wtorek, 5 lipca 2016

Rozdział 12



Proszę, dajcie znać, że wciąż jesteście <3


Stałam przed lustrem już od jakiś 20 minut, wciąż zastanawiając się jak do tego doszło, że ja, Hermiona Granger, królowa perfekcji, zaraz dostanę szlaban. I zrobię to dla Draco Malfoya. Poza tym okradłam własnego przyjaciela. No, oczywiście jeszcze prawie dzisiaj zginęłam, o czym moi znajomi również nie wiedzieli.
Zerknęłam w dół na Mapę Huncwotów, która była trochę wymięta, ale wciąż się trzymała kupy.
Najpierw zajmę się tym. Potem szlaban.
Złapałam skrawek przyżółkłego papieru i wsadziłam go do książki do eliksirów. Narzuciłam jeszcze na siebie szkolną szatę, posłałam sobie karcące spojrzenie, jakbym chciała ukarać się za te haniebne czyny, za które jestem odpowiedzialna, po czym wyszłam z łazienki. Chłopaki prawdopodobnie siedzą jeszcze w Wielkiej Sali, bo Ron nie może się najeść, a jeśli nie, to pewnie ruszyli już do lochów na eliksiry, więc drogę powinnam mieć wolną. Przycisnęłam książkę mocniej do piersi, wychodząc na szkolny korytarz, czując, że twarda okładka parzy moją skórę.
To nie okładka, to twoje sumienie.
Tak, wiem. Jestem straszna. A dzisiaj zrobię jeszcze gorsze rzeczy.
W każdym razie idąc szybkim krokiem korytarzem czułam się obserwowana z każdej strony, chociaż tak naprawdę nikt nie zwracał na mnie uwagi. Wszyscy szeptali między sobą albo siedzieli pod ścianami, ściskając w dłoniach poranną gazetę. Zmrużyłam oczy, rozglądając się wokół siebie. Właściwie nawet na chwilę przystanęłam, zastanawiając się co takiego się wydarzyło, że wszyscy są tak tym pochłonięci. Ignorując znów mój głos sumienia, mówiący, że to niegrzeczne, wyrwałam jakiej pierwszorocznej gazetę z rączek, a ta spojrzała na mnie przerażona, otwierając usta. Jednak widząc, że to tylko ja i prawdopodobnie nie zaciągnę jej do toalety i nie wsadzę głowy do muszli klozetowej, zamknęła usta i grzecznie odeszła w drugą stronę. Przez moment poczułam się, jak postrach szkoły. Jak Draco Malfoy. Obejrzałam się jeszcze za dziewczynką, z chęcią wykrzyknięcia przeprosin, oddania gazety i jeszcze kupienia jej lizaka, ale powstrzymałam się.
Na litość boską, to tylko gazeta.
Przeniosłam więc wzrok na papier i widząc pierwszą stronę już wiedziałam o co wszystkim chodziło. Widniało tam zdjęcie płonącego budynku z poruszającymi się iskrami ognia. Nagłówek nad nim był jeszcze bardziej przerażający.
Sierociniec Wool’s doszczętnie spalony. Nikt nie przeżył.
Wszyscy doskonale wiedzieli, że w tym sierocińcu wychował się Tom Riddle i to tam odwiedził go po raz pierwszy Dumbledore. Tylko dlaczego ktoś miałby go podpalić? W akcie zemsty na Voldemorcie? Przecież tam były setki zupełnie niewinnych osób.
Nikt nie przeżył.
Po co ktoś miałby robić coś takiego? Śmierciożercy są pozamykani w Azkabanie. Nie ma nikogo, kto mógłby spalić sierociniec dobrowolnie.
Dziwne. Naprawdę dziwne.
