wtorek, 22 września 2015

Rozdział 9



Obudził mnie pulsujący ból w skroni. Jęknęłam cicho, jakby próbując zaprotestować, ale wciąż bolało. Niechętnie otworzyłam oczy, ale niemal od razu musiałam je zmrużyć z powodu ostrego światła. Dopiero wtedy zauważyłam coś jeszcze. Przez kilka sekund wpatrywałam się w ciszy w stalowe tęczówki. Były piękne. Skrywały tajemnicę, a jednocześnie zauważyłam w nich iskierki ulgi i… troski. Może mi się to tylko wydawało? Westchnęłam, czując się, jak we śnie. Mogłabym patrzeć w nie w nieskończoność, gdybym nagle nie zorientowała się do kogo należą. Otworzyłam szeroko oczy i zerwałam się z pozycji leżącej, ale zaraz tego pożałowałam, czując potworny ból głowy, więc położyłam się z powrotem na łóżku i popatrzyłam znów w jego oczy. Zniknęła ulga i troska. A może wcale ich nie było?
-Obudziła się. – mruknął chłopak, odrywając ode mnie wzrok i chwilę później zobaczyłam przed sobą Panią Pomfrey.
-Och kochanie spokojnie, zaraz podam ci jakieś lekarstwa. Doprawdy panie Malfoy, nie rozumiem, jak mógł pan tak okaleczyć tą biedulkę. – powiedziała, patrząc na niego karcącym wzrokiem, na co chłopak zaśmiał się krótko.
-Już pani mówiłem, że się pośliznęła i walnęła głową w ścianę. Nie moja wina, że jest taką niezdarą.
Spojrzałam na niego i już otworzyłam usta, żeby zaprotestować, że nic takiego się nie wydarzyło, ale Malfoy chyba to wyczuł, bo spojrzał na mnie tym swoim władczym wzrokiem i pokręcił przecząco głową. I całe szczęście, że to zrobił, bo wtedy przypomniałam sobie, co naprawdę się wydarzyło. Czyli Malfoy nic o tym nie powiedział nikomu. Dochował tajemnicy. Uśmiechnęłam się do siebie. Miałam ochotę wstać i przytulić się do niego i zacząć mamrotać o tym, że wiedziałam, że jednak jest człowiekiem, ale wyobraziłam sobie jego reakcję. Najpierw popatrzyłby na mnie, jakbym była nie z tej planety, potem odsunąłby mnie od siebie i poddał się szczególnej dezynfekcji całego ciała, a ubrania by spalił. Chciałam z nim porozmawiać o tym, co się wydarzyło, dlatego nie mogłam się doczekać, aż pani Pomfrey skończy krzątanie się po skrzydle szpitalnym i wyjdzie, ale zamiast tego Malfoy przeczesał dłonią włosy i zabierając ze stolika nocnego swoją różdżkę, posłał mi ostatnie spojrzenie i ruszył w stronę wyjścia.
Co? Nie! Wracaj! Jeszcze z tobą nie skończyłam ty idioto. Ty nędzna kreaturo, ty...
Ale nie odezwałam się ani słowem. Kątem oka zauważyłam, jak stanął obok pielęgniarki, powiedział coś do niej, a potem nie obejrzawszy się za siebie, wyszedł z pomieszczenia. Pani Pomfrey poczekała cierpliwie, aż dokładnie zamknie za sobą potężne drzwi, po czym podreptała do mnie na ploteczki. Usiadła na krańcu mojego szpitalnego łóżka, podając mi fiolkę z jakimś śmierdzącym skarpetkami eliksirem i kazała to wypić. Spełniłam jej polecenie, jednakże bardzo opornie. Postawiłam puste naczynie na stoliku i spojrzałam na pielęgniarkę, która wpatrywała się we mnie badawczym wzrokiem.
-To powiesz mi co tak naprawdę się stało? – zapytała w końcu, nie spuszczając ze mnie wzroku. Skrzywiłam się, udając, że boli mnie głowa (tak naprawdę nie mogłam znieść tego paskudnego smaku skarpetek) i pomasowałam sobie palcem skroń.
