Wpadłam na zajęcia kilka sekund przed Profesor Sprout. Na
domiar złego okazało się, że dzisiaj mamy praktyczne zajęcia w cieplarni, więc
żadne podręczniki nie będą potrzebne. Rozwścieczona żenującą sytuacją z
Malfoyem i tym, że moje włosy wyglądały jak wyjęte z pralki po moim maratonie
po schodach, stanęłam obok Rona i ze złością wepchnęłam książkę do torby, którą
po chwili rzuciłam na ziemię. Rudzielec popatrzył na mnie z lekkim
zaciekawieniem.
-Masz wypieki na twarzy. – powiedział cicho, patrząc na
mnie w oczekiwaniu na wyjaśnienia.
Na pewno nie powiem mu o tym, jak to wpadłam na
półnagiego ślizgona, a potem jeszcze wyszło na to, że go podglądam.
-Bo biegłam przez pół zamku, żeby zdążyć. – odparłam
tylko i sapnęłam, żeby dodać nieco więcej wiarygodności. Oczywiście była to
prawda, zmęczyłam się biegiem na zajęcia, ale to wcale nie było przyczyną moich
wypieków na twarzy.Na Merlina, co Malfoy musiał sobie o mnie pomyśleć... Nie, żeby mnie to obchodziło, ale ta fretka potrafi wykorzystać wszystko, żeby kogoś zniszczyć.
Ron jednak to kupił, bo tylko się uśmiechnął i kiwnął
głową twierdząco.
-Witam moich zdolnych zielarzy! Jak tam wam minęły
wakacje? – odezwała się uśmiechnięta pani profesor, jednak nie pozwoliła nikomu
odpowiedzieć, bo zaczęła omawiać temat dzisiejszej lekcji, którym była Czyrakobulwa. Zmarszczyłam brwi zdziwiona tym entuzjastycznym powitaniem. Nauczycielka kazała wszystkim
założyć rękawice ochronne i zapytała dlaczego musimy to zrobić. Oczywiście
tylko ja podniosłam rękę.
-Ropa z
czyrakobulw wywołuje poparzenia. – powiedziałam rzeczowym tonem, a profesor
pokiwała twierdząco głową i przyznała Gryffindorowi 10 punktów.
No to
rozpoczynamy rutynowy rok szkolny.
Mieliśmy
przesadzić czyrakobulwy bez uszkadzania ich. Od razu wzięłam się do roboty, jak
z zwykle w 100% poświęcając się zadaniu. Prawie wszyscy pracowali w skupieniu,
jeden chłopak jednak nie był na tyle ostrożny i chwilę później uszkodził roślinę i poparzył sobie
przedramię. Natychmiast został wyprowadzony z cieplarni przez nauczycielkę, a
nam wszystkim kazała być cicho i nie przerywać pracy. Oczywiście gdy tylko
wyszła wszyscy rzucili rękawice na stoły i zaczęli rozmawiać. Wszyscy oprócz
mnie. Pracowałam dalej, skupiając swój wzrok na roślinie i starając się nie
myśleć o tym, jak potworny rok czeka mnie w towarzystwie Malfoya, aż ktoś
złapał mnie za łokcie, a drugi ktoś ściągnął rękawice z moich dłoni. Oczywiście
Harry i Ron. Prychnęłam, po czym wyrwałam się Harremu i chciałam sięgnąć po
rękawice, ale skutecznie mi to uniemożliwili.
-Serio chłopaki?
– zapytałam z irytacją, patrząc na nich jak na małe dzieci. Ci jednak tylko
uśmiechnęli się szeroko i powiedzieli równocześnie:
-Serio.
Przewróciłam w
odpowiedzi oczami i oparłam się o stół, patrząc na nich z obrażoną miną.
-Jutro jest
pierwszy trening quidditcha. – powiedział nagle uradowany Ron.
-I?
-I musisz przyjść
nas dopingować! Przecież rozmawialiśmy o tym przy śniadaniu.– odparł oburzony,
jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Westchnęłam.
-Z kim macie ten trening?
Tylko nie
Slytherin, tylko nie Slytherin, tylko nie…
-Z Hufflepuffem.
Uff, nie
Slytherin.
-No dobra,
przyjdę. – powiedziałam w końcu, wzruszając ramionami – A co robimy dzisiaj?
-Wieczorem jest
impreza dla siódmych klas. – podsunął Harry.
A, fajnie.
Myślałam, że wybierzemy się na błonia i będziemy leżeć na trawie, wspominając
dawne czasy. Ale pewnie, impreza jest dużo fajniejsza.
-Niestety
ślizgoni też będą – dopowiedział Ron – Ale i tak się wybieramy. Ostatni rok,
trzeba się wyszaleć!
Od kiedy Ron stał
się takim imprezowiczem?
Otworzyłam usta,
żeby coś powiedzieć, jednak Harry mnie wyprzedził.
-Nic z tego
Miona, wpadniemy po ciebie o 9.
