Nerwowo odsunęłam od ust dłoń,
zdając sobie sprawę z tego, ze obgryzam paznokcie. Wiedziałam, że to co planuję
jest nie w porządku i wiedziałam, że Harry śmiertelnie się na mnie obrazi,
jeśli się o tym dowie. Ale nie miałam innego wyjścia, nie mogłam mu teraz
powiedzieć o tej całej sprawie z siódmym piętrem, bo byłby przecież wściekły,
że nie poinformowałam go wcześniej. A przecież nie musiał o tym w ogóle
wiedzieć, prawda?
Miałam przecież Malfoya, który
zawsze służył mi pomocą.
O ironio.
Westchnęłam i rozejrzałam się
wokół, sprawdzając czy aby na pewno nie ma w pobliżu żadnych świadków, po czym
otworzyłam niepewnie walizkę Harrego i wygrzebałam z niej stary świąteczny
sweter, wydziergany przez mamę Rona. Przyglądnęłam się mu dokładnie i jeszcze
przez moment zawahałam się, ale w końcu wyciągnęłam z ukrytej kieszonki świstek
przyżółkłego papieru, który dla zwykłego mugola byłby co najwyżej rozpałką do
kominka. Spojrzałam na niego z wyrzutami sumienia, wypisanymi na twarzy, ale
odsunęłam je na bok i odłożyłam sweter z powrotem na miejsce. Wstałam z łóżka i
poczułam jak serce przyspiesza swój rytm, kiedy wsuwałam kartkę do tylnej
kieszeni spodni. Podniosłam swoją książkę do wróżbiarstwa i otworzyłam gdzieś
na środku, po czym udając, że czytam, pośpiesznie ulotniłam się z dormitorium
Gryffindoru. Gdy dotarłam do swojego pokoju, rzuciłam książkę na stół i
sięgnęłam do kieszeni, jednak sekundę później zamarłam, zdając sobie sprawę z
tego, jak zbezcześciłam mienie szkoły. Rzuciłam się więc w panice z powrotem po
książkę i obejrzałam ją z każdej strony, uważnie wyszukując jakiś zarysowań.
Na szczęście wyglądała jak
nowa.
To znaczy wyglądała jak wtedy,
gdy ją wypożyczałam.
Nowa to ona na pewno nie była.
Przynajmniej w Hogwarcie mieli
te same podręczniki od stuleci i całe szczęście, bo automatycznie stawały się
ciekawsze. Nie to co te mugolskie książki, które zmieniane są w postawach
programowych średnio co trzy lata.
Hermiona, skup się.
Tym razem ostrożnie odłożyłam
książkę na regał, gdzie były posegregowane alfabetycznie, po czym w spokoju
wyciągnęłam kartkę z tylnej kieszeni spodni i usiadłam na kanapie. Przez chwilę
wpatrywałam się w nią w przejmującej ciszy, którą przerywał tylko mój głos
sumienia, mówiący żebym natychmiast zwróciła to Harremu. Ale zamiast tego, kładąc na stole przed sobą kawałek papieru,
wymierzyłam w niego różdżką.
-Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.
Minęło parę sekund, aż mapa w
całości się rozłoży, a wtedy odłożyłam różdżkę i pochyliłam się nad nią w
skupieniu.
-No dobra Snape, gdzie jesteś…
- powiedziałam cicho do siebie, analizując po kolei każdy kawałek mapy. Wybrałam
sobie kiepską porę na oglądanie jej, bo o tej godzinie, zaraz po zakończeniu
zajęć cały Hogwart był przepełniony migającymi nazwiskami i śladami stóp,
pośpieszającymi w tą i z powrotem przez kartkę. Skupiłam się więc na tym, czego
potrzebowałam. Spojrzałam najpierw na gabinet Snape’a, ale był pusty. Gdzie też
on mógł się schować… W gabinecie McGonagall również go na nie było, ani w
żadnych, dziwnych miejscach w których być mógł. W końcu zobaczyłam go w
cieplarni, prawdopodobnie rozmawiał z panią Sprout. Czyli nie robił nic
ciekawego, mistrz manipulacji ludzkiej, udawał że jak gdyby nigdy nic pożycza
sobie jakieś roślinki, a za dwie godziny będzie spiskował przeciwko nam
wszystkim.