-Pamiętam, że byliśmy na patrolu z Malfoyem. Szliśmy korytarzem i nagle się poślizgnęłam. Musiałam uderzyć w coś głową, bo nie wiem, co później się wydarzyło.
Kobieta pokiwała głową, a ja zauważyłam, że za oknem panuje całkowita ciemność.
-Jak długo byłam nieprzytomna? – zapytałam.
-Pan Malfoy przyniósł panią koło 22, a później biedaczek siedział tu bite 4 godziny i czekał, aż się pani obudzi, chociaż mówiłam mu, żeby szedł spać i zawołam go, jak się pani obudzi, ale to taki uparty człowiek… - mówiąc to, pokręciła głową z dezaprobatą, a ja cudem powstrzymałam się od wykrzyknięcia głośnego „CO?!”. Zamiast analizowania o co tak naprawdę chodziło Malfoyowi i czemu nagle zaczęłam go obchodzić, przypomniałam sobie, że jest środek nocy, a ja jestem w skrzydle szpitalnym, narażona na to, że wszyscy dowiedzą się o moich koszmarach. Jak na zawołanie zaczęłam być senna.
-Pani Pomfrey… Co to był za eliksir? – zapytałam drżącym głosem.
Pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
-Eliksir nasenny. Jutro obudzisz się wypoczęta, jak nigdy wcześniej. – odparła wyraźnie zadowolona z siebie. Od razu zerwałam się z łóżka szpitalnego na równe nogi, ignorując fakt, że głowa boleśnie dała o sobie znać. Nagłą zmianę nastroju pani Pomfrey też zignorowałam i powiedziałam tylko coś, że czuję się już dobrze i muszę wrócić do swojego dormitorium. Chciała mnie zatrzymać, ale zręcznie wywinęłam się z jej objęć, wybiegając z pomieszczenia.
-Panno Granger! – krzyknęła jeszcze za mną, ale ja biegłam już w stronę swojego dormitorium, próbując za wszelką cenę pozostać przytomna. Oczy same mi się zamykały, a z każdym mrugnięciem było mi coraz ciężej je otworzyć. Eliksiry są dużo mocniejsze niż zwykłe, mugolskie tabletki nasenne. Kobieta na obrazie przed moim dormitorium spojrzała na mnie przerażona i otworzyła drzwi, nie czekając nawet aż powiem hasło. Wyciągnęłam jeszcze różdżkę i padłam na kolana, idąc na czworaka do sypialni. Oczy w końcu ze mną wygrały, straciłam nagle siły i padłam na podłogę w salonie. Zdążyłam jeszcze tylko wyszeptać zaklęcie tłumiące dźwięki i upuściłam różdżkę, oddając się w objęcia Morfeusza.

Gdy tylko wstałam (uprzednio budząc się standardowo ze cztery razy) i mniej więcej ogarnęłam się, żeby wyglądać jak człowiek, zorientowałam się, że nie mam swojego pamiętnika. Zamarłam w miejscu, a krew odpłynęła mi z twarzy na myśl, że Malfoy mógł to wszystko przeczytać. Może właśnie dlatego siedział ze mną w skrzydle szpitalnym? Może czuł się odpowiedzialny? Co za matoł, żeby czytać cudze pamiętniki! Znów wydałam z siebie ryk zarzynanej świni i otworzyłam z impetem wewnętrzne drzwi, prowadzące do dormitorium chłopaka. Niemal od razu uderzył we mnie cudowny zapach jego perfum, ale byłam zbyt wściekła, żeby zwrócić na niego uwagę.
-MALFOY! – wrzasnęłam, rozglądając się wokół. O dziwo miał tu nawet całkiem czysto. Otworzyłam drzwi do sypialni i weszłam do środka, ale tam też go nie było. Zamiast tego zauważyłam jego czarne bokserki za 100 funtów na łóżku. Poczułam, jak oblewa mnie fala gorąca. Wypuściłam głośno powietrze z ust i wyszłam z pokoju, trzaskając głośno drzwiami za sobą. Spróbowałam jeszcze w łazience, ale tam też go nie było. I ani śladu mojego pamiętnika. Westchnęłam. Malfoy musiał wyjść już na śniadanie. Wiedziałam, że tak naprawdę nie jest głupi i nie zostawiłby mojego notesu, leżącego na wierzchu. Musiał go mieć przy sobie.
