niedziela, 23 października 2016

Rozdział 15

A może tak zostawisz komentarz? :D

-------



Nagle coś wyrwało zeszyt z moich rąk, a mi momentalnie serce podskoczyło do gardła. Spojrzałam w górę i widząc, że czerwony notes fruwa swobodnie nad moją głową, warknęłam wściekle i zerwałam się na równe nogi, machając rękami na oślep.
-Przestań się ze mną bawić w gierki, Malfoy! – syknęłam, podążając za oddalającym się notesem. Myślałam żeby na niego skoczyć, ale wtedy mogłoby to się równać z runięciem o ziemię. Naprawdę nie było łatwo go złapać, kiedy miał na sobie pelerynę niewidkę. Biegłam za nim jak idiotka, z wyciągniętymi rękami przed sobą, słysząc tylko cichy chichot. W końcu jednak postanowiłam zaryzykować i się na niego rzucić, bo przecież inaczej nie miałam szans na to, żeby go dogonić. Przyspieszyłam więc do maksymalnej prędkości i odbiłam się stopami od ziemi. Cóż za ulgę poczułam, gdy moje palce zaczepiły się na czymś miękkim. Jednak jak w zwolnionym tempie mój uśmiech gasł, kiedy zamiast się zatrzymać, zaczęłam lecieć w dół. Spojrzałam z przerażeniem na mieniący się materiał w moich dłoniach i ułamek sekundy później poczułam nieprzyjemny ból całego boku ciała. Zamrugałam parę razy, zanim otrząsnęłam się z szoku i podniosłam wzrok na blondyna, który stał nade mną, trzymając w ręce pamiętnik i przyglądał mi się rozbawiony.
-Żyjesz? – zapytał, a ja posłałam mu piorunujące spojrzenie.
Wyciągnął dłoń w moją stronę, żeby pomóc mi wstać, ale odtrąciłam ją i podniosłam się o własnych siłach.
-Wisisz mi masaż. – bąknęłam, ściskając w rękach pelerynę niewidkę i wyrwałam mu z ręki pamiętnik.
-Z przyjemnością. – odparł zadowolony.
Popatrzyłam gwałtownie w jego stronę zdziwiona, że jego odpowiedź nie była ani złośliwa, ani ironiczna. On tylko uniósł ręce w obronnym geście i wzruszył ramionami.
-Co znowu?
Zmrużyłam oczy.
-Nic. Dziwnie się zachowujesz.
-Ja? Przypomnieć ci, jak się zachowywałaś na imprezie poprzedniej nocy? – zapytał, idąc za mną z powrotem pod ukryte drzwi.
-Nie chcę nic mówić, ale zachowywałeś się tak samo. A nawet gorzej. – powiedziałam lekko, chociaż w środku cała się trzęsłam. Sama nie wiedziałam, czy ze strachu, czy na wspomnienie o tym co się wtedy między nami wydarzyło.
Czy to znaczyło, że teraz o tym porozmawiamy? Nie byłam gotowa na tą rozmowę. Prawdę mówiąc, sądziłam, że nigdy do niej nie dojdzie.
-Dlaczego niby gorzej? – zapytał zaciekawiony, siadając obok mnie.
Blisko mnie.
Za blisko.
Właściwie stykaliśmy się biodrami.
Spojrzałam na niego, starając się odczytać na jego twarzy czy naprawdę chciał o tym rozmawiać, czy tylko ze mnie szydził, a może mnie sprawdzał?
Ale jak można się domyślić, jego twarz nie zdradzała żadnych prawdziwych emocji.
Westchnęłam i odrzuciłam włosy do tyłu, wskazując palcem na siny ślad na szyi.
-Dlatego.
Blondyn zaśmiał się krótko i dmuchnął lekko w to miejsce, powodując na mojej skórze gęsią skórkę. Później wskazał palcem moje odkryte przedramię, ale nie dotknął mnie.
-Widzisz Granger? Możesz zaprzeczać ile chcesz, ale swojego ciała nie oszukasz. – powiedział powoli, po czym posłał mi nieco rozbawione spojrzenie.
Chciał o tym rozmawiać!
-Ty oszukujesz nieustannie. – odparłam sucho, przenosząc wzrok na jego sylwetkę. Miał podwinięty sweter do łokci, a na lewym przedramieniu zobaczyłam Mroczny Znak, który znów wywołał u mnie dreszcz strachu. Przez parę sekund panowała między nami cisza.
-Granger. Spójrz na mnie. – usłyszałam jego poważny ton głosu i nieco zdziwiona podniosłam wzrok, obawiając się tego, co zobaczę. Ale nie wyglądał na złego. Bardziej na rozczarowanego.
-Ufasz mi?
-Nie. – odparłam od razu, na co zareagował przewróceniem oczami.
-Nieprawda. Wcale nie jesteś taka trudna do rozgryzienia. Tak naprawdę mi ufasz. Może cię przerażam, może przeraża cię to – uniósł rękę na chwilę do góry – ale mimo to tak naprawdę mnie lubisz. Nie siedziałabyś tutaj ze mną, gdyby było inaczej. Nie powiedziałabyś mi o tym – skinął głową w stronę ukrytych drzwi - Lubisz ze mną rozmawiać, nawet jeśli jest to tylko głupie dogryzanie sobie nawzajem. Widziałaś sama, co się stało wczoraj. Wczoraj twoje kujońskie oblicze przestało cię kontrolować. Ty tego nie widziałaś, ale ja widziałem to w twoich oczach. Możesz zaprzeczać ile chcesz, ale ja wiem, że to co wydarzyło się wczoraj nie było przypadkiem. Nie było chwilą słabości. Ty naprawdę chciałaś to zrobić. – powiedział, patrząc mi w oczy, a ja miałam wrażenie, że wszystko wokół się zakręciło.
Po co on to wszystko mówił? Dlatego teraz?
Patrzyłam na niego przez chwilę w ciszy, nie będąc pewna ile czasu minęło. Otworzyłam usta, żeby coś odpowiedzieć, odgryźć się, zaprzeczyć, ale ostatecznie nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, tylko patrzyłam na niego z lekkim przerażeniem w oczach. On natomiast wydawał się być nad wyraz spokojny.
Nagle wstał, ratując mnie tym samym z opresji. Powiodłam wzrokiem za nim, wciąż zbyt oszołomiona, by skupić się na tym co mówi. Zobaczyłam, że wyciąga dłoń w moją stronę, ale po raz drugi dziś ją zignorowałam i wstałam o własnych siłach, upewniając się, że mam przy sobie zarówno pamiętnik, jak i pelerynę.
-Czemu wstaliśmy? – zapytałam, nie będąc pewna, czy coś powiedział wcześniej.
-Coś ci pokażę.
-Ale przecież.. – zaczęłam, ale od razu mi przerwał.