Przełknęłam ślinę, a w mojej głowie pojawiła się ogromna chęć przedyskutowania tego tematu z przyjaciółmi. Jednak wtedy znów ukłuły mnie wyrzuty sumienia i musiałam z tego zrezygnować. Oddałam więc gazetę pierwszej lepszej mijanej przeze mnie osobie i ruszyłam w stronę dobrze znanej mi sypialni Gryffindoru. Na szczęście nie miałam problemu z wejściem do sypialni, ani z podrzuceniem mapy Harremu do walizki, ani z wyjściem niezauważoną. Przynajmniej jeden punkt mogłam sobie odhaczyć.
To teraz zostało mi tylko dostać szlaban. Wchodząc do sali lekcyjnej  w lochach mimowolnie spojrzałam w prawo, gdzie mieściło się stanowisko chłopaków. Oboje oczywiście już tam byli i popatrzyli na mnie, mówiąc wzrokiem: „Gdzieś ty była?!” „Co się z tobą dzieje?!” „Czytałaś gazetę?!” „Dlaczego jesteś taka spokojna?!”. A ja wcale spokojna nie byłam, bo serce waliło mi jak oszalałe i bałam się jedynie pytania:
„Hermiona, widziałaś może moją Mapę Huncwotów, bo nie mogę jej nigdzie znaleźć?”
Ale całe szczęście żaden z nich się nie odezwał, a ja ruszyłam do swojego stanowiska, przełykając z trudem ślinę. Chwilę potem do sali wparował Snape, zamiatając cały kurz z posadzki swoją szatą. Bąknął coś o przygotowywaniu eliksiru uspokajającego (patologicznie oczywiście) po którym właściwie czujesz się tak, jakbyś był na haju – w skrócie. Spojrzałam na fiolki z kolorowymi płynami przede mną i upatrzyłam sobie jedną, mieniącą się na zielony kolor. Kiedy Snape jeszcze coś tłumaczył, ja odwróciłam się niepewnie do tyłu, napotykając wzrok zaciekawionego blondyna, który wpatrywał się we mnie z wyczekiwaniem, dumnie wypinając pierś do przodu. Powolnym ruchem założył ręce na piersi i tylko tak stał, czekając na mój ruch.
-Panno Granger, czy ja pani przeszkadzam? – usłyszałam nad sobą i momentalnie spojrzałam na profesora przerażonym wzrokiem, czując, jak cała palę się ze wstydu.
-Granger się zakochała. – rzucił ktoś cicho z tyłu, ale postanowiłam to zignorować i udać, że nie słyszałam.
Nie odezwałam się, on właściwie też nie, tylko posłał mi ostrzegawcze spojrzenie i powrócił do swojego monologu. Gdy już skończył, wszyscy otworzyli z hukiem swoje księgi z zamiarem odnalezienia przepisu na eliksir. Ustawiłam swoją książkę pod idealnym kątem i w idealnej odległości od celu, wzięłam głęboki wdech i zrobiłam to. Otworzyłam księgę na 214 stronie zamaszystym ruchem, strącając oczywiście fiolkę z zieloną cieczą na posadzkę. Płyn niemal od razu wyparował (nie chcę wiedzieć dlaczego), a rozbite szkło wołało mnie o pomstę do nieba.
-Ups! – pisnęłam jeszcze, żeby dodać nieco wiarygodności do swojego czynu.
-Granger. – usłyszałam syknięcie nad sobą i spojrzałam niepewnie na Snape’a.
-Ja przepraszam, to niechcący, ja nie…
-Gryffindor traci 30 punktów. – uciął moje dukanie.
Wybuchła fala sprzeciwu, a mi zrobiło się jeszcze bardziej wstyd.
Ale jednak… Gdzie mój szlaban?
Zamrugałam z niedowierzeniem i wpatrywałam się w profesora, czekając aż powie że zostaję w Hogwarcie, że jestem zawieszona, albo mnie wyrzucają ze szkoły. Cokolwiek.
Aż on w końcu się odwrócił z powrotem do mnie i otworzył usta.
To ten moment… Zaraz to usłyszę.