Gdy wkroczyłam do Wielkiej Sali, od razu go zauważyłam. Siedział w swoim doborowym towarzystwie i zachowywał się tak, jak zwykle. Czyli z wyższością patrzył po pozostałych, skutecznie dając im do zrozumienia, że jest lepszy od nich. Nawet w nic nie robieniu. Zdałam sobie sprawę z tego, że nie mogę tak po prostu podejść do niego i zażądać mojej własności z powrotem. To wywołałoby zbyt duże zainteresowanie i nasz mały sekret mógłby wyjść na jaw. Westchnęłam i posłałam mu ostatnie, mordercze spojrzenie, którego nawet nie zarejestrował, bo kompletnie zignorował moją obecność, po czym usiadłam przy stole razem z przyjaciółmi. Widząc mnie, uśmiechnęli się szeroko i zaczęli swoją standardową pogawędkę o pierdołach, a ja dziękowałam w duchu za to, że mam ich z powrotem.
-Słyszałem, że wylądowałaś w nocy w skrzydle szpitalnym. – zaczął nagle Harry.
-Co się stało? – dokończył za niego Ron.
Wzruszyłam ramionami, udając nonszalancję.
-Przewróciłam się podczas patrolu z Malfoyem. – powtórzyłam tą samą historię -Ale to nic takiego – dodałam szybko – Już wszystko jest ok, jestem wyspana i czuję się jak nowonarodzona.
Kłamstwo kłamstwo kłamstwo.
Ale przyjaciele je kupili. Potaknęli tylko na znak, że jestem zwolniona z dalszego przesłuchiwania, po czym wrócili do standardowej pogawędki o pierdołach. Jednak musiałam przyznać, że nie mogłam skupić się na historii, jak to Ron, wstając z łóżka potknął się i pierdnął tak głośno, że obudził wszystkie dziewczyny z sypialni obok, bo cały czas w głowie miałam mój pamiętnik i świadomość, że jeśli Malfoy to przeczytał, to jestem skończona. Wtedy miałby coś na mnie, co mógłby wykorzystać w każdej chwili. Mógłby napawać się moim cierpieniem, mógłby w końcu czuć się oficjalnie wygrany po bitych siedmiu lat wojny.
Gdy wychodziłam ze śniadania w towarzystwie Ginny, Harrego i Rona, zauważyłam, że Malfoy dopiero wstawał od swojego stołu.
To była moja szansa. Być może jedyna tego dnia.
Kiedy tylko minęliśmy ogromne drzwi, zatrzymałam się i kucnęłam, udając, że rozwiązała mi się sznurówka.
-Hermiona, idziesz? – zapytała Ginny, patrząc na mnie z góry. Uśmiechnęłam się do niej i machnęłam ręką.
-Idźcie, dogonię was. – odparłam, starając się brzmieć na pozytywnie nastawioną do życia, w tym czasie rozwiązując dyskretnie sznurówkę. Kiedy przyjaciółka kiwnęła głową i popchnęła chłopaków w stronę schodów, zaczęłam zawiązywać buta z powrotem. Kiedy skończyłam, akurat zauważyłam rażący blond, zbliżający się do drzwi, więc schowałam się za nimi. Gdy tylko chłopak znalazł się w zasięgu mojego wzroku, pociągnęłam go na bok najsilniej, jak potrafiłam, po czym wepchnęłam go do schowka na miotły i wchodząc tam za nim, zamknęłam za sobą drzwi.
Myślałam, że będzie trudniej. W końcu nie był idiotą, od razu mógł się bronić, mógł rzucić we mnie Drętwotą albo po prostu połamać mi rękę. Ale pewnie myślał, że to jedna z jego sekretnych wielbicielek i po prostu będzie miał okazję zabawić się od samego rana. Wystarczyło, że się odezwał i już wiedziałam, że miałam rację.