Zmrużyłam oczy, ciskając gromy
w ślady jego stóp, po czym z ciekawości przeniosłam wzrok na salę obrony przed
czarną magią i gabinet Winsleta. Ale tego skubańca też nigdzie nie było. Może
wyszedł na obiad, kto wie. Sięgnęłam po różdżkę z zamiarem dezaktywacji mapy,
ale zatrzymałam się w połowie ruchu, przyglądając się pomieszczeniu obok, gdzie
Malfoy świetnie bawił się z Dafne Greengrass. Z obrzydzeniem i równocześnie
politowaniem uniosłam wzrok znad mapy i przeniosłam go na ścianę, dzielącą
nasze dormitoria. Jednak sekundę później na moje usta wkradł się cwany
uśmieszek.
-Koniec psot. – powiedziałam z zadowoleniem i „bezużyteczną” kartkę
schowałam z powrotem do tylnej kieszeni spodni. Nie mogłam ryzykować, że ją
zgubię, a własne spodnie wydawały mi się bezpiecznym miejscem, bo przecież kto
niby miałby mnie obmacywać po tyłku, litości.
Wstałam i podskoczyłam trzy
razy, przenosząc głowę z boku na bok, jakbym robiła sobie rozgrzewkę, po czym z
impetem otworzyłam drzwi do pokoju Malfoya. Usłyszałam dzikie jęki z sypialni i
już wiedziałam, że to tam muszę się udać. Nie bawiąc się w żadne pukanie do
drzwi, po prostu pchnęłam je z rozmachem i stanęłam w progu, krzyżując ręce na
piersi. Z rozbawieniem obserwowałam, jak oboje spojrzeli na mnie z szokiem
wymalowanym na twarzach. Oparłam się o framugę drzwi.
-Przyszłam pożyczyć trochę
cukru. – powiedziałam, uśmiechając się szeroko do blondyna, który spojrzał na
mnie ze wściekłością.
-Granger, wypierdalaj stąd w
tej chwili.
Ale tak jak myślałam, nie był
w ogóle zażenowany sytuacją i faktem, że właściwie jakbym spojrzała nieco w
lewo, to mogłabym zobaczyć jego nagie pośladki. Oczywiście w przeciwieństwie do
leżącej pod nim Dafne, która z piskiem zakryła się kołdrą po same uszy, patrząc
na mnie w przerażeniu swoimi wielkimi, wymalowanymi oczami. Malfoy wyrwał
dziewczynie niezbyt delikatnym ruchem poduszkę spod głowy, po czym przykrywając
nią swoje przyrodzenie, podniósł się z łóżka, prawdopodobnie by osobiście mnie
wyrzucić z pokoju. Jednak ja nawet nie drgnęłam, wciąż patrząc na niego z szerokim
uśmiechem.
-Och, wybaczcie że wam
przeszkadzam, ale przez wasze jęki nie mogę się uczyć. – spojrzałam znów na
Malfoya, kręcąc z dezaprobatą głową – Doprawdy Malfoy, ja rozumiem twoje
potrzeby, ale Megan w tamtym tygodniu sprawiła, że musiałam uczyć się w
bibliotece, już nie mówiąc o tym, że Cindy wczoraj w nocy tak wrzeszczała, że
nie mogłam zasnąć.
Kątem oka widziałam oburzone
spojrzenie Dafne, które posłała blondynowi, jednak on tego nie zauważył, bo był
zbyt zajęty rzucaniem błyskawic we mnie. Zrobił krok w moją stronę, a ja całą
swoją siłą woli powstrzymałam się od spuszczenia wzroku niżej, na jego ciało w
całej okazałości. No, oprócz tej poduszki, ale w gruncie rzeczy wcale nie
byłoby trudne mu ją zabrać.
