poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 10



Nerwowo odsunęłam od ust dłoń, zdając sobie sprawę z tego, ze obgryzam paznokcie. Wiedziałam, że to co planuję jest nie w porządku i wiedziałam, że Harry śmiertelnie się na mnie obrazi, jeśli się o tym dowie. Ale nie miałam innego wyjścia, nie mogłam mu teraz powiedzieć o tej całej sprawie z siódmym piętrem, bo byłby przecież wściekły, że nie poinformowałam go wcześniej. A przecież nie musiał o tym w ogóle wiedzieć, prawda?
Miałam przecież Malfoya, który zawsze służył mi pomocą.
O ironio.
Westchnęłam i rozejrzałam się wokół, sprawdzając czy aby na pewno nie ma w pobliżu żadnych świadków, po czym otworzyłam niepewnie walizkę Harrego i wygrzebałam z niej stary świąteczny sweter, wydziergany przez mamę Rona. Przyglądnęłam się mu dokładnie i jeszcze przez moment zawahałam się, ale w końcu wyciągnęłam z ukrytej kieszonki świstek przyżółkłego papieru, który dla zwykłego mugola byłby co najwyżej rozpałką do kominka. Spojrzałam na niego z wyrzutami sumienia, wypisanymi na twarzy, ale odsunęłam je na bok i odłożyłam sweter z powrotem na miejsce. Wstałam z łóżka i poczułam jak serce przyspiesza swój rytm, kiedy wsuwałam kartkę do tylnej kieszeni spodni. Podniosłam swoją książkę do wróżbiarstwa i otworzyłam gdzieś na środku, po czym udając, że czytam, pośpiesznie ulotniłam się z dormitorium Gryffindoru. Gdy dotarłam do swojego pokoju, rzuciłam książkę na stół i sięgnęłam do kieszeni, jednak sekundę później zamarłam, zdając sobie sprawę z tego, jak zbezcześciłam mienie szkoły. Rzuciłam się więc w panice z powrotem po książkę i obejrzałam ją z każdej strony, uważnie wyszukując jakiś zarysowań.
Na szczęście wyglądała jak nowa.
To znaczy wyglądała jak wtedy, gdy ją wypożyczałam.
Nowa to ona na pewno nie była.
Przynajmniej w Hogwarcie mieli te same podręczniki od stuleci i całe szczęście, bo automatycznie stawały się ciekawsze. Nie to co te mugolskie książki, które zmieniane są w postawach programowych średnio co trzy lata.
Hermiona, skup się.
Tym razem ostrożnie odłożyłam książkę na regał, gdzie były posegregowane alfabetycznie, po czym w spokoju wyciągnęłam kartkę z tylnej kieszeni spodni i usiadłam na kanapie. Przez chwilę wpatrywałam się w nią w przejmującej ciszy, którą przerywał tylko mój głos sumienia, mówiący żebym natychmiast zwróciła to Harremu. Ale zamiast tego,  kładąc na stole przed sobą kawałek papieru, wymierzyłam w niego różdżką.
-Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.
Minęło parę sekund, aż mapa w całości się rozłoży, a wtedy odłożyłam różdżkę i pochyliłam się nad nią w skupieniu.
-No dobra Snape, gdzie jesteś… - powiedziałam cicho do siebie, analizując po kolei każdy kawałek mapy. Wybrałam sobie kiepską porę na oglądanie jej, bo o tej godzinie, zaraz po zakończeniu zajęć cały Hogwart był przepełniony migającymi nazwiskami i śladami stóp, pośpieszającymi w tą i z powrotem przez kartkę. Skupiłam się więc na tym, czego potrzebowałam. Spojrzałam najpierw na gabinet Snape’a, ale był pusty. Gdzie też on mógł się schować… W gabinecie McGonagall również go na nie było, ani w żadnych, dziwnych miejscach w których być mógł. W końcu zobaczyłam go w cieplarni, prawdopodobnie rozmawiał z panią Sprout. Czyli nie robił nic ciekawego, mistrz manipulacji ludzkiej, udawał że jak gdyby nigdy nic pożycza sobie jakieś roślinki, a za dwie godziny będzie spiskował przeciwko nam wszystkim.
Zmrużyłam oczy, ciskając gromy w ślady jego stóp, po czym z ciekawości przeniosłam wzrok na salę obrony przed czarną magią i gabinet Winsleta. Ale tego skubańca też nigdzie nie było. Może wyszedł na obiad, kto wie. Sięgnęłam po różdżkę z zamiarem dezaktywacji mapy, ale zatrzymałam się w połowie ruchu, przyglądając się pomieszczeniu obok, gdzie Malfoy świetnie bawił się z Dafne  Greengrass. Z obrzydzeniem i równocześnie politowaniem uniosłam wzrok znad mapy i przeniosłam go na ścianę, dzielącą nasze dormitoria. Jednak sekundę później na moje usta wkradł się cwany uśmieszek.
-Koniec psot. – powiedziałam z zadowoleniem i „bezużyteczną” kartkę schowałam z powrotem do tylnej kieszeni spodni. Nie mogłam ryzykować, że ją zgubię, a własne spodnie wydawały mi się bezpiecznym miejscem, bo przecież kto niby miałby mnie obmacywać po tyłku, litości.
Wstałam i podskoczyłam trzy razy, przenosząc głowę z boku na bok, jakbym robiła sobie rozgrzewkę, po czym z impetem otworzyłam drzwi do pokoju Malfoya. Usłyszałam dzikie jęki z sypialni i już wiedziałam, że to tam muszę się udać. Nie bawiąc się w żadne pukanie do drzwi, po prostu pchnęłam je z rozmachem i stanęłam w progu, krzyżując ręce na piersi. Z rozbawieniem obserwowałam, jak oboje spojrzeli na mnie z szokiem wymalowanym na twarzach. Oparłam się o framugę drzwi.
-Przyszłam pożyczyć trochę cukru. – powiedziałam, uśmiechając się szeroko do blondyna, który spojrzał na mnie ze wściekłością.
-Granger, wypierdalaj stąd w tej chwili. 
Ale tak jak myślałam, nie był w ogóle zażenowany sytuacją i faktem, że właściwie jakbym spojrzała nieco w lewo, to mogłabym zobaczyć jego nagie pośladki. Oczywiście w przeciwieństwie do leżącej pod nim Dafne, która z piskiem zakryła się kołdrą po same uszy, patrząc na mnie w przerażeniu swoimi wielkimi, wymalowanymi oczami. Malfoy wyrwał dziewczynie niezbyt delikatnym ruchem poduszkę spod głowy, po czym przykrywając nią swoje przyrodzenie, podniósł się z łóżka, prawdopodobnie by osobiście mnie wyrzucić z pokoju. Jednak ja nawet nie drgnęłam, wciąż patrząc na niego z szerokim uśmiechem.
-Och, wybaczcie że wam przeszkadzam, ale przez wasze jęki nie mogę się uczyć. – spojrzałam znów na Malfoya, kręcąc z dezaprobatą głową – Doprawdy Malfoy, ja rozumiem twoje potrzeby, ale Megan w tamtym tygodniu sprawiła, że musiałam uczyć się w bibliotece, już nie mówiąc o tym, że Cindy wczoraj w nocy tak wrzeszczała, że nie mogłam zasnąć.
Kątem oka widziałam oburzone spojrzenie Dafne, które posłała blondynowi, jednak on tego nie zauważył, bo był zbyt zajęty rzucaniem błyskawic we mnie. Zrobił krok w moją stronę, a ja całą swoją siłą woli powstrzymałam się od spuszczenia wzroku niżej, na jego ciało w całej okazałości. No, oprócz tej poduszki, ale w gruncie rzeczy wcale nie byłoby trudne mu ją zabrać.