-Ale ja naprawdę
nie mogę. – jęknęłam – Poważnie. I wcale nie muszę się uczyć, McGonnagal kazała
nam z Malfoyem patrolować Hogwart od poniedziałku do czwartku. Weekendy mamy
wolne. A skoro jest dzisiaj poniedziałek, to wychodzi na to, że jestem skazana
na towarzystwo ślizgona.
-O której
kończycie ten patrol? – zapytał Harry.
-O 11. Równo z
rozpoczęciem ciszy nocnej.
-No to przecież
możesz przyjść po 11. Impreza na pewno będzie trwała do rana.
-Nie wiem
chłopaki. Zobaczę. – opowiedziałam wymijająco i na moje szczęście wróciła
profesor Sprout, więc wzięłam się z powrotem do pracy.
Nie zamierzałam w ogóle
iść na tą imprezę. Kto normalny imprezuje w poniedziałki? Przecież na drugi
dzień są zajęcia. Poza tym, ja nie cierpię imprez. A co najważniejsze, jeszcze
mniej czasu będę miała na spokojny sen. Nie ma mowy. Nie idę.
Po obiedzie udałam
się z Ginny do dormitorium Gryffindoru, żeby pomóc jej wybrać w co się ubierze
na dzisiejszą imprezę. Cieszyłam się, że znów odwiedzę pokój wspólny, a poza
tym nie musiałam obawiać się przedwczesnej konfrontacji z arystokratą. Gdy
weszłyśmy do środka, niewiele osób zwróciło uwagę na moją obecność. Większość
jeszcze nie wróciła z obiadu, a ci, co wrócili, najwidoczniej byli zajęci
swoimi sprawami. Od razu skierowałyśmy się do sypialni, gdzie gryfonka
wyrzuciła z walizki wszystkie ubrania i załamana usiadła na łóżku.
-Totalnie nie
wiem co założyć. Chciałabym podobać się Harremu, więc założyłabym jakąś kieckę,
ale wiem, że on woli tę skromną wersję mnie, więc może pójdę w spodniach? Ale
na Merlina, w spodniach na imprezę! Wszystkie dziewczyny będą tam odpicowane
jak w burdelu a ja przyjdę w spodniach? – jęknęła i rzuciła się na pościel.
Zaśmiałam się lekko i sięgnęłam po pierwszą lepszą bluzkę (chociaż to chyba
była spódnica), którą zaraz z powrotem wrzuciłam do walizki.
Cóż, prawda jest
taka, że nie wiedziałam nic o „odpicowywaniu” się, robieniu się na bóstwo itd. Ginny
kiedyś też nie wiedziała, ale przez wakacje bardzo wydoroślała. Być może też
związek z Harrym nadał jej więcej pewności siebie. Zaczęła bardziej podkreślać swoje atuty i zdecydowanie częściej się uśmiecha, co dodaje jej jeszcze więcej uroku.
-Naprawdę
myślisz, że wszystkie będą wyglądały tak wyzywająco?
-Jestem pewna.
Westchnęłam.
-Gdzie to w ogóle
jest?
-U ślizgonów.
Niestety.
-Serio? I
ślizgoni zaprosili nawet gryfonów? – zapytałam szczerze zdziwiona, bo nie
sądziłam, że stać ich na taki gest.
Ruda wzruszyła
ramionami i podniosła się do pozycji siedzącej.
-Z tego co
zauważyłam, to chyba dążą do jakiejś wspólnej integracji. Myślę, że ogarnęli się
po wojnie, stwierdzili, że chociaż na ten ostatni rok w szkole możemy zakopać
topór wojenny. Osobiście podchodzę do tego z lekkim dystansem, myślę, że nigdy nie będę w stanie im zaufać przed doświadczenia z poprzednich lat naszej... znajomości. Ale kto wie, może naprawdę się zmienili?
Usiadłam na łóżku
obok dziewczyny, wyobrażając sobie, jak Malfoy rozmawia z Ginny, śmiejąc się i
popijając poncz.
Nie.
To po prostu jest
niemożliwe.
Sięgnęłam na
oślep po jakieś ubranie i podniosłam zieloną, rozkloszowaną sukienkę.
-Może ta?
Dobierzesz srebrną biżuterię i wtopisz się idealnie w tłum. – powiedziałam,
uśmiechając się szeroko, jednak Ginny mimo, że się zaśmiała, nie podzieliła
mojego zdania.
-Nie kpij. Może
założę zwykłą małą czarną?
Pokiwałam
twierdząco głową.
-Klasycznie,
seksownie, ale nie wyzywająco. Jestem za.
Ginny od razu się
ożywiła, po chwili wertowania ubrań na łóżku podniosła do rąk dwie sukienki,
jedną rozkloszowaną, drugą obcisłą. Wskazałam palcem na obcisłą i położyłam się
na łóżku, podczas gdy ona poszła się szykować. Z nudów poskładałam wszystkie
ubrania z powrotem do walizki, a kiedy nie wychodziła po 20 minutach, a z
łazienki usłyszałam dźwięk lecącej wody, uznałam, że jeszcze sporo czasu jej
zejdzie zanim będzie gotowa, więc postanowiłam zejść na dół. Usiadłam na pustej
kanapie i spojrzałam na ogień w kominku. Ten kominek zawsze mnie uspokajał. Zawsze kiedy coś się działo, byłam smutna albo zła, sam widok migoczącego ognia sprawiał, że potrafiłam się rozluźnić i zrelaksować.