-Może łaskawie pójdziesz po mopa i to posprzątasz?
Kurde. A było tak blisko.
Zrezygnowana ruszyłam w stronę drzwi, po drodze jeszcze zerkając w stronę Malfoya, co było złym pomysłem, bo jego najwidoczniej cała sytuacja bardzo bawiła. W przeciwieństwie do mnie i Gryfonów, którzy mordowali mnie wzrokiem za stracone punkty. Miałam ochotę wykrzyczeć, że gdyby nie ja i moja wiedza, nigdy by nie mieli tylu punktów, by co roku wygrywać, ale się powstrzymałam i posłusznie wyszłam z sali.

No cóż, tym razem się nie udało, co wcale nie jest dziwne, zważywszy na to, że w ogóle nie mam doświadczenia w zdobywaniu szlabanów. Na szczęście wymyśliłam coś lepszego, coś co na pewno się uda. Po zajęciach ze Snapem ruszyłam prosto do biblioteki z zamiarem wdrożenia planu w życie, ale usłyszałam za sobą.
-Miona!
I oczywiście musiałam stanąć w miejscu.  Odwróciłam się do chłopaków, którzy przeciskali się między uczniami aż w końcu do mnie dotarli.
-Czemu nie było cię na śniadaniu? – wypalił od razu Ron.
Westchnęłam, ignorując ukłucie wyrzutów sumienia i postanowiłam skłamać.
-Znowu kiepsko spałam, sami wiecie dlaczego. – spojrzałam na nich znacząco, a ich wyraz twarzy od razu zmienił się z wściekłego na zatroskany. Prawdę mówiąc, koszmary wciąż miałam, ale trwały nieco krócej i jakoś byłam w stanie przespać choć parę godzin.
-Kurde Miona, bidulka z ciebie. – odezwał się znowu rudy – A słyszałaś, że jedziemy do Durmstrangu?
-Tak, słyszałam. – odparłam grzecznie, nie mając ochoty kontynuować tego tematu.
-Będzie super, nie? Trochę się boję tych osiłków i w ogóle, ale generalnie to nie mogę się doczekać.
Posłałam mu najszczerszy uśmiech, na jaki było mnie stać.
-Tak, ja też. – bąknęłam.
-Masz czas po lekcjach? Pójdziemy na błonia i pogadamy? Musimy zastanowić się dlaczego spłonął sierociniec. – odezwał się Harry.
Kiwnęłam twierdząco głową.
-Ok, to widzimy się po lekcjach. – powiedziałam, tym samym kończąc rozmowę i ruszyłam szybkim krokiem do biblioteki.
Długo zastanawiałam się którą książkę wziąć, żeby nie było aż tak wielkiej straty, aż w końcu wybrałam biografię jakiejś osoby, której nawet nie znałam, po czym usiadłam przy stole i rozejrzałam się wokół. Oprócz mnie w bibliotece były dwie osoby, najwyraźniej zajęte sobą i oczywiście bibliotekarka, czytająca coś, schowanego pod ladą. Pewnie harlekiny. Wzięłam głęboki oddech, otwierając książkę i złapałam delikatnie za górny róg kartki.
Do czego to doszło, żebym robiła takie paskudne rzeczy dla Malfoya?
Dobra Hermiona, dawaj. Są rzeczy ważne i ważniejsze.
Lekko i powoli pociągnęłam za róg, a po bibliotece rozniósł się cichy dźwięk przerywanego papieru. Powstrzymałam chęć rozpłakania się i po chwili przerwałam, stwierdzając że nie dam rady dalej.
Myślę, że dwa centymetry wystarczą. Już dość się namęczyłam.
Podniosłam niepewnie wzrok i nad sobą zobaczyłam, zgodnie z oczekiwaniami, bibliotekarkę, która patrzyła na mnie czerwona z wściekłości. Przełknęłam ślinę, bojąc się, że czeka mnie coś dużo gorszego niż szlaban. Otworzyłam więc usta z zamiarem wytłumaczenia się, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, bibliotekarka nagle machnęła ręką, biorąc ode mnie książkę.
