środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 8



Nie odważyłam się spojrzeć na Rona. Nie odważyłam się spojrzeć na nikogo, patrzyłam tylko tępo w swoją ławkę, starając się przetrawić informację, że będę z nim w parze. Panowała niezręczna cisza, bo wszyscy doskonale wiedzieli, że między naszą dwójką panują obecnie niezbyt przyjazne stosunki. W końcu kiedy nauczyciel kontynuował przydzielanie, podniosłam wzrok i spojrzałam na niego. Miałam dziwne przeczucie, że zrobił to specjalnie. Tak jakby chciał zrobić mi na złość. A może zaliczał się do tego typu nauczycieli, którzy nie lubili uczniów jej typu?
Daj spokój Hermiona, dostajesz paranoi, ten biedny profesor nawet jeszcze nie zdążył skojarzyć naszych twarzy z nazwiskami. Poza tym, po co miałby to robić? To nie nastolatek, który żyje skandalami.
Zastanawiałam się, jak przetrwamy tą lekcję. Ja nie byłam tutaj ważna, ale wiedziałam, że dla Rona to będzie koniec świata. Nie dość, że w moim towarzystwie, to jeszcze te pająki. Dobrze wiedziałam, jak potężną fobię miał rudzielec na ich punkcie. Wiedziałam, że będę musiała mu pomóc i wiedziałam, że nie będzie chciał mojej pomocy.

-Widzimy się za równe dwie godziny, każde pięć minut spóźnienia kosztuje was jedną ocenę w dół. – oznajmił Winslet, spoglądając na zegarek. Stał w promieniach słońca przy tej samej skale, przy której w trzeciej klasie przywaliłam Malfoyowi. Spojrzałam na blondyna, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Patrzył w to samo miejsce, mocno zaciskając szczękę. A potem, jakby wyczuwając, że na niego patrzę, spojrzał w moją stronę. Na szczęście ocknęłam się na tyle szybko, że zdążyłam jeszcze odwrócić wzrok, zanim go zauważył. Stałam obok Rona, ale w dalszym ciągu na siebie nie patrzyliśmy, nie mówiąc już o tym, że się do siebie w ogóle nie odezwaliśmy. Bolało mnie to, co się działo. Byłam tak do niego przyzwyczajona, zresztą do reszty moich przyjaciół też, że nie mogłam znieść tego, że są na mnie źli. Spuściłam wzrok na elastyczne, niemal przezroczyste magiczne pudełko, które trzymałam w dłoni.
-Możecie ruszać.
Ocknęłam się i rozejrzałam po rówieśnikach, którzy ruszyli biegiem do Zakazanego Lasu, jakby to była sprawa życia i śmierci. Popatrzyłam na miejsce, w którym przed chwilą stał Ron, a teraz zniknął. Dopiero po chwili zauważyłam, że ruszył w stronę lasu, nie patrząc w ogóle na to, czy idę za nim. Wyglądał na zdeterminowanego.
No dobra, dzisiaj mam szansę to naprawić.
Ruszyłam biegiem za nim, czując napływ pozytywnej energii. Nadzieja, że wszystko będzie dobrze. Nie odwrócił się ani razu, szedł cały czas dziarskim krokiem. Byłam już blisko niego, gdy wchodziliśmy do lasu i zauważyłam jego zawahanie, ale nawet nie zwolnił, tylko szedł dalej. Zupełnie, jakby chciał mi pokazać, że jest już mężczyzną i nie potrzebuje mojej pomocy.
-Ron, poczekaj. – odezwałam się z nadzieją, że się chociaż odwróci, ale tak jak myślałam, kompletnie mnie zlekceważył. Westchnęłam i podbiegłam do niego, zamykając mu drogę.
-Jezu Ron serio, jak nie chcesz ze mną rozmawiać, to nie, ale ustalmy chociaż jakiś plan działania, bo myślę, że oboje nie chcemy się tutaj plątać po nocy. – popatrzyłam na niego z oczekiwaniem.
-Nie. – burknął tylko dobrze znanym mi tonem Fochniętego Rona, po czym wyminął mnie i ruszył dalej. Natomiast ja zachowałam się, jak mała smarkula, bo tupnęłam nogą i wydałam z siebie jakiś jęk, który tak naprawdę bardziej przypominał ryk zarzynanej świni. Znów ruszyłam za nim i szłam tak ze wzrokiem wlepionym w jego plecy, podczas gdy on w dalszym ciągu ignorował moją obecność. Miałam ochotę rzucić się mu do stóp i powiedzieć, że wcale nie przyjaźnię się ze ślizgonami, a potem błagać o przebaczanie.
W głębi duszy wiedziałam, że wcale nie uważałam, że oni są źli, skoro jeszcze rano byłam gotowa stanąć na linii ostrzału siadając z nimi przy śniadaniu.
Boże błogosław Lavender za to, że mnie powstrzymała.
-Ron, gdzie byliście wczoraj w nocy? -  zapytałam miękko, wciąż idąc za nim. Zaszywaliśmy się coraz głębiej w las i przestałam słyszeć rozmowy rówieśników. Miałam nadzieję, że się nie zgubimy. Rozejrzałam się niepewnie wokół, ale tak naprawdę nie wiem po co, skoro nie miałam zaktualizowanej mapy Zakazanego Lasu w głowie na tą okazję i i tak nie miałabym pojęcia gdzie jesteśmy.
-A co cię to obchodzi? – warknął tylko, ani trochę nie zwalniając.
