poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 10



Nerwowo odsunęłam od ust dłoń, zdając sobie sprawę z tego, ze obgryzam paznokcie. Wiedziałam, że to co planuję jest nie w porządku i wiedziałam, że Harry śmiertelnie się na mnie obrazi, jeśli się o tym dowie. Ale nie miałam innego wyjścia, nie mogłam mu teraz powiedzieć o tej całej sprawie z siódmym piętrem, bo byłby przecież wściekły, że nie poinformowałam go wcześniej. A przecież nie musiał o tym w ogóle wiedzieć, prawda?
Miałam przecież Malfoya, który zawsze służył mi pomocą.
O ironio.
Westchnęłam i rozejrzałam się wokół, sprawdzając czy aby na pewno nie ma w pobliżu żadnych świadków, po czym otworzyłam niepewnie walizkę Harrego i wygrzebałam z niej stary świąteczny sweter, wydziergany przez mamę Rona. Przyglądnęłam się mu dokładnie i jeszcze przez moment zawahałam się, ale w końcu wyciągnęłam z ukrytej kieszonki świstek przyżółkłego papieru, który dla zwykłego mugola byłby co najwyżej rozpałką do kominka. Spojrzałam na niego z wyrzutami sumienia, wypisanymi na twarzy, ale odsunęłam je na bok i odłożyłam sweter z powrotem na miejsce. Wstałam z łóżka i poczułam jak serce przyspiesza swój rytm, kiedy wsuwałam kartkę do tylnej kieszeni spodni. Podniosłam swoją książkę do wróżbiarstwa i otworzyłam gdzieś na środku, po czym udając, że czytam, pośpiesznie ulotniłam się z dormitorium Gryffindoru. Gdy dotarłam do swojego pokoju, rzuciłam książkę na stół i sięgnęłam do kieszeni, jednak sekundę później zamarłam, zdając sobie sprawę z tego, jak zbezcześciłam mienie szkoły. Rzuciłam się więc w panice z powrotem po książkę i obejrzałam ją z każdej strony, uważnie wyszukując jakiś zarysowań.
Na szczęście wyglądała jak nowa.
To znaczy wyglądała jak wtedy, gdy ją wypożyczałam.
Nowa to ona na pewno nie była.
Przynajmniej w Hogwarcie mieli te same podręczniki od stuleci i całe szczęście, bo automatycznie stawały się ciekawsze. Nie to co te mugolskie książki, które zmieniane są w postawach programowych średnio co trzy lata.
Hermiona, skup się.
Tym razem ostrożnie odłożyłam książkę na regał, gdzie były posegregowane alfabetycznie, po czym w spokoju wyciągnęłam kartkę z tylnej kieszeni spodni i usiadłam na kanapie. Przez chwilę wpatrywałam się w nią w przejmującej ciszy, którą przerywał tylko mój głos sumienia, mówiący żebym natychmiast zwróciła to Harremu. Ale zamiast tego,  kładąc na stole przed sobą kawałek papieru, wymierzyłam w niego różdżką.
-Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.
Minęło parę sekund, aż mapa w całości się rozłoży, a wtedy odłożyłam różdżkę i pochyliłam się nad nią w skupieniu.
-No dobra Snape, gdzie jesteś… - powiedziałam cicho do siebie, analizując po kolei każdy kawałek mapy. Wybrałam sobie kiepską porę na oglądanie jej, bo o tej godzinie, zaraz po zakończeniu zajęć cały Hogwart był przepełniony migającymi nazwiskami i śladami stóp, pośpieszającymi w tą i z powrotem przez kartkę. Skupiłam się więc na tym, czego potrzebowałam. Spojrzałam najpierw na gabinet Snape’a, ale był pusty. Gdzie też on mógł się schować… W gabinecie McGonagall również go na nie było, ani w żadnych, dziwnych miejscach w których być mógł. W końcu zobaczyłam go w cieplarni, prawdopodobnie rozmawiał z panią Sprout. Czyli nie robił nic ciekawego, mistrz manipulacji ludzkiej, udawał że jak gdyby nigdy nic pożycza sobie jakieś roślinki, a za dwie godziny będzie spiskował przeciwko nam wszystkim.
