Moje plecy zderzyły się z zimną ścianą, a ułamek sekundy później
poczułam jeszcze bardziej lodowatą dłoń, zaciskającą się na mojej szyi.
Odruchowo chciałam złapać oddech, ale bezskutecznie. Bellatrix przybliżyła
swoją twarz, wykrzywioną w paskudnym uśmiechu. Odsunęłam głowę do tyłu na tyle,
ile potrafiłam, ale wiedziałam, że nie jestem w stanie uciec od jej
przenikliwego, pełnego nienawiści spojrzenia. Przełknęłam ślinę, co wcale nie
było łatwe, zważając na ściśnięte gardło. Byłam bezsilna, nie mogłam się
ruszyć, nie mogłam zrobić nic, co mogłoby mnie uratować przed nieuniknionym.
Kilka sekund później zostałam boleśnie rzucona na twardą posadzkę, a chwilę
potem zmiażdżona przez sylwetkę kobiety. Próbowałam uciec od jej spojrzenia, od
jej słów, próbowałam robić wszystko, byleby tylko jej nie słuchać. Przeniosłam
więc wzrok w bok, prosto na młodego blondyna, który siedział z zaciśniętą
szczęką w fotelu i bacznie mnie obserwował. Usłyszałam, jak wyszeptał:
-Wiem, że na mnie lecisz.
Ale wcale nie zauważyłam, żeby poruszał ustami. Jego szczęka w dalszym
ciągu była zaciśnięta. Ja byłam bliska rozpaczy, łzy spływały po moich
policzkach, a on tylko patrzył obojętnym wzrokiem na swojego wroga. Nawet nie
drgnął, kiedy Bellatrix zaczęła boleśnie pisać różdżką jedno słowo na mojej
ręce, a ja zaczęłam wrzeszczeć.
Zerwałam się z łóżka słysząc
czyiś pisk, dopiero po chwili orientując się, że to mój własny. Zamknęłam się i
od razu zapaliłam lampkę nocną, nagle przerażona wszechobecną ciemnością.
Rozejrzałam się, oddychając ciężko i dopiero widząc, że nikogo nie ma w
pomieszczeniu, trochę się uspokoiłam. Próbując uregulować własny oddech,
spojrzałam w dół na własne ręce i znów krzyknęłam, widząc, że paznokciami
zdrapałam skórę na ręce do krwi w miejscu, gdzie kiedyś był napis. Uniosłam
dłonie wewnętrzną stroną do siebie i zagryzłam dolną wargę, widząc własną krew.
Nie odwracając od nich wzroku wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki. Nie
czułam żadnego bólu, kiedy przemyłam otwartą ranę wodą. Nie czułam nic, oprócz
strużek potu, spływających po mojej twarzy. Podniosłam wzrok na obszerne
lustro, opierając się równocześnie rękami o umywalkę. Spojrzałam na własne,
żałosne odbicie. Cienie pod oczami, nieogarnięte włosy, blada skóra, zraniona
ręka.
Co się ze mną działo? Ile to
jeszcze będzie trwać? Ja potrzebuję poważnej pomocy. Jeśli jej nie dostanę, w
końcu nie wytrzymam psychicznie. Dlaczego właściwie codziennie mi się to śni?
Przecież kiedy widzę Malfoya, wcale się go nie boję, nie jestem przerażona, nie
wracają wspomnienia. Nie dzieje się nic, więc dlaczego kiedy tylko kładę się
spać, mój koszmar zaczyna się od nowa?
Odepchnęłam się od umywalki i
rozebrałam się, po czym weszłam pod prysznic. Nie miałam tutaj wanny, ale w razie
gdybym potrzebowała prawdziwej kąpieli, zawsze mogłam udać się do Łazienki
Prefektów. Teraz jednak wolałam nie wychodzić z własnego dormitorium i plątać
się samotnie po zamku. Odkręcając kurek z zimną wodą, wróciłam myślami do 7
piętra i tajemniczego zielonego światła.
Co one mogło oznaczać? Może po
prostu ktoś rzucił jakieś zaklęcie? Ale jeśli tak, to dlaczego nie słyszałam
żadnego słowa, ani nikogo nie widziałam? Przecież ktoś musiałby je rzucić. Ktoś
musiał tam być i spowodować rozbłysk zielonego światła. Ale kto, i jak
rozpłynął się w powietrzu? Tak po prostu? Koniecznie musiałam się przyjrzeć tej
sprawie z bliska. I może lepiej na razie nie mówić o tym Malfoyowi. Nie sądzę,
żeby był dobrym materiałem na ratowanie świata magicznego (oczywiście potencjalnie,
wcale nie zakładam, że jest w niebezpieczeństwie). Zresztą bądźmy szczerzy, ten
blond przystojniaczek prędzej przyczyniłby się do jego zakłady niż ratowania.
Przez moje plecy przebiegł
nagle nieprzyjemny, zimny dreszcz i wcale nie był on spowodowany lodowatą wodą,
ani piekącą raną na ręce. Przypomniałam sobie, że w moim śnie pojawiło się coś,
czego nigdy wcześniej nie było.
