piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 1

Miałam spore wątpliwości co do powrotu do Howartu, które nie opuściły mnie nawet gdy już weszłam do pociągu. Chociaż bardzo chciałam wrócić, by skończyć 7 stopień nauki, to jednak bałam się, że nie dam rady z powodu tych moich problemów psychicznych. Wahałam się długo. Ostatecznie jednak otrzymałam list od McGonnagal, która obecnie pełniła rolę dyrektora szkoły po śmierci Dumbledora, w którym powiadomiła mnie, że wciąż jestem prefektem naczelnym i przysługuje mi osobne, prywatne dormitorium. Tak jakby czytała mi w myślach. To i ciągłe błagania Ginny zdecydowało, że postanowiłam wrócić. Gdybym musiała dzielić mieszkanie z pozostałymi dziewczynami, to nie przespałyby one ani jednej nocy spokojnie przez moje wrzaski. 
Ale przecież jestem Hermioną Granger. Podróżowałam w czasie, włamałam się do banku Gringotta, latałam na smoku i robiłam wiele innych rzeczy, które groziły śmiercią. I robiłam to wszystko z odwagą, więc żadne głupie koszmary nie będą miały nade mną kontroli. Przynajmniej to próbowałam sobie wmówić od jakiegoś czasu.
Usiadłam więc w fotelu przy oknie, czekając aż moi przyjaciele wejdą do przedziału. Najpierw wszedł Ron i usiadł naprzeciwko mnie. Westchnęłam, patrząc na przyjaciela, przeżuwającego coś czekoladopodobnego.
Przez pierwsze miesiące po wojnie byłam przekonana o tym, że rudzielec jest miłością mojego życia. Spędzaliśmy wspólnie prawie cały czas i myślałam, że jest moją bratnią duszą, ale kiedy zaczęły się moje koszmary, Ron nie potrafił mi pomóc. Powtarzał tylko, żebym o tym nie myślała. Strasznie irytowało mnie jego ciągłe powtarzanie tego samego zdania. W ogóle z biegiem czasu zaczęło irytować mnie w nim coraz więcej rzeczy, nawet tak błahe, jak na przykład sposób, w jaki trzyma widelec. Nie mogłam już wytrzymać, będąc w związku, który nie ma przyszłości, więc to zakończyłam. Myślałam, że złamię mu serce, jednak on  przyjął to dość… lekko. Powiedział coś w stylu „spoko, znów będziemy najlepszymi przyjaciółmi”, co kompletnie zbiło mnie z tropu, ale też ucieszyło. 
Więc jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, razem z Harrym, który wkroczył zaraz za nim, trzymając Ginny za rękę. Ta dwójka była nierozłączna. Uśmiechnęłam się do nich, gdy zajęli miejsca obok mnie. Później weszła jeszcze Luna, w dziwnych okularach  kształcie dwóch pytajników na nosie, po czym z grobową miną usiadła obok Rona, który zareagował skrzywieniem i odsunięciem się maksymalnie w stronę okna. Przewróciłam teatralnie oczami i odezwałam się do Luny:
-Nowy wynalazek? – zapytałam, uśmiechając się do niej lekko, a dziewczyna zareagowała dopiero po chwili, kierując na mnie swój wzrok.
-Pozwala sprawdzić kto został zaatakowany przez intseloty.
-A co to jest?
-To takie malutkie roboty, które przenikają przez skórę i łączą się z komórkami nerwowymi. Kiedy to zrobią, mogą kontrolować ciało swojej ofiary.
-A, fajnie… - skomentował cicho Harry i przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą przerwał Neville, otwierający drzwi do przedziału. Zaraz gdy usiadł, pociąg ruszył, a każdy zaczął rozmawiać o swoich przygodach wakacyjnych. Nie miałam ochoty drążyć tego tematu, bo swoje wakacje spędziłam w domu, więc wyciągnęłam z torby gruby tom „Historii Hogwartu” i pogrążyłam się w lekturze.