-Siema. – powiedział tym swoim wyuczonym na pamięć, zmysłowym głosem, który spowodował, że cudem powstrzymałam się od śmiechu i objął mnie w talii, przysuwając nagle brutalnie do siebie. I chociaż zaschło mi w gardle i przez jedną pojedynczą sekundę cała zdrętwiałam, to na szczęście potem się ocknęłam i plasnęłam otwartą dłonią we włącznik światła. Gdy tylko misternie zwisająca nad nami żarówka zapaliła się mdłym płomieniem, zasztyletowałam go wzrokiem, a ten przerażony odepchnął mnie od siebie, a sam wycofał się w przeciwną stronę, strącając przy okazji kilka mioteł na podłogę. Zamknął na chwilę oczy, zanim hałas ucichnął, a potem spojrzał na mnie. No teraz to naprawdę cudem powstrzymałam się od śmiechu. Skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam na niego.
-Kto by pomyślał, że Draco Malfoy jest niezdarą. – powiedziałam, po czym zacisnęłam usta, powstrzymując się od chociaż uśmiechu.
Skup się.
Ta sytuacja była poważna i ja też musiałam być poważna.
-Granger… Co ty kurwa wyprawiasz? – znów pojawił się ten władczy wyraz twarzy, wyniosła postawa i wrodzona perfekcja w każdym calu.
Pomijając oczywiście leżące wokół nas miotły.
-Gdzie jest mój notes? – zapytałam, kompletnie ignorując jego pytanie. Blondyn zmarszczył brwi, udając, ze nie wie o co mi chodzi.
-Nie miałaś go przy sobie?
-Nie denerwuj mnie Malfoy, tylko oddawaj mój notes! – odparłam wściekła, robiąc krok w jego stronę.
Byłam przyzwyczajona, że to zawsze działało. Ron zawsze od razu się cofał i piszczał, a potem robił wszystko to, co chciałam. Ale oczywiście zapomniałam, że Malfoy taki nie był. Wciąż stał w tym samym miejscu, patrząc na mnie z wciąż zmarszczonymi brwiami.
-Nie mam twojego notesu Granger. – powiedział spokojnie, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.
-Masz ty kłamliwa fretko, oddawaj go.  – odparowałam i podeszłam blisko niego, bez zastanowienia łapiąc jego szatę w dłonie. Zaczęłam sprawdzać jej wewnętrzne kieszenie, ale wszystkie wydawały się być puste. Arystokrata mnie nawet nie odepchnął, tylko z westchnieniem irytacji uniósł ręce do góry i pozwolił, żebym go obmacywała.
-Skończyłaś już? – zapytał w końcu, a ja zrezygnowana puściłam go i dla bezpieczeństwa odsunęłam się z powrotem na drugi koniec ciasnego pomieszczenia.
-Pewnie został na siódmym piętrze. – dopowiedział jeszcze, a ja wycelowałam w niego palcem.  
-Jeśli nie  będzie go na siódmym piętrze, to cię zniszczę. Nie spocznę, dopóki go nie odzyskam. – syknęłam, po czym sięgnęłam za klamkę z zamiarem wyjścia, jednak  ostatniej chwili poczułam jego ciepłą dłoń na swojej ręce. Nie był to delikatny uścisk, oj nie. Chwycił mnie mocno za przedramię, ale gdy spojrzałam zdziwiona w to miejsce, od razu puścił mnie, jak oparzony. Pewnie zdał sobie sprawę z tego, że właśnie mnie dotknął i może zarazić się szlamem. No to znów dezynfekcja całego ciała i ubrania do spalenia.
Popatrzyłam na niego i przez chwilę miałam wrażenie, że chce zapytać jak się czuję, czy coś mnie boli od zderzenia ze ścianą i tak dalej.
Ale nie.
-O 20 pod Pokojem Życzeń.
-19:55. O 20 się zacznie, musimy być przed nim.
