternie zwisająca nad nami
żarówka zapaliła się mdłym płomieniem, zasztyletowałam go wzrokiem, a ten
przerażony odepchnął mnie od siebie, a sam wycofał się w przeciwną stronę,
strącając przy okazji kilka mioteł na podłogę. Zamknął na chwilę oczy, zanim
hałas ucichnął, a potem spojrzał na mnie. No teraz to naprawdę cudem
powstrzymałam się od śmiechu. Skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam na
niego.
-Kto
by pomyślał, że Draco Malfoy jest niezdarą. – powiedziałam, po czym zacisnęłam
usta, powstrzymując się od chociaż uśmiechu.
Skup
się.
Ta
sytuacja była poważna i ja też musiałam być poważna.
-Granger…
Co ty kurwa wyprawiasz? – znów pojawił się ten władczy wyraz twarzy, wyniosła
postawa i wrodzona perfekcja w każdym calu.
Pomijając
oczywiście leżące wokół nas miotły.
-Gdzie
jest mój notes? – zapytałam, kompletnie ignorując jego pytanie. Blondyn
zmarszczył brwi, udając, ze nie wie o co mi chodzi.
-Nie
miałaś go przy sobie?
-Nie
denerwuj mnie Malfoy, tylko oddawaj mój notes! – odparłam wściekła, robiąc krok
w jego stronę.
Byłam
przyzwyczajona, że to zawsze działało. Ron zawsze od razu się cofał i piszczał,
a potem robił wszystko to, co chciałam. Ale oczywiście zapomniałam, że Malfoy
taki nie był. Wciąż stał w tym samym miejscu, patrząc na mnie z wciąż
zmarszczonymi brwiami.
-Nie
mam twojego notesu Granger. – powiedział spokojnie, co jeszcze bardziej mnie
zdenerwowało.
-Masz
ty kłamliwa fretko, oddawaj go. –
odparowałam i podeszłam blisko niego, bez zastanowienia łapiąc jego szatę w
dłonie. Zaczęłam sprawdzać jej wewnętrzne kieszenie, ale wszystkie wydawały się
być puste. Arystokrata mnie nawet nie odepchnął, tylko z westchnieniem irytacji
uniósł ręce do góry i pozwolił, żebym go obmacywała.
-Skończyłaś
już? – zapytał w końcu, a ja zrezygnowana puściłam go i dla bezpieczeństwa
odsunęłam się z powrotem na drugi koniec ciasnego pomieszczenia.
-Pewnie
został na siódmym piętrze. – dopowiedział jeszcze, a ja wycelowałam w niego
palcem.
-Jeśli
nie będzie go na siódmym piętrze, to cię
zniszczę. Nie spocznę, dopóki go nie odzyskam. – syknęłam, po czym sięgnęłam za
klamkę z zamiarem wyjścia, jednak
ostatniej chwili poczułam jego ciepłą dłoń na swojej ręce. Nie był to
delikatny uścisk, oj nie. Chwycił mnie mocno za przedramię, ale gdy spojrzałam
zdziwiona w to miejsce, od razu puścił mnie, jak oparzony. Pewnie zdał sobie
sprawę z tego, że właśnie mnie dotknął i może zarazić się szlamem. No to znów
dezynfekcja całego ciała i ubrania do spalenia.
Popatrzyłam
na niego i przez chwilę miałam wrażenie, że chce zapytać jak się czuję, czy coś
mnie boli od zderzenia ze ścianą i tak dalej.
Ale
nie.
-O 20
pod Pokojem Życzeń.
-19:55.
O 20 się zacznie, musimy być przed nim.