„Wiem, że na mnie lecisz”
Niemal usłyszałam ten szept we
własnej głowie i znów poczułam zimny prąd na plecach.
Szybko zakręciłam wodę i
wyszłam spod prysznica.
To teraz jeszcze bardziej nie
rozumiem dlaczego śni mi się Malfoy, mówiący takie rzeczy. No jasne, wydarzenia
z wczorajszego dnia, ale przecież on doskonale wie, że ja na niego NIE lecę. I
ja też to wiem. No bo jak można by było lecieć na własnego najgorszego wroga i
bohatera twoich koszmarów? To popieprzone.
Tej nocy już nie zasnęłam.
Bałam się, że tym razem przyśniłby mi się Malfoy, próbujący mnie zgwałcić, a to
byłaby jeszcze większa trauma, trwająca prawdopodobnie do końca życia. Zamiast
tego czarami wyleczyłam swoją ranę na ręce i jeszcze przez chwilę przyglądałam
się jej gładkiej skórze. A później zaczęłam czytać, więc zeszło mi aż do czasu,
kiedy mój mugolski budzik zadzwonił. Z westchnieniem go wyłączyłam, zamknęłam
książkę, odkładając ją ostrożnie na regał i zajęłam się codziennymi
czynnościami, próbując jakoś zakryć oznaki zmęczenia na mojej twarzy.
Gdy wyszłam z dormitorium,
czułam potworne zmęczenie i nie miałam pojęcia jak przetrwam ten dzień, nie zasypiając
na żadnej z lekcji. Kiedy przekroczyłam próg Wielkiej Sali, mimowolnie
zerknęłam w stronę stołu Slytherinu i otworzyłam szeroko oczy widząc, że Malfoy
jest w kiepskim stanie. Miał tak samo podkrążone oczy jak ja, włosy w
nieładzie, a dodatkowo zauważyłam jeszcze, że z jego twarzy zniknął przebiegły
uśmieszek. Niestety nie na długo. Gdy tylko podniósł na mnie wzrok, znów
przybrał na siebie tę cyniczną maskę. Szybko przestałam się na niego gapić i
przyspieszyłam kroku, żeby jak najszybciej znaleźć się przy swoim stole. Po
drodze jednak usłyszałam wiele dziwnych rzeczy.
-Patrz, to Hermiona Granger.
Wygląda tak samo beznadziejnie jak Draco.
-Pewnie mieli upojną noc.
-Draco w życiu nie dotknąłby
szlamy.
-Słyszałeś, że Granger się w
nim zakochała?
-Biedactwo pewnie słyszy, jak
Dracuś pieprzy się z inną za ścianą.
-I ona go podgląda!
-Podobno mają wspólną
łazienkę. Ciekawe czy Granger ogląda go pod prysznicem…
-CO?! – wrzasnęłam, stając jak
wryta i wbiłam zszokowane spojrzenie w Astorię Greengrass. Ona tylko
zachichotała i wymieniła znaczące spojrzenia z koleżanką obok. Przewróciłam
oczami, zastanawiając się, jak to możliwe, że tak głupia istota mogła się w
ogóle urodzić. Jednocześnie czułam na sobie wzrok Malfoya, który zapewne
siedział niedaleko, ale nie odważyłam się na niego spojrzeć.
-Nie mamy wspólnej łazienki. –
syknęłam tylko, będąc zbyt zmęczoną, by wymyślać jakieś cięte riposty, po czym
ruszyłam do stołu Gryffindoru.
Gdy usiadłam obok przyjaciół,
burknęłam tylko „cześć”, nie włączając się do rozmowy. Wszystkie czynności
wykonywałam mechanicznie, jednocześnie zastanawiając się dlaczego Malfoy
wygląda tak… źle.
Chwyć nóż i zamocz go w
dżemie.
Szczerze nie sądziłam, żeby
faktycznie uprawiał w nocy z kimś seks. To znaczy, oczywiście był do tego
zdolny, wiedziałam, że to byłoby w jego stylu, ale intuicja podpowiadała mi, że
tego nie zrobił.
Posmaruj kromkę chleba dżemem.
A jeśli słyszał moje wrzaski?
Poczułam, jak krew odpływa z mojej twarzy, ale po chwili uświadomiłam sobie, że
przecież rzuciłam zaklęcie, tłumiące dźwięki. Nie. Nie mógł mnie słyszeć.
Weź kubek.
Może po prostu był zmęczony.
Może nie mógł spać. Może wcale nie jest taki twardy, jakiego udaje.
Nalej herbaty do kubka.
Na moje nieszczęście dzisiaj
nie usiadłam tyłem do ich stołu. Uniosłam wzrok i zauważyłam, że siedzi
centralnie naprzeciwko mnie, idealnie ustawiony w oddali pośrodku między
sylwetkami Harrego i Rona. Przyglądałam się mu przez chwilę, jak znudzony
miesza łyżeczką zawartość swojego kubka, podpierając głowę ręką. Ciekawe, czy
teraz plotki się rozniosą i wszyscy uwierzą, że lecę na Malfoya. Wzdrygnęłam
się, słysząc w głowie jego spokojny głos z mojego snu.