Hermiono, nie pozwól by
wyprowadził cię z równowagi.
-No i zawiodłam się na tobie,
Smoku. – cmoknęłam dla zwiększenia efektu i spojrzałam na dziewczynę, która
automatycznie spaliła buraka na całej twarzy i szczelniej przykryła się kołdrą.
– Nie sądziłam, że sypiasz z tymi samymi dziewczynami po dwa razy. –
dopowiedziałam jeszcze, po czym odwróciłam się i wyszłam z sypialni, zamykając
za sobą drzwi. Wychodząc z dormitorium słyszałam jeszcze jak Dafne chlipie coś
o tym, że myślała, że jest wyjątkowa. A jeszcze tydzień temu tak samo myślała
jej siostra, Astoria. Prawdę mówiąc, zrobiło mi się jej trochę żal, że myślała,
że naprawdę z Malfoyem może na coś liczyć. Tak naprawdę wyświadczyłam jej
przysługę. Im szybciej zmądrzeje, tym lepiej dla niej.
No i niedługo będę musiała
stanąć z arystokratą twarzą w twarz podczas naszej małej misji i nie sądzę,
żeby było to przyjemne spotkanie.
Czekałam na niego na korytarzu
siódmego piętra, nie chcąc, żeby ktokolwiek zobaczył nas razem, mimo, że w
szkole o tej porze było raczej pusto. Ale nie warto ryzykować, przez te
wszystkie lata zdążyłam się nauczyć, że te ściany mają oczy i uszy. Żaden twój
sekret nie jest tu bezpieczny. Dotknęłam instynktownie dłonią swojego tyłka i
odetchnęłam z ulgą, wyczuwają w kieszeni szorstki materiał mapy. Jutro
koniecznie muszę oddać ją Harremu, dla świętego spokoju.
-Aż tak brakuje ci wrażeń
seksualnych, że obmacujesz sama siebie? – usłyszałam i podniosłam wzrok na
blondyna, który jak zwykle wyglądał idealnie, chociaż na pierwszy rzut oka
wydałoby się, że dopiero przebudził się ze snu. Przewróciłam oczami i ruszyłam
wzdłuż korytarza.
-Nie odpowiadam na głupie
pytania. – mruknęłam, próbując ukryć zdziwienie. Naprawdę myślałam że mnie
zaskoczy jakimś crucio czy coś, a tu
był całkiem kulturalny, jak na niego oczywiście.
-Czyli tak. – usłyszałam za
sobą parsknięcie śmiechem. Odwróciłam się gwałtownie, biorąc zamach, ale złapał
mnie za przedramię zanim jeszcze zbliżyłam rękę do jego twarzy. Od razu
spoważniał i spojrzał na mnie surowo.
-Wystarczy, że raz udało ci
się mnie uderzyć, Granger. – wysyczał. Wyrwałam rękę z jego uścisku i
odwróciłam się tyłem do niego, kontynuując podróż przez siódme piętro.
-Dlaczego ty nie możesz być
normalny?
-A dlaczego ty nie
możesz? - zapytał, zrównawszy wcześniej
krok ze mną.
-Ja jestem normalna.
-No po tym co dzisiaj
odpierdoliłaś to nie powiedziałbym.
Wzruszyłam tylko ramionami,
postanawiając go nie rozjuszać. Nie wiadomo do czego jest zdolny.
-Przyznaj się, po prostu
chciałaś popodziwiać moje ciało.
Spojrzałam na niego z
politowaniem.
-Jakim ty jesteś narcyzem,
Malfoy. Naprawdę, aż czasem mi cię żal.
-Tak naprawdę to mi
zazdrościsz.
Przewróciłam oczami ze
zrezygnowaniem. Dyskusja z tym człowiekiem nie miała żadnego sensu, więc
postanowiłam jej nie kontynuować. Gdy dotarliśmy na miejsce, ukryliśmy się za
zakrętem i usiadłam na podłodze. W sumie szkoda, że nie pomyślałam o tym, żeby
zabrać ze sobą pelerynę niewidkę, wtedy można by było przyjść wcześniej.