-On dzisiaj już nie przyjdzie. Spróbujemy jutro. Chodź. – powiedział, po czym ruszył korytarzem. Westchnęłam teatralnie i ruszyłam za nim, mając wciąż w głowie jego słowa.
Może miał rację? Może ja naprawdę chciałam to zrobić? W końcu faktycznie wciąż o tym myślę, wciąż do tego wracam. Chciałam, żeby znów mnie dotknął, nawet przelotnie, ale nie mogłam sobie na to pozwolić. Czy to możliwe, żeby Malfoy mi się podobał? Czy może to była kolejna próba manipulacji z jego strony? W końcu on doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie wiedziałam, jak marihuana wpływa na organizm człowieka. Jeśli miałam być szczera, to pamiętam, że wtedy na korytarzu bardzo chciałam, żeby doszło do czegoś więcej. Ale czy zrobiłabym to, gdybym była trzeźwa? Stanowczo nie.
Malfoy nie miał racji. Nie mógł mieć.
Zanim się zorientowałam, staliśmy na wieży astronomicznej, a wokół nas za oszklonymi szybami panował już półmrok.
-Chyba mnie nie wyrzucisz przez okno?- zapytałam zdezorientowana, widząc, że otwiera jedno z okien. On tylko posłał mi tajemniczy uśmiech.
-Accio miotła.
Otworzyłam szeroko oczy, momentalnie cofając się parę kroków do tyłu.
-NIE! – niemal machinalnie wykrzyknęłam, cofając się coraz bardziej, a chłopak popatrzył na mnie rozbawiony, po chwili łapiąc do ręki miotłę.
-No chodź. Będzie fajnie. – powiedział, podążając w moją stronę.
-Nie! Zgubię po drodze pelerynę. I mój notes.
Bez słowa zabrał ode mnie i to i to, pelerynę zarzucając mi na ramiona, a notes chowając  do wewnętrznej kieszeni własnej szaty.
-Daj spokój. Zawiąż ją tylko pod szyją i niczego nie zgubisz. – powiedział i usiadł na miotle, poklepując miejsce za sobą. Pokręciłam przecząco głową, zarzucając zbyt gwałtownie głową.
-Ja nie latam. – odparłam stanowczo.
-Wiem. Najwyższy czas to zmienić. Będziesz tylko siedzieć.
-Nie. – znów odpowiedziałam.
Nie ma mowy żebym wsiadła na to… coś.
Malfoy posłał mi przebiegły uśmiech.
-Nie bądź tchórzem, Grangeeeer. – powiedział wolno, co automatycznie ugodziło moją gryfońską duszę. Odchrząknęłam, po czym ruszyłam w jego stronę, siadając zaraz za nim. Kawałek drewna zatrząsnął się pode mną, a ja przełknęłam ślinę, starając się nie wyglądać na przerażoną. Nie wiedziałam za bardzo czego powinnam się złapać, ani jak się zachować. W końcu nie latałam. Naprawdę nie latałam, unikałam mioteł jak ognia.
Ale nie byłam tchórzem.
-Brawo Potomkini Lwa. – zaśmiał się sam ze swojego marnego żarciku, po czym odwrócił głowę w moją stronę.
-Najlepiej będzie jak się czegoś chwycisz. Albo mojej szaty, albo miotły. Bylebyś nie spadła.
Kiwnęłam głową, wybierając mimo wszystko materiał jego szaty.
Jak spadnę, to przynajmniej pociągnę tego bufona za sobą.
Zawiązałam wcześniej pelerynę i spojrzałam niepewnie na tył jego głowy, zastanawiając się co ja najlepszego wyrabiam. Zanim zdążyłam jednak psychicznie przygotować się do startu, wystrzeliliśmy do przodu, a ja niemal od razu objęłam go całego rękami, piszcząc z przerażenia. Poczułam, jak jego brzuch wibruje, więc musiał się śmiać, ale powstrzymałam się od posłania mu groźnego spojrzenia. Zamiast tego wolałam mieć oczy zamknięte.
Cały czas czekałam na jakieś wzloty pionowo w górę, pionowo w dół, pętle, latanie do góry nogami i te sprawy, jednak nic takiego nie miało miejsca, więc w końcu niepewnie otworzyłam jedno oko.
-Możesz już otworzyć oczy. – odezwał się wyjątkowo łagodnym głosem, więc odważyłam się spojrzeć przed siebie. Wstrzymałam powietrze, patrząc na taflę wody, połyskującą złotem od latarni, ustawionych wokół jeziora. Musiało tutaj być pięknie przy zachodzie słońca. Ale nie mogłam narzekać, po ciemku też było przyjemnie. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech, uśmiechając się sama do siebie. Przez moment czas się zatrzymał i zapomniałam, że jestem tutaj z Malfoyem, że wymknęłam się z zamku w nocy (znowu), że miałam zagadkę do rozwiązania na głowie. Zapomniałam całkiem o Bożym świecie, bo nagle samowolnie przytuliłam policzek do pleców chłopaka i pozwoliłam sobie wdychać zapach jego perfum.
-Zawsze działa. – odezwał się zadowolony z siebie męski głos, który spowodował, że momentalnie się ocknęłam i pacnęłam go ręką w plecy. Jednak niemal od razu tego pożałowałam, bo zachwiałam się niebezpiecznie na miotle.
Całe szczęście udało mi się jakoś utrzymać równowagę, ale serce podskoczyło mi do gardła, kiedy spojrzałam w dół. Całe moje ciało zesztywniało.
-Żyjesz? – zapytał, patrząc na mnie kątem oka, a ja tylko pokiwałam głową,  ale byłam zbyt sparaliżowana, by cokolwiek powiedzieć.
-To dobrze, bo lecimy w dół.
Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami i zanim zdążyłam zaprotestować, blondyn pochylił się do przodu i dał nura w dół.
-Nie! Malfoy! Malfoy, ja nie żartuję! – krzyczałam, ale bezskutecznie, więc w końcu pisnęłam ze strachu i przylgnęłam do niego całym ciałem. Ten idiota nas chciał zabić! Definitywnie! Zaraz mnie zrzuci z miotły, albo wpadniemy oboje do wody.
Jednak chłopak nagle gwałtownie odchylił się do tyłu i znów zapanował spokój.
I znów, otwarłam najpierw jedno oko, później drugie i niepewnie spojrzałam w dół. Woda była na wyciągnięcie ręki. Jednak nie byłam na tyle odważna, żeby do niej faktycznie sięgnąć.
-To co, teraz ty sterujesz? – zapytał zawadiacko, na co zareagowałam zbulwersowanym:
-Nie!