-Dużo mnie to obchodzi, bo jestem twoją przyjaciółką! – wykrzyknęłam w końcu, wyrzucając ręce do góry i stanęłam w miejscu.
Dość tego.
Ron odwrócił się i spojrzał na mnie cały czerwony na twarzy z furii.
-Straciłaś miano przyjaciółki z chwilą, kiedy zaczęłaś szlajać się ze ślizgonami! - odpowiedział takim samym tonem.
-Ron…
-Gdzie TY byłaś wczorajszej nocy, przyjaciółko?! – wysyczał ostatnie słowo z taką siłą, że aż się cofnęłam, czując potężny sztylet, wbity prosto w serce. Nie mogłam złapać oddechu. Hm, może ten sztylet jednak był wbity w płuco? Tak, myślę, ze to mogło być prawe płuco. Zaraz zrobię się cała purpurowa, a za 30 sekund umrę. Zwalczyłam chęć rozpłakania się, jak małe dziecko.
-Nie muszę ci się tłumaczyć! Sam postanowiłeś się do mnie nie odzywać!
-Pewnie, nie da się wytłumaczyć tego, że robisz maślane oczka do Malfoya.
-Nie robię…  - zaczęłam – I w ogóle: CO?!
Ron przewrócił teatralnie oczami.
-Nie zgrywaj niewiniątka Hermiono, widziałem jak chichotałaś, najwidoczniej świetnie się bawiłaś z naszymi wrogami!
-Obudź się Ron, wojna się skończyła! Nie ma żadnych wrogów! – Cóż, to nie do końca była prawda.
-Malfoy zawsze będzie naszym wrogiem. Już zapomniałaś, jak jego ciotka cię torturowała? Zapomniałaś, jak robił z twojego życia piekło przez 7 LAT?!
Zamilkłam. Nie zapomniałam. Jak mogłam zapomnieć, skoro śniło mi się to codziennie. Nie wiedziałam jak z tego wybrnąć. Co mogłam mu powiedzieć, żeby nie był jeszcze bardziej rozjuszony?
-Pamiętasz moje sny? Te koszmary, które…
-Pamiętam.
-Dalej je mam.
-Serio? – jego głos złagodniał. Wyraz twarzy też. Czyli jest nadzieja.
-Tak. I McGonagall powiedziała, że może pomóc mi oswojenie wroga, czy coś takiego. Przezwyciężenie swojego strachu. Dlatego to robię. Dlatego poszłam z nimi do tej głupiej jaskini. – To tylko po części była prawda, ale tej części z tajemniczym zielonym światłem na 7 piętrze i nieistniejących, a jednak istniejących drzwiach nie musiał wiedzieć. I o tym, że właściwie polubiłam Blaise’a i Pansy też nie.
-Ja… Sprawiałaś wrażenie, że świetnie się bawisz. – powiedział w końcu gorzko.
Wzruszyłam ramionami.
-Wcale nie bawiłam się źle, na pewno lepsze to, niż siedzenie samemu w dormitorium, bo przypuszczam, że na waszą wycieczkę nie zostałabym zaproszona.
-Na litość boską, byliśmy tylko u Hagrida, bo nam się nudziło. Nie moja wina, że mamy takiego pecha, że Filch znalazł akurat nas, a nie tych, komu się to bardziej należało.
-Niby dlaczego nam się to bardziej należało?! Wy też złamaliście regulamin!
-Ale przynajmniej ja nie zdradziłem swoich przyjaciół, szlajając się z kimś takim, jak Malfoy!
-Do cholery jasnej Ron, dlaczego mnie tak traktujesz?! Sam mnie odepchnąłeś od siebie!
-Bo złamałaś mi serce!
-Ale dobrze wiesz, że nie chciałam! – poczułam, jak głos mi się łamie – To nie moja wina, Ron, wiesz o tym. Kocham cię, ale nie jestem w tobie zakochana. Tak wyszło. Co wcale nie znaczy, że mi na tobie nie zale… - urwałam nagle, słysząc szelest liści. Zmrużyłam oczy, widząc jakieś poruszenie za Ronem i nagle otworzyłam je szeroko, widząc cztery pająki wielkości samochodów osobowych. I byłam pewna, że było ich więcej poza zasięgiem mojego wzroku.
-Ron… Nie odwra… - ale nie zdążyłam dokończyć, bo rudzielec się odwrócił. Pisnął i szybko spojrzał z powrotem na mnie z miną, jakby miał się zaraz rozpłakać. Oddychał szybko i głośno, a nogi miał jakby wrośnięte w ziemię, kiedy wpatrywał się we mnie błagalnym wzrokiem.
No teraz nagle mu przeszły fochy.
-Ron… Oddychaj głęboko. Nie ruszaj się.
-Ale jeden mi chyba wlazł na nogę… - jęknął cicho i zadrżał ze strachu. Wyglądał tak krucho. Przełknęłam ślinę i powoli wyciągnęłam różdżkę z kieszeni, po czym uniosłam dłonie do góry jakby w obronnym geście i spojrzałam na Rona.
-Nie ruszaj się. – powtórzyłam i zrobiłam dwa, spokojne kroki w tył, na co rudzielec zareagował kolejnym atakiem histerii.
-No chyba mnie tu nie zostawisz? – wymamrotał łamiącym się głosem z lekką nutą wyrzutów. Pokręciłam przecząco głową. Spojrzałam na akromantule, które nie ruszały się z miejsca, jakby były sparaliżowane. Po prostu stały i wpatrywały się w coś (prawdopodobnie we mnie).