Zmrużyłam oczy, ciskając gromy w ślady jego stóp, po czym z ciekawości przeniosłam wzrok na salę obrony przed czarną magią i gabinet Winsleta. Ale tego skubańca też nigdzie nie było. Może wyszedł na obiad, kto wie. Sięgnęłam po różdżkę z zamiarem dezaktywacji mapy, ale zatrzymałam się w połowie ruchu, przyglądając się pomieszczeniu obok, gdzie Malfoy świetnie bawił się z Dafne  Greengrass. Z obrzydzeniem i równocześnie politowaniem uniosłam wzrok znad mapy i przeniosłam go na ścianę, dzielącą nasze dormitoria. Jednak sekundę później na moje usta wkradł się cwany uśmieszek.
-Koniec psot. – powiedziałam z zadowoleniem i „bezużyteczną” kartkę schowałam z powrotem do tylnej kieszeni spodni. Nie mogłam ryzykować, że ją zgubię, a własne spodnie wydawały mi się bezpiecznym miejscem, bo przecież kto niby miałby mnie obmacywać po tyłku, litości.
Wstałam i podskoczyłam trzy razy, przenosząc głowę z boku na bok, jakbym robiła sobie rozgrzewkę, po czym z impetem otworzyłam drzwi do pokoju Malfoya. Usłyszałam dzikie jęki z sypialni i już wiedziałam, że to tam muszę się udać. Nie bawiąc się w żadne pukanie do drzwi, po prostu pchnęłam je z rozmachem i stanęłam w progu, krzyżując ręce na piersi. Z rozbawieniem obserwowałam, jak oboje spojrzeli na mnie z szokiem wymalowanym na twarzach. Oparłam się o framugę drzwi.
-Przyszłam pożyczyć trochę cukru. – powiedziałam, uśmiechając się szeroko do blondyna, który spojrzał na mnie ze wściekłością.
-Granger, wypierdalaj stąd w tej chwili. 
Ale tak jak myślałam, nie był w ogóle zażenowany sytuacją i faktem, że właściwie jakbym spojrzała nieco w lewo, to mogłabym zobaczyć jego nagie pośladki. Oczywiście w przeciwieństwie do leżącej pod nim Dafne, która z piskiem zakryła się kołdrą po same uszy, patrząc na mnie w przerażeniu swoimi wielkimi, wymalowanymi oczami. Malfoy wyrwał dziewczynie niezbyt delikatnym ruchem poduszkę spod głowy, po czym przykrywając nią swoje przyrodzenie, podniósł się z łóżka, prawdopodobnie by osobiście mnie wyrzucić z pokoju. Jednak ja nawet nie drgnęłam, wciąż patrząc na niego z szerokim uśmiechem.
-Och, wybaczcie że wam przeszkadzam, ale przez wasze jęki nie mogę się uczyć. – spojrzałam znów na Malfoya, kręcąc z dezaprobatą głową – Doprawdy Malfoy, ja rozumiem twoje potrzeby, ale Megan w tamtym tygodniu sprawiła, że musiałam uczyć się w bibliotece, już nie mówiąc o tym, że Cindy wczoraj w nocy tak wrzeszczała, że nie mogłam zasnąć.
Kątem oka widziałam oburzone spojrzenie Dafne, które posłała blondynowi, jednak on tego nie zauważył, bo był zbyt zajęty rzucaniem błyskawic we mnie. Zrobił krok w moją stronę, a ja całą swoją siłą woli powstrzymałam się od spuszczenia wzroku niżej, na jego ciało w całej okazałości. No, oprócz tej poduszki, ale w gruncie rzeczy wcale nie byłoby trudne mu ją zabrać.