Malfoy pokiwał twierdząco głową. Staliśmy jeszcze przez parę sekund w ciszy i naprawdę myślałam, że zapyta, czy wszystko w porządku, ale tego nie zrobił. Westchnęłam w końcu i wyszłam z pomieszczenia, po czym ruszyłam na siódme piętro, nie oglądając się za siebie. Poczułam się dziwnie. Jakoś tak zrobiło mi się smutno i to wcale nie przez to, że nie mogłam znaleźć swojego pamiętnika. Tak naprawdę myślałam tylko o tym, jaki Malfoy jest bezduszny i uświadomiłam sobie, że miałam nadzieję, że zapyta, czy dobrze się czuję. Czułam się rozczarowana. Ale dlaczego? Przecież nic się nie zmieniło. To, że dzielimy wspólnie sekret i musimy rozwiązać zagadkę i to, że siedział ze mną tyle godzin w skrzydle szpitalnym niczego nie zmienia. Wciąż jesteśmy wrogami i ślizgon nie miał obowiązku, ani tym bardziej ochoty, żeby pytać o moje samopoczucie.
Więc czego ty oczekujesz od niego Hermiono?
Szłam dobrze znanymi mi korytarzami siódmego piętra, będąc przekonaną, że notesu tutaj nie będzie, bo Malfoy go ma, a teraz pewnie pobiegł podrzucić mi go do dormitorium. Niewyobrażalne było moje zdziwienie, kiedy zauważyłam czerwony pamiętnik, leżący samotnie w kącie korytarza. Zalała mnie fala ulgi, kiedy podnosiłam go do rąk. Malfoy go nie czytał. Mój sekret był bezpieczny.
Kiedy wracałam na dół, myślałam na tym, kim mógł być mężczyzna, wchodzący do pokoju. Musiał być śmierciożercą. Więc jeśli to nie Malfoy, to w takim razie pozostaje tylko Snape. Wiem, że byłby do tego zdolny, tylko udawał, że jest taki pokorny, że się zmienił. W gruncie rzeczy, łatwiej jest stoczyć się z góry, niż się na nią wspiąć. Snape się stoczył, a teraz udawał, że wspina się na górę, ale tak naprawdę on tylko szukał windy.
Akurat jak na złość przechodził korytarzem, prosto na mnie, trzymając w dłoni książkę do eliksirów. Patrzył przed siebie, a wszyscy odbiegali na bok, żeby zrobić mu miejsce. Zmrużyłam oczy, zastanawiając się, po co mu to wszystko. Odzyskał przecież posadę w Hogwarcie i jako taki respekt, więc dlaczego znów przechodził na ciemną stronę? Profesor zamrugał i posłał mi surowe spojrzenie, które tylko potwierdziło moje przypuszczenia. To on. Byłam tego pewna.
Zaraz za nim zauważyłam Malfoya, stojącego z Blaise’m przy ścianie. Dyskutowali o czymś zawzięcie. Rozejrzałam się, ale wokół widziałam tylko jakieś dzieci, Snape dawno zdążył zniknąć za zakrętem. Podeszłam do nich, przełykając ślinę i poprawiając na ramieniu torbę, w której schowany miałam ukochany pamiętnik. Najpierw zauważył mnie blondyn i zmarszczył brwi, dziwiąc się, że podchodzę do niego w biały dzień, kiedy wszyscy mogą nas zobaczyć. Jak na zawołanie, Blaise przestał chichotać i odwrócił się, a gdy mnie zobaczył, od razu rozłożył ręce. Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam się do jego klatki piersiowej, a on otoczył mnie ramionami.
-Co tam, mała? Słyszałem, że wylądowałaś w skrzydle szpitalnym. Wszystko w porządku? – zapytał przyjaźnie, po chwili odsuwając mnie lekko od siebie i przyjrzał mi się uważnie. Zerknęłam na Malfoya, który przewrócił teatralnie oczami i odwrócił się do nas tyłem, jakby dając do zrozumienia, że go to nie obchodzi. Spojrzałam z powrotem na ciemnoskórego chłopaka i pokiwałam głową.
-Tak, wszystko już ok. Właściwie chciałam zamienić słówko z Malfoyem. – szepnęłam, kiwając nieznacznie głową w jego stronę. Blaise uniósł brwi, patrząc na mnie z charakterystycznym pół-uśmieszkiem, ale ja tylko lekko go uderzyłam w ramię, nie odzywając się ani słowem. Zaśmiał się, poklepał arystokratę po plecach i odszedł w stronę klasy Winsleta. Gdy tylko zniknął, przybliżyłam się do Malfoya.