-Spokojnie… - powiedziałam i opuściłam powoli ręce w dół, wciąż patrząc na pająki. Starałam się zignorować przyspieszone bicie serca, aż nagle zauważyłam co one robią. Zmarszczyłam brwi, widząc, jak potężne stwory położyły się na ziemi.
O co tutaj chodzi?
-Co jest? Co zrobiłaś? – zapytał Ron, ale zignorowałam go, patrząc wciąż na leżące akromantule. Właściwie nie wiedziałam, czy one siedziały, czy leżały, ale wyglądało to tak, jakbym ja ich do tego zmusiła.  Spojrzałam w końcu na przyjaciela i bezgłośnie gestem ręki pokazałam mu, żeby podszedł do mnie. Chłopak niepewnie ruszył w moja stronę, a za nim, tak jak myślałam, pająki. Szły powoli i nie było widać w nich ani śladu agresji. Gdy chłopak stanął obok mnie, złapał mnie mocno za rękę i odwrócił się przodem do potworów. Czułam, jak cały się trząsł. A przecież musieliśmy któregoś złapać do pudełka i wcale nie mieliśmy na to już zbyt wiele czasu. Znów uniosłam dłoń do góry, pokazując, żeby pająki się zatrzymały i momentalnie stanęły w miejscu.
-Hermiona, co ty robisz? – rudzielec spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami. Serce biło mi, jak oszalałe.
-Ja chyba.. Chyba one mnie słuchają.  – bąknęłam, będąc zbyt zafascynowana, żeby na niego spojrzeć. – Ron, unieś rękę tak, jak ja, a potem ją powoli opuść na dół.
Zrobił to, co mu kazałam, ale akromantule stały w dalszym ciągu w tej samej pozycji. Czy to możliwe, żebym miała jakiś specjalny dar? Tak, jak Harry, który był wężousty, może ja potrafiłam dogadać się z pajęczakami? Opuściłam rękę i oboje obserwowaliśmy, jak akromantule zginają niezliczoną ilość kończyn i w końcu dotykają odwłokami ziemi. Ron aż wstrzymał powietrze.
-Kurde, Miona! Umiesz oswoić pająki! – powiedział z przejęciem i popatrzył na mnie z rozdziawioną paszczą.
Tak. Chyba umiem.
-Ron, nie możemy tego nikomu mówić. Oprócz Harrego, to co innego. Ale poza nim, nikt nie może się o tym dowiedzieć. – powiedziałam ostrzegawczo, patrząc na niego poważnie. W jego oczach zniknęły iskierki furii.
-Czemu?
-Ktoś to może wykorzystać przeciwko nam. Po prostu na razie nic nie mówmy, ok? Jesteśmy dobrzy w nic nie mówieniu nikomu. – uśmiechnęłam się lekko.
-Ok.
Przełknęłam ślinę.
-I między nami jest w porządku? – zapytałam, a rudzielec po chwili ciszy posłał mi słaby uśmiech i pokiwał głową.
-W porządku.
Uśmiechnęłam się szeroko, czując, jak kamień spada mi z serca. Udało się. Podałam Ronowi pudełko i kazałam mu je otworzyć, a sama powoli ruszyłam w stronę stworów. Postanowiłam, że nie weźmiemy największego z nich, bo zaczną się pytania i będzie to aż nazbyt podejrzane, dlatego wybrałam akromantulę wielkości kuchenki gazowej i podeszłam do niej. Przełknęłam ślinę, obawiając się, że wyczuje zagrożenie i mnie zaatakuje, ale tak się nie stało. Stanęłam naprzeciwko niej, a ona nawet nie drgnęła. Chociaż obrzydzała mnie potwornie i miałam ochotę zwymiotować, widząc jej trzy pary oczu, zmusiłam się do tego, by delikatnie dotknąć jej grzbietu. Było całkiem przyjemne w dotyku. Prawie jak pluszowy miś, tylko, że tak naprawdę nie był ani misiem, ani pluszowym. Cofnęłam rękę.
-Chodź ze mną. – szepnęłam i ruszyłam w stronę Rona, który był blady jak ściana i rozciągnął pudełko nieobecnym wzrokiem. Miałam nadzieję, że nie zemdleje, bo nie wiem, czy byłabym w stanie go unieść. Bez problemu pająk wszedł do pudełka, jakby ufał mi bezgranicznie, a potem Ron go zamknął i ze skrzywioną miną podał mi. Pudełko było ciężkie, więc położyłam je na ziemi i wyciągnęłam różdżkę.
-Vingardium leviosa. – mruknęłam cicho i pozwalając, by pudełko leciało za nami, ruszyliśmy z Ronem z powrotem do zamku.
Na szczęście nie mieliśmy większego problemu z odnalezieniem drogi. Jedynym minusem było to, że spóźniliśmy się 5 minut na zbiórkę, więc od razu wiedzieliśmy, że nasza ocena będzie obniżona, o ile nauczyciel nie blefował. Gdy tylko wyszliśmy z lasu, wszystkie oczy zostały skierowane na nas. Nie zajęło mi długo zorientowanie się, że byliśmy ostatni. Gdy dotarliśmy do kręgu uczniów, zignorowałam krzywą minę profesora i zrobiłam małe rozeznanie. Niektórzy byli bladzi jak ściana, Parvati Patil siedziała na ziemi i płakała, a Lavender stała nad nią, klepiąc ją pocieszająco po ramieniu. Pansy była brudna z błota na twarzy, ale zdawała się tym nie przejmować, a Blaise, który był z nią w parze miał potarganą szatę. W każdym razie wszyscy wyglądali na wykończonych, nawet Harry z Seamusem.