-Słyszałem, że znów będziemy mieć nowego nauczyciela od Obrony Przed Czarną Magią – odezwał się Ron, wyrywając mnie z zamyślenia. Podniosłam wzrok i rozejrzałam się po przyjaciołach, nie za bardzo wiedząc o czym rozmawiają.
-Przecież Snape żyje.  – odpowiedział Neville, marszcząc brwi.
-Tata mówił mi, że wolał wrócić do swoich ukochanych eliksirów. Nie wiem dlaczego.
-Przecież Snape tak marzył, żeby uczyć Obrony Przed Czarną Magią.
-Może po prostu cała ta spółka z Voldemortem i wojna sprawiła, że czułby się nieswojo ucząc tego przedmiotu, skoro sam czarną magię uprawiał.  – powiedziałam, rozglądając się po wszystkich.
-Nie wiedziałem, że Snape ma uczucia. – bąknął Ron, a Harry skomentował to mamrocząc coś niezrozumiałego o swoich rodzicach pod nosem, jednak wszyscy to zignorowali.
-Myślę, że Sami-Wiecie-Kto tak naprawdę był dobrym człowiekiem, tylko zaatakowały go intseloty. –powiedziała jakby do siebie Luna, a wszyscy spojrzeli na nią, unosząc brwi.
Tak, z pewnością Voldemort był robotem.
Neville nieśmiało objął ją ramieniem, ale ona nie zareagowała na to, wciąż patrząc przed siebie i uśmiechając się tak, jak miała to w zwyczaju. Jeszcze przez chwilę panowała cisza, aż w końcu Ginny klasnęła w dłonie.
-Obiecajcie mi, że to będzie NASZ rok. – powiedziała, próbując zmienić temat i uśmiechając się szeroko. Odwzajemniłam jej uśmiech i pokiwałam głową twierdząco, chociaż doskonale wiedziałam, że to wcale nie będzie łatwe.

Po chwili wszyscy znów byli zajęci rozmową. Spojrzałam w stronę okna i widząc, że jesteśmy blisko Hogwartu, ścisnął mi się żołądek i zrobiło mi się gorąco.
Muszę wyjść.
Zamknęłam książkę i wsunęłam ją do torby, po czym oznajmiając wszystkim, że idę się przewietrzyć, wyszłam z przedziału. Zamknęłam za sobą drzwi i od razu podeszłam do okna, opierając się o parapet rękami. Uniosłam głowę i spojrzałam w sufit, wypuszczając głośno powietrze z ust.
-Co Granger, Wieprzlej doprowadził cię do orgazmu? – usłyszałam obok i zamarłam, słysząc ten dźwięk. Zamknęłam na sekundę oczy, biorąc głębszy wdech, po czym spojrzałam na Malfoya, który stał obok mnie, opierając się bokiem o ścianę i kończył palić papierosa. Musiał tu być jeszcze przede mną. Patrzył na mnie z tym swoim paskudnym cynicznym uśmieszkiem. Mimo tego wyglądał jakoś inaczej. Miał trochę ciemniejsze włosy. I nie były przylizane do twarzy, ale bardziej postawione do góry. Poza tym zauważyłam ślady lekkiego zarostu. Miał na sobie białą koszulę i czarne, dopasowane spodnie. Czyli norma. Zawsze czułam się onieśmielona przy jego arystokratycznym image’u. 
Odchrząknęłam, zdając sobie sprawę z tego, że zbyt długo milczę i powiedziałam chyba najgłupszą rzecz jaką mogłam.
-A co, zazdrościsz?
Blondyn uniósł brwi, po czym parsknął ironicznym śmiechem.
-Rudemu, że przeleciał szlamę, czy szlamie, że przeleciał ją rudy? – zapytał, po czym wziął ostatniego bucha papierosa, sięgnął ręką nade mną, otworzył okno i wyrzucił niedopałek – Nie każ mi odpowiadać.
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć mu przygotowaną ripostą, ale od razu je zamknęłam, zapominając co miałam powiedzieć, aż za bardzo czując jego perfumy.
-Wal się, Malfoy. – burknęłam więc tylko w odpowiedzi i odwróciłam się z zamiarem odejścia, jednak znów usłyszałam jego parsknięcie, pełne pogardy.
-Widzę, że ci się język wyostrzył szlamciu. – powiedział ironicznie, na co odwróciłam się w jego stronę stojąc już w drzwiach.
-Nie masz pojęcia do czego jeszcze zdolny jest mój język. – odparowałam wyniośle, po czym otworzyłam drzwi i z uniesioną głową weszłam do przedziału, dopiero po chwili orientując się jak dwuznacznie to zabrzmiało.
O matko co ja narobiłam.
Poczułam, że się rumienię, odwróciłam się gwałtownie w stronę drzwi, przez które w szybie był widoczny jeszcze Malfoy, patrzący na mnie z uniesioną brwią. Czyli jednak wychwycił podtekst. Idiotko, jak mógłby nie wychwycić, przecież mimo tego, że jest debilem, to i tak jest całkiem inteligentny. Szybko potrząsnęłam głową i zaciągnęłam roletę, odwracając się do przyjaciół, którzy patrzyli na mnie z dziwnymi minami. Zignorowałam je jednak i usiadłam na swoim miejscu, posyłając Ginny spojrzenie, mówiące „pogadamy o tym później”.
Gdy tylko dojechaliśmy do Hogwartu, wystrzeliłam z pociągu jako jedna z pierwszych osób, byleby tylko uniknąć konfrontacji ze ślizgonem, przez chwilę zapominając o moich obawach, że nie poradzę sobie z powrotem do szkoły. Dopiero z chwilą, gdy wsiadłam z przyjaciółmi do powozu, prowadzącego przez testrale (które widzieli prawie wszyscy) i spojrzałam na zamek, wróciła do mnie rzeczywistość. Instynktownie złapałam Rona za rękę i ścisnęłam mocno, a on spojrzał na mnie zdziwiony, jednak po chwili zorientował się o co chodzi i uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. 
Właściwie, nie było tak źle. Hogwart wyglądał jak dawniej, z wyjątkiem wielkiego pomnika Dumbledora z wzniesioną ręką, w której trzymał różdżkę. Od razu zorientowałam się, że pomnik przedstawia dyrektora, rzucającego zaklęcie ochronne na zamek. Uśmiechnęłam się do siebie, widząc tabliczkę pod spodem, wspominającą o liczbie poległych podczas bitwy o Hogwart. Ten pomnik sprawił, że nabrałam nieco pewności siebie, puściłam rękę Rona i wkroczyłam do Wielkiej Sali bez niczyjej pomocy.
Kiedy myślałam w domu o Hogwarcie, byłam pewna, że z chwilą gdy się tu znajdę, jedyne o czym będę myślała to setki rannych, leżących na kocach w sali, jednak ku mojemu zdziwieniu czułam się całkiem dobrze i przez moją głowę przemknęła myśl, że to był dobry pomysł, żeby wrócić. 

