-------
Nagle coś wyrwało zeszyt z moich rąk, a mi momentalnie
serce podskoczyło do gardła. Spojrzałam w górę i widząc, że czerwony notes
fruwa swobodnie nad moją głową, warknęłam wściekle i zerwałam się na równe
nogi, machając rękami na oślep.
-Przestań się ze mną bawić w gierki, Malfoy! – syknęłam,
podążając za oddalającym się notesem. Myślałam żeby na niego skoczyć, ale wtedy
mogłoby to się równać z runięciem o ziemię. Naprawdę nie było łatwo go złapać,
kiedy miał na sobie pelerynę niewidkę. Biegłam za nim jak idiotka, z
wyciągniętymi rękami przed sobą, słysząc tylko cichy chichot. W końcu jednak
postanowiłam zaryzykować i się na niego rzucić, bo przecież inaczej nie miałam
szans na to, żeby go dogonić. Przyspieszyłam więc do maksymalnej prędkości i
odbiłam się stopami od ziemi. Cóż za ulgę poczułam, gdy moje palce zaczepiły
się na czymś miękkim. Jednak jak w zwolnionym tempie mój uśmiech gasł, kiedy
zamiast się zatrzymać, zaczęłam lecieć w dół. Spojrzałam z przerażeniem na
mieniący się materiał w moich dłoniach i ułamek sekundy później poczułam
nieprzyjemny ból całego boku ciała. Zamrugałam parę razy, zanim otrząsnęłam się
z szoku i podniosłam wzrok na blondyna, który stał nade mną, trzymając w ręce
pamiętnik i przyglądał mi się rozbawiony.
-Żyjesz? – zapytał, a ja posłałam mu piorunujące
spojrzenie.
Wyciągnął dłoń w moją stronę, żeby pomóc mi wstać, ale
odtrąciłam ją i podniosłam się o własnych siłach.
-Wisisz mi masaż. – bąknęłam, ściskając w rękach pelerynę
niewidkę i wyrwałam mu z ręki pamiętnik.
-Z przyjemnością. – odparł zadowolony.
Popatrzyłam gwałtownie w jego stronę zdziwiona, że jego
odpowiedź nie była ani złośliwa, ani ironiczna. On tylko uniósł ręce w obronnym
geście i wzruszył ramionami.
-Co znowu?
Zmrużyłam oczy.
-Nic. Dziwnie się zachowujesz.
-Ja? Przypomnieć ci, jak się zachowywałaś na imprezie
poprzedniej nocy? – zapytał, idąc za mną z powrotem pod ukryte drzwi.
-Nie chcę nic mówić, ale zachowywałeś się tak samo. A
nawet gorzej. – powiedziałam lekko, chociaż w środku cała się trzęsłam. Sama
nie wiedziałam, czy ze strachu, czy na wspomnienie o tym co się wtedy między
nami wydarzyło.
Czy to znaczyło, że teraz o tym porozmawiamy? Nie byłam
gotowa na tą rozmowę. Prawdę mówiąc, sądziłam, że nigdy do niej nie dojdzie.
-Dlaczego niby gorzej? – zapytał zaciekawiony, siadając
obok mnie.
Blisko mnie.
Za blisko.
Właściwie stykaliśmy się biodrami.
Spojrzałam na niego, starając się odczytać na jego twarzy
czy naprawdę chciał o tym rozmawiać, czy tylko ze mnie szydził, a może mnie
sprawdzał?
Ale jak można się domyślić, jego twarz nie zdradzała
żadnych prawdziwych emocji.
Westchnęłam i odrzuciłam włosy do tyłu, wskazując palcem
na siny ślad na szyi.
-Dlatego.
Blondyn zaśmiał się krótko i dmuchnął lekko w to miejsce,
powodując na mojej skórze gęsią skórkę. Później wskazał palcem moje odkryte
przedramię, ale nie dotknął mnie.