Hermiono, nie pozwól by wyprowadził cię z równowagi.
-No i zawiodłam się na tobie, Smoku. – cmoknęłam dla zwiększenia efektu i spojrzałam na dziewczynę, która automatycznie spaliła buraka na całej twarzy i szczelniej przykryła się kołdrą. – Nie sądziłam, że sypiasz z tymi samymi dziewczynami po dwa razy. – dopowiedziałam jeszcze, po czym odwróciłam się i wyszłam z sypialni, zamykając za sobą drzwi. Wychodząc z dormitorium słyszałam jeszcze jak Dafne chlipie coś o tym, że myślała, że jest wyjątkowa. A jeszcze tydzień temu tak samo myślała jej siostra, Astoria. Prawdę mówiąc, zrobiło mi się jej trochę żal, że myślała, że naprawdę z Malfoyem może na coś liczyć. Tak naprawdę wyświadczyłam jej przysługę. Im szybciej zmądrzeje, tym lepiej dla niej.
No i niedługo będę musiała stanąć z arystokratą twarzą w twarz podczas naszej małej misji i nie sądzę, żeby było to przyjemne spotkanie.

Czekałam na niego na korytarzu siódmego piętra, nie chcąc, żeby ktokolwiek zobaczył nas razem, mimo, że w szkole o tej porze było raczej pusto. Ale nie warto ryzykować, przez te wszystkie lata zdążyłam się nauczyć, że te ściany mają oczy i uszy. Żaden twój sekret nie jest tu bezpieczny. Dotknęłam instynktownie dłonią swojego tyłka i odetchnęłam z ulgą, wyczuwają w kieszeni szorstki materiał mapy. Jutro koniecznie muszę oddać ją Harremu, dla świętego spokoju.
-Aż tak brakuje ci wrażeń seksualnych, że obmacujesz sama siebie? – usłyszałam i podniosłam wzrok na blondyna, który jak zwykle wyglądał idealnie, chociaż na pierwszy rzut oka wydałoby się, że dopiero przebudził się ze snu. Przewróciłam oczami i ruszyłam wzdłuż korytarza.
-Nie odpowiadam na głupie pytania. – mruknęłam, próbując ukryć zdziwienie. Naprawdę myślałam że mnie zaskoczy jakimś crucio czy coś, a tu był całkiem kulturalny, jak na niego oczywiście.
-Czyli tak. – usłyszałam za sobą parsknięcie śmiechem. Odwróciłam się gwałtownie, biorąc zamach, ale złapał mnie za przedramię zanim jeszcze zbliżyłam rękę do jego twarzy. Od razu spoważniał i spojrzał na mnie surowo.
-Wystarczy, że raz udało ci się mnie uderzyć, Granger. – wysyczał. Wyrwałam rękę z jego uścisku i odwróciłam się tyłem do niego, kontynuując podróż przez siódme piętro.
-Dlaczego ty nie możesz być normalny?
-A dlaczego ty nie możesz?  - zapytał, zrównawszy wcześniej krok ze mną.
-Ja jestem normalna.
-No po tym co dzisiaj odpierdoliłaś to nie powiedziałbym.
Wzruszyłam tylko ramionami, postanawiając go nie rozjuszać. Nie wiadomo do czego jest zdolny.
-Przyznaj się, po prostu chciałaś popodziwiać moje ciało.
Spojrzałam na niego z politowaniem.
-Jakim ty jesteś narcyzem, Malfoy. Naprawdę, aż czasem mi cię żal.
-Tak naprawdę to mi zazdrościsz.
Przewróciłam oczami ze zrezygnowaniem. Dyskusja z tym człowiekiem nie miała żadnego sensu, więc postanowiłam jej nie kontynuować. Gdy dotarliśmy na miejsce, ukryliśmy się za zakrętem i usiadłam na podłodze. W sumie szkoda, że nie pomyślałam o tym, żeby zabrać ze sobą pelerynę niewidkę, wtedy można by było przyjść wcześniej.