Hermiono, nie pozwól by wyprowadził cię z równowagi.
-No i zawiodłam się na tobie, Smoku. – cmoknęłam dla zwiększenia efektu i spojrzałam na dziewczynę, która automatycznie spaliła buraka na całej twarzy i szczelniej przykryła się kołdrą. – Nie sądziłam, że sypiasz z tymi samymi dziewczynami po dwa razy. – dopowiedziałam jeszcze, po czym odwróciłam się i wyszłam z sypialni, zamykając za sobą drzwi. Wychodząc z dormitorium słyszałam jeszcze jak Dafne chlipie coś o tym, że myślała, że jest wyjątkowa. A jeszcze tydzień temu tak samo myślała jej siostra, Astoria. Prawdę mówiąc, zrobiło mi się jej trochę żal, że myślała, że naprawdę z Malfoyem może na coś liczyć. Tak naprawdę wyświadczyłam jej przysługę. Im szybciej zmądrzeje, tym lepiej dla niej.
No i niedługo będę musiała stanąć z arystokratą twarzą w twarz podczas naszej małej misji i nie sądzę, żeby było to przyjemne spotkanie.

Czekałam na niego na korytarzu siódmego piętra, nie chcąc, żeby ktokolwiek zobaczył nas razem, mimo, że w szkole o tej porze było raczej pusto. Ale nie warto ryzykować, przez te wszystkie lata zdążyłam się nauczyć, że te ściany mają oczy i uszy. Żaden twój sekret nie jest tu bezpieczny. Dotknęłam instynktownie dłonią swojego tyłka i odetchnęłam z ulgą, wyczuwają w kieszeni szorstki materiał mapy. Jutro koniecznie muszę oddać ją Harremu, dla świętego spokoju.
-Aż tak brakuje ci wrażeń seksualnych, że obmacujesz sama siebie? – usłyszałam i podniosłam wzrok na blondyna, który jak zwykle wyglądał idealnie, chociaż na pierwszy rzut oka wydałoby się, że dopiero przebudził się ze snu. Przewróciłam oczami i ruszyłam wzdłuż korytarza.
-Nie odpowiadam na głupie pytania. – mruknęłam, próbując ukryć zdziwienie. Naprawdę myślałam że mnie zaskoczy jakimś crucio czy coś, a tu był całkiem kulturalny, jak na niego oczywiście.
-Czyli tak. – usłyszałam za sobą parsknięcie śmiechem. Odwróciłam się gwałtownie, biorąc zamach, ale złapał mnie za przedramię zanim jeszcze zbliżyłam rękę do jego twarzy. Od razu spoważniał i spojrzał na mnie surowo.
-Wystarczy, że raz udało ci się mnie uderzyć, Granger. – wysyczał. Wyrwałam rękę z jego uścisku i odwróciłam się tyłem do niego, kontynuując podróż przez siódme piętro.
-Dlaczego ty nie możesz być normalny?
-A dlaczego ty nie możesz?  - zapytał, zrównawszy wcześniej krok ze mną.
-Ja jestem normalna.
-No po tym co dzisiaj odpierdoliłaś to nie powiedziałbym.
Wzruszyłam tylko ramionami, postanawiając go nie rozjuszać. Nie wiadomo do czego jest zdolny.
-Przyznaj się, po prostu chciałaś popodziwiać moje ciało.
Spojrzałam na niego z politowaniem.
-Jakim ty jesteś narcyzem, Malfoy. Naprawdę, aż czasem mi cię żal.
-Tak naprawdę to mi zazdrościsz.
Przewróciłam oczami ze zrezygnowaniem. Dyskusja z tym człowiekiem nie miała żadnego sensu, więc postanowiłam jej nie kontynuować. Gdy dotarliśmy na miejsce, ukryliśmy się za zakrętem i usiadłam na podłodze. W sumie szkoda, że nie pomyślałam o tym, żeby zabrać ze sobą pelerynę niewidkę, wtedy można by było przyjść wcześniej.
Nie Hermiona.
Nie można okradać własnych przyjaciół, to nie w porządku. Nawet jeśli za chwilę to zwrócisz.
Wyciągnęłam z kieszeni Mapę Huncwotów i wypowiedziałam zaklęcie, powodując, że pokazał się przede mną cały plan Hogwartu.
-Ooo no teraz to mnie zaciekawiłaś szlamciu. – usłyszałam nad sobą, a chwilę później Malfoy usiadł naprzeciwko mnie, i to wcale nie pod przeciwległą ścianą, ale tak blisko, że niemal stykaliśmy się kolanami.
Bezczelny.
Uniosłam wzrok na niego.
-Co? – bąknęłam.
Arystokrata uniósł brwi i kącik ust do góry.
-Ależ nic Granger. Po prostu ciekaw jestem kiedy się zrobiłaś taka niegrzeczna.
-Nie wiem o czym mówisz. – mruknęłam, skupiając swój wzrok na kartce.
-Oj dobrze wiesz o czym mówię. – szepnął, pochylając się nade mną – Założę się, że Potter nie ma pojęcia o tym, że ukradłaś jego ukochany skarb.
Przełknęłam ślinę, czując powoli rosnące wyrzuty sumienia. Nie mogłam dać mu wygrać, oj nie. Nie w tym przypadku.
-Tak bardzo byłeś pewien, że to Winslet? To proszę, znalazłam ci wystarczający dowód, potwierdzający, że to Snape za tym wszystkim stoi – czymkolwiek „to wszystko” jest.
Blondyn uniósł ręce w obronnym geście i usiadł obok mnie, tuż przy rogu, by mieć w razie czego lepszą widoczność, a ja wbiłam wzrok w miejsce na mapie, gdzie znajdowały się nasze nazwiska. Malfoy wyglądał co jakiś czas zza rogu, wypatrując intruza, a ja wpatrywałam się w nasze nieruchome ślady stóp. Między nami panowała śmiertelna cisza, słychać było jedynie nasze oddechy, które wcale nie miały równego rytmu. On oddychał miarowo, spokojnie, jakby był zawsze przygotowany na wszystko i nic nie potrafiło wyprowadzić go z równowagi. Mój oddech natomiast był szybki i urwany, głównie dlatego, że starałam się nie wdychać jego perfum, w których prawdopodobnie rozpuszczony był eliksir miłosny. Cóż, to przynajmniej wyjaśniałoby dlaczego każda na niego leci, jakby był nie wiadomo kim. A przecież to tylko tleniona fretka.
-I co? – usłyszałam nad sobą szept i podniosłam wzrok znad mapy.
-Co co? – zapytałam głupkowato, patrząc na niego zdezorientowana.
On tylko prychnął z irytacją i wyrwał mi mapę z rąk. Przyglądnął się jej, po czym znów wystawił głowę za ścianę.