„Wiem, że na mnie lecisz”.
Nasyp dwie łyżeczki cukru i
wymieszaj.
Właściwie, trudno było na
niego nie lecieć. Nawet ja musiałam przyznać, że był przystojny. Mimo jego
ironicznego wyrazu twarzy i zbyt wysokiego ego, był całkiem atrakcyjnym
mężczyzną. W gruncie rzeczy był też inteligentny, a to (przyznaję z bólem
serca) jedna z najważniejszych cech, które cenię u facetów. Mimo to, Malfoy
nigdy mi się nie podobał, być może przez to, jak wiele przykrych rzeczy mnie
przez niego spotkało. W mojej głowie nagle pojawił się obraz jego nagich,
umięśnionych pleców, gdy przyłapałam go na przebieraniu koszuli. Poczułam, że
robi mi się gorąco.
Blondyn nagle podniósł wzrok i
spojrzał prosto na mnie, jakby wyczuwając, że ktoś go obserwuje. Chociaż
siedział daleko, doskonale widziałam, co wyraża jego stalowe spojrzenie. Lekkie
zaciekawienie, połączone z ironią i nienawiścią oraz nutka wyzwania. Poczułam,
jak (nie wiedzieć czemu) po moim ciele przeszedł prąd, a ułamek sekundy później
poczułam czyjąś ciepłą dłoń na swojej.
-Wszystko w porządku Hermiona?
– usłyszałam głos Ginny i dopiero wtedy ocknęłam się i spojrzałam ze
zdziwieniem na przyjaciółkę.
Zmusiłam się do uśmiechu.
-Tak, czemu pytasz? –
zapytałam lekko, a ona skinęła w stronę mojej ręki.
-Bo od kilku minut machasz
łyżeczką w powietrzu.
-Oh. – wymamrotałam tylko,
patrząc na swoją dłoń, która razem z łyżeczką znajdowała się kilka centymetrów
od kubka z herbatą.
Świetnie, jeszcze robię z
siebie idiotkę.
Westchnęłam, kładąc łyżeczkę
na stół i uniosłam kubek z niesłodką herbatą do ust.
-Ciężka noc? – przyjaciółka
nie dawała za wygraną, patrząc na mnie z troską. Kiwnęłam tylko głową. Gdyby
tylko wiedziała, jak rano rozdrapałam sobie skórę do krwi…
-Może przyjdę do ciebie na noc
dzisiaj? Musisz w końcu się wyspać.
-Nie, Ginny. Nie ma sensu. Już
tego próbowałyśmy przecież. To nic nie da, będzie jeszcze gorzej, bo ty się nie
wyśpisz.
-To nic, jeśli tylko mogę ci
pomóc..
-Nie. – przerwałam jej –
Naprawdę doceniam to i kocham cię, ale poradzę sobie z tym sama. Już jest
lepiej – skłamałam.
Wcale nie było lepiej, było
gorzej.
-Ok. – powiedziała cicho i
uśmiechnęła się do mnie, po chwili zmieniając temat – Widziałam, że byłaś
wczoraj na imprezie.
Westchnęłam.
-Przyszłam tylko nakopać
Malfoyowi do dupy. – odparłam, wzruszając ramionami, a ruda zachichotała.
-Taaak, słyszałam, że trochę
się pokłóciliście. Serio go podglądałaś?
-To był przypadek! –
powiedziałam szybko, od razu się uśmiechając – Chciałam tylko zobaczyć czy już
wyszedł, nie moja wina, że się przebierał na środku salonu.
Ginny posłała mi
uwodzicielskie spojrzenie, poruszając przy tym zabawnie brwiami. Już otwierałam
usta, żeby coś dopowiedzieć, ale w tej chwili odezwał się Ron.
-Miona, pamiętaj, że dzisiaj
jest trening quidditcha. Musisz przyjść nam kibicować. – powiedział
niewyraźnie, przeżuwając kanapkę. Przełknęłam ślinę, przypominając sobie
wczorajszy wieczór, kiedy Ron kompletnie nawalony powiedział mi, że mnie kocha.
Obiecałam mu, że porozmawiamy o tym dzisiaj, ale jak tak teraz na niego
patrzyłam, to z ulgą mogłam stwierdzić, że nawet tego nie pamięta i alkohol
namieszał mu w głowie.
-Przyjdę. – odparłam tylko,
posyłając mu uśmiech.
Chociaż wcale nie miałam
ochoty patrzeć na to, jak banda dzieciaków rzuca sobie piłkę i lata w kółko. Ale
czego się nie robi dla przyjaciół?
Dzisiaj jeszcze czekała mnie
pierwsza lekcja z nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią. Wszyscy zdawali
się być podekscytowani poznaniem nowego, przystojnego nauczyciela, jednak ja
myślałam tylko o tym, żeby iść spać. Byłam wyczerpana, psychicznie i fizycznie.