Nie Hermiona.
Nie można okradać własnych
przyjaciół, to nie w porządku. Nawet jeśli za chwilę to zwrócisz.
Wyciągnęłam z kieszeni Mapę
Huncwotów i wypowiedziałam zaklęcie, powodując, że pokazał się przede mną cały
plan Hogwartu.
-Ooo no teraz to mnie
zaciekawiłaś szlamciu. – usłyszałam nad sobą, a chwilę później Malfoy usiadł
naprzeciwko mnie, i to wcale nie pod przeciwległą ścianą, ale tak blisko, że
niemal stykaliśmy się kolanami.
Bezczelny.
Uniosłam wzrok na niego.
-Co? – bąknęłam.
Arystokrata uniósł brwi i
kącik ust do góry.
-Ależ nic Granger. Po prostu
ciekaw jestem kiedy się zrobiłaś taka niegrzeczna.
-Nie wiem o czym mówisz. –
mruknęłam, skupiając swój wzrok na kartce.
-Oj dobrze wiesz o czym mówię.
– szepnął, pochylając się nade mną – Założę się, że Potter nie ma pojęcia o tym,
że ukradłaś jego ukochany skarb.
Przełknęłam ślinę, czując
powoli rosnące wyrzuty sumienia. Nie mogłam dać mu wygrać, oj nie. Nie w tym
przypadku.
-Tak bardzo byłeś pewien, że
to Winslet? To proszę, znalazłam ci wystarczający dowód, potwierdzający, że to
Snape za tym wszystkim stoi – czymkolwiek „to wszystko” jest.
Blondyn uniósł ręce w obronnym
geście i usiadł obok mnie, tuż przy rogu, by mieć w razie czego lepszą
widoczność, a ja wbiłam wzrok w miejsce na mapie, gdzie znajdowały się nasze
nazwiska. Malfoy wyglądał co jakiś czas zza rogu, wypatrując intruza, a ja
wpatrywałam się w nasze nieruchome ślady stóp. Między nami panowała śmiertelna
cisza, słychać było jedynie nasze oddechy, które wcale nie miały równego rytmu.
On oddychał miarowo, spokojnie, jakby był zawsze przygotowany na wszystko i nic
nie potrafiło wyprowadzić go z równowagi. Mój oddech natomiast był szybki i
urwany, głównie dlatego, że starałam się nie wdychać jego perfum, w których
prawdopodobnie rozpuszczony był eliksir miłosny. Cóż, to przynajmniej
wyjaśniałoby dlaczego każda na niego leci, jakby był nie wiadomo kim. A przecież
to tylko tleniona fretka.
-I co? – usłyszałam nad sobą
szept i podniosłam wzrok znad mapy.
-Co co? – zapytałam
głupkowato, patrząc na niego zdezorientowana.
On tylko prychnął z irytacją i
wyrwał mi mapę z rąk. Przyglądnął się jej, po czym znów wystawił głowę za
ścianę.
-Co? – ponowiłam pytanie,
jednak on mnie zignorował i patrzył to na mapę, to za ścianę. Westchnęłam i
oparłam się rękami gdzieś między jego kolanami, po czym przechyliłam swoje
ciało nad nim i wystawiłam głowę za ścianę. Był tam. Snape tam był, a ten idiota
nic nie mówi! Zmrużyłam oczy, widząc jak profesor podwija rękaw swoje szaty i
przystawia przedramię do jakiegoś miejsca w ścianie. Na sekundę rozbłysnęło
dobrze znane mi już zielone światło. Pojawiły się drzwi, które błyszczały tak, jakby
ciągle zmieniały swoje położenie. Poczułam, że zaczyna swędzieć mnie w nosie.