Wylądowaliśmy na jednym z niskich wzgórz z widokiem na oświetlony nocą zamek.
-Zakryj się peleryną. – polecił chłopak, po czym ruszył w głąb lasu. Zatrzymałam się jeszcze przez ułamek sekundy, wpatrując się w mieniący się na złoto Hogwart, aż w końcu założyłam kaptur peleryny, po czym podreptałam za chłopakiem. Szłam obok niego, zupełnie niewidoczna, a on zdążył już zaklęciem zapalić światło na swojej różdżce.
Z perspektywy czasu nie wiem dlaczego wtedy w ogóle nie widziałam niczego podejrzanego w tym, że latam sobie na miotle z największym wrogiem od siedmiu lat, a teraz chodzę z nim w nocy po lesie. Tego dnia czułam się tak beztrosko, tak swobodnie w jego towarzystwie, że przestałam wszystko analizować. Z reguły byłam osobą bardzo… planującą. Zawsze zapisywałam w kalendarzu z kim kiedy się spotkam, co mam kupić, gdzie mam iść itd. Nie lubiłam spontanicznych wydarzeń, bo czułam wtedy, że nie mam kontroli. Dlatego nigdy nie zrobiłam w życiu niczego szalonego. Nie wyruszyłam z dnia na dzień w podróż w nieznane, nie jeździłam autostopem. Moja młodość była cała zaplanowana (pomijając oczywiście te epizody, w których ratowałam świat). I prawdę mówiąc trochę mnie to nudziło. Może dlatego właśnie w tym roku zaczęłam trochę zmieniać swoje życie, zaczynając od pozwolenia sobie na spędzanie czasu ze Ślizgonami, przez wyrzucenie z szafy starych ciuchów, na paleniu marihuany kończąc. Przed chwilą latałam na miotle i nie zwymiotowałam! A teraz szłam sobie z tlenionym Śmierciożercą przez las, nie wiedząc dokąd zmierzam. I jeśli mam być szczera… Podobało mi się to. Wcale nie zamierzałam odgrywać scen, że nigdzie z nim nie idę, nie zamierzałam odwrócić się i odejść. Wręcz przeciwnie. Chciałam zostać z nim i cieszyć się chwilą. Bo tak naprawdę nie byłam w stanie zaplanować wszystkiego. Może dlatego też nie mogłam znaleźć miłości? Chciałam, żeby wszystko było tak, jak w filmach, żeby było romantycznie, żeby ten mężczyzna był idealny.
Ale skoro ja nie jestem idealna, to jak mogę wymagać od kogoś, żeby taki był?
-Gdzie jesteś? – zapytał nagle szeptem, machając po omacku dłonią w ciemności i mrużąc oczy.
Spojrzałam na niego, na jego idealne rysy twarzy i nieidealną duszę.
Uśmiechnęłam się do siebie, wysuwając dłoń spod peleryny i dotknęłam nią jego przedramienia. Lewego przedramienia. Tym razem uśmiechnęłam się do niego, czując się jakby ktoś wrzucił do pralki moje wnętrzności. Całe szczęście tego nie widział, bo zerknął nieco zaskoczony na moją dłoń.
Zignorowałam wszystkie myśli na jego temat, które krążyły w mojej głowie.
Zgasił światło i schował różdżkę do kieszeni spodni, po czym ruszył znów przed siebie, a ja za nim. I nagle przystanęłam jak wryta, widząc niewielkie stado jednorożców, mieniących się jak brokat w ciemności.
-Bądź cicho. I nie wychylaj się zza peleryny. – powiedział, po czym powoli ruszył w ich stronę. Stworzenia podniosły łby jeden po drugim i spojrzały na niego zaciekawione, mnie oczywiście nie zauważając.
-Dlaczego ty nie musisz się chować? – zapytałam szeptem, idąc w ich stronę najciszej jak potrafiłam.
-Bo ja je oswoiłem. – odpowiedział, jakby to było oczywiste.
Uniosłam brwi do góry.
W życiu nie spodziewałabym się, że taki ktoś, jak Malfoy mógłby w wolnym czasie oswajać jednorożce.
Już się nie odezwałam. Zamiast tego szłam za nim aż do momentu, aż się zatrzymał tuż obok jednego ze stworzeni, wystawiając dłoń w jego stronę. Przez chwilę wyobraziłam sobie sytuację, jak jednorożec wpada w szał i odgryza mu rękę, a potem ja dostaję z kopyta w czaszkę.
Ale zamiast tego jednorożec wsunął głowę pod jego dłoń, a chłopak się zaśmiał pod nosem. Patrzyłam na niego zafascynowana, wciąż nie mogąc uwierzyć, że to on. Draco Malfoy, we własnej osobie. Blondyn pogłaskał go powoli po grzywie, w tym samym czasie wyciągając drugą rękę w moją stronę.
-Nie wysuwaj głowy spod peleryny. – powtórzył szeptem, po czym złapał moją dłoń i położył ją na grzbiecie jednorożca. Poczułam przypływ euforii i przejechałam delikatnie ręką po błyszczącej skórze. Uśmiechnęłam się szeroko do chłopaka z wyrazem wdzięczności, że mnie tutaj zabrał, ale przecież nie mógł tego widzieć, bo byłam chwilowo niewidzialna. Przeniosłam więc z powrotem wzrok na magiczne stworzenie i głaskałam je powoli, ciesząc się chwilą.