No, prawie wszyscy. Malfoy jak zwykle wyglądał nieskazitelnie, jakby dopiero wyszedł spod prysznica. Stał, oparty o skałę i obracał w palcach różdżkę, wpatrując się w nią ze skupieniem. Fala ciepła rozeszła się po moim ciele.
Cóż, musiałam przyznać, że rozumiałam tak ogromne zainteresowanie nim płci przeciwnej. Nawet nie chodziło o wygląd, chociaż zawsze był tak elegancki i schludny, no i te włosy… Ale tak naprawdę to jego tajemniczość przyciągała uwagę. Był niedostępny. Potrafił manipulować ludźmi. Zawsze dostawał to, co chciał. Był samowystarczalny. Każda dziewczyna marzy o facecie, który byłby silny nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Takim, przy którym czułaby się bezpiecznie. Myślę, że gdyby ten tleniony łeb byłby zdolny to jakichkolwiek uczuć, to byłby niezłym chłopakiem. Ale nie był, dlatego nawet nie ma czym myśleć.
Ciekawa byłam z kim Malfoy w przyszłości się ożeni. Pewnie z jakąś czystokrwistą arystokratką, która nigdy w życiu się nie zgarbiła, zupełnie, jak on. Tatuś będzie zadowolony, mamusia będzie zadowolona, wszyscy będą zadowoleni z tego stalowego związku, w którym nie będzie ani trochę spontaniczności, ani radości z życia.
Odwróciłam wzrok od niego, bo wyczułam, że nauczyciel się zbliża.
-Przyznam szczerze, że się zawiodłem. – westchnął, patrząc na nasze pudełko – Myślałem, że chociaż jedna para z całej grupy zbierze jakiś konkretny łup, ale nic z tego. Myślałem, – to powiedział już głośniej, rozglądając się po wszystkich – że wykażecie się większą kreatywnością, podczas, gdy większość z was przyniosła mi marne pajączki, które można złapać w dłoni. Z przykrością stwierdzam, że okaz panny Granger i pana Weasleya jest największy, więc dostaliby ocenę Wybitny, jednak zwracając uwagę na to, że się spóźnili, dostaną marne Powyżej Oczekiwań. – powiedziawszy to, machnął różdżką, powodując, że nasze pudełko zniknęło i dopiero teraz zorientowałam się, że nie widziałam żadnego pudełka rówieśników. Profesor popatrzył jeszcze raz na mnie i jego usta drgnęły w uśmiechu, po czym odwrócił się i odszedł do zamku. Spojrzeliśmy na siebie z Ronem z nieodgadnionymi wyrazami twarzy, po czym podszedł do nas Harry.
-Jakim cudem złapaliście takiego pająka? – zapytał, patrząc to na mnie, to na rudzielca – Przecież Ron się panicznie boi wszystkiego, co ma więcej, niż 4 kończyny.
-Hej! – zaprotestował przyjaciel, a Harry uśmiechnął się szeroko do niego, parskając ze śmiechu.
-Właśnie musimy ci o czymś powiedzieć… - zaczęłam.


Zanim zaczęłam patrol, skończyłam jeszcze do biblioteki, poszukać czegoś na temat zaklinaczy pająków, ale znalazłam tylko kilka książek o pradawnych zwyczajach i szamanach, którzy byli władcami zwierząt. A szamanem to ja raczej nie byłam, bez przesady. Szukałabym dalej, ale niestety obowiązki wzywały, więc zarzuciłam na siebie czarną szatę i  ruszyłam w stronę dormitorium Malfoya. Gdy tylko stanęłam przed nim, mężczyzna z obrazu zmierzył mnie wzrokiem ze zniesmaczoną miną.
-Doprawdy, jak można… - zaczął, ale zignorowałam go, waląc pięścią w obraz tuż obok jego głowy.
-Malfoy pospiesz się! – krzyknęłam, a mężczyzna pokręcił z dezaprobatą głową.
-I jeszcze te maniery…
W końcu drzwi się otworzyły i stanął w nich obiekt moich wrzasków. Oczywiście bez koszulki, bo jakże by inaczej. Całą swoją siłą woli powstrzymałam się od gapienia się na jego ciało i wbiłam w niego jedno ze swoich najbardziej surowych spojrzeń.
-Nie wiem jak ty, ale ja bym chciała już mieć za sobą ten patrol i iść spać.
W odpowiedzi posłał mi ironiczny uśmieszek i odwrócił się tyłem do mnie. Ruszył w głąb pokoju, zostawiając za sobą zapach prawdopodobnie najdroższych perfum świata, zmieszanych z trawą i ziemią. Idealna mieszanka. Uniósł ręce do góry i przeciągnął się, napinając mięśnie pleców, a ja przewróciłam oczami. Robił to specjalnie i myślał, że mi zaimponuje.
Faceci i ich idiotyczne sposoby przyciągnięcia uwagi kobiety.
-Gdzie ci się tak spieszy Granger? Jakbym cię nie znał, to pomyślałbym, że nie możesz się doczekać spędzenia ze mną czasu.
Prychnęłam.
-Na szczęście dobrze mnie znasz, bo wolałabym spędzić ten czas ze Snape’em niż z tobą.
Usłyszałam cichy śmiech.