-Oh Hermiono, nie martw się, ta książka i tak właściwie jest nieużywana. – powiedziała nonszalancko, posyłając mi pocieszające spojrzenie, po czym zabrała księgę i poszła odłożyć ją na regał. Odprowadziłam ją wzrokiem, nie wierząc w to, czego właśnie byłam świadkiem. Skoro nie dostanę szlabanu za COŚ TAKIEGO, to co mam zrobić? Przecież to jest nierealne. Nie ma większej zniewagi mienia szkoły, niż zniszczenie szkolnej księgi.
Siedziałam tak jeszcze przez chwilę nieruchomo, kompletnie zbita z tropu, aż w końcu wyszłam stamtąd, zła na siebie, że zniszczyłam książkę na nic.

Musiałam niestety iść do Malfoya i powiedzieć mu, że to nie dla mnie, musi sobie radzić sam. Nie dostanę tego szlabanu. Miałam już serdecznie dosyć tego wszystkiego.
Dotarłam na dziedziniec, gdzie większość osób siedziało na ławkach i trzęsło się z zimna, jedząc suche kanapki, które zwędzili z Wielkiej Sali podczas śniadania. Automatycznie poczułam, jak burczy mi w brzuchu, ale zignorowałam to i opatuliłam się ciaśniej szatą.
Nie przepadałam za jesienią. W ogóle nie lubiłam zimna, wiatru, który doprowadzał moje włosy do jeszcze większego chaosu. Zawsze wszyscy mi mówili, że pasuję do jesieni. Przez noszenie tych swetrów (których się pozbyłam raz na zawsze), przez kasztanowe włosy, które prędzej kojarzą się z psią kupą, a nie liśćmi na drzewach (jak to niektórzy twierdzili). Ja zdecydowanie wolałam lato, kiedy mogłam położyć się na łące, zamknąć oczy i pozwolić, by promienie słonecznie ogrzewały moją skórę. Nagle zapragnęłam zanurzyć się w jeziorze, unosić się bezwiednie na tafli wody…
Zajmij się szlabanem.
Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam z daleka błyszczący się platynowy łeb. Ruszyłam w jego stronę.
Malfoy zdecydowanie pasował do zimy. On cały był zimny, zaczynając od jego włosów, przez bladą skórę aż po spojrzenie, które wręcz mroziło krew w żyłach. Mogę się założyć, że cała temperatura jego ciała była fizjologicznie obniżona, a serce otaczała lodowa skorupa, która skutecznie zapobiegała przedostaniu się tam jakimkolwiek emocjom.
Popukałam go w ramię, a on powoli się odwrócił, patrząc na mnie z unoszonymi brwiami.
-Cześć Blaise. – powiedziałam, uśmiechając się szeroko do chłopaka, stojącego za panem arystokratą, a ten od razu odwzajemnił uśmiech.
-Cześć Hermiona, jak się czujesz?
-Zdecydowanie lepiej. – odpowiedziałam, po czym przeniosłam wzrok na Malfoya, a mój wyraz twarzy zmienił się od razu w chłodny (tak chłodny, jak jego dusza).  Chłopak zaśmiał się, patrząc na mnie z politowaniem i nie odwracając wzroku powiedział.
-Blaise.
A czarnoskóry odchrząknął, bąknął coś, że on sobie już pójdzie i oddalił się od nas. Nie widziałam, gdzie poszedł, bo toczyłam cichą wojnę na spojrzenia z blondynem. Nagle ten zmierzył mnie wzrokiem, najwidoczniej szukając jakiś obrażeń, które potencjalnie mogłabym odnieść podczas bitwy o szlaban, ale nie dostrzegł niczego.
-Czego chcesz? – zapytał chłodno (no mówiłam).