Malfoy
pokiwał twierdząco głową. Staliśmy jeszcze przez parę sekund w ciszy i naprawdę
myślałam, że zapyta, czy wszystko w porządku, ale tego nie zrobił. Westchnęłam
w końcu i wyszłam z pomieszczenia, po czym ruszyłam na siódme piętro, nie
oglądając się za siebie. Poczułam się dziwnie. Jakoś tak zrobiło mi się smutno
i to wcale nie przez to, że nie mogłam znaleźć swojego pamiętnika. Tak naprawdę
myślałam tylko o tym, jaki Malfoy jest bezduszny i uświadomiłam sobie, że
miałam nadzieję, że zapyta, czy dobrze się czuję. Czułam się rozczarowana. Ale
dlaczego? Przecież nic się nie zmieniło. To, że dzielimy wspólnie sekret i
musimy rozwiązać zagadkę i to, że siedział ze mną tyle godzin w skrzydle
szpitalnym niczego nie zmienia. Wciąż jesteśmy wrogami i ślizgon nie miał
obowiązku, ani tym bardziej ochoty, żeby pytać o moje samopoczucie.
Więc
czego ty oczekujesz od niego Hermiono?
Szłam
dobrze znanymi mi korytarzami siódmego piętra, będąc przekonaną, że notesu
tutaj nie będzie, bo Malfoy go ma, a teraz pewnie pobiegł podrzucić mi go do
dormitorium. Niewyobrażalne było moje zdziwienie, kiedy zauważyłam czerwony
pamiętnik, leżący samotnie w kącie korytarza. Zalała mnie fala ulgi, kiedy
podnosiłam go do rąk. Malfoy go nie czytał. Mój sekret był bezpieczny.
Kiedy
wracałam na dół, myślałam na tym, kim mógł być mężczyzna, wchodzący do pokoju.
Musiał być śmierciożercą. Więc jeśli to nie Malfoy, to w takim razie pozostaje
tylko Snape. Wiem, że byłby do tego zdolny, tylko udawał, że jest taki pokorny,
że się zmienił. W gruncie rzeczy, łatwiej jest stoczyć się z góry, niż się na
nią wspiąć. Snape się stoczył, a teraz udawał, że wspina się na górę, ale tak
naprawdę on tylko szukał windy.
Akurat
jak na złość przechodził korytarzem, prosto na mnie, trzymając w dłoni książkę
do eliksirów. Patrzył przed siebie, a wszyscy odbiegali na bok, żeby zrobić mu
miejsce. Zmrużyłam oczy, zastanawiając się, po co mu to wszystko. Odzyskał
przecież posadę w Hogwarcie i jako taki respekt, więc dlaczego znów przechodził
na ciemną stronę? Profesor zamrugał i posłał mi surowe spojrzenie, które tylko
potwierdziło moje przypuszczenia. To on. Byłam tego pewna.
Zaraz
za nim zauważyłam Malfoya, stojącego z Blaise’m przy ścianie. Dyskutowali o
czymś zawzięcie. Rozejrzałam się, ale wokół widziałam tylko jakieś dzieci,
Snape dawno zdążył zniknąć za zakrętem. Podeszłam do nich, przełykając ślinę i
poprawiając na ramieniu torbę, w której schowany miałam ukochany pamiętnik. Najpierw
zauważył mnie blondyn i zmarszczył brwi, dziwiąc się, że podchodzę do niego w
biały dzień, kiedy wszyscy mogą nas zobaczyć. Jak na zawołanie, Blaise przestał
chichotać i odwrócił się, a gdy mnie zobaczył, od razu rozłożył ręce.
Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam się do jego klatki piersiowej, a on
otoczył mnie ramionami.
-Co
tam, mała? Słyszałem, że wylądowałaś w skrzydle szpitalnym. Wszystko w
porządku? – zapytał przyjaźnie, po chwili odsuwając mnie lekko od siebie i przyjrzał
mi się uważnie. Zerknęłam na Malfoya, który przewrócił teatralnie oczami i
odwrócił się do nas tyłem, jakby dając do zrozumienia, że go to nie obchodzi.
Spojrzałam z powrotem na ciemnoskórego chłopaka i pokiwałam głową.
-Tak,
wszystko już ok. Właściwie chciałam zamienić słówko z Malfoyem. – szepnęłam,
kiwając nieznacznie głową w jego stronę. Blaise uniósł brwi, patrząc na mnie z
charakterystycznym pół-uśmieszkiem, ale ja tylko lekko go uderzyłam w ramię,
nie odzywając się ani słowem. Zaśmiał się, poklepał arystokratę po plecach i
odszedł w stronę klasy Winsleta. Gdy tylko zniknął, przybliżyłam się do
Malfoya.