-Co? – ponowiłam pytanie, jednak on mnie zignorował i patrzył to na mapę, to za ścianę. Westchnęłam i oparłam się rękami gdzieś między jego kolanami, po czym przechyliłam swoje ciało nad nim i wystawiłam głowę za ścianę. Był tam. Snape tam był, a ten idiota nic nie mówi! Zmrużyłam oczy, widząc jak profesor podwija rękaw swoje szaty i przystawia przedramię do jakiegoś miejsca w ścianie. Na sekundę rozbłysnęło dobrze znane mi już zielone światło. Pojawiły się drzwi, które błyszczały tak, jakby ciągle zmieniały swoje położenie. Poczułam, że zaczyna swędzieć mnie w nosie. Mężczyzna pchnął drzwi, które otworzyły się bezszelestnie i już miał przez nie wejść do bliżej nieokreślonej ciemnej otchłani, kiedy nagle kichnęłam tak głośno, że niemal poczułam, jak zatrzęsła się ziemia. Z szeroko otwartymi oczami, jak w zwolnionym tempie patrzyłam sparaliżowana, jak Snape zamiera w pół kroku, a potem odwraca się, by spojrzeć w moją stronę. Już miałam zobaczyć jego twarz, wystarczył jeszcze ułamek sekundy… Ale nagle poczułam nieprzyjemny ból brzucha, jakbym miała zaraz zwymiotować, a wszystko wokół zawirowało.
Sekundę później niczego nieświadoma wylądowałam na oparciu kanapy, od razu z niego spadając na podłogę. Skrzywiłam się, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co właśnie się stało. Podniosłam się mozolnie z ziemi i spojrzałam na kanapę, gdzie wygodnie siedział sobie Malfoy, trzymając kurczowo mapę w dłoniach, jakby zaraz miał mnie nią trzepnąć w łeb. Przeteleportował nas do jego dormitorium. Wiedziałam, że nawaliłam tym kichnięciem i mało brakowało, a Snape by nas zdemaskował, ale przecież nie mogłam przewidzieć reakcji swojego organizmu, prawda? Posłałam blondynowi nieśmiały uśmiech, a on jeszcze bardziej tym rozjuszony wstał, ciskając mapą o kanapę i stanął nade mną, zaciskając dłonie w pięści.
-Czy ty musisz być taka głupia, Granger?! – wybuchnął, powodując że aż cofnęłam się, przytłoczona jego gwałtownością. Musiałam się bronić.
-Nie moja wina, że wziąłeś mi mapę i nie raczyłeś powiedzieć ani słowa co na niej jest! – odparłam, wyrzucając ręce w górę.
-Nie mówimy o tym, tylko o twoim pieprzonym kichaniu!
-Nie moja wina, że mam alergię na debili! – wrzasnęłam i posłałam mu mordercze spojrzenie, po czym odwróciłam się gwałtownie, przy okazji uderzając go burzą swoich loków. Ledwie zrobiłam dwa kroki w stronę drzwi, a zostałam przyciągnięta z powrotem na miejsce, w którym przed chwilą stałam. A potem pchnięta na ścianę.
Nie to żeby coś, ale Malfoy ma chyba jakieś dziwne zapędy i jeśli rzuca tak wszystkimi dziewczynami po ścianach, to już wiem dlaczego jeszcze sobie nie znalazł porządnej dziewczyny. Ten człowiek nie miał za grosz delikatności, chociaż nie sprawiał mi bólu.
Chciałam się wyrwać, ale oczywiście bezskutecznie. No tak, on oczywiście musi dominować, pieprzony Christian Grey. Przez myśl przeszło mi, że zaraz zaczniemy się całować, a potem będziemy uprawiać dziki seks na jego kanapie w salonie. Odruchowo spojrzałam na jego usta i niespokojnie poruszyłam się, karcąc siebie za własne, idiotyczne myśli. Nie poznawałam sama siebie.
-Przyznaj, że nawaliłaś, Granger. – powiedział spokojnie, opierając dłoń o chłodną ścianę tuż obok mojej głowy. Zmrużyłam oczy, patrząc na niego. Wiedział doskonale, że narusza moją przestrzeń intymną. A ja wiedziałam, że nie odpuści, dopóki nie usłyszy tego, co chce.
-Dobra, nawaliłam. – mruknęłam pod nosem.
-A teraz przyznaj, że przeszkodziłaś mi i Dafne, bo jesteś zazdrosna i chciałaś mnie zobaczyć w akcji, żeby sprawdzić czy jestem taki, jak w twoich snach.
Uniosłam brwi, patrząc na niego, jakby postradał zmysły. I wtedy zauważyłam, że nie mówił serio, bo jego usta drgnęły w uśmiechu, który oczywiście się na jego twarzy w końcu nie pojawił. Wybuchłam śmiechem, uderzając go lekko w klatkę piersiową.
-Ty się chyba za dużo filmów pornograficznych naoglądałeś. – powiedziałam, przewracając oczami i wyminęłam go, ruszając z powrotem na kanapę. Usiadłam na niej po turecku i złożyłam mapę, chowając ją znów w bezpieczne miejsce.
-No, to co widziałeś na mapie? – zapytałam, spoglądając na niego, opartego o ścianę, przy której przed chwilą stałam ja.
-Nic.
Zmrużyłam oczy, patrząc na niego.
-Jak to nic?
Arystokrata przejechał dłonią po włosach, odpychając się od ściany, po czym podszedł do mnie i usiadł na przeciwległym końcu kanapy, tym razem patrząc na mnie z powagą, bez cienia ironii.
-Nie widziałem nic. Wiem, że on tam był, ale nie było go na mapie. A to może znaczyć tylko jedno.
-Że nie żyje. – bąknęłam.
Skinął głową.
-Tak, ale nie był też duchem.
-Ale był śmierciożercą. Otworzył drzwi, przystawiając mroczny znak do ściany. – powiedziałam, patrząc na niego z niepokojem.
-Przynajmniej się czegokolwiek dowiedzieliśmy. Nie wiem jak to jest możliwe, żeby nie było go na mapie.
-W takim razie możemy wykluczyć Snape’a, bo wcześniej widziałam jego ślady w innej części Hogwartu. Na pewno byłoby go widać.
-To kto to jest?
-Nie wiem. Ale to się robi coraz bardziej skomplikowane. – powiedziałam, spoglądając na sufit i odetchnęłam głęboko. Usłyszałam, jak Malfoy bierze oddech i już miał coś powiedzieć, ale nagle drzwi obrazu, który odgraniczał nas od korytarza otworzyły się z hukiem i z jeszcze głośniej wkroczył do środka Blaise. Jednak stanął jak wryty widząc nas oboje, siedzących na jednej sofie.
-Przeszkadzam? – zapytał, unosząc zabawnie brwi do góry.
-Jak tu wlazłeś, Blaise? – warknął Malfoy, ciskając w niego gromy.
Jak zwykle miły i gościnny.
Czarnoskóry przyjaciel z lekkim zdezorientowaniem wskazał kciukiem obraz za sobą, który zdążył się już zamknąć.
-No drzwiami. – bąknął, a ja przystawiłam dłoń do ust, powstrzymując się od śmiechu.
-Nie podawałem ci hasła.
Blaise parsknął śmiechem, podchodząc bliżej, aż w końcu walnął się na kanapę pomiędzy nami.
-„Nienawidzę Granger”? Proszę cię Smoku, jesteś bardziej przewidywalny niż Ron Weasley, kiedy puści bąka.
Odchrząknęłam.
-Bez obrazy oczywiście. – dodał chłopak, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem. – Poza tym, Draco, wszyscy wiemy, że to nieprawda. Tak naprawdę to się uwielbiacie i chcecie mieć razem dzieci.
Oboje spojrzeliśmy na niego jak na idiotę. Zerknęłam później na Malfoya i z wyrazu jego twarzy wyczytałam od razu, że musimy przełożyć naszą rozmowę na potem. Kiwnęłam do niego lekko głową, dając do zrozumienia, że wiem o co chodzi i podzielam jego zdanie.
-Podobno jutro Winslet nam każe pływać w jeziorze. – powiedział jeszcze, wstając z kanapy i ruszył do barku z alkoholem, który nie wiadomo skąd się tam wziął, ale z pewnością był tam nielegalnie.