Ceremonia przydziału trwała dość krótko, nowych uczniów nie było zbyt wielu w porównaniu do starszych klas, ale w sumie nie ma się do dziwić, rodzice bali się wysłać dzieci do miejsca, w którym jeszcze niedawno był sam Voldemort. McGonnagal wygłosiła długie przemówienie, dotyczące ubiegłego roku, ostrzegła, by szanować szkołę, bo droga do jej odbudowy wcale nie była łatwa, a na końcu zaproponowała, żebyśmy uczcili poległych minutą ciszy. Na te słowa od razu wstałam, dopiero po chwili orientując się, że tylko ja to zrobiłam. Rozejrzałam się wokół z wyrzutem i irytacją.
-Myślę, że ludzie, którzy zginęli byśmy my mogli żyć, zasługują chociaż na ruszenie tyłków z ławki. – powiedziałam głośno. Niektórzy spojrzeli na mnie z politowaniem, niektórzy byli tak zajęci oczekiwaniem na jedzenie, że nawet nie zauważyli, że ktoś wstał. Na stół ślizgonów wolałam w ogóle nie patrzeć, z obawy, że natknę się na kpiące spojrzenie Dracona. Spiorunowałam więc wzrokiem Harrego, który od razu wstał, a wszyscy widząc, że Wybraniec ruszył dupę, poszli w jego ślady.
Uff, jakoś wybrnęłam.
Później dyrektorka przedstawiła nam nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, Kevina Winsleta. Okazał się być wysokim mężczyzną, który mimo około 35 lat, wyglądał całkiem atrakcyjnie. Ciemne włosy, ciemne oczy, dopasowana szata. Nie tylko ja to zauważyłam, bo jak tylko wstał i uśmiechnął się do uczniów, 80% dziewczyn westchnęło marzycielsko, wpatrując się w czarodzieja. Mi oczywiście się nie podobał, no bo jak mógłby mi się podobać nauczyciel. Ale musiałam przyznać, że wydawał się być naprawdę… sympatyczny.