-Widzisz Granger? Możesz zaprzeczać ile chcesz, ale
swojego ciała nie oszukasz. – powiedział powoli, po czym posłał mi nieco
rozbawione spojrzenie.
Chciał o tym rozmawiać!
-Ty oszukujesz nieustannie. – odparłam sucho, przenosząc
wzrok na jego sylwetkę. Miał podwinięty sweter do łokci, a na lewym
przedramieniu zobaczyłam Mroczny Znak, który znów wywołał u mnie dreszcz
strachu. Przez parę sekund panowała między nami cisza.
-Granger. Spójrz na mnie. – usłyszałam jego poważny ton
głosu i nieco zdziwiona podniosłam wzrok, obawiając się tego, co zobaczę. Ale
nie wyglądał na złego. Bardziej na rozczarowanego.
-Ufasz mi?
-Nie. – odparłam od razu, na co zareagował przewróceniem
oczami.
-Nieprawda. Wcale nie jesteś taka trudna do rozgryzienia.
Tak naprawdę mi ufasz. Może cię przerażam, może przeraża cię to – uniósł rękę
na chwilę do góry – ale mimo to tak naprawdę mnie lubisz. Nie siedziałabyś
tutaj ze mną, gdyby było inaczej. Nie powiedziałabyś mi o tym – skinął głową w
stronę ukrytych drzwi - Lubisz ze mną rozmawiać, nawet jeśli jest to tylko
głupie dogryzanie sobie nawzajem. Widziałaś sama, co się stało wczoraj. Wczoraj
twoje kujońskie oblicze przestało cię kontrolować. Ty tego nie widziałaś, ale
ja widziałem to w twoich oczach. Możesz zaprzeczać ile chcesz, ale ja wiem, że
to co wydarzyło się wczoraj nie było przypadkiem. Nie było chwilą słabości. Ty
naprawdę chciałaś to zrobić. – powiedział, patrząc mi w oczy, a ja miałam
wrażenie, że wszystko wokół się zakręciło.
Po co on to wszystko mówił? Dlatego teraz?
Patrzyłam na niego przez chwilę w ciszy, nie będąc pewna
ile czasu minęło. Otworzyłam usta, żeby coś odpowiedzieć, odgryźć się,
zaprzeczyć, ale ostatecznie nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, tylko
patrzyłam na niego z lekkim przerażeniem w oczach. On natomiast wydawał się być
nad wyraz spokojny.
Nagle wstał, ratując mnie tym samym z opresji. Powiodłam
wzrokiem za nim, wciąż zbyt oszołomiona, by skupić się na tym co mówi.
Zobaczyłam, że wyciąga dłoń w moją stronę, ale po raz drugi dziś ją
zignorowałam i wstałam o własnych siłach, upewniając się, że mam przy sobie
zarówno pamiętnik, jak i pelerynę.
-Czemu wstaliśmy? – zapytałam, nie będąc pewna, czy coś
powiedział wcześniej.
-Coś ci pokażę.
-Ale przecież.. – zaczęłam, ale od razu mi przerwał.
-On dzisiaj już nie przyjdzie. Spróbujemy jutro. Chodź. –
powiedział, po czym ruszył korytarzem. Westchnęłam teatralnie i ruszyłam za
nim, mając wciąż w głowie jego słowa.
Może miał rację? Może ja naprawdę chciałam to zrobić? W
końcu faktycznie wciąż o tym myślę, wciąż do tego wracam. Chciałam, żeby znów
mnie dotknął, nawet przelotnie, ale nie mogłam sobie na to pozwolić. Czy to
możliwe, żeby Malfoy mi się podobał? Czy może to była kolejna próba manipulacji
z jego strony? W końcu on doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie
wiedziałam, jak marihuana wpływa na organizm człowieka. Jeśli miałam być
szczera, to pamiętam, że wtedy na korytarzu bardzo chciałam, żeby doszło do
czegoś więcej. Ale czy zrobiłabym to, gdybym była trzeźwa? Stanowczo nie.