Przewróciłam teatralnie oczami.
-Oj przestań już z tym tonem. Oboje dobrze wiemy, że wcale mnie nie nienawidzisz.
-Skąd ta pewność?
-Nie zawsze się tak zachowujesz.
-Jak twój szlaban? – zapytał, czym mnie tak zdziwił, że przez parę sekund nie odpowiedziałam mu nic. Nawet nie próbował inteligentnie zmienić tematu, tylko od razu wypalił to, dając jasno do zrozumienia, że nie chce rozmawiać o sobie.
Jezu, jakiż on był władczy.
Zmierzyłam go wzrokiem. Właściwie po nim też nie było widać żadnych obrażeń, więc pewnie sam również nie dostał jeszcze szlabanu. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie tak, że ja go dostanę, a on sobie pojedzie do Durmstrangu.
-Granger. – mruknął – Bardzo cię proszę, nie rozbieraj mnie wzrokiem na oczach połowy szkoły – syknął cicho, a jednocześnie było to na swój chory sposób… seksowne. Momentalnie podniosłam wzrok na wysokość jego oczu i czułam, że cała się palę.
A przecież wcale go nie rozbierałam!
-Ja nie… Ja… Nieważne. – burknęłam w końcu, wściekła na samą siebie o chwilę słabości, po czym westchnęłam – W każdym razie, nie dostałam szlabanu.
-Tak myślałem. Do niczego się nie nadajesz Granger. Nawet szlabanu nie potrafisz dostać. – syknął z wściekłością.
Zmrużyłam oczy, patrząc na niego ostrzegawczo.
-Nieumiejętność otrzymania szlabanu nie należy do negatywnych cech – oznajmiłam, po czym odwróciłam się na pięcie z zamiarem odejścia, jednak on najwyraźniej jeszcze nie skończył.
-Kurwa, Granger. Jakbyś była choć trochę inteligentna! – krzyknął za mną tak, że większość osób przerwało jedzenie i spojrzało z zaciekawieniem w naszą stronę. Postanowiłam jednak to zignorować i ruszyłam w stronę drzwi.
Nie zamierzałam z nim walczyć.
Nie dzisiaj, nie tutaj, nie przy wszystkich.
-Chociaż może to nie jest kwestia twojej inteligencji – kontynuował – Po prostu rodzice nie nauczyli cię pewnych rzeczy, bo jesteś pieprzoną szlamą! Masz w genach nieudacznictwo! – warknął, a ja zatrzymałam się w miejscu. Zacisnęłam dłonie w pięści ze złości. Wiele razy nazywał mnie szlamą, ale miałam nadzieję, że te czasy już za nami, że Malfoy zmądrzał. Wręcz myślałam, że choć trochę mu na mnie zależy, ale okazuje się, że nie darzy mnie szacunkiem tak samo, jak nie szanował mnie w pierwszej klasie.
-Dobrze słyszałaś szlamo! Jesteś bezużyteczna!
Miarka się przebrała.
Płynnym ruchem wyciągnęłam różdżkę z kieszeni szaty i odwróciłam się do Malfoya.
-Expelliarmus! – wypowiedziałam zaklęcie, mierząc w niego różdżką, co spowodowało, że chłopaka odrzuciło z ogromną siłą do tyłu i uderzył w drzewo. Nawet nie obchodziło mnie, czy stracił przytomność.
-PANNO GRANGER! – usłyszałam w oddali i momentalnie zamarłam w miejscu.
Rany boskie co ja zrobiłam?!
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jaka głupia byłam. Chciałam szybko schować różdżkę do kieszeni, jakbym pragnęła zatuszować dowody zbrodni, ale zupełnie nie mogłam się ruszyć. Przez głowę przeszła mi myśl, że może Malfoy też rzucił we mnie zaklęciem, a ja tego po prostu nie zarejestrowałam, ale nie. To po prostu strach mnie sparaliżował. Przerażonym wzrokiem spojrzałam na zbliżającą się McGonadę, która prawdę mówiąc była w jeszcze większym szoku niż ja.