-Pewnie, częstuj się. – mruknął blondyn i rozłożył się wygodniej na kanapie, wyciągając różdżkę z kieszeni spodni. Machnął nią w kierunku kominka, w którym momentalnie rozpalił się ogień.
Był potężnym czarodziejem. Prawdopodobnie przeteleportował nas bez użycia różdżki, a to jest ogromny wyczyn, mnie nigdy się to nie udało.
Słysząc stukanie szkła przeniosłam wzrok z powrotem na Blaise’a, wracając tym samym na ziemię.
-Skąd wiesz, że każe nam pływać? – zapytałam.
-Podobno ktoś go dzisiaj widział przy jeziorze, jak chodził tam i z powrotem, głęboko nad czymś dumając.
-Może po prostu chciał pobyć sam.
Mulat wzruszył ramionami.
-Przekonamy się jutro.
-Dobra chłopaki, ja idę do siebie, miłej zabawy życzę. – powiedziałam, wstając z kanapy i ruszając do drzwi, dzielących pomieszczenie od mojego dormitorium.
-Jak tooo? Dopiero przyszedłem, a ty mi już uciekasz? Co masz lepszego do roboty? – Blaise wyrzucił ręce w górę, patrząc na mnie jak szczeniaczek z wysuniętą dolną wargą.
-Muszę oddać coś, co pożyczyłam. – odparłam, posyłając mu przyjazny uśmiech i zignorowałam rozbawione spojrzenie Malfoya – Następnym razem, obiecuję.
Otworzyłam drzwi i przeszłam do siebie, machając czarnoskóremu na pożegnanie i oczywiście ignorując totalnie arystokratę. Gdy tylko zamknęłam drzwi i zostałam sama w swoich czterech ścianach, ogarnął mnie strach. Strach przed nadchodzącą nocą, ale i przed nadchodzącymi dniami, w którym miałam nadzieję, że coś się w końcu wyjaśni.
Westchnęłam i usiadłam na własnej kanapie, wyciągając różdżkę przed siebie. Zmrużyłam oczy, skupiając się tylko na kominku, po czym machnęłam lekko różdżką. Nic się nie stało. Spróbowałam jeszcze raz, ale i tym razem nie udało mi się go rozpalić bez wypowiedzenia zaklęcia. Cholerny Malfoy musiał być w czymś lepszy ode mnie.
-Incedio. – mruknęłam w końcu zrezygnowana, powodując, że w kominku rozpalił się ogień i wyciągnęłam Mapę Huncwotów, żeby sprawdzić, czy dam radę pozbyć się jej jeszcze dzisiaj. Niestety Harry był w dormitorium, więc nie mogłam oddać mu jej teraz, a szkoda, bo miałam wrażenie, że kawałek papieru wypala dziurę w mojej kieszeni i w mojej duszy. To było do mnie kompletnie niepodobne, żeby okradać własnych przyjaciół.
Spojrzałam niepewnie w stronę drzwi, za którymi pewnie teraz ślizgoni pili ognistą whisky, ale postanowiłam do nich nie wracać, a zamiast tego wyciągnęłam swój pamiętnik.

Drogi Pamiętniku
Mam nadzieję, że nikt nie natknął się na ciebie, podczas gdy ja leżałam odurzona w Skrzydle Szpitalnym. Byłabym skończona, jakby ktoś przeczytał to, co tutaj się znajduje. Wciąż nie wiadomo kto jest odpowiedzialny za to cholerne zielone światło i znikające drzwi. Wiem jedynie, że jest to śmierciożerca, który otwiera drzwi, przykładając przedramię z Mrocznym Znakiem do ściany. Koniecznie będziemy musieli tego wypróbować z Malfoyem, chociaż średnio uśmiecha mi się oglądanie tego potwornego tatuażu na żywo. No i nie wiem czy się na to zgodzi.
Musiałam niechętnie przyznać, że chyba zaczynam darzyć go odrobiną zaufania. Prawdopodobnie faktycznie, tak jak obiecał, nie powiedział nikomu o Misji Zielonego Światła. Poza tym chyba rzeczywiście tak jak mnie ciekawiło go co dzieje się na siódmym piętrze i nie robił żadnych problemów. Nawet nie ukradł mi mapy, chociaż mógł, bo trzymał ją w rękach bez mojego nadzoru.
Tak, mapy którą ukradłam Harremu. Jestem okropna.
W każdym razie uspokaja mnie fakt, że Malfoy chyba bierze tą sprawę na poważnie, bo mimo, że wciąż jest totalnym chamem i nie potrafi się zachowywać kulturalnie, to jednak  kiedy przyjdzie co do czego – potrafi odsunąć dumę na bok. Nawet zauważyłam, że ograniczył do minimum nazywanie mnie szlamą. A to naprawdę wielki wyczyn.
Natomiast co do moich snów, wciąż je miewam. Trochę się zmieniają, teraz częściej wplatane są w nie wydarzenia sprzed ostatnich dni. Ale muszę przyznać, że jest lepiej. Owszem, budzę się w środku nocy z krzykiem, czasem mam wrażenie, że ktoś stoi koło firanki i mnie obserwuje, czasem słyszę też szepty w głowie. Ale jest lepiej. Może to dlatego, że oswajam się z towarzystwem Malfoya?

Zamknęłam notes i odniosłam go do sypialni, zamykając w szufladzie szafki nocnej na klucz. Spojrzałam na zegarek. 22:17. Nie miałam ochoty iść spać, chociaż ku mojemu zdziwieniu czułam się bezpieczniej ze świadomością, że obok są ślizgoni. A to przypomniało mi, że muszę rzucić zaklęcie tłumiące dźwięki na dormitorium, żeby czasem nie usłyszeli moich wrzasków. Nie sądzę, żeby Blaise zareagował jakoś negatywnie, prawdopodobnie od razu rzuciłby się z pomocą, ale nie mogłam powiedzieć tego samego o Malfoyu. Ten prawdopodobnie zacząłby ze mnie kpić i robiłby to do końca roku szkolnego.
Otworzyłam szafę i wyciągnęłam z niej swoją starą, szarą bluzę, która leżała zakopana pod stertą świeżutkich, nowych ubrań, w których tak nie lubiłam chodzić. Zgarnęłam jeszcze jakąś świeczkę, swoją różdżkę i wyszłam z dormitorium.
Chwilę później siedziałam na chłodnej posadzce pod pomnikiem Dumbledora i wpatrywałam się w słaby płomień ze świeczki, który był jedynym światłem pośród mroku dziedzińca. Słyszałam tylko w głowie powtarzający się głos własnej mamy, mówiącej: „Nie siedź na betonie, bo dostaniesz wilka!”, jednak skutecznie go ignorowałam, skupiając swoje myśli tylko na bladym płomieniu. Nie chciałam o niczym myśleć, po prostu czułam, że muszę się wyciszyć, a pomnik wydawał mi się być idealnym do tego miejscem.

Draco
Ukryty za filarem oparłem się o ścianę i patrzyłem na dziewczynę, której twarz mieniła się w blasku pojedynczej świeczki, postawionej na bruku. Ze spokojem patrzyła w ogień, sprawiając wrażenie bezbronnej dziewczynki. Poczułem jakieś dziwne ukłucie w brzuchu, które towarzyszyło mi odkąd wziąłem do ręki ten cholerny notes, który okazał się być pamiętnikiem. Zupełnie tak, jakby fakt, że dziewczyna nie była czystej krwi nie miał już żadnego znaczenia. Zupełnie tak, jakbym zaczął się czuć… odpowiedzialny. To było do mnie kompletnie nie podobne. Nie chciałem tego czuć. Chciałem odejść, ale nie potrafiłem się ruszyć. Musiałem nad nią czuwać, bo chociaż tak mogłem jej wynagrodzić wszystko, co przeze mnie przeszła. 