Malfoy nie miał racji. Nie mógł mieć.
Zanim się zorientowałam, staliśmy na wieży
astronomicznej, a wokół nas za oszklonymi szybami panował już półmrok.
-Chyba mnie nie wyrzucisz przez okno?- zapytałam
zdezorientowana, widząc, że otwiera jedno z okien. On tylko posłał mi
tajemniczy uśmiech.
-Accio miotła.
Otworzyłam szeroko oczy, momentalnie cofając się parę
kroków do tyłu.
-NIE! – niemal machinalnie wykrzyknęłam, cofając się
coraz bardziej, a chłopak popatrzył na mnie rozbawiony, po chwili łapiąc do
ręki miotłę.
-No chodź. Będzie fajnie. – powiedział, podążając w moją
stronę.
-Nie! Zgubię po drodze pelerynę. I mój notes.
Bez słowa zabrał ode mnie i to i to, pelerynę zarzucając
mi na ramiona, a notes chowając do
wewnętrznej kieszeni własnej szaty.
-Daj spokój. Zawiąż ją tylko pod szyją i niczego nie
zgubisz. – powiedział i usiadł na miotle, poklepując miejsce za sobą.
Pokręciłam przecząco głową, zarzucając zbyt gwałtownie głową.
-Ja nie latam. – odparłam stanowczo.
-Wiem. Najwyższy czas to zmienić. Będziesz tylko
siedzieć.
-Nie. – znów odpowiedziałam.
Nie ma mowy żebym wsiadła na to… coś.
Malfoy posłał mi przebiegły uśmiech.
-Nie bądź tchórzem, Grangeeeer. – powiedział wolno, co
automatycznie ugodziło moją gryfońską duszę. Odchrząknęłam, po czym ruszyłam w
jego stronę, siadając zaraz za nim. Kawałek drewna zatrząsnął się pode mną, a
ja przełknęłam ślinę, starając się nie wyglądać na przerażoną. Nie wiedziałam
za bardzo czego powinnam się złapać, ani jak się zachować. W końcu nie latałam.
Naprawdę nie latałam, unikałam mioteł jak ognia.
Ale nie byłam tchórzem.
-Brawo Potomkini Lwa. – zaśmiał się sam ze swojego
marnego żarciku, po czym odwrócił głowę w moją stronę.
-Najlepiej będzie jak się czegoś chwycisz. Albo mojej
szaty, albo miotły. Bylebyś nie spadła.
Kiwnęłam głową, wybierając mimo wszystko materiał jego szaty.
Jak spadnę, to przynajmniej pociągnę tego bufona za sobą.
Zawiązałam wcześniej pelerynę i spojrzałam niepewnie na
tył jego głowy, zastanawiając się co ja najlepszego wyrabiam. Zanim zdążyłam
jednak psychicznie przygotować się do startu, wystrzeliliśmy do przodu, a ja
niemal od razu objęłam go całego rękami, piszcząc z przerażenia. Poczułam, jak
jego brzuch wibruje, więc musiał się śmiać, ale powstrzymałam się od posłania
mu groźnego spojrzenia. Zamiast tego wolałam mieć oczy zamknięte.
Cały czas czekałam na jakieś wzloty pionowo w górę,
pionowo w dół, pętle, latanie do góry nogami i te sprawy, jednak nic takiego
nie miało miejsca, więc w końcu niepewnie otworzyłam jedno oko.
-Możesz już otworzyć oczy. – odezwał się wyjątkowo
łagodnym głosem, więc odważyłam się spojrzeć przed siebie. Wstrzymałam
powietrze, patrząc na taflę wody, połyskującą złotem od latarni, ustawionych
wokół jeziora. Musiało tutaj być pięknie przy zachodzie słońca. Ale nie mogłam
narzekać, po ciemku też było przyjemnie. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki
wdech, uśmiechając się sama do siebie. Przez moment czas się zatrzymał i
zapomniałam, że jestem tutaj z Malfoyem, że wymknęłam się z zamku w nocy
(znowu), że miałam zagadkę do rozwiązania na głowie. Zapomniałam całkiem o
Bożym świecie, bo nagle samowolnie przytuliłam policzek do pleców chłopaka i
pozwoliłam sobie wdychać zapach jego perfum.