Nie Hermiona.
Nie można okradać własnych przyjaciół, to nie w porządku. Nawet jeśli za chwilę to zwrócisz.
Wyciągnęłam z kieszeni Mapę Huncwotów i wypowiedziałam zaklęcie, powodując, że pokazał się przede mną cały plan Hogwartu.
-Ooo no teraz to mnie zaciekawiłaś szlamciu. – usłyszałam nad sobą, a chwilę później Malfoy usiadł naprzeciwko mnie, i to wcale nie pod przeciwległą ścianą, ale tak blisko, że niemal stykaliśmy się kolanami.
Bezczelny.
Uniosłam wzrok na niego.
-Co? – bąknęłam.
Arystokrata uniósł brwi i kącik ust do góry.
-Ależ nic Granger. Po prostu ciekaw jestem kiedy się zrobiłaś taka niegrzeczna.
-Nie wiem o czym mówisz. – mruknęłam, skupiając swój wzrok na kartce.
-Oj dobrze wiesz o czym mówię. – szepnął, pochylając się nade mną – Założę się, że Potter nie ma pojęcia o tym, że ukradłaś jego ukochany skarb.
Przełknęłam ślinę, czując powoli rosnące wyrzuty sumienia. Nie mogłam dać mu wygrać, oj nie. Nie w tym przypadku.
-Tak bardzo byłeś pewien, że to Winslet? To proszę, znalazłam ci wystarczający dowód, potwierdzający, że to Snape za tym wszystkim stoi – czymkolwiek „to wszystko” jest.
Blondyn uniósł ręce w obronnym geście i usiadł obok mnie, tuż przy rogu, by mieć w razie czego lepszą widoczność, a ja wbiłam wzrok w miejsce na mapie, gdzie znajdowały się nasze nazwiska. Malfoy wyglądał co jakiś czas zza rogu, wypatrując intruza, a ja wpatrywałam się w nasze nieruchome ślady stóp. Między nami panowała śmiertelna cisza, słychać było jedynie nasze oddechy, które wcale nie miały równego rytmu. On oddychał miarowo, spokojnie, jakby był zawsze przygotowany na wszystko i nic nie potrafiło wyprowadzić go z równowagi. Mój oddech natomiast był szybki i urwany, głównie dlatego, że starałam się nie wdychać jego perfum, w których prawdopodobnie rozpuszczony był eliksir miłosny. Cóż, to przynajmniej wyjaśniałoby dlaczego każda na niego leci, jakby był nie wiadomo kim. A przecież to tylko tleniona fretka.
-I co? – usłyszałam nad sobą szept i podniosłam wzrok znad mapy.
-Co co? – zapytałam głupkowato, patrząc na niego zdezorientowana.
On tylko prychnął z irytacją i wyrwał mi mapę z rąk. Przyglądnął się jej, po czym znów wystawił głowę za ścianę.
-Co? – ponowiłam pytanie, jednak on mnie zignorował i patrzył to na mapę, to za ścianę. Westchnęłam i oparłam się rękami gdzieś między jego kolanami, po czym przechyliłam swoje ciało nad nim i wystawiłam głowę za ścianę. Był tam. Snape tam był, a ten idiota nic nie mówi! Zmrużyłam oczy, widząc jak profesor podwija rękaw swoje szaty i przystawia przedramię do jakiegoś miejsca w ścianie. Na sekundę rozbłysnęło dobrze znane mi już zielone światło. Pojawiły się drzwi, które błyszczały tak, jakby ciągle zmieniały swoje położenie. Poczułam, że zaczyna swędzieć mnie w nosie. Mężczyzna pchnął drzwi, które otworzyły się bezszelestnie i już miał przez nie wejść do bliżej nieokreślonej ciemnej otchłani, kiedy nagle kichnęłam tak głośno, że niemal poczułam, jak zatrzęsła się ziemia. Z szeroko otwartymi oczami, jak w zwolnionym tempie patrzyłam sparaliżowana, jak Snape zamiera w pół kroku, a potem odwraca się, by spojrzeć w moją stronę. Już miałam zobaczyć jego twarz, wystarczył jeszcze ułamek sekundy… Ale nagle poczułam nieprzyjemny ból brzucha, jakbym miała zaraz zwymiotować, a wszystko wokół zawirowało.