-Nie krępuj się, mi to nawet na rękę. – odparł, a chwilę później pojawił się z powrotem w drzwiach w zwykłej czarnej koszulce, która opinała jego ciało i czarnych spodniach. Nagle poczułam, że wyglądam przy nim idiotycznie w szkolnej szacie. Miałam pod nią sukienkę w kwiatki, ale stwierdziłam, że nie będę ściągać szaty. Jeszcze sobie pomyśli, że chcę dla niego ładnie wyglądać, a w gruncie rzeczy było mi to obojętne, jak wyglądam. Tylko po prostu to było frustrujące, kiedy ktoś wygląda tak fantastycznie w czerni, a ty stoisz obok niego i wyglądasz, jak mop.
Blondyn wyszedł z dormitorium, pozwalając, by obraz się za nim zamknął, po czym spojrzał z przymrużonymi oczami na notes, który trzymałam w dłoniach. Odruchowo przycisnęłam go mocniej do siebie.
-Co to jest? – zapytał, kiwając głową w stronę czerwonego zeszytu.
-A co cię to obchodzi? – syknęłam. Malfoy od razu podniósł na mnie wzrok i przysunął się bliżej, patrząc na mnie z rozbawieniem.
-Jaka ty jesteś ostra, Granger.
Patrzyłam mu w oczy z wściekłością, próbując wymyślić jakąś ripostę, ale chłopak mnie wyprzedził.
-Pamiętasz jeszcze co mówiłaś o tym języku? Jak to leciało… - powiedział znowu, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Napawał się tym, że mnie zdenerwował. Bezczelny typ. Rozwścieczył mnie jeszcze bardziej, więc prychnęłam ze złością, mordując go wzrokiem.
-A pamiętasz jeszcze, jak mówiłeś, żebym się z tobą wykąpała? – zapytałam, zmieniając taktykę i widząc jego na moment zdziwioną minę, uśmiechnęłam się szeroko i wzruszyłam niewinnie ramionami.
-Nie mówiłem tego. – mruknął tylko, a na jego twarzy z powrotem pojawił się cień pogardy.
-Ależ mówiłeś, Malfoy. Strasznie chciałeś zaciągnąć mnie do Łazienki Prefektów. A potem zapytałeś czemu mi się nie podobasz. – odparłam, unosząc z rozbawieniem brwi do góry. Arystokrata tylko przewrócił oczami i ruszył korytarzem.
-Nie igraj ze mną, Granger. – powiedział jeszcze, na co się zaśmiałam i pobiegłam za nim w podskokach.
-Sam zacząłeś.
Przez chwilę szliśmy w ciszy, a ja zadowolona z siebie kiwałam się na boki, uśmiechając się do każdej napotkanej osoby.
-I tak ci się podobam. – bąknął cicho, zupełnie, jakby próbował przekonać sam siebie, że tak jest. Powiedział to prawie szeptem, dlatego zrozumiałam, że miałam tego nie słyszeć. Nie miałam ochoty więcej z nim rozmawiać, więc zignorowałam jego słowa. Był tak pewny siebie, że nie dopuszczał do siebie myśli, że dla kogoś mógłby być nieatrakcyjny. A jak można być atrakcyjnym z takim charakterem? Idiota.
Gdy dotarliśmy w końcu na siódme piętro, uprzednio wyganiając kilkoro uczniów do dormitoriów, poczułam, jak moje serce zaczyna szybciej bić.
-To co, rozdzielamy się? – odparłam, starając się wyglądać na zmęczoną i znudzoną.
-Ta. – przytaknął tylko i nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem, ruszył w przeciwną stronę, wpychając ręce do kieszeni. Spojrzałam na niego i kiedy mój wzrok niebezpiecznie zjechał w dół jego pleców, wzdrygnęłam się, potrząsnęłam głową i czym prędzej się oddaliłam. Ruszyłam tam gdzie zawsze, z zamiarem odnalezienia tych głupich drzwi. Musiał być tam jakiś włącznik. Wyciągnęłam różdżkę, czując, jak adrenalina krąży w moich żyłach. Przełknęłam ślinę i odwróciłam się gwałtownie, nagle mając wrażenie, że ktoś za mną idzie, ale było pusto. I cicho. Jak zwykle. Gdy prawie już dotarłam na miejsce, znów rozbłysło światło. Co dziwne, ono rozbłyskiwało prawie zawsze o tej samej porze. Rzuciłam się biegiem w tamtą stronę. Wiedziałam, że jestem bliżej odkrycia prawdy. W biegu wyciągnęłam z kieszeni różdżkę, a serce biło mi, jak oszalałe. Wpadłam w zakręt i spojrzałam w miejsce gdzie powinny teraz być drzwi. Były tam. Prawdziwe, wyraźne. A przed nimi stała jakaś postać. Prawdopodobnie mężczyzna. Był odwrócony tyłem do mnie, całkowicie przykryty szatą, na głowie miał kaptur.
Malfoy.
To musiał być Malfoy.
Przełykając ślinę ruszyłam cicho w jego stronę, ściskając w ręce różdżkę. Mężczyzna pchnął drzwi i z gracją wkroczył w ciemność, więc przyspieszyłam. Musiałam wejść tam za nim. W końcu dowiem się, co on kombinuje. Drzwi zamknęły się za nim szybko i bezszelestnie, po czym powoli zaczęły blaknąć. Były na wyciągnięcie ręki. Już miałam postawić kolejny krok, gdy nagle poczułam, jak czyjaś ręka odciąga mnie do tyłu. Zostałam boleśnie przyparta do ściany, a potem ktoś przyłożył przedramię do mojej szyi, skutecznie uniemożliwiając mi ucieczkę. Spojrzałam na sprawcę i zamarłam. Pochylony nade mną stał Malfoy, w tej samej czarnej koszulce, w której widziałam go przed chwilą.