-Zawsze działa. – odezwał się zadowolony z siebie męski
głos, który spowodował, że momentalnie się ocknęłam i pacnęłam go ręką w plecy.
Jednak niemal od razu tego pożałowałam, bo zachwiałam się niebezpiecznie na
miotle.
Całe szczęście udało mi się jakoś utrzymać równowagę, ale
serce podskoczyło mi do gardła, kiedy spojrzałam w dół. Całe moje ciało zesztywniało.
-Żyjesz? – zapytał, patrząc na mnie kątem oka, a ja tylko
pokiwałam głową, ale byłam zbyt
sparaliżowana, by cokolwiek powiedzieć.
-To dobrze, bo lecimy w dół.
Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami i zanim
zdążyłam zaprotestować, blondyn pochylił się do przodu i dał nura w dół.
-Nie! Malfoy! Malfoy, ja nie żartuję! – krzyczałam, ale
bezskutecznie, więc w końcu pisnęłam ze strachu i przylgnęłam do niego całym
ciałem. Ten idiota nas chciał zabić! Definitywnie! Zaraz mnie zrzuci z miotły,
albo wpadniemy oboje do wody.
Jednak chłopak nagle gwałtownie odchylił się do tyłu i
znów zapanował spokój.
I znów, otwarłam najpierw jedno oko, później drugie i
niepewnie spojrzałam w dół. Woda była na wyciągnięcie ręki. Jednak nie byłam na
tyle odważna, żeby do niej faktycznie sięgnąć.
-To co, teraz ty sterujesz? – zapytał zawadiacko, na co
zareagowałam zbulwersowanym:
-Nie!
Wylądowaliśmy na jednym z niskich wzgórz z widokiem na
oświetlony nocą zamek.
-Zakryj się peleryną. – polecił chłopak, po czym ruszył w
głąb lasu. Zatrzymałam się jeszcze przez ułamek sekundy, wpatrując się w mieniący
się na złoto Hogwart, aż w końcu założyłam kaptur peleryny, po czym podreptałam
za chłopakiem. Szłam obok niego, zupełnie niewidoczna, a on zdążył już
zaklęciem zapalić światło na swojej różdżce.
Z perspektywy czasu nie wiem dlaczego wtedy w ogóle nie
widziałam niczego podejrzanego w tym, że latam sobie na miotle z największym
wrogiem od siedmiu lat, a teraz chodzę z nim w nocy po lesie. Tego dnia czułam
się tak beztrosko, tak swobodnie w jego towarzystwie, że przestałam wszystko
analizować. Z reguły byłam osobą bardzo… planującą. Zawsze zapisywałam w
kalendarzu z kim kiedy się spotkam, co mam kupić, gdzie mam iść itd. Nie
lubiłam spontanicznych wydarzeń, bo czułam wtedy, że nie mam kontroli. Dlatego
nigdy nie zrobiłam w życiu niczego szalonego. Nie wyruszyłam z dnia na dzień w
podróż w nieznane, nie jeździłam autostopem. Moja młodość była cała zaplanowana
(pomijając oczywiście te epizody, w których ratowałam świat). I prawdę mówiąc
trochę mnie to nudziło. Może dlatego właśnie w tym roku zaczęłam trochę
zmieniać swoje życie, zaczynając od pozwolenia sobie na spędzanie czasu ze Ślizgonami,
przez wyrzucenie z szafy starych ciuchów, na paleniu marihuany kończąc. Przed
chwilą latałam na miotle i nie zwymiotowałam! A teraz szłam sobie z tlenionym Śmierciożercą
przez las, nie wiedząc dokąd zmierzam. I jeśli mam być szczera… Podobało mi się
to. Wcale nie zamierzałam odgrywać scen, że nigdzie z nim nie idę, nie
zamierzałam odwrócić się i odejść. Wręcz przeciwnie. Chciałam zostać z nim i
cieszyć się chwilą. Bo tak naprawdę nie byłam w stanie zaplanować wszystkiego.