Sekundę później niczego nieświadoma wylądowałam na oparciu kanapy, od razu z niego spadając na podłogę. Skrzywiłam się, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co właśnie się stało. Podniosłam się mozolnie z ziemi i spojrzałam na kanapę, gdzie wygodnie siedział sobie Malfoy, trzymając kurczowo mapę w dłoniach, jakby zaraz miał mnie nią trzepnąć w łeb. Przeteleportował nas do jego dormitorium. Wiedziałam, że nawaliłam tym kichnięciem i mało brakowało, a Snape by nas zdemaskował, ale przecież nie mogłam przewidzieć reakcji swojego organizmu, prawda? Posłałam blondynowi nieśmiały uśmiech, a on jeszcze bardziej tym rozjuszony wstał, ciskając mapą o kanapę i stanął nade mną, zaciskając dłonie w pięści.
-Czy ty musisz być taka głupia, Granger?! – wybuchnął, powodując że aż cofnęłam się, przytłoczona jego gwałtownością. Musiałam się bronić.
-Nie moja wina, że wziąłeś mi mapę i nie raczyłeś powiedzieć ani słowa co na niej jest! – odparłam, wyrzucając ręce w górę.
-Nie mówimy o tym, tylko o twoim pieprzonym kichaniu!
-Nie moja wina, że mam alergię na debili! – wrzasnęłam i posłałam mu mordercze spojrzenie, po czym odwróciłam się gwałtownie, przy okazji uderzając go burzą swoich loków. Ledwie zrobiłam dwa kroki w stronę drzwi, a zostałam przyciągnięta z powrotem na miejsce, w którym przed chwilą stałam. A potem pchnięta na ścianę.
Nie to żeby coś, ale Malfoy ma chyba jakieś dziwne zapędy i jeśli rzuca tak wszystkimi dziewczynami po ścianach, to już wiem dlaczego jeszcze sobie nie znalazł porządnej dziewczyny. Ten człowiek nie miał za grosz delikatności, chociaż nie sprawiał mi bólu.
Chciałam się wyrwać, ale oczywiście bezskutecznie. No tak, on oczywiście musi dominować, pieprzony Christian Grey. Przez myśl przeszło mi, że zaraz zaczniemy się całować, a potem będziemy uprawiać dziki seks na jego kanapie w salonie. Odruchowo spojrzałam na jego usta i niespokojnie poruszyłam się, karcąc siebie za własne, idiotyczne myśli. Nie poznawałam sama siebie.
-Przyznaj, że nawaliłaś, Granger. – powiedział spokojnie, opierając dłoń o chłodną ścianę tuż obok mojej głowy. Zmrużyłam oczy, patrząc na niego. Wiedział doskonale, że narusza moją przestrzeń intymną. A ja wiedziałam, że nie odpuści, dopóki nie usłyszy tego, co chce.
-Dobra, nawaliłam. – mruknęłam pod nosem.
-A teraz przyznaj, że przeszkodziłaś mi i Dafne, bo jesteś zazdrosna i chciałaś mnie zobaczyć w akcji, żeby sprawdzić czy jestem taki, jak w twoich snach.
Uniosłam brwi, patrząc na niego, jakby postradał zmysły. I wtedy zauważyłam, że nie mówił serio, bo jego usta drgnęły w uśmiechu, który oczywiście się na jego twarzy w końcu nie pojawił. Wybuchłam śmiechem, uderzając go lekko w klatkę piersiową.