Oddałabym wszystko za 5 godzin normalnego, spokojnego snu. Przycisnęłam mocniej
książkę do piersi i przyspieszyłam kroku tak, że Harry i Ron musieli za mną
biec. Jak zwykle wyłączyłam się z rozmowy. Oni doskonale wiedzieli, że nie jest
ze mną dobrze, ale wiedzieli też, że są w tym przypadku zupełnie bezradni. Więc
najwyraźniej stwierdzili, że dadzą mi spokój. Niestety lekcje z nowym
nauczycielem mamy ze znienawidzonymi ślizgonami. Jednak gdy tylko weszłam do
klasy i usiadłam w pojedynczej ławce, a po moich obu stronach dwaj przyjaciele,
rozejrzałam się wokół i zauważyłam, że ta nienawiść nie jest tak widoczna, jak
kiedyś. Jakiś gryfon pochylał się nad siedzącą ślizgonką i uśmiechali się do
siebie szeroko. Dean rozmawiał z Blaisem Zabinim, jakby byli najlepszymi
kumplami od lat. Ginny miała rację, rzeczywiście topór wojenny został zakopany.
Zerknęłam do tyłu, na Malfoya, który siedział dumnie na swoim krześle i
lekceważącym spojrzeniem przyglądał się sytuacji w sali.
No ten to się nigdy nie
zmieni.
Nagle do klasy wszedł
nauczyciel. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna pewnie kroczył po posadzce, by w
końcu stanąć na podium i omieść wzrokiem wszystkich zebranych. Machnął różdżką
i na tablicy za nim pojawiło się jego imię i nazwisko, wykaligrafowane pięknym,
pochyłym pismem.
-Witam. Nazywam się Kevin
Winslet i będę w tym roku uczył was Obrony Przed Czarną Magią. – zaczął z
wyraźnym, angielskim akcentem, po czym zaczął przechadzać się po podium,
splatając dłonie za plecami – Pewnie wielu z was uważa, że skoro Voldemorta już
nie ma, to nie ma przed czym się bronić. Skoro tak myślicie, to widocznie
jesteście zbyt głupi, żeby tutaj być.
Uniosłam kącik ust do góry,
wpatrując się w nauczyciela.
Mówił krótko i rzeczowo.
Lubiłam takich ludzi.
-W czarodziejskim świecie czai
się wiele zagrożeń i myślę, że absurdem byłoby, gdybyście zginęli z ręki
trytona, podczas gdy wasi bliscy i znajomi polegli w obronie zamku. –
powiedział, po czym popatrzył na mnie i o ile mi się nie przewidziało, posłał
mi lekki uśmiech.
Kurcze, zaczynałam go lubić.
Jako jeden z nielicznych pamiętał jeszcze o wojnie i mówił o tym z prawdziwym
szacunkiem.
-Dlatego też – kontynuował –
Na moich lekcjach będziemy uczyć się jak walczyć z centraurami, druzgotkami,
akromantulami, boginami itd. W związku z tym, będziemy robić sobie częste
wycieczki do Zakazanego Lasu. Jakieś pytania?
Jakiś chłopak podniósł
niepewnie dłoń do góry.
-Czy to dozwolone?- zapytał, a
po klasie przebiegł szmer szeptów.
Faktycznie, wstęp do
Zakazanego Lasu był zabroniony.
-Umówmy się, że to ja ustalam
zasady, chłopcze. – odparł chłodno nauczyciel, a sekundę później posłał mu
przyjazny uśmiech.
Zmarszczyłam brwi.
Dość zmienne humorki miał ten
profesorek. Ale i tak większość dziewczyn z pomieszczenia już się w nim
zakochało, bo prawie wszystkie wręcz leżały na ławkach i patrzyły na niego rozmarzonym
wzrokiem. Sama go polubiłam, ale wcale mi się nie podobał. Zresztą, byłam na
tyle rozsądna, że wiedziałam, że zakochanie się w nauczycielu zawsze się źle
kończy. Przynajmniej w każdym mugolskim filmie, który oglądałam kończyło się
źle. A filmy nie kłamią.
Draco
Nie wiem po co właściwie
wróciłem do tej szkoły. I tak niczego tutaj się już nie nauczę. Jestem znudzony
całym pobytem tutaj, a nawet jeszcze nie minął tydzień. Jedyną rozrywką jest
wkurwianie Granger, ale nawet to już nie daje mi takiej satysfakcji, jak
kiedyś. Być może dlatego, że ona uodporniła się na moje docinki i już nie robią
na niej takiego wrażenia. Zresztą z biegiem czasu Granger naprawdę stała się
silna. Tylko ona odważyła się przywalić mi w twarz, za co jeszcze bardziej jej nienawidzę,
ale z drugiej strony musiałem przyznać, że całkiem mi wtedy zaimponowała. A
Blaise do końca roku nie dawał mi spokoju i ciągle się nabijał. Myślałem, że
wrabiając Granger w to, że na mnie leci znowu poczuję tą dziką satysfakcję i
spełnienie w żyłach, ale nic z tego. Pamiętam, jak na tej imprezie
rozwścieczona odwróciła się i wyszła, za nią podreptał Wieprzlej, a ja
spojrzałem z uśmiechem na Blaise’a, mówiąc mu, że wygrałem zakład. Jednak
przyjaciel nie był na tyle głupi i doskonale wiedział, że Granger dalej mnie
nienawidzi. Dokopanie szlamie nie poprawiło mi humoru, więc spróbowałem
przelecieć jakąś laskę. Jednak zanim w ogóle porządnie się rozejrzałem po
dormitorium, na moich kolanach usiadła już Astoria Greengrass i zaczęła mnie
całować. No to wyżyłem się na niej, ale w momencie, kiedy rzuciłem ją na łóżko
w mojej starej sypialni i spojrzałem na nią z góry, nagle mi się odechciało.