-Myślę, że to Snape. – szepnęłam. Spojrzał na mnie, przez sekundę nie wiedząc o co mi chodzi, a kiedy się zorientował, pokręcił przecząco głową.
-To nie Snape, Granger. Znam go, nie ryzykowałby tak.
-Malfoy, przejrzyj na oczy, to jedyny śmierciożerca w tej szkole.
Chłopak spojrzał na mnie, jakbym była idiotką.
-Oprócz ciebie. – dodałam.
-Nie, to na pewno Winslet.
-Przecież on nie jest śmierciożercą!
Wzruszył ramionami.
-Tego nie wiesz.
-Wiem. Nie przyjęliby śmierciożercy na stanowisko nauczyciela. Za duże ryzyko.
-Niekoniecznie wiedzą, że jest śmierciożercą.
Westchnęłam.
-Malfoy, twoje argumenty są idiotyczne. To Snape.
-Nie, to Winslet.
-Dobra. Niech ci będzie. Musimy wymyślić coś, żeby zobaczyć jego przedramię. Jeśli jest tam tatuaż, ok. Jeśli nie ma, to nie chcę więcej słyszeć tych idiotyzmów. – oznajmiłam, mierząc w niego palcem i odeszłam w stronę klasy.
Usiadłam obok Harrego, zastanawiając się co dzisiaj każe nam robić nauczyciel. Ostatnio było polowanie na pająki. Jeśli dzisiaj sobie wymyśli pływanie w jeziorze, to ja już odpadam. Kiedy tylko nauczyciel wszedł do klasy i uśmiechnął się do wszystkich, jakiekolwiek wątpliwości, że mógłby być śmierciożercą zniknęły. Oczywiście, często pozory mylą, ale ten człowiek nie mógł być zły. Chciał nam pomóc, chciał, żebyśmy byli przygotowani na wszystko. Przecież gdyby był naszym wrogiem, to działałby raczej na naszą niekorzyść. Profesor tylko zaczął swój wykład o strachu i zwalczaniu go i już wiedziałam o czym będzie dzisiejsza lekcja. Boginy. Najgorsze, w co mogłam się wkopać. Przełknęłam ślinę i rozejrzałam się wokół. Było nas około trzydziestu lub czterdziestu osób. Nie zdążymy wszyscy zademonstrować swoich sił. Może uda mi się z tego wymigać. Musiało mi się udać. Winslet wciąż mówił i oparł się pośladkami o swoje biurko. Nagle uniósł prawą dłoń i podwinął rękaw koszuli do łokcia. Moje serce szybciej zabiło i wyciągnęłam szyję, żeby się lepiej przyjrzeć, a potem uśmiechnęłam się do siebie triumfalnie. Miałam rację. Ani śladu Mrocznego Znaku. Odwróciłam wzrok od nauczyciela i rozejrzałam się, natrafiając w końcu na Malfoya. W tej samej chwili on też na mnie zerknął. Z tym, że nie miał tak zadowolonej miny, jak ja. Patrzył na mnie, z wściekłością zaciskając szczękę, co wprawiło mnie w jeszcze lepszy humor. Przynajmniej jedną zagadkę mieliśmy rozwiązaną. To był Snape. Teraz jeszcze musimy dowiedzieć się, jak otworzył te drzwi.
-Potter, czy możesz mi pomóc? – usłyszałam nagle pytanie profesora, a Harry posłusznie wstał i pomógł mu przenieść za pomocą zaklęcia dobrze znaną mi starą szafę. Później wrócił na miejsce.
-To kto pierwszy na ochotnika? – zapytał, a ja osunęłam się na krześle, żeby tylko mnie nie wybrał. Trzęsłam się, jak galareta. Harry już to zauważył, ale pokręciłam do niego przecząco głową. Nie chciałam, żeby cokolwiek robił, bo tylko zwróciłby na nas uwagę. – Może panna Parvati?
Dziewczyna wstała i wszyscy doskonale wiedzieli, co zobaczą. Mumię, a później hinduska za pomocą zaklęcia sprawi, że zacznie potykać się o własne bandaże. Ale tak się nie wydarzyło. Zamiast mumii pojawiła się przed nami jej siostra, Padma, otoczona z każdej strony ogniem. Pożar. Wojna zmieniła bogina Parvati z mumii w pożar. Niemal wszyscy słyszeli, jak przełyka ślinę.