Kiedy wróciliśmy do zamku, musiało być coś koło północy. Przez całą drogę powrotną nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Nagle cisza w jego towarzystwie przestała być dla mnie niezręczna. Byłam zbyt podekscytowana dzisiejszym wieczorem, tym co zobaczyłam, co przeżyłam. I chciałam więcej, i więcej, i więcej.
Stanęliśmy przy obrazach, które prowadziły do naszych dormitoriów, patrząc na siebie chwilę.
-A, masz. – powiedział, po czym wyciągnął ze swojej szaty czerwony notes i mi go podał.
Dzięki Bogu! Prawie o nim zapomniałam. Gdyby tak został w jego szacie, mogłabym się pożegnać ze swoją prywatnością.
-A, dzięki. – odpowiedziałam, przyciskając pamiętnik do piersi. – Wolałabym, żebyś to zabrał. Nie chcę być za to odpowiedzialna. – dodałam jeszcze, wyciągając w jego stronę pelerynę niewidkę. Przytaknął tylko, po czym bez słowa ją ode mnie zabrał, mimowolnie wywołując u mnie uczucie ulgi. Podniósł wzrok na mnie i popatrzył przez dłuższą chwilę w moje oczy, powodując u mnie dreszcz. Strachu? Czy może podniecenia?
Później odwrócił się i ruszył do swojego dormitorium.
-Malfoy. – usłyszałam swój głos, którego wcale nie chciałam użyć. Odwrócił głowę w moją stronę, wyraźnie zaciekawiony.
-Dzięki za dzisiaj. – powiedziałam nieśmiało, posyłając mu lekki uśmiech i przyciskając do siebie mocniej notatnik. Nie odpowiedział mi, ale jego uśmiech był dla mnie wystarczającą odpowiedzią. To był TEN UŚMIECH. Uśmiech Draco Malfoya, zwyczajnego chłopaka. Najpiękniejszy uśmiech, jaki w życiu widziałam, który spowodował, że świat zatrzymał się na moment.
A gdy się ocknęłam z transu, chłopaka już nie było, a ja stałam sama na pustym korytarzu, uśmiechając się głupkowato w nicość.
Jezu, Hermiona. Co ty wyprawiasz?
Odchrząknęłam i szybko zniknęłam we własnym dormitorium. Nie chciałam nawet analizować całej sytuacji. Dzisiaj nie chciałam zapisywać wszystkiego w notesie. Nie chciałam snuć przypuszczeń, jakichś wyimaginowanych historii  i rachunku prawdopodobieństwa. Zamiast tego rzuciłam się na łóżko i spojrzałam w sufit, wciąż uśmiechając się do siebie jak kretynka. Już dawno nie czułam się tak… lekka.
Zerknęłam na parapet i zauważyłam na nim list. Podniosłam się do pozycji siedzącej i sięgnęłam po kopertę, zaraz ją otwierając.