Niespodzianka! Nie, jeszcze nie wracam, ale miałam chwilę czasu, więc coś dla Was naskrobałam. Możecie się spodziewać następnego rozdziału w lutym, bo wtedy też będę miała trochę luzu. A na razie życzę Wam wszystkiego dobrego w nowym roku. Trzymajcie się! :*

sobota, 3 października 2015

Hm.

Blog zostaje zawieszony na czas nieokreślony.
Pod poprzednim rozdziałem były 3 komentarze i szczerze Wam powiem, że nie będę ryzykować moich ocen na studiach skoro jest tak marne zainteresowanie. Poza tym wczoraj miałam pierwsze zajęcia i zdałam sobie sprawę z tego, że czeka mnie naprawdę bardzo ciężki rok. Dlatego nie mam nawet możliwości, żeby coś napisać. Jak będę miała trochę czasu to może coś wymyślę, może wrzucę, więc mimo wszystko zaglądajcie na bloga (możecie dodać go do obserwowanych), ale tak jak mówię, nie wiem kiedy to nastąpi.
Jedyne, co mogę Wam obiecać to to, że na pewno wrócę, bo nie lubię zostawiać czegoś niedokończonego.

wtorek, 22 września 2015

Rozdział 9



Obudził mnie pulsujący ból w skroni. Jęknęłam cicho, jakby próbując zaprotestować, ale wciąż bolało. Niechętnie otworzyłam oczy, ale niemal od razu musiałam je zmrużyć z powodu ostrego światła. Dopiero wtedy zauważyłam coś jeszcze. Przez kilka sekund wpatrywałam się w ciszy w stalowe tęczówki. Były piękne. Skrywały tajemnicę, a jednocześnie zauważyłam w nich iskierki ulgi i… troski. Może mi się to tylko wydawało? Westchnęłam, czując się, jak we śnie. Mogłabym patrzeć w nie w nieskończoność, gdybym nagle nie zorientowała się do kogo należą. Otworzyłam szeroko oczy i zerwałam się z pozycji leżącej, ale zaraz tego pożałowałam, czując potworny ból głowy, więc położyłam się z powrotem na łóżku i popatrzyłam znów w jego oczy. Zniknęła ulga i troska. A może wcale ich nie było?
-Obudziła się. – mruknął chłopak, odrywając ode mnie wzrok i chwilę później zobaczyłam przed sobą Panią Pomfrey.
-Och kochanie spokojnie, zaraz podam ci jakieś lekarstwa. Doprawdy panie Malfoy, nie rozumiem, jak mógł pan tak okaleczyć tą biedulkę. – powiedziała, patrząc na niego karcącym wzrokiem, na co chłopak zaśmiał się krótko.
-Już pani mówiłem, że się pośliznęła i walnęła głową w ścianę. Nie moja wina, że jest taką niezdarą.
Spojrzałam na niego i już otworzyłam usta, żeby zaprotestować, że nic takiego się nie wydarzyło, ale Malfoy chyba to wyczuł, bo spojrzał na mnie tym swoim władczym wzrokiem i pokręcił przecząco głową. I całe szczęście, że to zrobił, bo wtedy przypomniałam sobie, co naprawdę się wydarzyło. Czyli Malfoy nic o tym nie powiedział nikomu. Dochował tajemnicy. Uśmiechnęłam się do siebie. Miałam ochotę wstać i przytulić się do niego i zacząć mamrotać o tym, że wiedziałam, że jednak jest człowiekiem, ale wyobraziłam sobie jego reakcję. Najpierw popatrzyłby na mnie, jakbym była nie z tej planety, potem odsunąłby mnie od siebie i poddał się szczególnej dezynfekcji całego ciała, a ubrania by spalił. Chciałam z nim porozmawiać o tym, co się wydarzyło, dlatego nie mogłam się doczekać, aż pani Pomfrey skończy krzątanie się po skrzydle szpitalnym i wyjdzie, ale zamiast tego Malfoy przeczesał dłonią włosy i zabierając ze stolika nocnego swoją różdżkę, posłał mi ostatnie spojrzenie i ruszył w stronę wyjścia.
Co? Nie! Wracaj! Jeszcze z tobą nie skończyłam ty idioto. Ty nędzna kreaturo, ty...
Ale nie odezwałam się ani słowem. Kątem oka zauważyłam, jak stanął obok pielęgniarki, powiedział coś do niej, a potem nie obejrzawszy się za siebie, wyszedł z pomieszczenia. Pani Pomfrey poczekała cierpliwie, aż dokładnie zamknie za sobą potężne drzwi, po czym podreptała do mnie na ploteczki. Usiadła na krańcu mojego szpitalnego łóżka, podając mi fiolkę z jakimś śmierdzącym skarpetkami eliksirem i kazała to wypić. Spełniłam jej polecenie, jednakże bardzo opornie. Postawiłam puste naczynie na stoliku i spojrzałam na pielęgniarkę, która wpatrywała się we mnie badawczym wzrokiem.
-To powiesz mi co tak naprawdę się stało? – zapytała w końcu, nie spuszczając ze mnie wzroku. Skrzywiłam się, udając, że boli mnie głowa (tak naprawdę nie mogłam znieść tego paskudnego smaku skarpetek) i pomasowałam sobie palcem skroń.
-Pamiętam, że byliśmy na patrolu z Malfoyem. Szliśmy korytarzem i nagle się poślizgnęłam. Musiałam uderzyć w coś głową, bo nie wiem, co później się wydarzyło.
Kobieta pokiwała głową, a ja zauważyłam, że za oknem panuje całkowita ciemność.
-Jak długo byłam nieprzytomna? – zapytałam.
-Pan Malfoy przyniósł panią koło 22, a później biedaczek siedział tu bite 4 godziny i czekał, aż się pani obudzi, chociaż mówiłam mu, żeby szedł spać i zawołam go, jak się pani obudzi, ale to taki uparty człowiek… - mówiąc to, pokręciła głową z dezaprobatą, a ja cudem powstrzymałam się od wykrzyknięcia głośnego „CO?!”. Zamiast analizowania o co tak naprawdę chodziło Malfoyowi i czemu nagle zaczęłam go obchodzić, przypomniałam sobie, że jest środek nocy, a ja jestem w skrzydle szpitalnym, narażona na to, że wszyscy dowiedzą się o moich koszmarach. Jak na zawołanie zaczęłam być senna.
-Pani Pomfrey… Co to był za eliksir? – zapytałam drżącym głosem.
Pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
-Eliksir nasenny. Jutro obudzisz się wypoczęta, jak nigdy wcześniej. – odparła wyraźnie zadowolona z siebie. Od razu zerwałam się z łóżka szpitalnego na równe nogi, ignorując fakt, że głowa boleśnie dała o sobie znać. Nagłą zmianę nastroju pani Pomfrey też zignorowałam i powiedziałam tylko coś, że czuję się już dobrze i muszę wrócić do swojego dormitorium. Chciała mnie zatrzymać, ale zręcznie wywinęłam się z jej objęć, wybiegając z pomieszczenia.