Wzięłam głęboki wdech, przypominając sobie te chwile, kiedy siedziałam z
chłopakami w tym samym miejscu i śmialiśmy się z przygód, jakie nas spotkały.
Niektóre z nich naprawdę były świetne. Nie wiem jak potoczyłoby się moje życie,
gdybym nie zaprzyjaźniła się z Harrym i Ronem. Zdecydowanie byłoby dużo
bardziej nudne. Kto wie, może w ogóle nie znalazłabym przyjaciół i na zawsze
moim jedynym towarzyszem pozostałaby książka.
Nagle poczułam, że kanapa ugina
się pod czyimś ciężarem, więc spojrzałam w bok i uśmiechnęłam się, widząc
Deana.
-Zazdroszczę ci,
że masz własne dormitorium. Dużo więcej prywatności. – powiedział, uśmiechając
się do mnie i podniósł do ust kubek z jakimś płynem, prawdopodobnie kakao.
Wzruszyłam
ramionami.
-Cóż, chyba nie
ma czego. Trochę jestem samotna. No, pomijając Malfoya, ale on tylko pogarsza
sprawę.
-Mogli mnie
wybrać na prefekta naczelnego. Może byłbym dla ciebie bardziej użyteczny.
-Może. –
odpowiedziałam krótko z lekkim uśmiechem, zastanawiając się czy on ze mną
flirtuje, czy po prostu stara się być miły.
-Strasznie się
zmieniłaś, Hermiona. - kontynuował - Nie tylko z wyglądu, chociaż muszę przyznać, że zrobiła
się z ciebie niezła laska. Ale i z charakteru. Widać, że wiele przeszłaś,
zresztą jak my wszyscy i stałaś się niezależną, silną kobietą. To wielka
zaleta.
Chyba jednak
flirtuje.
Nie wiedziałam co
odpowiedzieć, więc zażenowana uśmiechnęłam się i bąknęłam jakieś „Dziękuję”. Na szczęście
z opresji wyciągnęła mnie Parvati, która pochyliła się nagle zza kanapy między
nami i powiedziała, że Ginny mnie woła. Przeprosiłam grzecznie Deana i poszłam
do przyjaciółki zobaczyć jak wygląda.
Gdy wróciłam do
własnego dormitorium, było coś po 20, więc miałam jeszcze sporo czasu do
spotkania z tym idiotą. Najpierw miałam w zamiarze sięgnąć po jakąś książkę,
standardowo. Jednak w momencie kiedy wyciągnęłam rękę w stronę obszernego
regału, rozmyśliłam się i ją cofnęłam. Wyjątkowo wcale nie miałam ochoty
czytać. Usiadłam więc na łóżku i wyciągnęłam z szafki nocnej notes, który
podarowała mi Ginny.
Drogi pamiętniku.
Nawet nie sądziłam, że będę sięgać po ciebie
tak często. Czuję potrzebę wygadania się komuś, kto mnie zrozumie, a jest to
niemożliwe, więc po prostu wygadam się tobie, bo przynajmniej nie będziesz mnie
oceniać. Dzisiaj organizują imprezę. I nie potrafię zrozumieć tego, jak oni
mogą imprezować, podczas gdy tak niedawno temu w tym samym miejscu zostało
przelane tyle niewinnej krwi. Jak mogą się bawić, jak mogą być tak
entuzjastycznie nastawieni do życia. Jak profesor Sprout może tak po prostu
pytać nas jak minęły nam wakacje. Zupełnie jakby nic się nie stało. Nie
rozumiem tego. Z jednej strony gardzę takim zachowaniem, uważam, że powinniśmy
bardziej uhonorować poległych, wykazać nieco więcej skruchy. Jednak z drugiej
strony… Zazdroszczę im. Zazdroszczę, że ruszyli naprzód, zostawili przeszłość
za sobą i zaczęli żyć na nowo, podczas gdy ja budzę się każdej nocy z krzykiem
i nie potrafię sobie z tym poradzić. Potrzebuję kogoś, kto poda mi rękę i
wyciągnie mnie z mroku, ale jak na razie nie zapowiada się na to, żeby
ktokolwiek był w stanie to zrobić.
Obym się myliła.
Podskoczyłam ze
strachu, gdy nagle ktoś zaczął walić w drzwi. Zamknęłam pamiętnik i rzuciłam go
na łóżko, po czym wyszłam z sypialni i spojrzałam na diabelskie drzwi,
prowadzące do samego piekła. W tym samym momencie Malfoy znowu zaczął w nie
walić pięścią.
-Rusz dupę
Granger, bo chcę mieć to jak najszybciej za sobą!