-Malfoy? – wychrypiałam szeptem, nie mogąc uwierzyć, że to on stoi przede mną. Zerknęłam na drzwi, które zdążyły już zniknąć. Ale skoro nie on tam wszedł, to kto? I po co? Ogarnęła mnie wściekłość. Byłam tak blisko rozwiązania zagadki, a ten debil musiał mi przeszkodzić! Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem, a on je odwzajemnił równie groźnym, stalowym spojrzeniem.
-Co ty kombinujesz, Granger? – syknął, pochylając się nade mną jeszcze bardziej i patrzył we mnie intensywnie, zupełnie, jakby w oczach miał wykrywacz kłamstw. Instynktownie odsunęłam twarz maksymalnie od niego.
-Ja?! Co TY tu robisz? Miałeś być po drugiej stronie piętra! – odparowałam, czując, jak jego ręka boleśnie wbija mi się w krtań.
-Kto to był? – zignorował moje pytanie i kiwnął głową w stronę drzwi, które zdążyły już całkowicie zniknąć – Ten facet, kto to był?
-Nie wiem! Dowiedziałabym się, gdybyś mi nie przeszkodził. – spojrzałam na niego z wyrzutem. Przez chwilę patrzył na mnie w ciszy, aż w końcu opuścił rękę, ale się nie odsunął, więc w dalszym ciągu stałam, przywierając plecami do ściany.
-Coś wiesz. To po to ci ten cholerny notes? To po to cały czas tu łazisz? – zapytał.
Uniosłam brwi.
-Śledzisz mnie?
-Może.
-Malfoy, gdybym cię nie znała, to pomyślałabym, że jesteś moim cichym wielbicielem.
-Nie czas na te gierki. – warknął, opierając dłonie na moich ramionach. – Kto o tym jeszcze wie?
-Nikt, na razie nikomu nie… - nie pozwolił mi dokończyć, bo odsunął się i ruszył korytarzem tam, skąd przyszedł. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia i przerażenia, na myśl, że on, Draco Malfoy pójdzie z tym do McGonagall. Oczywiście to było najrozsądniejsze wyjście, ale wtedy ja stanę się podejrzaną, dlatego, że nie mówiłam nic wcześniej.
-Malfoy, nie! – rzuciłam się za nim i chwyciłam go mocno za rękę, żeby się zatrzymał. Poskutkowało, ale od razu się wyrwał, zupełnie jakby mój dotyk go parzył. Popatrzył na mnie zdziwiony.
-Co?
-Nie możesz tego nikomu powiedzieć. – szepnęłam.
-Niby czemu? – zaśmiał się ironicznie, a ja przełknęłam ślinę.
-Bo rozsiejemy panikę w całej szkole. McGonagall zamknie szkołę, ona jest pewna, że wciąż grozi nam niebezpieczeństwo. A tak naprawdę nie wiadomo co to jest, kim jest ten facet i co on robi. Nie wyciągajmy pochopnych wniosków.
-Czyli mam nic nie mówić, bo jakaś szlama mnie o to prosi?
Poczułam, jak się we mnie gotuje, zacisnęłam dłonie w pięści, ale powstrzymałam się od przywalenia mu w twarz. Nie chciałam tego przyznać, ale potrzebowałam go po swojej stronie. Zerknęłam na notes. Wiedziałam, co trzeba zrobić. Harry i Ron nie mogli się dowiedzieć o tym, co przed chwilą widzieliśmy. Dopiero odzyskałam ich zaufanie, znienawidziliby mnie, gdyby się okazało, że nie powiedziałam im czegoś tak ważnego. Choć z drugiej strony wolałam myśleć, że to wcale nie było ważne.
-Malfoy. – zaczęłam łagodnie –Powiem ci wszystko, co wiem. Ale nie możesz tego nikomu powiedzieć, dopóki nie dowiemy się konkretnie, o co w tym wszystkim chodzi.
Milczał, zerkając to na mnie, to na miejsce, gdzie przed chwilą były drzwi.
-Proszę… - szepnęłam błagalnie, a on spojrzał na mnie i widziałam w jego oczach, że coś się w nim złamało.
-No dobra. – mruknął w końcu. – Mów, co wiesz.
-Najpierw musisz mi obiecać.
-Nie będę niczego obiecywał szlamie. – warknął. Ten człowiek zmienia nastrój szybciej, niż kobieta w ciąży.
-Malfoy do cholery, dorośnij w końcu. – odparłam takim samym tonem i uderzyłam go w ramię, jakby to miało w czymś pomóc, ale kompletnie to zignorował, więc pewnie nawet nic nie poczuł.
Posłał mi za to mordercze, stalowe spojrzenie.
-Dobra. Obiecuję. – syknął. – Ale jak zrobi się poważnie, to nic mnie nie obchodzą te obietnice.