Była nijaka. Była tak samo dziwkarsko ubrana, jak wszystkie. Była taka sama jak
wszystkie. Nie różniła się niczym. Uśmiechała się do mnie idiotycznie, czekając
na mój ruch, a ja tylko poluzowałem krawat, odwróciłem się i bez słowa
wyszedłem. Opuściłem całe towarzystwo, nawet nie żegnając się z Blaisem i
wróciłem do własnego dormitorium. Specjalnie się nie spieszyłem, żeby czasem
nie trafić na Granger. Minąłem się za to z jej rudym kumplem, który bełkotał do
siebie coś w stylu „Jak ja jej to powiem”. Nawet nie chciało mi się rzucać
jakąś ripostą w jego stronę. Nic mi się nie chciało. Wszedłem do dormitorium,
rozebrałem się do bokserek i nalałem sobie ognistej z barku, po czym podszedłem
do okna i spojrzałem na rozciągające się jezioro, popijając alkohol. Przez
chwilę miałem ochotę po prostu pójść popływać. Poczuć chłód wody, pozwolić,
żeby zmyła ze mnie wszystkie myśli. Być przez chwilę sam, oczyścić umysł. Byłem
zmęczony, choć właściwie nie wiedziałem czym. Być może właśnie udawaniem,
przyklejoną maską do twarzy. Wszyscy myśleli, że jestem samowystarczalny, że to
ja dyktuję zasady, jednak prawda była taka, że ja całe życie podporządkowywałem
się ojcu, potem Voldemortowi, chociaż wcale tego nie chciałem. Nie chciałem
taki być, a teraz już nie potrafię być inny. W moich żyłach płynie nienawiść i
pewnie już nigdy nie będę prawdziwie szczęśliwy. Nie potrafiłem sobie wyobrazić
siebie z jakąś kobietą, śmiejących się z przyziemnych spraw. Ten widok był tak
nierealny, jak widok łysego Hagrida.
Nagle coś dużego uderzyło z
hukiem w okno powodując, że aż się cofnąłem, cudem utrzymując szklankę w dłoni.
Zmarszczyłem brwi, widząc jak głupia sowa niezdarnie podnosi się na parapecie,
po czym wbija we mnie swój wzrok. Do wstążki na szyi miała przywiązaną kopertę.
Odstawiłem whisky na stolik i otworzyłem okno, wpuszczając do środka chłodne
powietrze. Sowa w ogóle się nie poruszyła, tylko patrzyła na mnie tymi swoimi
czarnymi oczami.
-I co się tak gapisz idiotko? –
warknąłem do niej, w tym samym czasie odwiązując list. Jakby w odpowiedzi, sowa
dziabnęła mnie w dłoń i od razu odleciała. Spojrzałem jeszcze za nią i
pokręciłem głową z niedowierzaniem, ignorując krew, spływającą po mojej skórze.
Już chciałem rzucić na nią Avadę, ale w ostatniej chwili sobie odpuściłem. Odwróciłem
się, zamykając okno i oparłem się o ścianę, patrząc na kopertę, na której
napisane było jego słowo „Draco”. Z
westchnieniem otworzyłem ją i wyciągnąłem estetyczną białą kartkę, na której
widniało jedno, suche zdanie.
Musimy porozmawiać.
I podpis „Twój ojciec”
Wziąłem głęboki oddech, po
czym z wrodzonym spokojem przerwałem kartkę na pół i rzuciłem na podłogę. Skoro
mam odciąć się od ojca i jego rygorystycznych zasad, od czegoś trzeba zacząć. Sięgnąłem
po nową kartkę i piórem napisałem krótką wiadomość:
Nie.
Podałem list swojej sowie i
wypuściłem ją przez okno, mówiąc, by zaniosła to do domu.
Dom. Co za dziwne słowo.
Rezydencja Malfoyów właściwie nie miała w sobie nic z tych ciepłych, rodzinnych
domów. Kojarzyła się z chłodem, surowością i arystokracją. Właściwie nie była
dla mnie domem, więc nie wiedziałem dlaczego to powiedziałem. Już bardziej
Hogwart był dla mnie domem, chociaż znieważyłem go, odwracając się przeciwko
niemu w tamtym roku. Uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nie mam miejsca, które
wspominałbym z uśmiechem i to sprawiło, że kompletnie zepsuł mi się humor i nie
miałem nawet ochoty już pić.