-Myślę,
że to Snape. – szepnęłam. Spojrzał na mnie, przez sekundę nie wiedząc o co mi
chodzi, a kiedy się zorientował, pokręcił przecząco głową.
-To
nie Snape, Granger. Znam go, nie ryzykowałby tak.
-Malfoy,
przejrzyj na oczy, to jedyny śmierciożerca w tej szkole.
Chłopak
spojrzał na mnie, jakbym była idiotką.
-Oprócz
ciebie. – dodałam.
-Nie,
to na pewno Winslet.
-Przecież
on nie jest śmierciożercą!
Wzruszył
ramionami.
-Tego
nie wiesz.
-Wiem.
Nie przyjęliby śmierciożercy na stanowisko nauczyciela. Za duże ryzyko.
-Niekoniecznie
wiedzą, że jest śmierciożercą.
Westchnęłam.
-Malfoy,
twoje argumenty są idiotyczne. To Snape.
-Nie,
to Winslet.
-Dobra.
Niech ci będzie. Musimy wymyślić coś, żeby zobaczyć jego przedramię. Jeśli jest
tam tatuaż, ok. Jeśli nie ma, to nie chcę więcej słyszeć tych idiotyzmów. –
oznajmiłam, mierząc w niego palcem i odeszłam w stronę klasy.
Usiadłam
obok Harrego, zastanawiając się co dzisiaj każe nam robić nauczyciel. Ostatnio
było polowanie na pająki. Jeśli dzisiaj sobie wymyśli pływanie w jeziorze, to
ja już odpadam. Kiedy tylko nauczyciel wszedł do klasy i uśmiechnął się do
wszystkich, jakiekolwiek wątpliwości, że mógłby być śmierciożercą zniknęły.
Oczywiście, często pozory mylą, ale ten człowiek nie mógł być zły. Chciał nam
pomóc, chciał, żebyśmy byli przygotowani na wszystko. Przecież gdyby był naszym
wrogiem, to działałby raczej na naszą niekorzyść. Profesor tylko zaczął swój
wykład o strachu i zwalczaniu go i już wiedziałam o czym będzie dzisiejsza
lekcja. Boginy. Najgorsze, w co mogłam się wkopać. Przełknęłam ślinę i
rozejrzałam się wokół. Było nas około trzydziestu lub czterdziestu osób. Nie
zdążymy wszyscy zademonstrować swoich sił. Może uda mi się z tego wymigać.
Musiało mi się udać. Winslet wciąż mówił i oparł się pośladkami o swoje biurko.
Nagle uniósł prawą dłoń i podwinął rękaw koszuli do łokcia. Moje serce szybciej
zabiło i wyciągnęłam szyję, żeby się lepiej przyjrzeć, a potem uśmiechnęłam się
do siebie triumfalnie. Miałam rację. Ani śladu Mrocznego Znaku. Odwróciłam
wzrok od nauczyciela i rozejrzałam się, natrafiając w końcu na Malfoya. W tej
samej chwili on też na mnie zerknął. Z tym, że nie miał tak zadowolonej miny,
jak ja. Patrzył na mnie, z wściekłością zaciskając szczękę, co wprawiło mnie w
jeszcze lepszy humor. Przynajmniej jedną zagadkę mieliśmy rozwiązaną. To był
Snape. Teraz jeszcze musimy dowiedzieć się, jak otworzył te drzwi.
-Potter,
czy możesz mi pomóc? – usłyszałam nagle pytanie profesora, a Harry posłusznie
wstał i pomógł mu przenieść za pomocą zaklęcia dobrze znaną mi starą szafę. Później
wrócił na miejsce.
-To
kto pierwszy na ochotnika? – zapytał, a ja osunęłam się na krześle, żeby tylko
mnie nie wybrał. Trzęsłam się, jak galareta. Harry już to zauważył, ale
pokręciłam do niego przecząco głową. Nie chciałam, żeby cokolwiek robił, bo
tylko zwróciłby na nas uwagę. – Może panna Parvati?