Mężczyzna pchnął drzwi, które otworzyły się bezszelestnie i już miał przez nie
wejść do bliżej nieokreślonej ciemnej otchłani, kiedy nagle kichnęłam tak
głośno, że niemal poczułam, jak zatrzęsła się ziemia. Z szeroko otwartymi
oczami, jak w zwolnionym tempie patrzyłam sparaliżowana, jak Snape zamiera w
pół kroku, a potem odwraca się, by spojrzeć w moją stronę. Już miałam zobaczyć
jego twarz, wystarczył jeszcze ułamek sekundy… Ale nagle poczułam nieprzyjemny
ból brzucha, jakbym miała zaraz zwymiotować, a wszystko wokół zawirowało.
Sekundę później niczego
nieświadoma wylądowałam na oparciu kanapy, od razu z niego spadając na podłogę.
Skrzywiłam się, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co właśnie się stało.
Podniosłam się mozolnie z ziemi i spojrzałam na kanapę, gdzie wygodnie siedział
sobie Malfoy, trzymając kurczowo mapę w dłoniach, jakby zaraz miał mnie nią
trzepnąć w łeb. Przeteleportował nas do jego dormitorium. Wiedziałam, że
nawaliłam tym kichnięciem i mało brakowało, a Snape by nas zdemaskował, ale
przecież nie mogłam przewidzieć reakcji swojego organizmu, prawda? Posłałam
blondynowi nieśmiały uśmiech, a on jeszcze bardziej tym rozjuszony wstał, ciskając
mapą o kanapę i stanął nade mną, zaciskając dłonie w pięści.
-Czy ty musisz być taka
głupia, Granger?! – wybuchnął, powodując że aż cofnęłam się, przytłoczona jego
gwałtownością. Musiałam się bronić.
-Nie moja wina, że wziąłeś mi
mapę i nie raczyłeś powiedzieć ani słowa co na niej jest! – odparłam,
wyrzucając ręce w górę.
-Nie mówimy o tym, tylko o
twoim pieprzonym kichaniu!
-Nie moja wina, że mam alergię
na debili! – wrzasnęłam i posłałam mu mordercze spojrzenie, po czym odwróciłam
się gwałtownie, przy okazji uderzając go burzą swoich loków. Ledwie zrobiłam
dwa kroki w stronę drzwi, a zostałam przyciągnięta z powrotem na miejsce, w
którym przed chwilą stałam. A potem pchnięta na ścianę.
Nie to żeby coś, ale Malfoy ma
chyba jakieś dziwne zapędy i jeśli rzuca tak wszystkimi dziewczynami po
ścianach, to już wiem dlaczego jeszcze sobie nie znalazł porządnej dziewczyny.
Ten człowiek nie miał za grosz delikatności, chociaż nie sprawiał mi bólu.
Chciałam się wyrwać, ale
oczywiście bezskutecznie. No tak, on oczywiście musi dominować, pieprzony
Christian Grey. Przez myśl przeszło mi, że zaraz zaczniemy się całować, a potem
będziemy uprawiać dziki seks na jego kanapie w salonie. Odruchowo spojrzałam na
jego usta i niespokojnie poruszyłam się, karcąc siebie za własne, idiotyczne
myśli. Nie poznawałam sama siebie.
-Przyznaj, że nawaliłaś,
Granger. – powiedział spokojnie, opierając dłoń o chłodną ścianę tuż obok mojej
głowy. Zmrużyłam oczy, patrząc na niego. Wiedział doskonale, że narusza moją
przestrzeń intymną. A ja wiedziałam, że nie odpuści, dopóki nie usłyszy tego,
co chce.
-Dobra, nawaliłam. – mruknęłam
pod nosem.
-A teraz przyznaj, że
przeszkodziłaś mi i Dafne, bo jesteś zazdrosna i chciałaś mnie zobaczyć w
akcji, żeby sprawdzić czy jestem taki, jak w twoich snach.
Uniosłam brwi, patrząc na
niego, jakby postradał zmysły. I wtedy zauważyłam, że nie mówił serio, bo jego
usta drgnęły w uśmiechu, który oczywiście się na jego twarzy w końcu nie
pojawił. Wybuchłam śmiechem, uderzając go lekko w klatkę piersiową.