-Ty się chyba za dużo filmów pornograficznych naoglądałeś. – powiedziałam, przewracając oczami i wyminęłam go, ruszając z powrotem na kanapę. Usiadłam na niej po turecku i złożyłam mapę, chowając ją znów w bezpieczne miejsce.
-No, to co widziałeś na mapie? – zapytałam, spoglądając na niego, opartego o ścianę, przy której przed chwilą stałam ja.
-Nic.
Zmrużyłam oczy, patrząc na niego.
-Jak to nic?
Arystokrata przejechał dłonią po włosach, odpychając się od ściany, po czym podszedł do mnie i usiadł na przeciwległym końcu kanapy, tym razem patrząc na mnie z powagą, bez cienia ironii.
-Nie widziałem nic. Wiem, że on tam był, ale nie było go na mapie. A to może znaczyć tylko jedno.
-Że nie żyje. – bąknęłam.
Skinął głową.
-Tak, ale nie był też duchem.
-Ale był śmierciożercą. Otworzył drzwi, przystawiając mroczny znak do ściany. – powiedziałam, patrząc na niego z niepokojem.
-Przynajmniej się czegokolwiek dowiedzieliśmy. Nie wiem jak to jest możliwe, żeby nie było go na mapie.
-W takim razie możemy wykluczyć Snape’a, bo wcześniej widziałam jego ślady w innej części Hogwartu. Na pewno byłoby go widać.
-To kto to jest?
-Nie wiem. Ale to się robi coraz bardziej skomplikowane. – powiedziałam, spoglądając na sufit i odetchnęłam głęboko. Usłyszałam, jak Malfoy bierze oddech i już miał coś powiedzieć, ale nagle drzwi obrazu, który odgraniczał nas od korytarza otworzyły się z hukiem i z jeszcze głośniej wkroczył do środka Blaise. Jednak stanął jak wryty widząc nas oboje, siedzących na jednej sofie.
-Przeszkadzam? – zapytał, unosząc zabawnie brwi do góry.
-Jak tu wlazłeś, Blaise? – warknął Malfoy, ciskając w niego gromy.
Jak zwykle miły i gościnny.
Czarnoskóry przyjaciel z lekkim zdezorientowaniem wskazał kciukiem obraz za sobą, który zdążył się już zamknąć.
-No drzwiami. – bąknął, a ja przystawiłam dłoń do ust, powstrzymując się od śmiechu.
-Nie podawałem ci hasła.
Blaise parsknął śmiechem, podchodząc bliżej, aż w końcu walnął się na kanapę pomiędzy nami.
-„Nienawidzę Granger”? Proszę cię Smoku, jesteś bardziej przewidywalny niż Ron Weasley, kiedy puści bąka.
Odchrząknęłam.
-Bez obrazy oczywiście. – dodał chłopak, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem. – Poza tym, Draco, wszyscy wiemy, że to nieprawda. Tak naprawdę to się uwielbiacie i chcecie mieć razem dzieci.
Oboje spojrzeliśmy na niego jak na idiotę. Zerknęłam później na Malfoya i z wyrazu jego twarzy wyczytałam od razu, że musimy przełożyć naszą rozmowę na potem. Kiwnęłam do niego lekko głową, dając do zrozumienia, że wiem o co chodzi i podzielam jego zdanie.
-Podobno jutro Winslet nam każe pływać w jeziorze. – powiedział jeszcze, wstając z kanapy i ruszył do barku z alkoholem, który nie wiadomo skąd się tam wziął, ale z pewnością był tam nielegalnie.
-Pewnie, częstuj się. – mruknął blondyn i rozłożył się wygodniej na kanapie, wyciągając różdżkę z kieszeni spodni. Machnął nią w kierunku kominka, w którym momentalnie rozpalił się ogień.
Był potężnym czarodziejem. Prawdopodobnie przeteleportował nas bez użycia różdżki, a to jest ogromny wyczyn, mnie nigdy się to nie udało.