Zerknęłam na
zegar, który wskazywał 21:05. Jednak nie odpowiedziałam ślizgonowi, tylko po
prostu wyszłam z własnego dormitorium. Kilka sekund potem Draco wyszedł ze
swojego, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem i ruszył w stronę Wielkich
Schodów. Od razu poszłam za nim, chociaż właściwie to musiałam biec, żeby go
dogonić.
-Nie sądziłem, że
taka perfekcjonistka jak ty Granger może nie być punktualna. – mruknął bardziej
sam do siebie niż do mnie, na co prychnęłam.
- No popatrz.
Widocznie słabo mnie znasz. – odparowałam, wciąż idąc kilka kroków za nim.
-Nie żałuję. –
odciął krótko, co uznałam za koniec rozmowy.
Ugh, jak ja go nienawidzę!
Ten cały nasz
patrol miał obejmować 3 piętra. 5,6 i 7. Zaczęliśmy od dołu, co zadecydował
arystokrata, nawet nie pytając mnie o zdanie. Właściwie to tylko szliśmy
korytarzem, rozglądając się czy nie ma czegoś podejrzanego i czy żadne dzieci nie plątają się po szkole, więc nasza praca
nie była taka tragiczna. Powiedziałabym nawet, że jest całkiem przyjemna, gdyby
nie to, jakiego miałam towarzysza.
-Do cholery
jasnej Malfoy, czy możesz trochę zwolnić? – zapytałam rozdrażniona, jednak on
tylko zerknął na mnie do tyłu z obojętnym wyrazem twarzy i ani trochę nie
zwolnił kroku, a nawet nieco przyspieszył.
Bezczelny bachor.
Jeszcze przez
chwilę próbowałam go dogonić, aż w końcu się wkurzyłam, stanęłam w miejscu i
wyciągnęłam różdżkę, celując nią w blondyna. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek
powiedzieć, zrobić, albo chociaż zorientować się co się dzieje, moja różdżka
leżała na ziemi, a Draco stał naprzeciwko mnie, celując we mnie swoją własną.
-Jak… - zaczęłam,
nie planując nawet dokończyć, a gdy arystokrata zrobił krok w moją stronę, ja
automatycznie się cofnęłam. Drugiego kroku do tyłu nie dane było mi zrobić,
ponieważ chłopak użył jakiegoś niemego zaklęcia blokującego moje ruchy, więc
nie mogłam się ruszyć. Musiałam przyznać, że trochę zaczęłam się bać, bo
doskonale wiedziałam, do czego chłopak jest zdolny.
-Zapomniałaś, że
jestem śmierciożercą? – zapytał z wyraźną, dobitną nienawiścią w głowie i
podszedł do mnie wolno. Mógł mnie zabić jednym ruchem różdżki.
-Radzę ci nigdy
więcej nie celować we mnie różdżką, Granger – powiedział cicho, ale stanowczo,
stając zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Przełknęłam ślinę, czując jak moje serce jest bliskie zawału. Dotknął swoją różdżką mojej brody,
jednocześnie unosząc ją w górę. Byłam na straconej pozycji, wiedziałam, że może zrobić mi wszystko. Po chwili jednak poczułam, że moje mięśnie się
rozluźniły, co oznaczało, że znów mogę się ruszać, ale postanowiłam na razie
mu się nie wyrywać.
- Bo to się może
dla ciebie źle skończyć następnym razem – dokończył, a gdy odsunął różdżkę z
mojej szyi, niespodziewanie dałam mu kopniaka prosto w krocze, powodując, że
zgiął się w pół. Bez słowa wyminęłam go i z uśmiechem satysfakcji, przyklejonym
do twarzy, ruszyłam dalej korytarzem.W duchu przybiłam samej sobie piątkę.
-Pożałujesz tego,
Granger. – syknął jeszcze, wciął trzymając się za krocze, podczas gdy ja
podniosłam swoją różdżkę z ziemi i szłam dalej szybkim krokiem.
-Chodź chodź, nie
będę na ciebie czekać w nieskończoność.
Malfoy nie
odezwał się do mnie aż do momentu, kiedy znaleźliśmy się na 7 piętrze. Wtedy
też spojrzał na zegarek i przeczesał dłonią włosy.