-Panno Granger! – krzyknęła jeszcze za mną, ale ja biegłam już w stronę swojego dormitorium, próbując za wszelką cenę pozostać przytomna. Oczy same mi się zamykały, a z każdym mrugnięciem było mi coraz ciężej je otworzyć. Eliksiry są dużo mocniejsze niż zwykłe, mugolskie tabletki nasenne. Kobieta na obrazie przed moim dormitorium spojrzała na mnie przerażona i otworzyła drzwi, nie czekając nawet aż powiem hasło. Wyciągnęłam jeszcze różdżkę i padłam na kolana, idąc na czworaka do sypialni. Oczy w końcu ze mną wygrały, straciłam nagle siły i padłam na podłogę w salonie. Zdążyłam jeszcze tylko wyszeptać zaklęcie tłumiące dźwięki i upuściłam różdżkę, oddając się w objęcia Morfeusza.

Gdy tylko wstałam (uprzednio budząc się standardowo ze cztery razy) i mniej więcej ogarnęłam się, żeby wyglądać jak człowiek, zorientowałam się, że nie mam swojego pamiętnika. Zamarłam w miejscu, a krew odpłynęła mi z twarzy na myśl, że Malfoy mógł to wszystko przeczytać. Może właśnie dlatego siedział ze mną w skrzydle szpitalnym? Może czuł się odpowiedzialny? Co za matoł, żeby czytać cudze pamiętniki! Znów wydałam z siebie ryk zarzynanej świni i otworzyłam z impetem wewnętrzne drzwi, prowadzące do dormitorium chłopaka. Niemal od razu uderzył we mnie cudowny zapach jego perfum, ale byłam zbyt wściekła, żeby zwrócić na niego uwagę.
-MALFOY! – wrzasnęłam, rozglądając się wokół. O dziwo miał tu nawet całkiem czysto. Otworzyłam drzwi do sypialni i weszłam do środka, ale tam też go nie było. Zamiast tego zauważyłam jego czarne bokserki za 100 funtów na łóżku. Poczułam, jak oblewa mnie fala gorąca. Wypuściłam głośno powietrze z ust i wyszłam z pokoju, trzaskając głośno drzwiami za sobą. Spróbowałam jeszcze w łazience, ale tam też go nie było. I ani śladu mojego pamiętnika. Westchnęłam. Malfoy musiał wyjść już na śniadanie. Wiedziałam, że tak naprawdę nie jest głupi i nie zostawiłby mojego notesu, leżącego na wierzchu. Musiał go mieć przy sobie.
Gdy wkroczyłam do Wielkiej Sali, od razu go zauważyłam. Siedział w swoim doborowym towarzystwie i zachowywał się tak, jak zwykle. Czyli z wyższością patrzył po pozostałych, skutecznie dając im do zrozumienia, że jest lepszy od nich. Nawet w nic nie robieniu. Zdałam sobie sprawę z tego, że nie mogę tak po prostu podejść do niego i zażądać mojej własności z powrotem. To wywołałoby zbyt duże zainteresowanie i nasz mały sekret mógłby wyjść na jaw. Westchnęłam i posłałam mu ostatnie, mordercze spojrzenie, którego nawet nie zarejestrował, bo kompletnie zignorował moją obecność, po czym usiadłam przy stole razem z przyjaciółmi. Widząc mnie, uśmiechnęli się szeroko i zaczęli swoją standardową pogawędkę o pierdołach, a ja dziękowałam w duchu za to, że mam ich z powrotem.
-Słyszałem, że wylądowałaś w nocy w skrzydle szpitalnym. – zaczął nagle Harry.
-Co się stało? – dokończył za niego Ron.
Wzruszyłam ramionami, udając nonszalancję.
-Przewróciłam się podczas patrolu z Malfoyem. – powtórzyłam tą samą historię -Ale to nic takiego – dodałam szybko – Już wszystko jest ok, jestem wyspana i czuję się jak nowonarodzona.
Kłamstwo kłamstwo kłamstwo.
Ale przyjaciele je kupili. Potaknęli tylko na znak, że jestem zwolniona z dalszego przesłuchiwania, po czym wrócili do standardowej pogawędki o pierdołach. Jednak musiałam przyznać, że nie mogłam skupić się na historii, jak to Ron, wstając z łóżka potknął się i pierdnął tak głośno, że obudził wszystkie dziewczyny z sypialni obok, bo cały czas w głowie miałam mój pamiętnik i świadomość, że jeśli Malfoy to przeczytał, to jestem skończona. Wtedy miałby coś na mnie, co mógłby wykorzystać w każdej chwili. Mógłby napawać się moim cierpieniem, mógłby w końcu czuć się oficjalnie wygrany po bitych siedmiu lat wojny.
Gdy wychodziłam ze śniadania w towarzystwie Ginny, Harrego i Rona, zauważyłam, że Malfoy dopiero wstawał od swojego stołu.
To była moja szansa. Być może jedyna tego dnia.
Kiedy tylko minęliśmy ogromne drzwi, zatrzymałam się i kucnęłam, udając, że rozwiązała mi się sznurówka.
-Hermiona, idziesz? – zapytała Ginny, patrząc na mnie z góry. Uśmiechnęłam się do niej i machnęłam ręką.
-Idźcie, dogonię was. – odparłam, starając się brzmieć na pozytywnie nastawioną do życia, w tym czasie rozwiązując dyskretnie sznurówkę. Kiedy przyjaciółka kiwnęła głową i popchnęła chłopaków w stronę schodów, zaczęłam zawiązywać buta z powrotem. Kiedy skończyłam, akurat zauważyłam rażący blond, zbliżający się do drzwi, więc schowałam się za nimi. Gdy tylko chłopak znalazł się w zasięgu mojego wzroku, pociągnęłam go na bok najsilniej, jak potrafiłam, po czym wepchnęłam go do schowka na miotły i wchodząc tam za nim, zamknęłam za sobą drzwi.
Myślałam, że będzie trudniej. W końcu nie był idiotą, od razu mógł się bronić, mógł rzucić we mnie Drętwotą albo po prostu połamać mi rękę. Ale pewnie myślał, że to jedna z jego sekretnych wielbicielek i po prostu będzie miał okazję zabawić się od samego rana. Wystarczyło, że się odezwał i już wiedziałam, że miałam rację.
-Siema. – powiedział tym swoim wyuczonym na pamięć, zmysłowym głosem, który spowodował, że cudem powstrzymałam się od śmiechu i objął mnie w talii, przysuwając nagle brutalnie do siebie. I chociaż zaschło mi w gardle i przez jedną pojedynczą sekundę cała zdrętwiałam, to na szczęście potem się ocknęłam i plasnęłam otwartą dłonią we włącznik światła. Gdy tylko misternie zwisająca nad nami żarówka zapaliła się mdłym płomieniem, zasztyletowałam go wzrokiem, a ten przerażony odepchnął mnie od siebie, a sam wycofał się w przeciwną stronę, strącając przy okazji kilka mioteł na podłogę. Zamknął na chwilę oczy, zanim hałas ucichnął, a potem spojrzał na mnie. No teraz to naprawdę cudem powstrzymałam się od śmiechu. Skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam na niego.
-Kto by pomyślał, że Draco Malfoy jest niezdarą. – powiedziałam, po czym zacisnęłam usta, powstrzymując się od chociaż uśmiechu.
Skup się.
Ta sytuacja była poważna i ja też musiałam być poważna.
-Granger… Co ty kurwa wyprawiasz? – znów pojawił się ten władczy wyraz twarzy, wyniosła postawa i wrodzona perfekcja w każdym calu.
Pomijając oczywiście leżące wokół nas miotły.