-Panno Granger, rzucanie zaklęć na KOGOKOLWIEK na terenie szkoły jest SUROWO zabronione! – oznajmiła z głębokim przejęciem, kiedy już znalazła się blisko mnie. Opuściłam powoli różdżkę, właściwie nie zamierzając nic mówić. Co niby miałabym powiedzieć? Że Malfoy robił to co zwykle, a mi po prostu tym razem puściły nerwy? Przecież to żenujące.
-Przykro mi, ale dostaje pani szlaban i zostanie pani w Hogwarcie na czas wyjazdu. – powiedziała, patrząc na mnie z niedowierzaniem, że akurat mnie się to przytrafia. Chyba nie sądziła, że to kiedykolwiek nastąpi. No super.
Chwila.
Szlaban?!
Dostałam szlaban!
– Pan również, panie Malfoy. Za obrażanie rówieśników. – dopowiedziała, patrząc obok mnie, gdzie nagle pojawił się arystokrata, po czym odeszła od nas, a cała szkoła wciąż obserwowała naszą dwójkę w osłupieniu. Zerknęłam na blondyna, który również popatrzył na mnie, unosząc lekko kącik ust do góry, po czym wyminął mnie i ruszył do szkoły. I dopiero wtedy to do mnie dotarło.
Nie mogłam w to uwierzyć.
-Zrobiłeś to specjalnie. – powiedziałam bardziej do siebie, niż do niego, ale najwyraźniej to usłyszał, bo odwrócił się jeszcze i oznajmił:
-Wychodzi na to, że jesteśmy na siebie skazani Granger.

Ostatecznie zaprosiłam chłopaków do siebie, bo na zewnątrz było tak zimno, że nie miałam ochoty spędzać tam ani minuty dłużej. Dokładnie tak jak myślałam, ledwo weszli do środka i wybuchł wulkan pytań odnośnie mojego szlabanu.
Plotki szybko się roznoszą.
Już wcześniej przygotowałam sobie dokładną przemowę na ten temat, nauczyłam się jej na pamięć i zamierzałam wygłosić jak tylko wejdą do salonu, ale widząc ich od razu zapomniałam co miałam powiedzieć. Wydukałam w końcu coś w stylu „Malfoy i jego głupie zagrywki”, a Harry aż poczerwieniał ze złości i od razu chciał mu spuścić łomot. Na szczęście udało mi się go powstrzymać. Usiedliśmy więc we trójkę, jak za dawnych dobrych czasów, na dywanie przed kominkiem. Bliznowaty wyciągnął różdżkę i jednym machnięciem rozpalił ogień, co podniosło mi ciśnienie. Nie lubiłam być w czymś gorsza od innych, a wciąż nie potrafiłam rzucać zaklęć bez słów.
Przyniosłam ciasteczka i położyłam je na talerzu przed nami, a Ron od razu porwał kilka z nich. Harry już otworzył usta, żeby zacząć swój monolog, gdy nagle boczne drzwi dzielące dormitoria otworzyły się na oścież, a w progu stanął półnagi Malfoy.
-Granger, potrzebna mi twoja ma… - wykrzyknął, szukając mnie wzrokiem i urwał w pół zdania, widząc całą naszą trójkę, siedzącą na podłodze. Ron zastygł z otwartymi ustami trzymając przy nich ciasteczko, Harry patrzył na niego, próbując zachować zimną krew, a ja… Cóż, ja siedziałam przerażona, skacząc wzrokiem z jego twarzy na klatkę piersiową i z powrotem. Serce zaczęło mi szybciej bić ze strachu, że nagle wyda się cały czas sekret z drzwiami na siódmym piętrze itd. I wtedy Malfoy się ocknął.