Może dlatego też nie mogłam znaleźć miłości? Chciałam, żeby wszystko było tak,
jak w filmach, żeby było romantycznie, żeby ten mężczyzna był idealny.
Ale skoro ja nie jestem idealna, to jak mogę wymagać od
kogoś, żeby taki był?
-Gdzie jesteś? – zapytał nagle szeptem, machając po
omacku dłonią w ciemności i mrużąc oczy.
Spojrzałam na niego, na jego idealne rysy twarzy i
nieidealną duszę.
Uśmiechnęłam się do siebie, wysuwając dłoń spod peleryny
i dotknęłam nią jego przedramienia. Lewego przedramienia. Tym razem uśmiechnęłam
się do niego, czując się jakby ktoś wrzucił do pralki moje wnętrzności. Całe
szczęście tego nie widział, bo zerknął nieco zaskoczony na moją dłoń.
Zignorowałam wszystkie myśli na jego temat, które krążyły
w mojej głowie.
Zgasił światło i schował różdżkę do kieszeni spodni, po
czym ruszył znów przed siebie, a ja za nim. I nagle przystanęłam jak wryta,
widząc niewielkie stado jednorożców, mieniących się jak brokat w ciemności.
-Bądź cicho. I nie wychylaj się zza peleryny. –
powiedział, po czym powoli ruszył w ich stronę. Stworzenia podniosły łby jeden
po drugim i spojrzały na niego zaciekawione, mnie oczywiście nie zauważając.
-Dlaczego ty nie musisz się chować? – zapytałam szeptem,
idąc w ich stronę najciszej jak potrafiłam.
-Bo ja je oswoiłem. – odpowiedział, jakby to było
oczywiste.
Uniosłam brwi do góry.
W życiu nie spodziewałabym się, że taki ktoś, jak Malfoy
mógłby w wolnym czasie oswajać jednorożce.
Już się nie odezwałam. Zamiast tego szłam za nim aż do
momentu, aż się zatrzymał tuż obok jednego ze stworzeni, wystawiając dłoń w
jego stronę. Przez chwilę wyobraziłam sobie sytuację, jak jednorożec wpada w
szał i odgryza mu rękę, a potem ja dostaję z kopyta w czaszkę.
Ale zamiast tego jednorożec wsunął głowę pod jego dłoń, a
chłopak się zaśmiał pod nosem. Patrzyłam na niego zafascynowana, wciąż nie
mogąc uwierzyć, że to on. Draco Malfoy, we własnej osobie. Blondyn pogłaskał go
powoli po grzywie, w tym samym czasie wyciągając drugą rękę w moją stronę.
-Nie wysuwaj głowy spod peleryny. – powtórzył szeptem, po
czym złapał moją dłoń i położył ją na grzbiecie jednorożca. Poczułam przypływ
euforii i przejechałam delikatnie ręką po błyszczącej skórze. Uśmiechnęłam się
szeroko do chłopaka z wyrazem wdzięczności, że mnie tutaj zabrał, ale przecież
nie mógł tego widzieć, bo byłam chwilowo niewidzialna. Przeniosłam więc z powrotem
wzrok na magiczne stworzenie i głaskałam je powoli, ciesząc się chwilą.
Kiedy wróciliśmy do zamku, musiało być coś koło północy.
Przez całą drogę powrotną nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Ale
zupełnie mi to nie przeszkadzało. Nagle cisza w jego towarzystwie przestała być
dla mnie niezręczna. Byłam zbyt podekscytowana dzisiejszym wieczorem, tym co
zobaczyłam, co przeżyłam. I chciałam więcej, i więcej, i więcej.