Tej nocy zasnąłem z poczuciem
samotności i bezsilności wobec własnego losu.
Następny dzień cały był jakiś
depresyjny. Nie dostałem wiadomości od ojca, jak na razie. Być może osobiście
tu przyjedzie i rzuci na mnie Crucio. Trudno, wtedy po prostu zrobię mu to
samo. Nie zasługiwał na nic lepszego, tak naprawdę nigdy nie był dla mnie
ojcem, jakbym powinien być.
Siedziałem zmęczony w Wielkiej
Sali kompletnie wyłączony z rozmowy, gdy nagle szepty się ożywiły i zauważyłem,
że do pomieszczenia weszła Granger. Wyglądała fatalnie, jej włosy były w
nieładzie, wyraz twarzy zmęczony, a wzrok zmętniały. Zmarszczyłem brwi
zastanawiając się co takiego się stało, że szlama jest taka niewyspana. Doskonale
wiedziałem, że to nie było przeze mnie. Nie sądzę, żeby przeżywała moje
chamstwa aż tak dogłębnie. Szła przed siebie, starając się nie patrzyć w moją
stronę, ale gdy Astoria palnęła coś o podglądaniu pod prysznicem, ta od razu
wyjechała do niej z mordą. Uniosłem kącik ust do góry, chichotając pod nosem
jeszcze chwilę po tym, jak dziewczyna się oddaliła.
-Co cię tak bawi Draco? –
burknęła Astoria, patrząc na mnie z wyrzutem.
-Ty. Nie sądziłem, że jesteś
taką debilką.
Ona jednak odrzuciła włosy do
tyłu i spojrzała na mnie z pewnością siebie.
-Wczoraj mówiłeś co innego.
-Wczoraj ja w ogóle nic do
ciebie nie powiedziałem, bo odstawiłaś przede mną dziwkarskie przedstawienie i
musiałem cię opuścić, zanim zrobiłabyś coś, czego bym żałował.
-Czego ty byś żałował? A nie
czasem ja?
-Nie. Ja żałowałbym, że
przeleciałem taką durną szmatę. – odparłem z uśmiechem, po czym odwróciłem się
do niej tyłem i wróciłem do mieszania herbaty.
Po lekcjach zamierzałem iść od
razu do dormitorium, ale oczywiście Blaise miał dla mnie inne plany, a ja nie
mogłem odmówić. Jako kapitan drużyny quidditcha byłem wręcz zobowiązany, żeby
iść na trening konkurencji i przyjrzeć się dokładnie ich strategii.
Siedzieliśmy więc w piątkę na trybunach i patrzyliśmy w skupieniu na boisko.
Wokół było niewiele osób. Zaledwie kilkoro z Hufflepuffu i Gryffindoru. W końcu
gra mi się znudziła, w sumie i tak nie potrafiłem się na niczym skupić, bo w
głowie miałem tylko świadomość tego, że zmarnowałem swoje dzieciństwo i
młodość. Zacząłem się więc rozglądać i po lewej stronie, dwa sektory dalej
zobaczyłem samotnie siedzącą kulkę kasztanowych kudłów, pochyloną nad jakąś
książką, czy zeszytem. Uśmiechnąłem się szyderczo, ale zanim zdążyłem cokolwiek
powiedzieć, Blaise ją zauważył.
-O, Hermiona. Co ty na to,
żeby wdrożyć nasz zakład w życie? – zapytał entuzjastycznie, po czym nie
czekając aż mu odpowiem, zawołał dziewczynę po imieniu. Za pierwszym razem ta w
ogóle nie zareagowała, wciąż zawzięcie bazgroląc w zeszycie. Za drugim leniwie
podniosła głowę i posłała lekceważące spojrzenie w naszą stronę. Za trzecim
definitywnie się wkurzyła, bo z impetem odrzuciła pióro i uniosła dłoń,
pokazując Blaise’owi środkowy palec, po czym wróciła do pisania. Zaśmiałem się
pod nosem.
Ta dziewczyna nigdy nie
przestanie mnie zadziwiać.
-Ach, uwielbiam ją! – krzyknął Blaise, patrząc na mnie z
szerokim uśmiechem – Jest taka zadziorna, że od razu mam ochotę ją przelecieć.
Chodź Smoku! – wykrzyknął jeszcze i podniósł się z siedzenia, podążając w jej
stronę. Uniosłem brwi i z osłupieniem wpatrywałem się w przyjaciela, jak
dziarsko szedł w stronę gryfonki.
To było dziwne.
Po pierwsze, dziwny był sam fakt, że Blaise użył jej
imienia, jakby byli dobrymi kumplami.
Po drugie, powiedział, że ma ochotę ją przelecieć. Blaise
przelecieć Granger? Przecież to niemożliwe, żeby ona się mu podobała. Przecież
on mógł mieć każdą, zupełnie jak ja.