-…Malinowa odżywka. Do włosów. – powiedział w końcu, udając powagę, a Ron zakrztusił się (chyba własną śliną, bo jeszcze nawet nie zdążył nic zjeść). Posłałam mu zdziwione spojrzenie i już wiedziałam o co chodzi.
-A, tak!
Uśmiechnęłam się więc lekko i wstałam z podłogi, ruszając do łazienki. Blondyn poszedł za mną, zamykając za sobą z hukiem drzwi.
-Malinowa odżywka? – zapytałam szeptem, tłumiąc śmiech i starając się zignorować jego odkrytą skórę.
-Oj zamknij się. Potrzebuję Mapy Huncwotów. – odpowiedział szeptem, nachylając się nade mną, a ja wzruszyłam ramionami i odwróciłam się do wanny, biorąc odżywkę do włosów.
-Nie mam już jej. Ale mam odżywkę. Nie jest co prawda malinowa, tylko o zapachu miodu, ale myślę, że się nada. –oznajmiłam, po czym z szerokim uśmiechem wręczyłam mu butelkę płynu.
Dostrzegłam wtedy, jak kącik jego ust lekko drgnął w uśmiechu i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-No dalej, nie bój się uśmiechnąć.
On jednak spojrzał na mnie chłodno (znowu) i wziął odżywkę.
-Tylko nie zużyj wszystkiego. – dopowiedziałam jeszcze wesoło.
Chłopak już odwrócił się z zamiarem wyjścia, ale go zatrzymałam.
-Po co ci mapa? – zapytałam, mrużąc oczy. Malfoy odwrócił się do mnie i posłał mi chytry uśmiech.
-Jutro się dowiesz. – powiedział i wyszedł z łazienki, a ja za nim. Bez słowa ruszył do drzwi, salutując jeszcze po drodze chłopakom, a mnie unikając wzrokiem, z wzajemnością. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, nastąpiła cisza. Przez parę minut nikt się nie odezwał, bo chyba nie za bardzo wiedzieli co mieliby powiedzieć. W końcu jednak głos zabrał Wybraniec, najwyraźniej uznając, że zignoruje całą sytuację.
-Ostatnio dzieją się naprawdę dziwne rzeczy. Zaczynając od tego, że umiesz gadać z pająkami. – zaczął Harry, a ja spojrzałam na niego lekko zdziwiona. Dopiero po chwili sobie przypomniałam, że coś takiego faktycznie miało miejsce. Właśnie, zupełnie o tym zapomniałam.
-Jutro jest mecz. – wtrącił Ron, uśmiechając się do mnie szeroko.
-A kończąc na sierocińcu – kontynuował Harry, ignorując słowa przyjaciela – Który nie wiadomo dlaczego spłonął. Jedno źródło podaje, że jakieś dziecko chciało się zabić i podpaliło zasłony, drugie, że to były problemy z elektryką. Natomiast znalazłem też wypowiedź jakiegoś pana, który cały blady mówił że widział Bellatrix Lestrange.
Zamarłam.
Momentalnie krew odpłynęła z mojej twarzy, a ja patrzyłam na Harrego w osłupieniu. Przecież Bellatrix była w Azkabanie.
-Przecież Bellatrix jest w Azkabanie. – powiedziałam na głos.
-To też postanowiłem sprawdzić. Jest. Nigdzie stamtąd się nie ruszyła.
Uff.
-Przyjdziesz jutro na mecz? – znowu odezwał się Ron i oboje spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
-Ron! – krzyknął zirytowany Harry.
-No co? Nie przejmujmy się głupim sierocińcem. Mamy ostatni rok nauki. Może w końcu nic się nie wydarzy, nie?
Chciałam mieć tak pozytywne podejście jak Ron, jednak ja przeczuwałam, że coś się wydarzy. I to całkiem niedługo.

--
Prawdopodobnie są błędy, bo nawet go nie sprawdziłam, chciałam jak najszybciej wam wrzucić rozdział. Teraz powinnam pisać częściej.