Draco
-…Sam nie wiem o co chodzi Diable, chyba po prostu czegoś mi brakuje. – powiedziałem szeptem, patrząc na swoje palce, kompletnie ignorując trajkotającą McGonnagal. Irytował mnie cały ten spokój po wojnie, żałoba w mojej rodzinie  po śmierci Voldemorta, która tak naprawdę była fałszywa i może tylko mój ojciec odczuwał jakąś tam namiastkę żalu. Denerwowało mnie to już, narzucanie mi kim mam być, jak się mam zachowywać, o czym mam rozmawiać, a o czym mam nie rozmawiać. Od czasów wojny byłem wulkanem, czekającym na wybuch. Cały czas czułem, że muszę się na kimś wyżyć. Spałem z kilkunastoma dziewczynami przez ten czas, ale wszystkie były takie same. Wszystkie były mokre, na widok choćby moich butów. Nudziło mnie to już, nudziła mnie ta łatwość zdobywania. Owszem, zawsze wykorzystywałem kobiety, ale chciałem się najpierw trochę pobawić. Ale co to za zabawa, kiedy nie zdążę nawet się odezwać, a one już mi wskakują do łóżka? 
Gorzej niż prostytutki.
-Wiem czego ci brakuje. Miłooości. – odparł Blaise zmysłowym głosem przy  moim uchu, który wywołał u mnie ciarki i odruch wymiotny. Spojrzałem na niego, krzywiąc się.
-Mi-co? – zapytałem, mrużąc oczy, jednak on spojrzał na mnie z politowaniem i pokręcił z dezaprobatą głową.
-Dobra, taki żarcik. To może potrzeba ci rozrywki. Spróbuj uwieść jakąś laskę.
Prychnąłem z ironią.
-Mogę uwieść każdą dziewczynę samym spojrzeniem. Żadna rozrywka. – powiedziałem bardziej do siebie, a Blaise przez chwilę nie odpowiadał. Uniosłem więc wzrok i spojrzałem na niego, ale on patrzył z uniesionymi brwiami przed siebie. Powędrowałem za jego wzrokiem i zobaczyłem Granger, stojącą samotnie przy swoim stole. Po chwili zaczęła coś gadać, a wszyscy w sekundzie wstali. Nawet ślizgoni mozolnie zaczęli podnosić się z ławki.  Wtedy Blaise pochylił się nade mną, wciąż patrząc w stronę gryfonki.
-Ach tak? Spróbuj uwieść Granger.
Spojrzałem na niego, jakby właśnie mi powiedział, że widział Snape’a w różowych stringach. Ten pomysł wydawał mi się tak absurdalny, jak wizja mojego ojca, przybijającego piątkę z Weasleyem.
-No chyba sobie jaja robisz. Przecież to szlama, brzydzę się jej nawet dotknąć.
Zabini nie tracąc humoru wzruszył nonszalancko ramionami.
-Nie musisz jej dotykać. Sam powiedziałeś, że możesz uwieść każdą dziewczynę samym spojrzeniem.
Otworzyłem usta, by zaprotestować, że przecież Granger nie zalicza się do kategorii dziewczyn, ale tak naprawdę sam wiedziałem, że się zaliczała, chociaż nie chciałem się do tego przyznać. Przynajmniej w ciągu ostatnich lat naprawdę zaczęła wyglądać jak dziewczyna, gdy jakoś ujarzmiła te swoje kudły.
Blaise pstryknął palcami przed moim nosem, powodując, że od razu się ocknąłem.
-Mam propozycję, Smoku. – powiedział, uśmiechając się szeroko. Uniosłem brwi, patrząc na przyjaciela.
-Jak uda ci się uwieść Granger, to ja umówię się z mopsem.
Parsknąłem śmiechem, na początku myśląc, że żartuje, ale jego śmiertelnie poważna mina dała mi do zrozumienia, że się mylę.
-Nie mówisz poważnie.
-Mówię śmiertelnie poważnie. Zrobię to, umówię się z Parkinson.
Spojrzałem na ślizgonkę, która siedziała kawałek dalej i nie spuszczała ze mnie wzroku, nawet gdy posłałem jej obojętne spojrzenie. Potem przeniosłem wzrok na Granger, a właściwie jej plecy, bo siedziała tyłem. Była pochylona do rudej Weasley i rozmawiały o czymś zawzięcie. W sumie, i tak jej nienawidzę, więc bez problemu mógłbym owinąć ją sobie wokół palca do tego stopnia, że nawet nie potrafiłaby odpowiedzieć na żadną moją ripostę tylko wzdychałaby do mnie jak reszta szkoły. 
Uśmiechnąłem się do siebie przebiegle, po czym przeniosłem wzrok na Blaise’a.
-Zgoda.