Dziewczyna
wstała i wszyscy doskonale wiedzieli, co zobaczą. Mumię, a później hinduska za
pomocą zaklęcia sprawi, że zacznie potykać się o własne bandaże. Ale tak się
nie wydarzyło. Zamiast mumii pojawiła się przed nami jej siostra, Padma,
otoczona z każdej strony ogniem. Pożar. Wojna zmieniła bogina Parvati z mumii w
pożar. Niemal wszyscy słyszeli, jak przełyka ślinę.
-Riddikulus.
– powiedziała głośno i wtedy ogień zebrał się w jedno miejsce i zamienił w
feniksa, który wzniósł się w powietrze, obleciał dookoła nagle uśmiechniętą
Padmę, po czym zniknął razem z nią z powrotem w szafie.
-Brawo.
– odezwał się nauczyciel, a wszyscy zaczęli nieśmiało klaskać.
Następny
był Dean. Jego boginem była żyjąca, potężna ręka, ale to również się zmieniło.
Zamiast niej, pojawił się przed nami Antonin Dołohow, jeden ze śmierciożerców,
z którym chłopak walczył podczas bitwy o Hogwart. Mierzył różdżką w Deana.
-Avada
K… - odezwał się mdłym głosem, ale w tej chwili chłopak uniósł swoją różdżkę.
-Riddikulus.
– mruknął, a w jego głosie można było usłyszeć wszystkie emocje, związane z
wojną. Różdżka śmierciożercy zamieniła się w zwykły patyk. Mężczyzna spojrzał
na nią zdziwiony, a później wpadł w szał i zniknął. Znów nastąpiła cisza i
kilka osób klasnęło w dłonie. Ta lekcja znacznie różniła się o tej z profesorem
Lupinem. Nikt się nie śmiał, wszystkie te boginy wywoływały u nas wspomnienia,
gorzkie wspomnienia, o których każdy chciał zapomnieć. Wiedziałam, że gdybym
teraz tam poszła, to przede mną pokazałaby się Bellatrix, a nie McGonagall. Ale
nikt nie przywiązałby do tego jakiejś wagi, bo wszyscy uznaliby to po prostu za
wspomnienie z wojny. Z tym, że przypuszczam, że nie byłabym w stanie pokonać bogina.
Poza tym Malfoy mógłby domyśleć się mojego sekretu. No i miałby powód do
naśmiewania się ze mnie.
-To
może teraz znowu jakaś dziewczyna. Może…
Musiałam
działać szybko, bo wiedziałam, że wybierze mnie. Po prostu wiedziałam. A gdy
powiedział „G” zostało mi tylko parę sekund, żeby się uratować. Nie
zastanawiając się dłużej, zamknęłam oczy i osunęłam się z krzesła na bok,
uderzając głową o podłogę. Bolało cholernie, ale musiałam powstrzymać się od
pokazywania jakichkolwiek emocji. Leżałam tak chwilę na podłodze, słysząc
jednym uchem małe zamieszanie, szuranie krzeseł i głos Harrego. Po chwili ktoś
podniósł mnie na ręce i wyniósł z sali. Po chwili zostałam położona na twardej
ławce na korytarzu.
-Hermiona,
to ja.
Otworzyłam
delikatnie jedno oko, a potem drugie i podniosłam się do pozycji siedzącej.
Harry siedział obok mnie i zaczął się śmiać.
-To
było godne Oscara.
-Skąd
wiedziałeś, że udaję? – zapytałam, pocierając głowę dłonią i krzywiąc się z
bólu.
-Znam
cię na tyle długo, że doskonale wiedziałem, że to zrobisz. I wcale ci się nie
dziwię. W ogóle ta lekcja z boginami to nie było dobre posunięcie Winsleta.
Wszystkim nam zepsuł humor na najbliższy miesiąc. – odparł, przez chwilę
patrząc nieobecnym wzrokiem przed siebie.