Jednak zaciekawiony podążyłem za nim i usiadłem po prawej
stronie dziewczyny, a on po lewej. Ta podskoczyła i szybkim ruchem zamknęła
notes, przyciskając go mocno do siebie, żebyśmy czasem jej go nie zabrali.
Blaise nie zwrócił na to uwagi, tylko objął ją (na co zareagowałem
skrzywieniem) i zaczął ją kokietować, a ja przyglądałem się notesowi. Ostrożnie
sięgnąłem po niego ręką, ale gdy tylko go dotknąłem, Granger podskoczyła i w
sekundzie dostałem notesem w głowę.
-Zajmij się swoim prywatnym życiem, Malfoy! – warknęła,
po czym wkurzona, ignorując zarówno mnie, jak i Diabła, objęła czerwony zeszyt
rękami i zaczęła z nagłym skupieniem oglądać trening.
-Właśnie, Smoku. Zajmij się swoim prywatnym życiem, bo
płoszysz mi zdobycz. – odezwał się przyjaciel, patrząc na mnie ponad kudłami
Granger. Spojrzałem na niego z niedowierzaniem i już otwierałem usta, żeby mu się
odciąć, ale gryfonka znowu wybuchła.
-Nie jestem jeleniem, żebyś sobie mógł na mnie polować,
Blaise! – wrzasnęła, po czym rozwścieczona zerwała się z ławki i szybkim
krokiem skierowała się do wyjścia. Odprowadziłem ją wzrokiem, cudem
powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
Spojrzałem na przyjaciela.
-Co to kurwa było?
-Jak to co? To był podryw, skarbie. – odpowiedział mulat,
uśmiechając się szeroko z widocznym zadowoleniem z siebie.
Hermiona
Byłam tak zła, że nawet nie zauważyłam, kiedy wpadłam na
kogoś zaraz przy wyjściu z boiska. To był Harry. Nawet nie zwróciłam uwagi na
to, że trening się już skończył.
-Ron cię woła od 5 minut, może na niego poczekasz? –
powiedział, unosząc brwi w zaciekawieniu, po czym kiwnął głową do przyjaciela i
szybko się ulotnił. Rudzielec zdyszany podbiegł do mnie i gdy się już
zatrzymał, oparł się rękami o kolana i próbował unormować oddech. Gdy w końcu
się uspokoił, spojrzał na mnie i przełknął głośno ślinę.
-Możemy porozmawiać? Obiecałaś mi wczoraj, że
porozmawiamy. – powiedział cicho, patrząc na mnie niepewnie.
Był cały czerwony jak burak i spocony.
-No… Ok. – odpowiedziałam mu ostrożnie, chociaż
wiedziałam do czego ta rozmowa zmierza i wcale nie chciałam, żeby do tego
zmierzała.
-Miona, ja nie mogę bez ciebie żyć. Ja budzę się rano i
chcę iść do Wielkiej Sali, żeby móc cię spotkać. Gapię się na ciebie na każdej
lekcji. Staram się być dla ciebie przyjacielem, ale nie potrafię. Nie wiem co
zrobię, jeśli znajdziesz sobie chłopaka. Miona, kocham cię, zawsze kochałem i
wiesz, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Możemy być znowu razem, ja będę przy
tobie cały czas, nigdy cię nie zostawię, obiecuję. – powiedział na jednym
wdechu, patrząc na mnie błagalnie, a ja stałam jak słup soli i wpatrywałam się
w niego w osłupieniu.
-Ale przecież powiedziałeś, że możemy się przyjaźnić…
-A co miałem ci powiedzieć? – westchnął – Nie chciałem,
żebyś miała wyrzuty sumienia, nie chciałem cię stracić, bo za bardzo mi na
tobie zależy. Dlatego udawałem, że wszystko jest dobrze i pozwoliłem, żeby
wszystko było jak dawniej, ale ja tak dłużej nie mogę. Musiałem ci powiedzieć
co czuję.
Przełknęłam ślinę, czując piekący ból w sercu. Ron był
cudownym przyjacielem i cudowną osobą. Nie zasługiwał na tyle cierpienia. Ale
nie mogłam z nim być z przymusu, czy litości, więc jak zwykle racjonalna część
mojego mózgu przejęła kontrolę.
-Ron. Kocham cię… Ale jak brata. Przepraszam, naprawdę.
Doceniam to wszystko co dla mnie robisz, ale nie mogę z tobą być, nie czując do
ciebie tego, co ty do mnie. To nie w porządku w stosunku do ciebie.
Przepraszam. – powiedziałam cicho, kładąc rękę na jego ramieniu, po czym
cofnęłam się. Widząc jego minę widziałam jego serce, rozbite na milion drobnych
kawałeczków. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale wiedziałam, że musiałam
to zrobić, nawet jeśli bardzo go zraniłam.
-Przepraszam… - szepnęłam i odeszłam, zostawiając go ze
złamanym sercem.