Stanęliśmy przy obrazach, które prowadziły do naszych
dormitoriów, patrząc na siebie chwilę.
-A, masz. – powiedział, po czym wyciągnął ze swojej szaty
czerwony notes i mi go podał.
Dzięki Bogu! Prawie o nim zapomniałam. Gdyby tak został w
jego szacie, mogłabym się pożegnać ze swoją prywatnością.
-A, dzięki. – odpowiedziałam, przyciskając pamiętnik do
piersi. – Wolałabym, żebyś to zabrał. Nie chcę być za to odpowiedzialna. –
dodałam jeszcze, wyciągając w jego stronę pelerynę niewidkę. Przytaknął tylko,
po czym bez słowa ją ode mnie zabrał, mimowolnie wywołując u mnie uczucie ulgi.
Podniósł wzrok na mnie i popatrzył przez dłuższą chwilę w moje oczy, powodując
u mnie dreszcz. Strachu? Czy może podniecenia?
Później odwrócił się i ruszył do swojego dormitorium.
-Malfoy. – usłyszałam swój głos, którego wcale nie
chciałam użyć. Odwrócił głowę w moją stronę, wyraźnie zaciekawiony.
-Dzięki za dzisiaj. – powiedziałam nieśmiało, posyłając
mu lekki uśmiech i przyciskając do siebie mocniej notatnik. Nie odpowiedział
mi, ale jego uśmiech był dla mnie wystarczającą odpowiedzią. To był TEN
UŚMIECH. Uśmiech Draco Malfoya, zwyczajnego chłopaka. Najpiękniejszy uśmiech,
jaki w życiu widziałam, który spowodował, że świat zatrzymał się na moment.
A gdy się ocknęłam z transu, chłopaka już nie było, a ja
stałam sama na pustym korytarzu, uśmiechając się głupkowato w nicość.
Jezu, Hermiona. Co ty wyprawiasz?
Odchrząknęłam i szybko zniknęłam we własnym dormitorium.
Nie chciałam nawet analizować całej sytuacji. Dzisiaj nie chciałam zapisywać
wszystkiego w notesie. Nie chciałam snuć przypuszczeń, jakichś wyimaginowanych
historii i rachunku prawdopodobieństwa.
Zamiast tego rzuciłam się na łóżko i spojrzałam w sufit, wciąż uśmiechając się
do siebie jak kretynka. Już dawno nie czułam się tak… lekka.
Zerknęłam na parapet i zauważyłam na nim list. Podniosłam
się do pozycji siedzącej i sięgnęłam po kopertę, zaraz ją otwierając.
Miona!
Na gacie Merlina,
jak tutaj jest super! Najchętniej kopnęłabym Cię w tyłek za ten szlaban. Tyle
ciasteczek! Wszyscy tutaj są tacy mili, jest tyle ludzi, że na każdym kroku
rozmawiam z kimś innym. Jutro rozegra się mini turniej Quidditcha. Wszystkie
trzy szkoły zagrają ze sobą i nie możemy doczekać się starcia samych dziewczyn
z samymi facetami! A później podobno będziemy tworzyć drużyny mieszane.
Poznałam kapitana drużyny z Durmstrangu. William jest taki wielki, że czuję się
przy nim jak wiewiórka i to dosłownie. Jest ze dwie głowy wyższy ode mnie! W
ogóle tutaj cały czas imprezujemy, chłopaki pokazują nam okolice, zwyczaje i w
ogóle. Harry i Ron strzelają jakieś fochy, ale nie wiem o co chodzi, bo my z
dziewczynami jesteśmy zachwycone tym miejscem! Blaise ma aparat, on się chyba
nazywa polaroid. Cały czas robimy zdjęcia, wszyscy są tak zintegrowani, jak
nigdy. Nikt nas tutaj nie pyta, czy jesteśmy ze Slytherinu, czy Ravenclavu.