-Gdzie jest mój notes? – zapytałam, kompletnie ignorując jego pytanie. Blondyn zmarszczył brwi, udając, ze nie wie o co mi chodzi.
-Nie miałaś go przy sobie?
-Nie denerwuj mnie Malfoy, tylko oddawaj mój notes! – odparłam wściekła, robiąc krok w jego stronę.
Byłam przyzwyczajona, że to zawsze działało. Ron zawsze od razu się cofał i piszczał, a potem robił wszystko to, co chciałam. Ale oczywiście zapomniałam, że Malfoy taki nie był. Wciąż stał w tym samym miejscu, patrząc na mnie z wciąż zmarszczonymi brwiami.
-Nie mam twojego notesu Granger. – powiedział spokojnie, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.
-Masz ty kłamliwa fretko, oddawaj go.  – odparowałam i podeszłam blisko niego, bez zastanowienia łapiąc jego szatę w dłonie. Zaczęłam sprawdzać jej wewnętrzne kieszenie, ale wszystkie wydawały się być puste. Arystokrata mnie nawet nie odepchnął, tylko z westchnieniem irytacji uniósł ręce do góry i pozwolił, żebym go obmacywała.
-Skończyłaś już? – zapytał w końcu, a ja zrezygnowana puściłam go i dla bezpieczeństwa odsunęłam się z powrotem na drugi koniec ciasnego pomieszczenia.
-Pewnie został na siódmym piętrze. – dopowiedział jeszcze, a ja wycelowałam w niego palcem.  
-Jeśli nie  będzie go na siódmym piętrze, to cię zniszczę. Nie spocznę, dopóki go nie odzyskam. – syknęłam, po czym sięgnęłam za klamkę z zamiarem wyjścia, jednak  ostatniej chwili poczułam jego ciepłą dłoń na swojej ręce. Nie był to delikatny uścisk, oj nie. Chwycił mnie mocno za przedramię, ale gdy spojrzałam zdziwiona w to miejsce, od razu puścił mnie, jak oparzony. Pewnie zdał sobie sprawę z tego, że właśnie mnie dotknął i może zarazić się szlamem. No to znów dezynfekcja całego ciała i ubrania do spalenia.
Popatrzyłam na niego i przez chwilę miałam wrażenie, że chce zapytać jak się czuję, czy coś mnie boli od zderzenia ze ścianą i tak dalej.
Ale nie.
-O 20 pod Pokojem Życzeń.
-19:55. O 20 się zacznie, musimy być przed nim.
Malfoy pokiwał twierdząco głową. Staliśmy jeszcze przez parę sekund w ciszy i naprawdę myślałam, że zapyta, czy wszystko w porządku, ale tego nie zrobił. Westchnęłam w końcu i wyszłam z pomieszczenia, po czym ruszyłam na siódme piętro, nie oglądając się za siebie. Poczułam się dziwnie. Jakoś tak zrobiło mi się smutno i to wcale nie przez to, że nie mogłam znaleźć swojego pamiętnika. Tak naprawdę myślałam tylko o tym, jaki Malfoy jest bezduszny i uświadomiłam sobie, że miałam nadzieję, że zapyta, czy dobrze się czuję. Czułam się rozczarowana. Ale dlaczego? Przecież nic się nie zmieniło. To, że dzielimy wspólnie sekret i musimy rozwiązać zagadkę i to, że siedział ze mną tyle godzin w skrzydle szpitalnym niczego nie zmienia. Wciąż jesteśmy wrogami i ślizgon nie miał obowiązku, ani tym bardziej ochoty, żeby pytać o moje samopoczucie.
Więc czego ty oczekujesz od niego Hermiono?
Szłam dobrze znanymi mi korytarzami siódmego piętra, będąc przekonaną, że notesu tutaj nie będzie, bo Malfoy go ma, a teraz pewnie pobiegł podrzucić mi go do dormitorium. Niewyobrażalne było moje zdziwienie, kiedy zauważyłam czerwony pamiętnik, leżący samotnie w kącie korytarza. Zalała mnie fala ulgi, kiedy podnosiłam go do rąk. Malfoy go nie czytał. Mój sekret był bezpieczny.
Kiedy wracałam na dół, myślałam na tym, kim mógł być mężczyzna, wchodzący do pokoju. Musiał być śmierciożercą. Więc jeśli to nie Malfoy, to w takim razie pozostaje tylko Snape. Wiem, że byłby do tego zdolny, tylko udawał, że jest taki pokorny, że się zmienił. W gruncie rzeczy, łatwiej jest stoczyć się z góry, niż się na nią wspiąć. Snape się stoczył, a teraz udawał, że wspina się na górę, ale tak naprawdę on tylko szukał windy.
Akurat jak na złość przechodził korytarzem, prosto na mnie, trzymając w dłoni książkę do eliksirów. Patrzył przed siebie, a wszyscy odbiegali na bok, żeby zrobić mu miejsce. Zmrużyłam oczy, zastanawiając się, po co mu to wszystko. Odzyskał przecież posadę w Hogwarcie i jako taki respekt, więc dlaczego znów przechodził na ciemną stronę? Profesor zamrugał i posłał mi surowe spojrzenie, które tylko potwierdziło moje przypuszczenia. To on. Byłam tego pewna.
Zaraz za nim zauważyłam Malfoya, stojącego z Blaise’m przy ścianie. Dyskutowali o czymś zawzięcie. Rozejrzałam się, ale wokół widziałam tylko jakieś dzieci, Snape dawno zdążył zniknąć za zakrętem. Podeszłam do nich, przełykając ślinę i poprawiając na ramieniu torbę, w której schowany miałam ukochany pamiętnik. Najpierw zauważył mnie blondyn i zmarszczył brwi, dziwiąc się, że podchodzę do niego w biały dzień, kiedy wszyscy mogą nas zobaczyć. Jak na zawołanie, Blaise przestał chichotać i odwrócił się, a gdy mnie zobaczył, od razu rozłożył ręce. Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam się do jego klatki piersiowej, a on otoczył mnie ramionami.
-Co tam, mała? Słyszałem, że wylądowałaś w skrzydle szpitalnym. Wszystko w porządku? – zapytał przyjaźnie, po chwili odsuwając mnie lekko od siebie i przyjrzał mi się uważnie. Zerknęłam na Malfoya, który przewrócił teatralnie oczami i odwrócił się do nas tyłem, jakby dając do zrozumienia, że go to nie obchodzi. Spojrzałam z powrotem na ciemnoskórego chłopaka i pokiwałam głową.
-Tak, wszystko już ok. Właściwie chciałam zamienić słówko z Malfoyem. – szepnęłam, kiwając nieznacznie głową w jego stronę. Blaise uniósł brwi, patrząc na mnie z charakterystycznym pół-uśmieszkiem, ale ja tylko lekko go uderzyłam w ramię, nie odzywając się ani słowem. Zaśmiał się, poklepał arystokratę po plecach i odszedł w stronę klasy Winsleta. Gdy tylko zniknął, przybliżyłam się do Malfoya.
-Myślę, że to Snape. – szepnęłam. Spojrzał na mnie, przez sekundę nie wiedząc o co mi chodzi, a kiedy się zorientował, pokręcił przecząco głową.
-To nie Snape, Granger. Znam go, nie ryzykowałby tak.
-Malfoy, przejrzyj na oczy, to jedyny śmierciożerca w tej szkole.
Chłopak spojrzał na mnie, jakbym była idiotką.
-Oprócz ciebie. – dodałam.
-Nie, to na pewno Winslet.
-Przecież on nie jest śmierciożercą!
Wzruszył ramionami.
-Tego nie wiesz.