Uśmiechnęłam
się lekko.
-To co,
urywamy się z reszty lekcji? – zapytałam, powodując, że Harry spojrzał na mnie
gwałtownie z szokiem, wypisanym na twarzy.
-Co
ty powiedziałaś?
Wzruszyłam
ramionami, wciąż się uśmiechając.
-Mamy
wymówkę. Ja się źle czułam, a ty musiałeś mnie pilnować. Chodź, pójdziemy do
Hogsmade. – powiedziałam, po czym poklepałam go po kolanie i zeskoczyłam z
ławki, ruszając korytarzem z dala od Winsleta i jego boginów.
Nie martwcie się, wciąż o Was pamiętam :)
My o Tobie też! ♥
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział!
Biedna Mionka :/
Fajnie zagrała omdlenie!!
Uważam, że ona sie myli i to nie Snape.
Pozdrawiam!
Ciesze sie ze trafilam na to opowiadanie, jest swietne :) uwazam ze to nie Snape jest tym tajemniczym facetem z korytarza, czekam na dalszy rozwoj wydazen ;)
OdpowiedzUsuńWitaj!!
OdpowiedzUsuńRazem z pozostałymi administatorkami Katalogu Granger pragnę złożyć Ci najserdeczniejsze życzenia z okazji urodzin! Czego życzymy Ci w tym wyjątkowym dniu? Przede wszystkim radości z każdego kolejnego dnia i uśmiechu na twarzy, który nigdy nie zniknie z Twojej twarzy! Samych najwierniejszych przyjaciół, najsilniejszej miłości, nieskończonej weny do pisania swoich opowiadań i... och, po prostu wszystkiego najlepszego!
Pozdrawiam i życzę miłej nocy!!
Moja Droga, najpierw chciałabym Cię przeprosić, że tak późno komentuję! O rany, zdecydowanie za późno! No i może mnie nie poznajesz (cholernie się zmieniłam, normalnie), bo zmieniłam nazwę. Byłam kiedyś piękną Isabel Brown, ale porzuciłam swój pseudonim artystyczny i od niedawna nazywam się Lumos! Dobrze, pomińmy część, w której zachowuję się niestosownie.
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny!
Malfoy jako podrywacz w składziku na miotły? Kupuję go, biorę i hoduję jak najpiękniejszy kwiat!
"Siema" Rany, haha, umieram i się rozpływam równocześnie. Widzisz co ze mną robisz?
Ogólnie bawi mnie i równocześnie irytuje relacja Hermiony i Draco. To znaczy rozumiem, że łączy ich wieloletnia nienawiść, odraza i tak dalej, ale no chciałabym w końcu mieć romansik. Chociaż to w sumie bez sensu, bo bądźmy szczere tylko w beznadziejnych opowiadaniach wrogowie są już w sobie zakochani w drugim rozdziale. A twojego opowiadania nie zaliczam do niższego szczebla.
Kurde, jak widać Winslet nie jest śmierciożercą, ale on wciąż jest dla mnie podejrzany. Potrzebuję więcej dowodów, jestem podejrzliwa tak samo jak Draco, bo coś mi nie pasuje w tym profesorku.
Po drugie beznadziejne zagranie z tymi boginami, Winslet!
Jestem ciekawa, co jest boginem Malfoy'a, bardzo mnie to ciekawi.
Przechodząc do sytuacji w skrzydle szpitalnym, śmiem twierdzić, że Draco martwił się o Hermionę i czuł się z tym źle, bo po pierwsze to jego wróg (choć już niekoniecznie), a po drugie pokazał uczucia, co najwyraźniej uważa za zbrodnię.
No cóż, czekam na moment przełomowy w tym opowiadaniu. Chcę wiedzieć kim jest tajemnicza osoba, chcę żeby Draco przestał być idiotą, a Hermiona w końcu pogodziła ze swoimi słabościami.
A tobie, moja droga, życzę dużo weny i nie poddawaj się! Jesteś najlepsza!
Pozdrawiam! x :)
♡♡♡
OdpowiedzUsuń