-Riddikulus. – powiedziała głośno i wtedy ogień zebrał się w jedno miejsce i zamienił w feniksa, który wzniósł się w powietrze, obleciał dookoła nagle uśmiechniętą Padmę, po czym zniknął razem z nią z powrotem w szafie.
-Brawo. – odezwał się nauczyciel, a wszyscy zaczęli nieśmiało klaskać.
Następny był Dean. Jego boginem była żyjąca, potężna ręka, ale to również się zmieniło. Zamiast niej, pojawił się przed nami Antonin Dołohow, jeden ze śmierciożerców, z którym chłopak walczył podczas bitwy o Hogwart. Mierzył różdżką w Deana.
-Avada K… - odezwał się mdłym głosem, ale w tej chwili chłopak uniósł swoją różdżkę.
-Riddikulus. – mruknął, a w jego głosie można było usłyszeć wszystkie emocje, związane z wojną. Różdżka śmierciożercy zamieniła się w zwykły patyk. Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony, a później wpadł w szał i zniknął. Znów nastąpiła cisza i kilka osób klasnęło w dłonie. Ta lekcja znacznie różniła się o tej z profesorem Lupinem. Nikt się nie śmiał, wszystkie te boginy wywoływały u nas wspomnienia, gorzkie wspomnienia, o których każdy chciał zapomnieć. Wiedziałam, że gdybym teraz tam poszła, to przede mną pokazałaby się Bellatrix, a nie McGonagall. Ale nikt nie przywiązałby do tego jakiejś wagi, bo wszyscy uznaliby to po prostu za wspomnienie z wojny. Z tym, że przypuszczam, że nie byłabym w stanie pokonać bogina. Poza tym Malfoy mógłby domyśleć się mojego sekretu. No i miałby powód do naśmiewania się ze mnie.
-To może teraz znowu jakaś dziewczyna. Może…
Musiałam działać szybko, bo wiedziałam, że wybierze mnie. Po prostu wiedziałam. A gdy powiedział „G” zostało mi tylko parę sekund, żeby się uratować. Nie zastanawiając się dłużej, zamknęłam oczy i osunęłam się z krzesła na bok, uderzając głową o podłogę. Bolało cholernie, ale musiałam powstrzymać się od pokazywania jakichkolwiek emocji. Leżałam tak chwilę na podłodze, słysząc jednym uchem małe zamieszanie, szuranie krzeseł i głos Harrego. Po chwili ktoś podniósł mnie na ręce i wyniósł z sali. Po chwili zostałam położona na twardej ławce na korytarzu.
-Hermiona, to ja.
Otworzyłam delikatnie jedno oko, a potem drugie i podniosłam się do pozycji siedzącej. Harry siedział obok mnie i zaczął się śmiać.
-To było godne Oscara.
-Skąd wiedziałeś, że udaję? – zapytałam, pocierając głowę dłonią i krzywiąc się z bólu.
-Znam cię na tyle długo, że doskonale wiedziałem, że to zrobisz. I wcale ci się nie dziwię. W ogóle ta lekcja z boginami to nie było dobre posunięcie Winsleta. Wszystkim nam zepsuł humor na najbliższy miesiąc. – odparł, przez chwilę patrząc nieobecnym wzrokiem przed siebie.
Uśmiechnęłam się lekko.
-To co, urywamy się z reszty lekcji? – zapytałam, powodując, że Harry spojrzał na mnie gwałtownie z szokiem, wypisanym na twarzy.
-Co ty powiedziałaś?
Wzruszyłam ramionami, wciąż się uśmiechając.
-Mamy wymówkę. Ja się źle czułam, a ty musiałeś mnie pilnować. Chodź, pójdziemy do Hogsmade. – powiedziałam, po czym poklepałam go po kolanie i zeskoczyłam z ławki, ruszając korytarzem z dala od Winsleta i jego boginów. 



Nie martwcie się, wciąż o Was pamiętam :)