Miona!
Na gacie Merlina, jak tutaj jest super! Najchętniej kopnęłabym Cię w tyłek za ten szlaban. Tyle ciasteczek! Wszyscy tutaj są tacy mili, jest tyle ludzi, że na każdym kroku rozmawiam z kimś innym. Jutro rozegra się mini turniej Quidditcha. Wszystkie trzy szkoły zagrają ze sobą i nie możemy doczekać się starcia samych dziewczyn z samymi facetami! A później podobno będziemy tworzyć drużyny mieszane. Poznałam kapitana drużyny z Durmstrangu. William jest taki wielki, że czuję się przy nim jak wiewiórka i to dosłownie. Jest ze dwie głowy wyższy ode mnie! W ogóle tutaj cały czas imprezujemy, chłopaki pokazują nam okolice, zwyczaje i w ogóle. Harry i Ron strzelają jakieś fochy, ale nie wiem o co chodzi, bo my z dziewczynami jesteśmy zachwycone tym miejscem! Blaise ma aparat, on się chyba nazywa polaroid. Cały czas robimy zdjęcia, wszyscy są tak zintegrowani, jak nigdy. Nikt nas tutaj nie pyta, czy jesteśmy ze Slytherinu, czy Ravenclavu. Tutaj wszyscy jesteśmy jedną wielką hogwartową rodziną. I bardzo mi się to podoba, mam nadzieję, że jak wrócimy to też tak będzie.
Tęsknię za Tobą bardzo, widzimy się niedługo!
Buziaki,
Ginny