Rozdział krótki, bo nie chciałam wprowadzać zbyt wielu wątków naraz. Jest trochę błędów, gramatycznych w szczególności, ale jakoś nie mam siły tego poprawiać już, więc wrzucam to co jest. Mam nadzieję, że się Wam podoba! ;*

wtorek, 20 stycznia 2015

Prolog

Drogi Pamiętniku,
Nigdy nie sądziłam, że upadnę tak nisko, by rozmawiać z papierem. Chociaż czasami zdarzały mi się przyjaźnie z książkami, ale to ja z zapałem słuchałam ich, a nie one mnie. Wciąż uważam, że to idiotyczny pomysł, ale robię to dla Ginny. Ona wymyśliła całą tę zabawę z pamiętnikiem i chociaż od początku byłam przeciwna, to gdy dostałam od niej na święta piękny, czerwony notes, nie mogłam jej zrobić przykrości i po prostu wrzucić go do szafy. To znaczy Ciebie, a nie "go".
Więc, minął ponad rok odkąd wojna się skończyła, a Voldemort zginął. 426 dni względnego spokoju i radości. Nie dla każdego. Ja nie potrafię sobie z tym poradzić. Nie potrafię tak po prostu wrócić do normalnego życia. Nawet nie wiem kiedy ostatnio szczerze się uśmiechałam albo zjadłam prawdziwy posiłek. Każdej nocy boję się zasnąć, bo doskonale wiem, co mi się przyśni. Nie pomaga mi zapalona lampka w pokoju, ani mama trzymająca mnie za rękę. I tak każdej nocy budzę się z krzykiem. Każdej nocy temperatura mojego ciała gwałtownie wzrasta, pocę się jak świnia i zazwyczaj wybucham płaczem jak małe dziecko. Nie dziwne więc, że w dzień również jestem wrakiem człowieka.
A co mi się śni? Malfoy Manor i tortury, które odczuwam aż zbyt realnie. Voldemort, zabijający moich przyjaciół i rodzinę. Pole trupów, porozrzucanych po trawie przesiąkniętej krwią. Stoję na środku tego pola i nie mogę nic zrobić. Otacza mnie tylko mrok, na niebie widnieje zielona czaszka, z poruszającym się wężem wokół i nagle słyszę śmiech Bellatrix. A później znowu jestem w Malfoy Manor, znowu mnie torturują, a sam Draco Malfoy siedzi sobie wygodnie w fotelu i patrzy na mnie, jakbym była programem telewizyjnym.
Najciekawsze jest to, że nawet Harry, którzy przeżył dużo więcej ode mnie, już dawno poradził sobie z tym problemem. Czasem miewa koszmary, ale dopadają go rzadko, z każdym miesiącem coraz rzadziej. Każdy jakoś to przezwyciężył i stara się żyć pełnią życia, pomimo wielkich strat, jakie przyniosła wojna. A ja nie potrafię ruszyć naprzód. Nie potrafię zapomnieć, nie potrafię cieszyć się pokojem. Ciągle mam wrażenie, że to jeszcze nie koniec, że zło wciąż tu jest. 

I nie będę czuła się bezpiecznie, dopóki to uczucie nie zniknie.



Cześć! Jeśli to czytasz, to wiedz, że już jestem z Ciebie dumna :D
Dzisiaj krótko, ale na wstępie powiem, że jest to moje pierwsze fanfiction o takiej tematyce, więc nie obiecuję, że spełnię Wasze oczekiwania.
Niektóre fakty będą sprzeczne z tym, co znajdziecie w oryginalnej książce. 
Planuję też wprowadzić nowe postacie. 
Pierwsze rozdziały mogą być trochę nudne, jak to zwykle bywa, ale będę bardzo bardzo szczęśliwa, jeśli je jakoś przetrwacie. 
W razie jakiś pytań zapraszam do Pokoju Zwierzeń
Do następnego! <3