-Ty się chyba za dużo filmów
pornograficznych naoglądałeś. – powiedziałam, przewracając oczami i wyminęłam
go, ruszając z powrotem na kanapę. Usiadłam na niej po turecku i złożyłam mapę,
chowając ją znów w bezpieczne miejsce.
-No, to co widziałeś na mapie?
– zapytałam, spoglądając na niego, opartego o ścianę, przy której przed chwilą
stałam ja.
-Nic.
Zmrużyłam oczy, patrząc na
niego.
-Jak to nic?
Arystokrata przejechał dłonią
po włosach, odpychając się od ściany, po czym podszedł do mnie i usiadł na
przeciwległym końcu kanapy, tym razem patrząc na mnie z powagą, bez cienia
ironii.
-Nie widziałem nic. Wiem, że
on tam był, ale nie było go na mapie. A to może znaczyć tylko jedno.
-Że nie żyje. – bąknęłam.
Skinął głową.
-Tak, ale nie był też duchem.
-Ale był śmierciożercą.
Otworzył drzwi, przystawiając mroczny znak do ściany. – powiedziałam, patrząc
na niego z niepokojem.
-Przynajmniej się czegokolwiek
dowiedzieliśmy. Nie wiem jak to jest możliwe, żeby nie było go na mapie.
-W takim razie możemy
wykluczyć Snape’a, bo wcześniej widziałam jego ślady w innej części Hogwartu.
Na pewno byłoby go widać.
-To kto to jest?
-Nie wiem. Ale to się robi
coraz bardziej skomplikowane. – powiedziałam, spoglądając na sufit i
odetchnęłam głęboko. Usłyszałam, jak Malfoy bierze oddech i już miał coś
powiedzieć, ale nagle drzwi obrazu, który odgraniczał nas od korytarza
otworzyły się z hukiem i z jeszcze głośniej wkroczył do środka Blaise. Jednak
stanął jak wryty widząc nas oboje, siedzących na jednej sofie.
-Przeszkadzam? – zapytał,
unosząc zabawnie brwi do góry.
-Jak tu wlazłeś, Blaise? –
warknął Malfoy, ciskając w niego gromy.
Jak zwykle miły i gościnny.
Czarnoskóry przyjaciel z lekkim
zdezorientowaniem wskazał kciukiem obraz za sobą, który zdążył się już zamknąć.
-No drzwiami. – bąknął, a ja
przystawiłam dłoń do ust, powstrzymując się od śmiechu.
-Nie podawałem ci hasła.
Blaise parsknął śmiechem,
podchodząc bliżej, aż w końcu walnął się na kanapę pomiędzy nami.
-„Nienawidzę Granger”? Proszę
cię Smoku, jesteś bardziej przewidywalny niż Ron Weasley, kiedy puści bąka.
Odchrząknęłam.
-Bez obrazy oczywiście. –
dodał chłopak, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem. – Poza tym, Draco, wszyscy
wiemy, że to nieprawda. Tak naprawdę to się uwielbiacie i chcecie mieć razem
dzieci.
Oboje spojrzeliśmy na niego
jak na idiotę. Zerknęłam później na Malfoya i z wyrazu jego twarzy wyczytałam
od razu, że musimy przełożyć naszą rozmowę na potem. Kiwnęłam do niego lekko
głową, dając do zrozumienia, że wiem o co chodzi i podzielam jego zdanie.
-Podobno jutro Winslet nam
każe pływać w jeziorze. – powiedział jeszcze, wstając z kanapy i ruszył do
barku z alkoholem, który nie wiadomo skąd się tam wziął, ale z pewnością był
tam nielegalnie.
-Pewnie, częstuj się. –
mruknął blondyn i rozłożył się wygodniej na kanapie, wyciągając różdżkę z
kieszeni spodni. Machnął nią w kierunku kominka, w którym momentalnie rozpalił
się ogień.
Był potężnym czarodziejem. Prawdopodobnie
przeteleportował nas bez użycia różdżki, a to jest ogromny wyczyn, mnie nigdy
się to nie udało.