Słysząc stukanie szkła przeniosłam wzrok z powrotem na Blaise’a, wracając tym samym na ziemię.
-Skąd wiesz, że każe nam pływać? – zapytałam.
-Podobno ktoś go dzisiaj widział przy jeziorze, jak chodził tam i z powrotem, głęboko nad czymś dumając.
-Może po prostu chciał pobyć sam.
Mulat wzruszył ramionami.
-Przekonamy się jutro.
-Dobra chłopaki, ja idę do siebie, miłej zabawy życzę. – powiedziałam, wstając z kanapy i ruszając do drzwi, dzielących pomieszczenie od mojego dormitorium.
-Jak tooo? Dopiero przyszedłem, a ty mi już uciekasz? Co masz lepszego do roboty? – Blaise wyrzucił ręce w górę, patrząc na mnie jak szczeniaczek z wysuniętą dolną wargą.
-Muszę oddać coś, co pożyczyłam. – odparłam, posyłając mu przyjazny uśmiech i zignorowałam rozbawione spojrzenie Malfoya – Następnym razem, obiecuję.
Otworzyłam drzwi i przeszłam do siebie, machając czarnoskóremu na pożegnanie i oczywiście ignorując totalnie arystokratę. Gdy tylko zamknęłam drzwi i zostałam sama w swoich czterech ścianach, ogarnął mnie strach. Strach przed nadchodzącą nocą, ale i przed nadchodzącymi dniami, w którym miałam nadzieję, że coś się w końcu wyjaśni.
Westchnęłam i usiadłam na własnej kanapie, wyciągając różdżkę przed siebie. Zmrużyłam oczy, skupiając się tylko na kominku, po czym machnęłam lekko różdżką. Nic się nie stało. Spróbowałam jeszcze raz, ale i tym razem nie udało mi się go rozpalić bez wypowiedzenia zaklęcia. Cholerny Malfoy musiał być w czymś lepszy ode mnie.
-Incedio. – mruknęłam w końcu zrezygnowana, powodując, że w kominku rozpalił się ogień i wyciągnęłam Mapę Huncwotów, żeby sprawdzić, czy dam radę pozbyć się jej jeszcze dzisiaj. Niestety Harry był w dormitorium, więc nie mogłam oddać mu jej teraz, a szkoda, bo miałam wrażenie, że kawałek papieru wypala dziurę w mojej kieszeni i w mojej duszy. To było do mnie kompletnie niepodobne, żeby okradać własnych przyjaciół.
Spojrzałam niepewnie w stronę drzwi, za którymi pewnie teraz ślizgoni pili ognistą whisky, ale postanowiłam do nich nie wracać, a zamiast tego wyciągnęłam swój pamiętnik.

Drogi Pamiętniku
Mam nadzieję, że nikt nie natknął się na ciebie, podczas gdy ja leżałam odurzona w Skrzydle Szpitalnym. Byłabym skończona, jakby ktoś przeczytał to, co tutaj się znajduje. Wciąż nie wiadomo kto jest odpowiedzialny za to cholerne zielone światło i znikające drzwi. Wiem jedynie, że jest to śmierciożerca, który otwiera drzwi, przykładając przedramię z Mrocznym Znakiem do ściany. Koniecznie będziemy musieli tego wypróbować z Malfoyem, chociaż średnio uśmiecha mi się oglądanie tego potwornego tatuażu na żywo. No i nie wiem czy się na to zgodzi.
Musiałam niechętnie przyznać, że chyba zaczynam darzyć go odrobiną zaufania. Prawdopodobnie faktycznie, tak jak obiecał, nie powiedział nikomu o Misji Zielonego Światła. Poza tym chyba rzeczywiście tak jak mnie ciekawiło go co dzieje się na siódmym piętrze i nie robił żadnych problemów. Nawet nie ukradł mi mapy, chociaż mógł, bo trzymał ją w rękach bez mojego nadzoru.