Uśmiechnęłam się do siebie, po czym wyciągnęłam z koperty jeszcze zdjęcie, na którym widniała Ginny, koleś dwa razy większy od niej, czyli zapewne William, kilka dziewczyn w niebieskich mundurkach, jakiś chłopak, którego nie znałam i Blaise na pierwszym planie, w słowiańskim przykucu.
Zaśmiałam się do siebie, po czym odłożyłam list do szuflady, a zdjęcie zostawiłam na wierzchu. Przez moment zakłuło mnie serce, że nie mogę być tam z nimi, ale z drugiej strony…
Zerknęłam na zdjęcie z dnia, kiedy grałam ze Ślizgonami w bilard.
Z drugiej strony nie miałabym okazji poznać Malfoya z tej lepszej, ludzkiej strony.
Nagle usłyszałam pukanie w okno i podniosłam wzrok, widząc na zewnątrz sowę. Otworzyłam okno i zabrałam z parapetu kolejny list.

Hermiona!
Na gacie Merlina, jak tutaj jest okropnie! Dopiero pierwszy dzień, a ja już mam serdecznie dosyć tego miejsca. Nie dość, że ci pakerzy panoszą się tutaj, jakby byli nie wiadomo kim, to jeszcze wszystkie dziewczyny za nimi latają, jakby byli bóstwami. WSZYSTKIE dziewczyny. Włącznie z Ginny. Zresztą ona w ogóle przestała ze mną rozmawiać, odkąd tylko przekroczyliśmy bramy zamku. Doprawdy, dziecinne zachowanie. Wszystkie domy się zjednoczyły, ale tym razem my chłopaki trzymamy się razem, a dziewczyny są… Nieobliczalne. Estrogeny buzują, wiesz o co mi chodzi. Żałujemy z Ronem, że cię tu nie ma. Wiem, że ty byś nie była takie jak one. Pewnie siedzisz tam biedna sama i nie masz z kim pogadać. Malfoy bardzo daje ci w kość? Nie przejmuj się, my tutaj przeżywamy gorsze piekło. A jutro gramy mecz z tymi osiłkami i pewnie stłuką nas na kwaśne jabłka.
No nic. Tęsknimy za tobą bardzo i widzimy się za jakieś 6 dni. Oby zleciały jak najszybciej.
Ściskam,
Harry

i Ron


Zaśmiałam się, zestawiając ze sobą te dwa, skrajnie różne od siebie listy. Musiało być tam ciekawie. Gdyby tylko Harry wiedział, że zamiast siedzieć w dormitorium, ja robię sobie wycieczki na miotle z Malfoyem, to załamałby się jeszcze bardziej. Szczególnie, że mimo jego wielu próśb, nigdy nie pozwoliłam mu zabrać mnie na przejażdżkę.
Postanowiłam więc nie odpisywać i schowałam list obok wcześniejszego, po czym z powrotem położyłam się na łóżku i wróciłam do kretyńskiego uśmiechania się do siebie. 

 -----
Jest króciutki, wiem. Zresztą w ogóle miał być trochę inny, ale dzisiaj siadłam nad tym i jakoś tak zaczęłam pisać, że napisałam cały rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba. Wiem, że rzadko coś wrzucam, ale jestem wam wdzięczna (każdej jednej osobie), że tutaj jesteście. Nawet jeśli tylko wchodzicie i czytacie, a nie komentujecie. Dziękuję wam za samą obecność. Nie zdajecie sobie sprawy ile to dla mnie znaczy.