Pokiwałam energicznie głową. Wiedziałam, że nie mogę mu ufać. Wiedziałam, że to Malfoy. Śmierciożerca. Wiedziałam, że jego obietnica nie jest nic warta, ale musiałam coś zrobić. Nie mogłam pozwolić mu iść i rozpowiedzieć to całej szkole. Dlatego nie pozostało mi nic innego, jak tylko modlić się, żebym się myliła i że Malfoy jednak potrafił być człowiekiem. Westchnęłam i usiadłam na zimnej posadzce, opierając się plecami o ścianę. Poklepałam miejsce obok siebie, starając się jednak na niego nie patrzeć i skupiłam się na notesie. Otworzyłam go starannie na stronie, gdzie zaczynało się moje śledztwo. Nie chciałam, żeby zobaczył moje wpisy do pamiętnika, bo wtedy mógłby dowiedzieć się o snach, a to ostatnie, czego bym chciała. Otoczyła mnie lekka mgiełka jego perfum z domieszką zapachu trawy, kiedy usiadł obok mnie, ale postanowiłam to zignorować i otworzyłam notes na notatkach, które zrobiłam w bibliotece. Nie było tego dużo.
-Najpierw widziałam zielone światło, więc szukałam czegoś na temat tego, kiedy się ono pojawia. – zaczęłam – Ale niestety tylko w przypadku, kiedy ktoś rzuci Avadę, w co szczerze wątpię, bo ten facet tu często bywa i nie sądzę, żeby za każdym razem kogoś albo coś zabijał. No i zielone światło pojawia się jeszcze w przypadku… - urwałam, patrząc na niego niepewnie, a on wbijał wzrok przed siebie.
-Śmierciożerców. – dokończył za mnie szeptem.
Zapadła cisza i zrobiło się niezręcznie, więc przełknęłam ślinę i kontynuowałam.
-Dlatego też myślałam, że to ty. Ale skoro nie ty, to trzeba się zastanowić kto to. Idąc dalej, w dzień, w którym graliśmy w bilard zobaczyłam drzwi. Już znikały, ale zdążyłam zauważyć zarys. Próbowałabym coś z tym zrobić, ale wtedy przeszkodził mi Blaise i dalszy ciąg zdarzeń już znasz. No, przynajmniej tyle, ile pamiętasz. – dodałam szeptem, tłumiąc śmiech i zignorowałam jego mordercze spojrzenie – Więc próbowałam wyszukać te drzwi we wszystkich książkach o tajemnych przejściach i pomieszczeniach w Hogwarcie, ale nie mogłam nic znaleźć. Nic! Co dla jest totalnie dziwne. – pokazałam mu szkic drzwi ze wzorkami dookoła, które układały się w słowa w jakimś dziwnym języku – Myślałam, że może mi się to przewidziało, ale sam potwierdzisz, że te drzwi tam są. I według mojej teorii, tylko… - urwałam, bo chłopak nagle wstał, wyciągnął różdżkę i stanął przed drzwiami.
-Alohomora. – mruknął, ale nic się nie stało. Westchnęłam i wstałam, po czym podeszłam do niego.
-Nie sądzę, że to coś dało…
- Sezam Materio.
Znowu nic.
-Daj spokój. Przyjdziemy jutro i coś wymyślimy. Poszukam jeszcze czegoś w bibliotece.
-Nie. Skoro ten facet tam wszedł, to musi też wyjść, nie?
No też fakt.
-Więc poczekamy aż on wyjdzie i wtedy go napadniemy. – powiedział jeszcze.
-Nie będziemy nikogo napadać! Przynajmniej nie na razie.
-To co niby zamierzasz zrobić?
-Jak już sobie pójdzie, to wtedy wejdziemy do środka przez te drzwi zanim znikną.
Malfoy przewrócił oczami.
-A jak ten koleś będzie tam stał aż znikną?
Wzruszyłam ramionami.
-To następnym razem zrobimy po twojemu. – uśmiechnęłam się słodko, na co blondyn popatrzył na mnie z politowaniem, ale się zgodził. Ledwie schowaliśmy się z powrotem za zakręt, gdy drzwi nagle się zmaterializowały i mężczyzna wyszedł na zewnątrz. Wychyliłam się nieco, żeby zobaczyć jego twarz, ale albo miał na sobie maskę, albo czarną chustę, bo nie było nic widać. No tak, to było do przewidzenia. Na szczęście nie czekał aż drzwi znikną, tylko rozejrzał się pospiesznie na boki, po czym ruszył tam, skąd przyszedł. Gdy tylko zniknął z pola widzenia, ruszyłam biegiem do drzwi z arystokratą u boku. Drzwi wciąż tam były, dopiero zaczynały powoli blednąć. Adrenalina w moich żyłach sprawiła, że nawet na sekundę się nie zawahałam, tylko pchnęłam drzwi, jednak efekt był odwrotny od zamierzonego. Poczułam nagle, jak bolesny prąd przechodzi przez moje ciało, a później jakaś niewidzialna, potężna siła odrzuciła mnie w przeciwną stronę. Ostatnie co poczułam, to moje plecy, uderzające w chłodną ścianę, a później zapanowała całkowita ciemność.

Natchnęło mnie :D

6 komentarzy:

  1. "Z przykrością stwierdzam, że okaz panny Granger i pana Weasleya jest największy, więc dostaliby ocenę Powyżej Oczekiwań, jednak zwracając uwagę na to, że się spóźnili, dostaną ocenę Wybitny."
    Skoro miało obniżyć to powinno być odwrotnie, nie? Czy to tak specjalnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łołołołoło! Cudownie!
      Byli u Hagrida? Tylko? :O Serio?! Liczyłam na tajną randkę czy cuś xD
      Draco musi sobie przypomnieć tamten wieczór xD musi!