Słysząc stukanie szkła
przeniosłam wzrok z powrotem na Blaise’a, wracając tym samym na ziemię.
-Skąd wiesz, że każe nam
pływać? – zapytałam.
-Podobno ktoś go dzisiaj
widział przy jeziorze, jak chodził tam i z powrotem, głęboko nad czymś dumając.
-Może po prostu chciał pobyć
sam.
Mulat wzruszył ramionami.
-Przekonamy się jutro.
-Dobra chłopaki, ja idę do
siebie, miłej zabawy życzę. – powiedziałam, wstając z kanapy i ruszając do
drzwi, dzielących pomieszczenie od mojego dormitorium.
-Jak tooo? Dopiero
przyszedłem, a ty mi już uciekasz? Co masz lepszego do roboty? – Blaise
wyrzucił ręce w górę, patrząc na mnie jak szczeniaczek z wysuniętą dolną wargą.
-Muszę oddać coś, co
pożyczyłam. – odparłam, posyłając mu przyjazny uśmiech i zignorowałam
rozbawione spojrzenie Malfoya – Następnym razem, obiecuję.
Otworzyłam drzwi i przeszłam
do siebie, machając czarnoskóremu na pożegnanie i oczywiście ignorując totalnie
arystokratę. Gdy tylko zamknęłam drzwi i zostałam sama w swoich czterech
ścianach, ogarnął mnie strach. Strach przed nadchodzącą nocą, ale i przed
nadchodzącymi dniami, w którym miałam nadzieję, że coś się w końcu wyjaśni.
Westchnęłam i usiadłam na
własnej kanapie, wyciągając różdżkę przed siebie. Zmrużyłam oczy, skupiając się
tylko na kominku, po czym machnęłam lekko różdżką. Nic się nie stało.
Spróbowałam jeszcze raz, ale i tym razem nie udało mi się go rozpalić bez
wypowiedzenia zaklęcia. Cholerny Malfoy musiał być w czymś lepszy ode mnie.
-Incedio. – mruknęłam w końcu zrezygnowana, powodując, że w kominku
rozpalił się ogień i wyciągnęłam Mapę Huncwotów, żeby sprawdzić, czy dam radę
pozbyć się jej jeszcze dzisiaj. Niestety Harry był w dormitorium, więc nie mogłam
oddać mu jej teraz, a szkoda, bo miałam wrażenie, że kawałek papieru wypala
dziurę w mojej kieszeni i w mojej duszy. To było do mnie kompletnie niepodobne,
żeby okradać własnych przyjaciół.
Spojrzałam niepewnie w stronę
drzwi, za którymi pewnie teraz ślizgoni pili ognistą whisky, ale postanowiłam
do nich nie wracać, a zamiast tego wyciągnęłam swój pamiętnik.
Drogi Pamiętniku
Mam nadzieję, że nikt nie natknął się na ciebie, podczas gdy ja leżałam
odurzona w Skrzydle Szpitalnym. Byłabym skończona, jakby ktoś przeczytał to, co
tutaj się znajduje. Wciąż nie wiadomo kto jest odpowiedzialny za to cholerne
zielone światło i znikające drzwi. Wiem jedynie, że jest to śmierciożerca,
który otwiera drzwi, przykładając przedramię z Mrocznym Znakiem do ściany.
Koniecznie będziemy musieli tego wypróbować z Malfoyem, chociaż średnio
uśmiecha mi się oglądanie tego potwornego tatuażu na żywo. No i nie wiem czy
się na to zgodzi.
Musiałam niechętnie przyznać, że chyba zaczynam darzyć go odrobiną
zaufania. Prawdopodobnie faktycznie, tak jak obiecał, nie powiedział nikomu o
Misji Zielonego Światła. Poza tym chyba rzeczywiście tak jak mnie ciekawiło go
co dzieje się na siódmym piętrze i nie robił żadnych problemów. Nawet nie
ukradł mi mapy, chociaż mógł, bo trzymał ją w rękach bez mojego nadzoru.