-Dobra szlamo,
została nam godzina, więc rozdzielmy się, pójdzie szybciej. I przyjemniej. –
mruknął z sarkazmem. Zgodziłam się na jego propozycję, bo również wolałam być
sama niż znosić jego obecność. Rozdzieliliśmy się, on poszedł w lewo, ja w
prawo, mieliśmy się spotkać o 23 przy schodach. Uradowana ruszyłam pustymi
korytarzami piętra. Już po 5 minutach jednak zaczęła doskwierać mi samotność i
nuda, więc zaczęłam sobie nucić pod nosem. Wszystko wyglądało jak dawniej, nie
było ani śladu wojny, zniszczeń. Czarodzieje musieli naprawdę włożyć sporo
pracy, żeby uzyskać taki efekt. Szybko jednak postanowiłam o tym nie myśleć,
żeby nie zacząć sobie przypominać tych wszystkich krwawych scen bitwy o
Hogwart. Usłyszałam nagle jakiś szelest i jak na zawołanie przestałam sobie
nucić. Stanęłam w miejscu, czując jak serce zaczyna szybciej bić. Rozejrzałam
się wokół, przeklinając w duchu Malfoya, który pewnie próbował mnie
przestraszyć. Przez parę minut stałam w miejscu i nie usłyszałam żadnego
dźwięku oprócz własnego oddechu, więc zaczynałam się uspokajać, jednak za chwilę znów pojawił się jakiś
szelest, i to całkiem blisko mnie. Cicho ruszyłam w tamtą stronę, wyciągając z
kieszeni różdżkę. Poruszałam się bezszelestnie, starając się natężyć słuch,
jednak słyszałam jedynie własny, niespokojny oddech.
Jeśli to Malfoy,
to chyba go zabiję.
Wydawało mi się,
że usłyszałam kroki, jednak nie byłam pewna, czy to moja wyobraźnia nie płata
mi figli. Już myślałam, że straciłam trop, aż nagle na końcu korytarza rozbłysło
zielone światło zza zakrętu. Otworzyłam szeroko oczy i ściskając mocniej
różdżkę w ręku, ruszyłam biegiem w to miejsce. Byłam przerażona, ale
wiedziałam, że jako prefekt naczelny i przyjaciółka najodważniejszego
czarodzieja musiałam to sprawdzić. Jednak światło zniknęło tak szybko, jak się pojawiło i w momencie
kiedy dotarłam do zakrętu, zobaczyłam tylko rozciągający się przede mną pusty
korytarz. Wiedziałam, że nie mogło mi się to wydawać. Coś się działo, coś
niedobrego i musiałam się dowiedzieć o co chodzi. Rozejrzałam się jeszcze po
korytarzu, upewniając się, że nikogo nie ma, po czym zawróciłam. Serce wciąż
biło mi, jak szalone, a oddech miałam niespokojny.
-Malfoy?! –
krzyknęłam, a mój głos odbił się echem po całym piętrze. Chłopak jednak nie
odpowiedział. Chowając różdżkę do kieszeni ruszyłam z impetem w kierunku
zachodniej części piętra, gdzie poszedł arystokrata.
-Malfoy do
cholery jasnej chodź tu natychmiast! – krzyknęłam znowu. Idiota pewnie się
gdzieś chował. Mijając schody, gdzie mieliśmy się spotkać, nagle mnie oświeciło
i stanęłam jak wryta.
Impreza.
-O ty… Twoja
tleniona główka tego pożałuje. – burknęłam rozwścieczona sama do siebie i
zaciskając pięści skierowałam się w stronę lochów. Na korytarzach było pusto.
Młodsi już dawno spali, starsi już dawno chlali. Kiedy znalazłam się przed
obrazem, prowadzącym do dormitorium Slytherinu, uświadomiłam sobie, że nie znam
hasła. Wściekłam się jeszcze bardziej, rozejrzałam się wokół i widząc jakąś
dziewczynę, która szła chwiejnym krokiem w moją stronę z butelką w ręce,
ruszyłam naprzeciwko niej. Dziewczyna okazała się być Pansy Parkinson i gdy
tylko mnie zobaczyła, wybuchła śmiechem.
-Szlama na
imprezę? – zapytała głosem, jakby ktoś przed chwilą zmiażdżył jej nos.
Skrzywiłam się i
z zaciśniętymi zębami odpowiedziałam:
-Daj mi hasło.
Ona jednak
wzruszyła nonszalancko ramionami i oznajmiła mi, że takowego nie posiada, co
było oczywiście totalną bzdurą. Byłam już zmęczona i w dalszym ciągu wściekła
na Malfoya, że okazał się być takim dupkiem, nie wywiązującym się z obowiązków, co spowodowało, że jednym ruchem wyciągnęłam różdżkę z kieszeni i dźgnęłam ją w klatkę
piersiową Parkinson. Naprawdę nie miałam ani ochoty ani nastroju, żeby bawić się w
ślizgońskie gierki. Dziewczyna wyglądała, jakby cudownie wytrzeźwiała i patrząc
na mnie z przerażeniem, uniosła ręce w geście obronnym.
-Daję ci ostatnią
szansę, albo zamienię cię w mopsa. – syknęłam, patrząc jej prosto w oczy, a przestraszona Pansy od razu pisnęła mi hasło. Bez słowa schowałam
różdżkę do kieszeni, wróciłam do obrazu i po chwili wkroczyłam do dormitorium.
Był tłok, a nawet
tłum. Niewiele osób zauważyło moją obecność, a nawet jeśli zauważyli, to się
tym wcale nie przejęli.