Trochę zajęło mi napisanie tego rozdziału. Nie jest do końca taki, jaki chciałam, szczególnie końcówka, ale było mi ciężko go dokończyć. Ostatnio jestem w kompletnej rozsypce, bo zerwał ze mną chłopak, którego kochałam całym sercem i nie potrafię się po tym pozbierać. Dlatego też musicie mi wybaczyć, że rozdział jest jaki jest, ale po prostu nie jestem w stanie psychicznie napisać czegoś lepszego. Nie wiem kiedy dodam następny, przypuszczam, że nie prędko, bo najpierw muszę uporać się z własnym cierpieniem i jakoś stanąć na nogi, co wcale nie jest łatwe i w ogóle sobie tego nie wyobrażam. Nie wiem czy w ogóle ktokolwiek to przeczytał, w sumie nie wiem też dlaczego piszę tutaj o prywatnych sprawach, ale czuję, że jestem z tym wszystkim sama i naprawdę jest mi ciężko. Dlatego proszę was o cierpliwość.
Cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńBędę Ci to powtarzać za każdym razem, gdy dodasz nowy <3
Jest naprawdę cudowny.
Czuję się, jakbym czytała książkę.
Monolog wewnętrzny Malfoya - mistrzostwo.
Mogłabym go czytać w nieskończoność.
I Blaise, chociaż jeden z moich ulubionych postaci, to denerwuje mnie koncertowo.
"Nie jestem jeleniem"
Hahaha, to jest takie prawdziwe.
Z chęcią przybiję piątkę, bo też się ostatnio czuję jak taki jeleń.
Kocham u Ciebie to, że jesteś taką amatorką-profesjonalistką.
W sumie jeszcze się uczysz, ale:
a) nie robisz błędów
b) piszesz dojrzale i spójnie
c) jesteś trzy razy lepsza ode mnie
Jednym słowem - chciałabym tak umieć wyrażać swoje myśli.
To jest moje marzenie, naprawdę xd
I cały czas się uczę tego -
I zazdroszczę, że już to potrafisz.
O cierpliwość naszą, albo przynajmniej moją, to Ty się nie martw.
Czytałabym to opowiadanie nawet, gdybyś dodawała posty co dwa miesiące czy rzadziej.
Więc nie śpiesz się z następnym rozdziałem...
Chociaż gdybyś go dodała jakoś za tydzień czy coś, to bym się nie obraziła, broń Boże.
Życzę weny <3
03. Królewna Śnieżka: aktywacja (http://zimno-zimno.blogspot.com/)
Węgielek xxx
...
Nie jestem jeleniem, dobre.
...
Świetny rozdział!!! Warto było czekać tyle czasu, żeby teraz móc teraz czytać takie cudeńka! <3 Uwielbiam Twoją twórczość. Czytam Twoje opowiadania i widzę jak z każdym rozdziałem stajesz się coraz lepsza i to jest piękne... <3
OdpowiedzUsuńJejku, Kochana jesteśmy z Tobą. <3 Nie wiem co mam napisać... Nie naciskamy na ciebie, dla takich rozdziałów i autorki warto czekać... <3 ;* Spokojnie... Nie mogę cię przytulić realnie, ale czuj się chociaż przeze mnie mentalnie przytulona. <3 :D
Ulala! Nie mam czasu teraz ale jutro nadrobię! :* ♥
OdpowiedzUsuńUgh :( długo mi zajęło znalezienie czasu! :< plasam CIę! :*
UsuńNa wstępie chcę zaznaczyć, że my Cie kochamy!
Nie przejmuj sie chłopakiem. Niue ten to następny*! ^_^
Nie rozpaczaj za bardzo i nie spiesz się z rozdziałem :)
Najpierw się upewnij, że czujesz sie wspaniale! :3
A teraz rozdział.
Cudowny, genialny, niesamowity... CO tu duzo pisać?! jak zawsze się spisałaś :*
Kocham, ściskam i życzę szczęścia!♥
*wypowiedziała się samotna Czery 8) xD
Super !!!! czekam na koleiny rozdział :)
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział! Jeden z najlepszych blogów jakie czytałam, naprawdę;)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejną notkę:*
www.lusia-dramione.blogspot.com
Świetny rozdział uwielbiam jak piszesz, aż miło się czyta <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całego bloga i bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńCzyta się leciutko, a wszystko jest ładnie opisane.
Podoba mi się to, że Hermiona i Draco nadal są wrogami. Lubię, kiedy akcja dzieje się w normalnym tempie.
Dziwię się, że zdecydowałaś się na narrację pierwszoosobową, a nie trzecioosobową. Wybrałaś twardy kawał chleba, nie ma co. Jednak świetnie się z nim uporałaś.
Czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam
Julia :)
http://your-decisions-create-your-story.blogspot.com/
Fantastycznie piszesz :) Podziwiam Cię! Przy okazji chciałam zaprosić Cię na mojego bloga, byś spojrzała krytycznym wzrokiem na to co pisze :) Z góry dziękuję :)
OdpowiedzUsuńhttp://milosccierpliwajest-dramione.blogspot.com/