-Wiem. Nie przyjęliby śmierciożercy na stanowisko nauczyciela. Za duże ryzyko.
-Niekoniecznie wiedzą, że jest śmierciożercą.
Westchnęłam.
-Malfoy, twoje argumenty są idiotyczne. To Snape.
-Nie, to Winslet.
-Dobra. Niech ci będzie. Musimy wymyślić coś, żeby zobaczyć jego przedramię. Jeśli jest tam tatuaż, ok. Jeśli nie ma, to nie chcę więcej słyszeć tych idiotyzmów. – oznajmiłam, mierząc w niego palcem i odeszłam w stronę klasy.
Usiadłam obok Harrego, zastanawiając się co dzisiaj każe nam robić nauczyciel. Ostatnio było polowanie na pająki. Jeśli dzisiaj sobie wymyśli pływanie w jeziorze, to ja już odpadam. Kiedy tylko nauczyciel wszedł do klasy i uśmiechnął się do wszystkich, jakiekolwiek wątpliwości, że mógłby być śmierciożercą zniknęły. Oczywiście, często pozory mylą, ale ten człowiek nie mógł być zły. Chciał nam pomóc, chciał, żebyśmy byli przygotowani na wszystko. Przecież gdyby był naszym wrogiem, to działałby raczej na naszą niekorzyść. Profesor tylko zaczął swój wykład o strachu i zwalczaniu go i już wiedziałam o czym będzie dzisiejsza lekcja. Boginy. Najgorsze, w co mogłam się wkopać. Przełknęłam ślinę i rozejrzałam się wokół. Było nas około trzydziestu lub czterdziestu osób. Nie zdążymy wszyscy zademonstrować swoich sił. Może uda mi się z tego wymigać. Musiało mi się udać. Winslet wciąż mówił i oparł się pośladkami o swoje biurko. Nagle uniósł prawą dłoń i podwinął rękaw koszuli do łokcia. Moje serce szybciej zabiło i wyciągnęłam szyję, żeby się lepiej przyjrzeć, a potem uśmiechnęłam się do siebie triumfalnie. Miałam rację. Ani śladu Mrocznego Znaku. Odwróciłam wzrok od nauczyciela i rozejrzałam się, natrafiając w końcu na Malfoya. W tej samej chwili on też na mnie zerknął. Z tym, że nie miał tak zadowolonej miny, jak ja. Patrzył na mnie, z wściekłością zaciskając szczękę, co wprawiło mnie w jeszcze lepszy humor. Przynajmniej jedną zagadkę mieliśmy rozwiązaną. To był Snape. Teraz jeszcze musimy dowiedzieć się, jak otworzył te drzwi.
-Potter, czy możesz mi pomóc? – usłyszałam nagle pytanie profesora, a Harry posłusznie wstał i pomógł mu przenieść za pomocą zaklęcia dobrze znaną mi starą szafę. Później wrócił na miejsce.
-To kto pierwszy na ochotnika? – zapytał, a ja osunęłam się na krześle, żeby tylko mnie nie wybrał. Trzęsłam się, jak galareta. Harry już to zauważył, ale pokręciłam do niego przecząco głową. Nie chciałam, żeby cokolwiek robił, bo tylko zwróciłby na nas uwagę. – Może panna Parvati?
Dziewczyna wstała i wszyscy doskonale wiedzieli, co zobaczą. Mumię, a później hinduska za pomocą zaklęcia sprawi, że zacznie potykać się o własne bandaże. Ale tak się nie wydarzyło. Zamiast mumii pojawiła się przed nami jej siostra, Padma, otoczona z każdej strony ogniem. Pożar. Wojna zmieniła bogina Parvati z mumii w pożar. Niemal wszyscy słyszeli, jak przełyka ślinę.
-Riddikulus. – powiedziała głośno i wtedy ogień zebrał się w jedno miejsce i zamienił w feniksa, który wzniósł się w powietrze, obleciał dookoła nagle uśmiechniętą Padmę, po czym zniknął razem z nią z powrotem w szafie.
-Brawo. – odezwał się nauczyciel, a wszyscy zaczęli nieśmiało klaskać.
Następny był Dean. Jego boginem była żyjąca, potężna ręka, ale to również się zmieniło. Zamiast niej, pojawił się przed nami Antonin Dołohow, jeden ze śmierciożerców, z którym chłopak walczył podczas bitwy o Hogwart. Mierzył różdżką w Deana.
-Avada K… - odezwał się mdłym głosem, ale w tej chwili chłopak uniósł swoją różdżkę.
-Riddikulus. – mruknął, a w jego głosie można było usłyszeć wszystkie emocje, związane z wojną. Różdżka śmierciożercy zamieniła się w zwykły patyk. Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony, a później wpadł w szał i zniknął. Znów nastąpiła cisza i kilka osób klasnęło w dłonie. Ta lekcja znacznie różniła się o tej z profesorem Lupinem. Nikt się nie śmiał, wszystkie te boginy wywoływały u nas wspomnienia, gorzkie wspomnienia, o których każdy chciał zapomnieć. Wiedziałam, że gdybym teraz tam poszła, to przede mną pokazałaby się Bellatrix, a nie McGonagall. Ale nikt nie przywiązałby do tego jakiejś wagi, bo wszyscy uznaliby to po prostu za wspomnienie z wojny. Z tym, że przypuszczam, że nie byłabym w stanie pokonać bogina. Poza tym Malfoy mógłby domyśleć się mojego sekretu. No i miałby powód do naśmiewania się ze mnie.
-To może teraz znowu jakaś dziewczyna. Może…
Musiałam działać szybko, bo wiedziałam, że wybierze mnie. Po prostu wiedziałam. A gdy powiedział „G” zostało mi tylko parę sekund, żeby się uratować. Nie zastanawiając się dłużej, zamknęłam oczy i osunęłam się z krzesła na bok, uderzając głową o podłogę. Bolało cholernie, ale musiałam powstrzymać się od pokazywania jakichkolwiek emocji. Leżałam tak chwilę na podłodze, słysząc jednym uchem małe zamieszanie, szuranie krzeseł i głos Harrego. Po chwili ktoś podniósł mnie na ręce i wyniósł z sali. Po chwili zostałam położona na twardej ławce na korytarzu.
-Hermiona, to ja.
Otworzyłam delikatnie jedno oko, a potem drugie i podniosłam się do pozycji siedzącej. Harry siedział obok mnie i zaczął się śmiać.
-To było godne Oscara.
-Skąd wiedziałeś, że udaję? – zapytałam, pocierając głowę dłonią i krzywiąc się z bólu.
-Znam cię na tyle długo, że doskonale wiedziałem, że to zrobisz. I wcale ci się nie dziwię. W ogóle ta lekcja z boginami to nie było dobre posunięcie Winsleta. Wszystkim nam zepsuł humor na najbliższy miesiąc. – odparł, przez chwilę patrząc nieobecnym wzrokiem przed siebie.
Uśmiechnęłam się lekko.
-To co, urywamy się z reszty lekcji? – zapytałam, powodując, że Harry spojrzał na mnie gwałtownie z szokiem, wypisanym na twarzy.
-Co ty powiedziałaś?
Wzruszyłam ramionami, wciąż się uśmiechając.
-Mamy wymówkę. Ja się źle czułam, a ty musiałeś mnie pilnować. Chodź, pójdziemy do Hogsmade. – powiedziałam, po czym poklepałam go po kolanie i zeskoczyłam z ławki, ruszając korytarzem z dala od Winsleta i jego boginów. 



Nie martwcie się, wciąż o Was pamiętam :)