Tak, mapy którą ukradłam Harremu. Jestem okropna.
W każdym razie uspokaja mnie fakt, że Malfoy chyba bierze tą sprawę na poważnie, bo mimo, że wciąż jest totalnym chamem i nie potrafi się zachowywać kulturalnie, to jednak  kiedy przyjdzie co do czego – potrafi odsunąć dumę na bok. Nawet zauważyłam, że ograniczył do minimum nazywanie mnie szlamą. A to naprawdę wielki wyczyn.
Natomiast co do moich snów, wciąż je miewam. Trochę się zmieniają, teraz częściej wplatane są w nie wydarzenia sprzed ostatnich dni. Ale muszę przyznać, że jest lepiej. Owszem, budzę się w środku nocy z krzykiem, czasem mam wrażenie, że ktoś stoi koło firanki i mnie obserwuje, czasem słyszę też szepty w głowie. Ale jest lepiej. Może to dlatego, że oswajam się z towarzystwem Malfoya?

Zamknęłam notes i odniosłam go do sypialni, zamykając w szufladzie szafki nocnej na klucz. Spojrzałam na zegarek. 22:17. Nie miałam ochoty iść spać, chociaż ku mojemu zdziwieniu czułam się bezpieczniej ze świadomością, że obok są ślizgoni. A to przypomniało mi, że muszę rzucić zaklęcie tłumiące dźwięki na dormitorium, żeby czasem nie usłyszeli moich wrzasków. Nie sądzę, żeby Blaise zareagował jakoś negatywnie, prawdopodobnie od razu rzuciłby się z pomocą, ale nie mogłam powiedzieć tego samego o Malfoyu. Ten prawdopodobnie zacząłby ze mnie kpić i robiłby to do końca roku szkolnego.
Otworzyłam szafę i wyciągnęłam z niej swoją starą, szarą bluzę, która leżała zakopana pod stertą świeżutkich, nowych ubrań, w których tak nie lubiłam chodzić. Zgarnęłam jeszcze jakąś świeczkę, swoją różdżkę i wyszłam z dormitorium.
Chwilę później siedziałam na chłodnej posadzce pod pomnikiem Dumbledora i wpatrywałam się w słaby płomień ze świeczki, który był jedynym światłem pośród mroku dziedzińca. Słyszałam tylko w głowie powtarzający się głos własnej mamy, mówiącej: „Nie siedź na betonie, bo dostaniesz wilka!”, jednak skutecznie go ignorowałam, skupiając swoje myśli tylko na bladym płomieniu. Nie chciałam o niczym myśleć, po prostu czułam, że muszę się wyciszyć, a pomnik wydawał mi się być idealnym do tego miejscem.

Draco
Ukryty za filarem oparłem się o ścianę i patrzyłem na dziewczynę, której twarz mieniła się w blasku pojedynczej świeczki, postawionej na bruku. Ze spokojem patrzyła w ogień, sprawiając wrażenie bezbronnej dziewczynki. Poczułem jakieś dziwne ukłucie w brzuchu, które towarzyszyło mi odkąd wziąłem do ręki ten cholerny notes, który okazał się być pamiętnikiem. Zupełnie tak, jakby fakt, że dziewczyna nie była czystej krwi nie miał już żadnego znaczenia. Zupełnie tak, jakbym zaczął się czuć… odpowiedzialny. To było do mnie kompletnie nie podobne. Nie chciałem tego czuć. Chciałem odejść, ale nie potrafiłem się ruszyć. Musiałem nad nią czuwać, bo chociaż tak mogłem jej wynagrodzić wszystko, co przeze mnie przeszła. 


Niespodzianka! Nie, jeszcze nie wracam, ale miałam chwilę czasu, więc coś dla Was naskrobałam. Możecie się spodziewać następnego rozdziału w lutym, bo wtedy też będę miała trochę luzu. A na razie życzę Wam wszystkiego dobrego w nowym roku. Trzymajcie się! :*