Tutaj wszyscy jesteśmy jedną wielką hogwartową rodziną. I bardzo mi się to
podoba, mam nadzieję, że jak wrócimy to też tak będzie.
Tęsknię za Tobą
bardzo, widzimy się niedługo!
Buziaki,
Ginny
Uśmiechnęłam się do siebie, po czym wyciągnęłam z koperty
jeszcze zdjęcie, na którym widniała Ginny, koleś dwa razy większy od niej,
czyli zapewne William, kilka dziewczyn w niebieskich mundurkach, jakiś chłopak,
którego nie znałam i Blaise na pierwszym planie, w słowiańskim przykucu.
Zaśmiałam się do siebie, po czym odłożyłam list do
szuflady, a zdjęcie zostawiłam na wierzchu. Przez moment zakłuło mnie serce, że
nie mogę być tam z nimi, ale z drugiej strony…
Zerknęłam na zdjęcie z dnia, kiedy grałam ze Ślizgonami w
bilard.
Z drugiej strony nie miałabym okazji poznać Malfoya z tej
lepszej, ludzkiej strony.
Nagle usłyszałam pukanie w okno i podniosłam wzrok,
widząc na zewnątrz sowę. Otworzyłam okno i zabrałam z parapetu kolejny list.
Hermiona!
Na gacie Merlina,
jak tutaj jest okropnie! Dopiero pierwszy dzień, a ja już mam serdecznie dosyć
tego miejsca. Nie dość, że ci pakerzy panoszą się tutaj, jakby byli nie wiadomo
kim, to jeszcze wszystkie dziewczyny za nimi latają, jakby byli bóstwami.
WSZYSTKIE dziewczyny. Włącznie z Ginny. Zresztą ona w ogóle przestała ze mną
rozmawiać, odkąd tylko przekroczyliśmy bramy zamku. Doprawdy, dziecinne
zachowanie. Wszystkie domy się zjednoczyły, ale tym razem my chłopaki trzymamy
się razem, a dziewczyny są… Nieobliczalne. Estrogeny buzują, wiesz o co mi
chodzi. Żałujemy z Ronem, że cię tu nie ma. Wiem, że ty byś nie była takie jak
one. Pewnie siedzisz tam biedna sama i nie masz z kim pogadać. Malfoy bardzo
daje ci w kość? Nie przejmuj się, my tutaj przeżywamy gorsze piekło. A jutro gramy
mecz z tymi osiłkami i pewnie stłuką nas na kwaśne jabłka.
No nic. Tęsknimy za
tobą bardzo i widzimy się za jakieś 6 dni. Oby zleciały jak najszybciej.
Ściskam,
Harry
i Ron
Zaśmiałam się, zestawiając ze sobą te dwa, skrajnie różne
od siebie listy. Musiało być tam ciekawie. Gdyby tylko Harry wiedział, że
zamiast siedzieć w dormitorium, ja robię sobie wycieczki na miotle z Malfoyem,
to załamałby się jeszcze bardziej. Szczególnie, że mimo jego wielu próśb, nigdy
nie pozwoliłam mu zabrać mnie na przejażdżkę.
Postanowiłam więc nie odpisywać i schowałam list obok
wcześniejszego, po czym z powrotem położyłam się na łóżku i wróciłam do
kretyńskiego uśmiechania się do siebie.
-----
Jest króciutki, wiem. Zresztą w ogóle miał być trochę inny, ale dzisiaj siadłam nad tym i jakoś tak zaczęłam pisać, że napisałam cały rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba. Wiem, że rzadko coś wrzucam, ale jestem wam wdzięczna (każdej jednej osobie), że tutaj jesteście. Nawet jeśli tylko wchodzicie i czytacie, a nie komentujecie. Dziękuję wam za samą obecność. Nie zdajecie sobie sprawy ile to dla mnie znaczy.