Tak, mapy którą ukradłam Harremu. Jestem okropna.
W każdym razie uspokaja mnie fakt, że Malfoy chyba bierze tą sprawę na
poważnie, bo mimo, że wciąż jest totalnym chamem i nie potrafi się zachowywać
kulturalnie, to jednak kiedy przyjdzie
co do czego – potrafi odsunąć dumę na bok. Nawet zauważyłam, że ograniczył do
minimum nazywanie mnie szlamą. A to naprawdę wielki wyczyn.
Natomiast co do moich snów, wciąż je miewam. Trochę się zmieniają,
teraz częściej wplatane są w nie wydarzenia sprzed ostatnich dni. Ale muszę
przyznać, że jest lepiej. Owszem, budzę się w środku nocy z krzykiem, czasem
mam wrażenie, że ktoś stoi koło firanki i mnie obserwuje, czasem słyszę też
szepty w głowie. Ale jest lepiej. Może to dlatego, że oswajam się z
towarzystwem Malfoya?
Zamknęłam notes i odniosłam go
do sypialni, zamykając w szufladzie szafki nocnej na klucz. Spojrzałam na
zegarek. 22:17. Nie miałam ochoty iść spać, chociaż ku mojemu zdziwieniu czułam
się bezpieczniej ze świadomością, że obok są ślizgoni. A to przypomniało mi, że
muszę rzucić zaklęcie tłumiące dźwięki na dormitorium, żeby czasem nie
usłyszeli moich wrzasków. Nie sądzę, żeby Blaise zareagował jakoś negatywnie,
prawdopodobnie od razu rzuciłby się z pomocą, ale nie mogłam powiedzieć tego samego
o Malfoyu. Ten prawdopodobnie zacząłby ze mnie kpić i robiłby to do końca roku
szkolnego.
Otworzyłam szafę i wyciągnęłam
z niej swoją starą, szarą bluzę, która leżała zakopana pod stertą świeżutkich,
nowych ubrań, w których tak nie lubiłam chodzić. Zgarnęłam jeszcze jakąś
świeczkę, swoją różdżkę i wyszłam z dormitorium.
Chwilę później siedziałam na
chłodnej posadzce pod pomnikiem Dumbledora i wpatrywałam się w słaby płomień ze
świeczki, który był jedynym światłem pośród mroku dziedzińca. Słyszałam tylko w
głowie powtarzający się głos własnej mamy, mówiącej: „Nie siedź na betonie, bo
dostaniesz wilka!”, jednak skutecznie go ignorowałam, skupiając swoje myśli tylko
na bladym płomieniu. Nie chciałam o niczym myśleć, po prostu czułam, że muszę
się wyciszyć, a pomnik wydawał mi się być idealnym do tego miejscem.
Draco
Ukryty za filarem oparłem się
o ścianę i patrzyłem na dziewczynę, której twarz mieniła się w blasku
pojedynczej świeczki, postawionej na bruku. Ze spokojem patrzyła w ogień,
sprawiając wrażenie bezbronnej dziewczynki. Poczułem jakieś dziwne ukłucie w
brzuchu, które towarzyszyło mi odkąd wziąłem do ręki ten cholerny notes, który
okazał się być pamiętnikiem. Zupełnie tak, jakby fakt, że dziewczyna nie była
czystej krwi nie miał już żadnego znaczenia. Zupełnie tak, jakbym zaczął się
czuć… odpowiedzialny. To było do mnie kompletnie nie podobne. Nie chciałem tego
czuć. Chciałem odejść, ale nie potrafiłem się ruszyć. Musiałem nad nią czuwać,
bo chociaż tak mogłem jej wynagrodzić wszystko, co przeze mnie przeszła.
Niespodzianka! Nie, jeszcze nie wracam, ale miałam chwilę czasu, więc coś dla Was naskrobałam. Możecie się spodziewać następnego rozdziału w lutym, bo wtedy też będę miała trochę luzu. A na razie życzę Wam wszystkiego dobrego w nowym roku. Trzymajcie się! :*