Właściwie rygorystyczny podział na czarodziei czystej
krwi, półkrwi i mugolaków po wojnie zaczął nieco blednąć. Zdecydowanie rzadziej
spotykałam się ze zniesmaczonymi spojrzeniami i wyzwiskami, kierowanymi w moją
stronę. Oczywiście osoby takie jak Malfoy, czy Pansy, wychowane w nienawiści do
mugoli nigdy nie zmienią swojego zdania i byłam tego świadoma, dlatego nawet
przestałam już reagować na to. Ale wracając do sedna, nikt nie rzucił żadnym
przekleństwem, nikt nie próbował się mnie pozbyć, więc przynajmniej nie było żadnych
komplikacji.
Stanęłam na środku na kilka sekund i rozejrzałam się, szukając
tego debila. Oczywiście nie zajęło mi to zbyt długo, jego tleniony łeb wręcz
świecił jak lampka. Siedział znudzony w fotelu i trzymał w ręce szklankę z
jakimś trunkiem, a na jego kolanach zawieszona była jakaś dziewczyna, która
wytrwale próbowała zwrócić na siebie jego uwagę, co chwile jeżdżąc palcem po
jego klacie, albo dotykając jego włosów, albo całując go po szyi. Chłopak
jednak nawet nie drgnął, mając kompletnie w dupie to, co robi dziewczyna.
Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w jego stronę z taką pewnością, że tańczący
ludzie aż odsuwali się, żeby zrobić mi przejście. Byłam już jakieś 2 metry od
celu i sięgałam po różdżkę, gdy nagle ktoś zastąpił mi drogę, stając
naprzeciwko mnie.
-Ron! –
krzyknęłam nieco zła, że przeszkodził mi w idealnym planie zamiany włosów
Malfoya w ślimaki. W dodatku był kompletnie pijany. Tak pijany, że otwarcie
patrzył mi w biust, zamiast w oczy. A wcale nie był to jakiś fantastyczny
widok, szczególnie, że zasłonięty przez szeroki sweter.
-Miona ja musz z
tobą porozmwiać. – wydukał, wciąż patrząc w to samo miejsce, a ja poczułam, jak
krew napływa mi do mózgu.
Ja nie wiem, czy
to dlatego, że zbliża mi się okres, czy to Malfoy działa mi tak na nerwy, ale
dzisiaj wszystko mnie niesamowicie drażni.
-Ron, nie teraz.
– odparłam krótko i wyminęłam go, ruszając prosto na arystokratę. Blondyn
dopiero teraz mnie zauważył i uśmiechnął się do mnie przebiegle.
-Ty perfidna,
tchórzliwa, leniwa fretko! – krzyknęłam, stając naprzeciwko niego i ciskając w
niego pioruny wzrokiem. On jednak ani trochę nie stracił humoru. Zamiast tego
jednym spojrzeniem skierowanym na dziewczynę, siedzącą na jego kolanach
sprawił, że ta od razu wstała i się ulotniła. Wtedy podniósł szklankę z
tajemniczym płynem do ust. Mimowolnie spojrzałam na jego wargi, dotykające
szkła. Ale Malfoy wcale się nie napił. Zamiast tego usłyszałam jego cichy
śmiech, pełny ironii i sarkazmu.
-Aż tak na mnie
lecisz, Granger? – zapytał nagle, powodując, że spojrzałam na niego z szeroko
otwartymi oczami ze zdziwienia.
O czym on gadał? Przecież tylko popatrzyłam co
on robi, nie było w tym żadnego podtekstu. Na Merlina, Malfoy miałby mi się
podobać? Wolałabym zginąć.
Usłyszałam kilka
stłumionych chichotów na sobą. Rozejrzałam się pospiesznie i ku zdziwieniu zauważyłam,
że większość osób zrezygnowało ze swoich poprzednich zajęć i postanowili
pooglądać spektakl. Znów przeniosłam wzrok na blondyna, tym razem wyprostowałam
się i patrzyłam na niego z pewnością siebie.
-Chyba oszalałeś
Malfoy. Naprawdę sądzisz, że mogłabym lecieć na takiego dupka? – zapytałam,
wydając z siebie imitację jego sarkastycznego śmiechu. Usłyszałam za sobą
głośne „Uuuuuuu”, jednak moja riposta wcale nie zrobiła wrażenia na ślizgonie.
Powoli podniósł się z fotela i stanął naprzeciwko mnie w zdecydowanie zbyt
małej odległości. Chociaż czułam na skórze jego oddech i zrobiło się
niekomfortowo, bo naruszył moją przestrzeń intymną, o czym doskonale wiedział,
to jednak resztkami godności powstrzymałam się od zrobienia kroku w tył. Byłaby
to oznaka słabości i automatyczna przegrana.
-Ty mi powiedz
Granger... – zaczął spokojnie – Odkąd tu jesteśmy dajesz mi bezpośrednie znaki,
że jednak na mnie lecisz. Najpierw mówisz mi do czego zdolny jest twój język,
potem mnie obmacujesz, podglądasz jak się przebieram, z zachłannością
obserwujesz ruchy moich ust, a teraz jeszcze się rumienisz. Granger, skoro to
nie miłość, to co to jest? Obsesja? – zapytał, uśmiechając się do mnie
ironicznie, po czym w końcu pociągnął ten cholerny łyk alkoholu ze szklanki.
Poczułam, że rumienię
się jeszcze bardziej. I to z gniewu, a nie z jakiegoś onieśmielenia! Zacisnęłam
dłonie w pięści, powstrzymując się, żeby mu nie przywalić.
I co ja mu miałam
powiedzieć? Zaprzeczyć? Przecież nie mogłam, to wszystko się wydarzyło, chociaż
był to cholerny zbieg okoliczności, który ten drań idealnie wykorzystał.
Pieprzony mistrz
manipulacji.
-Nienawidzę cię.
– wysyczałam, patrząc mu prosto w oczy.
-I z wzajemnością,
słonko. – odparł, widocznie zadowolony z mojej reakcji i nawet bezczelnie
puścił mi oczko.
Najchętniej bym go udusiła. Zamiast tego wbiłam palec w jego
klatkę piersiową.
-Jeśli jeszcze
raz uciekniesz z patrolu, to osobiście dopilnuję, żebyś został wydalony ze
szkoły. – syknęłam jeszcze, po czym odwróciłam się, prawdopodobnie uderzając go
przy tym burzą loków i ruszyłam w stronę wyjścia, ignorując ciekawskie
spojrzenia pozostałych. Wyszłam z dormitorium i skierowałam się w stronę
ciepłego łóżka.
Co za drań! On
dobrze wiedział, że to wszystko było jedynie przypadkiem, a wykorzystał to w
taki sposób, że teraz cała szkoła będzie myśleć, że Malfoy mi się podoba,
podczas gdy ja nienawidzę go z całego serca. I to jego „słonko”. Poważnie?
Słonko? Jakiż on jest ironiczny! Nie daruję mu tego, oj nie. Jeszcze zniszczę
tego skur…
-Miona! – ktoś
krzyknął za mną i sekundę później zostałam chwycona za rękę.
No super.
Westchnęłam i
odwróciłam się do Rona. Byłam zmęczona, zażenowana i niewyspana, jedyne czego
chciałam to iść spać, nie miałam w ogóle ochoty na rozmowy z pijanym
rudzielcem.
-Miona, ja musz z
tobą pogadć.
-Byle szybko, bo
naprawdę jestem zmęczona.
-Dobr, to ja będę
szybko, ten, mówił. Bo to chodzi o to, że ja ten… No bo ja jestem pijany, ale
to nie ma znacznia, bo ja wiem co mówię, i wiem, że na czeźwo bym się nie odważył,
ale zanim, to w ogóle o co chodzi z Malfoyem? Ty na niego lecisz? Przcież na
niego nie lecisz, to niemożlwe, prwda? – zapytał i wydał z siebie nerwowy
chichot.
W odpowiedzi popatrzyłam na niego karcąco, jakbym tłumaczyła dziecku
po raz dziesiąty, że zupę je się łyżką, a nie widelcem.
-Oczywiście, że
nie, Ron.
-Uff, to dobrz.
Bo to chodzi o to, że ja chyba dalej jednak coś do ciebie czuję dalej.
Otworzyłam
szeroko oczy ze zdziwienia i poczułam, jak moje serce zaczęło szybciej bić.
Jednak wtedy Ron beknął i cały czar prysł.
-O przpraszm. –
bąknął, zasłaniając usta dłonią.
Przewróciłam
oczami i położyłam rękę na ramieniu przyjaciela, powstrzymując się od
wybuchnięcia śmiechem.
-Ron, jesteś
pijany. Idź spać, proszę. Pogadamy jutro.
-Ale obiecyesz że
pogdamy?
-Tak, obiecuję.
Idź. – powiedziałam i posłałam mu jeszcze uśmiech, po czym odprowadziłam go
wzrokiem, aż zniknął mi z pola widzenia. Westchnęłam i sama poszłam do swojego
dormitorium, starając się myśleć o wszystkim, byle nie o zdarzeniach z
dzisiejszego dnia. Na Merlina, jeśli każdy dzień ma tak wyglądać, to ja tego
nie zniosę psychicznie.
Gdy znalazłam się
przed wejściem, z wielką rozkoszą powiedziałam hasło, po czym weszłam do środka
i od razu położyłam się na łóżku. Na leżąco rzuciłam jeszcze zaklęcie tłumiące
dźwięki, po czym niemal od razu zasnęłam z nadzieją, że jutrzejszy dzień będzie
choć trochę bardziej normalny.
Nie mogłam się
bardziej mylić.
Wróciłam :D
Zostały mi jeszcze matury ustne, ale rozdział udało mi się skończyć już dziś, więc wrzucam. Trochę wypadłam z wprawy, więc jest chwilami monotonny, no i pełno w nim błędów, ale powoli zaczyna się coś dziać. Mam nadzieję, że ktokolwiek z was jeszcze tutaj został, mimo mojej nieobecności. Jeśli tak, to od razu dziękuję :*
PS: WAŻNA SPRAWA, ZGUBIŁAM GDZIEŚ DOKUMENT GDZIE MIAŁAM ZAPISANE OSOBY, KTÓRE INFORMUJĘ O ROZDZIAŁACH NA TWITTERZE. BYŁABYM WDZIĘCZNA JAKBY POD TYM POSTEM NAPISAŁY JESZCZE RAZ SWOJE NAZWY
Świetny jest!
OdpowiedzUsuńNie gadaj głupot xD
Jeszcze CI to wejdzie w nawyk i co zrobisz na ustnych, co? :(
Najbardziej podobała mi się rozmowa Dramione ♥ Cudna! Uwielbiam takie!
Powodzenia na ustnych! :*
Zalogowało mnie na jakieś stare konto o którym nawet nie wiedziałam xD
UsuńTo ja napisałam jakby co ;)
Jeszcze raz powodzenia na maturach ustnych! :D
Cieszę się, że wciąż tu jesteś :D
UsuńI (nie) dziękuję, mam nadzieję tylko, że stres mnie nie zeżre :p
Rozdział super ;D
OdpowiedzUsuńCiągle z niecierpliwością czekam na kolejne ;)
Mam nadzieję, że będą pojawiały się częściej :)
Powodzenia na maturach!! ;***
<3 ;)
Dziękuję!
UsuńJak tylko skończy się ten cały szał maturalny to postaram się dodawać rozdziały regularnie, prawdopodobnie co tydzień. Miejmy nadzieję, że mi się uda :D
Bardzo się cieszę, że wróciłaś! Bardzo mi się podoba jak piszesz i jestem fanką twoich opowiadań. ''emotive-emotions'' i ''Escape'' przeczytałam jednym tchem. Przy historii Nialla i Chloe zdarzały się momenty, że wręcz płakałam... To dowodzi jak świetną pisarką jesteś. Piszesz lekko, a to sprawia, że czyta się płynnie i przyjemnie. :D Ten blog jest pierwszym z tematyki Dramione jaki czytam, ale mogę powiedzieć, że już mi się podoba i definitywnie zostaję. :D
OdpowiedzUsuńP.S. Mam pytanie dotycząca ''Escape''. Wiem, że raczej już tam nie bywasz, ale może odpowiesz mi na to pytanie. :) Jak nazywa się naprawdę Emma? :)
Dziękuję kochana, jestem zaszczycona, że podobają Ci się moje wypociny! <3
UsuńCo do Emmy, jeśli chodzi Ci o to kim jest postać na zdjęciu, to sama nie mam pojęcia xd
Na prawdę cudowny rozdział. Podoba mi się fabuła i treść. Fajnie że piszesz o Harrym Potterze, ostatnio się chyba sławny zrobił :)
OdpowiedzUsuńSerio super. Pozdrawiam i życzę weny xx
http://secret-hill.blogspot.com/
Dziękuję! ♥
UsuńCudo, cudo, cudo <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam wszystkie fanfiction na podstawie Harry'ego Pottera, ale to jest zdecydowanie jedno z najlepszych!
Piszesz mistrzowsko!
Czuję się normalnie, jakbym czytała prawdziwą książkę.
Rowling powinna Ci płacić za poboczne części, czy coś takiego haha
Naprawdę, podoba mi się.
Jest świetne.
Postacie są takie realne i naturalne (chociaż Malfoy jest takim durniem, że to po prostu niemożliwe)
Tylko czekam, aż coś się zacznie między nimi dziać.
W sensie - coś większego, niż takie akcje, meh.
Mam nadzieję, że nie zajmie to dużo czasu!
Ale jestem w sumie zwolenniczką takich romantycznych podchodów, długiego zdobywania zaufania i tego typu biadolenia.
I na szczęście jedno drugiego nie wyklucza <3
I podobają mi się dialogi -
Są takie naturalne, a nie jakby się je włożyło bohaterom do ust. Czuję dumny charakter Hermiony i złośliwe usposobienie Malfoy'a i to jest doskonałe.
Poza tym:
Wow, Malfoy jaki badass
"Jestem śmierciożercą, kurcze blade. Postrach dzielnicy i największy playboy po tej stronie Hogwartu"
Dokładnie to mówi jego postawa.
Czytam w jego niewidocznej twarzy.
Życzę Ci weny i żebyś dalej tworzyła takie cudowne opowiadania! I żebyś nie znikała na tak długo <3
03. Królewna Śnieżka: aktywacja (zimno-zimno.blogspot.com/)
Węgielek xxx
"Postrach dzielnicy i największy playboy po tej stronie Hogwartu" hahahhahaha you made my day :D
UsuńDziękuję Ci bardzo, od razu poprawiłaś mi humor <3
Mens T-Shirts - T-Shirts - T-Shirts.com
OdpowiedzUsuńMens titanium welding T-Shirts ford fiesta titanium titanium rod in leg titanium tools #9000000 - Men's T-Shirts - T-Shirts.com - T-Shirts.com - T-Shirts.com - T-Shirts.com. 2018 ford ecosport titanium