      Zaklinacz pająków?! O_o
      Co to za facet :/ Hmm...

      Usuń
    2. Jezu co ja to napisałam, dzięki, że zauważyłaś, miało być odwrotnie xd
      Co do Hagrida, zrobiłam to specjalnie, żeby wszyscy się zastanawiali gdzie też oni poszli :D :D :D

      Usuń
  2. Natknęłam się na tą historię zupełnie przypadkiem, gdy szukałam szablonu z piękną Emmą i zabójczym Tom'em. Spojrzałam wtedy na ten szablon i pomyślałam, że jest ładny i ma bardzo piękny napis "Wieczysta Przysięga". W głowie już mi szumiało od pomysłów, co to do cholery znaczy i czym kierowałaś się Ty jako osoba zamawiająca szablon. W końcu dałam za wygraną i pomyślałam, że zajrzę. I zajrzałam. I zostanę.
    Cholera, pochłonęło mnie. Przeczytałam to w nocy, wiercąc się jakbym miała robaki w spodniach i nie mogłam przestać. Płakać mi się zachciało, gdy doszłam do ostatniego, ósmego rozdziału! Co za kanał! Zawszę czytam tylko zakończone opowiadania, abym nie musiała przerywać i czekać na kolejny rozdział. Ale tu zostanę! I będę czekać, bo bardzo pokochałam tą historię.
    Uwielbiam styl jakim piszesz i jak cudownie opisujesz postacie. Kocham Dracona, Hermionę i Blaise'a. Są cudowni! Każdy ich zabawny tekst doprowadza mnie do śmiechu i czasami wpadam w taki zachwyt, że wydaje mi się jakbym była tam razem z nimi. Mam tyle rozważań i głupich myśli, ale dzielenie się nimi jest dość upokarzające, także może Ci tego oszczędzę :D
    Co do tych drzwi i tajemniczego mężczyzny, to uważam, że to Winslet. Nie wiem, dlaczego, ale on jest jakiś podejrzany, coś jest z nim nie tak.
    A co do tych pająków, to od razu pomyślałam, że to Draco się gdzieś schował i pomógł Hermionie. To znaczy, to jest głupie, ale właśnie o tym od razu pomyślałam. Cóż, w mojej głowie zawsze jest Draco i ogólnie moim zdaniem Draco to wybawiciel, ale haha :) Nie skończę tego, to żenujące :)
    Jesteś świetna! Pisz wciąż tak dobrze jak dotychczas, a podbijesz więcej serc! Moje już masz :)
    Pozdrawiam i życzę weny x
    PS możesz dodać jakiś inny "gadżet" do obserwowania? Mam na myśli ten klasyczny, bo bardzo bym chciała zaobserwować Twój blog. A jeśli nie jest to możliwe, to czy byś mogła mnie informować o rozdziałach? Wtedy bym podała swój numer gg :) I kiedy mogę oczekiwać następnego rozdziału? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jeju jeju nawet nie wiesz jak mi teraz poprawiłaś humor! Siedzę i uśmiecham się do laptopa jak idiotka :D Baaaardzo Ci dziękuję za miłe słowa, naprawdę nie sądziłam, że mogę wywoływać u ludzi takie emocje :D
      Co do Winsleta, myślę, że dlatego uważasz, że jest w to zamieszany, bo ostatnio trochę o nim piszę, poza tym jest nową postacią. Ale spokojnie, dowiesz się w swoim czasie :D
      Co do gadżetu z obserwowaniem, właśnie kiedy sama próbuję go wstawić, to wyskakuje błąd. Prosiłam dziewczynę, która wykonała szablon, żeby mi to wstawiła, a ona mi wstawiła obserwatorów Google + co mnie tylko irytuje xd Próbowałam się z nią skontaktować, ale niestety nie odpisuje mi już :/ gg niestety nie posiadam, informowałam na twitterze, ale przestałam już wchodzić, więc ewentualnie mogę Ci dawać znać tylko mailowo :D
      A następny rozdział przypuszczam, że nie prędko :p Na pewno we wrześniu :D

      Usuń
  3. Wczoraj znalazłam twój blog i jak to chyba każdy - pierwsze wrażenie jest świetne. Szablon genialny, bardzo mi się podoba. Jedyne co mi w nim delikatnie przeszkadza, to to, że przez tą rażącą czerwień bardzo bolą oczy, ale da się wytrzymać.
    Tekst jest bardzo prosty i nie zauważyłam zbyt wiele błędów, może jedynie rzuciły mi się w oczy czasem brakujące słowa albo literówki, jednak tak to bardzo przyjemne.
    Wracając do opowiadania to jest świetne. Draco jak zawsze, arystokratyczny dupek, który dla nikogo nie jest miły. Uwielbiam całą rodzinę Malfoyów, więc, dla mnie to jest istny raj. Zagadka z drzwiami na 7 piętrze jest obłędna, ale domyślam się kim może być ta postać. Sądzę, że to nowy pan profesor obrony. Cieszę, że jest skupienie na Hermionie i jej całym bólu. Prowadzenie pamiętnika to też świetny pomysł. Masz na prawdę świetne pomysły i z wielką chęcią będę tu wpadać na nowe rozdziały.
    Jeśli jest możliwość to proszę o informowanie o nowych postach i oczywiście dodaję cię do mojej Księgi Zakazanej.

    Pozdrawiam i zapraszam też do siebie.
    http://lilylunapotterhp.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń