Otworzyłam
niepewnie oczy, nie wiedząc czy naprawdę obudziłam się tak spokojnie, czy może
jednak wciąż jeszcze śpię. Najpierw pomyślałam o tym, że to dziwne, że
przespałam noc. Później dotarło do mnie co wczoraj się wydarzyło. I dopiero
wtedy poczułam na swoim brzuchu czyjąś dłoń. Jak na zawołanie do moich nozdrzy
dotarł też dobrze znany mi zapach. Otworzyłam szeroko oczy, zdając sobie sprawę
z tego, że to się dzieje naprawdę. Jednak nie odważyłam się spojrzeć na swój
brzuch, ani się odwrócić. Bałam się choćby drgnąć, więc ostatecznie
postanowiłam, że poczekam aż to on wstanie. Bardziej przerażał mnie fakt, że
dowiedział się o mojej tajemnicy niż ten moment słabości na korytarzu, kiedy
zrobiło się między nami gorąco.
Co teraz
będzie? Nie dość, że wie o moich snach, to jeszcze będę musiała spędzać z nim
teraz sporo czasu. Pewnie będzie szydził ze mnie ze zwiększoną mocą, znając
jego.
Ale chwila.
On przecież
nie wie, że mi się coś śniło. Tylko krzyczałam, mogło to być cokolwiek, a on po
prostu to usłyszał. Nie wie, że rzucam codziennie zaklęcie tłumiące. Nie wie
tego!
Jestem
uratowana!
W tym
momencie usłyszałam przy swoim uchu cichy pomruk, który wywołał u mnie gęsią
skórkę i zamknęłam z powrotem oczy, starając się wyglądać na śpiącą, chociaż
wszystko w środku mnie szalało. Chłopak poruszył się niespokojnie i po chwili
szybko, ale delikatnie zabrał rękę z mojego brzucha. Czyli wstał. Tak bardzo
kusiło mnie, żeby odwrócić się i zobaczyć jak wygląda, kiedy się budzi. Czy
jego włosy są seksownie rozburzone, czy błądzi zaspanym wzrokiem po ścianach,
szukając w nich ratunku przed kolejnym dniem. Na pewno nie miał tego chłodnego
spojrzenia kiedy wstawał. Tak bardzo chciałabym to zobaczyć… Ale nie mogłam.
Gdybym tylko dała po sobie znać, że nie śpię, musiałabym coś powiedzieć na
temat dzisiejszej nocy. Musiałabym się z tym zmierzyć, a wcale nie chciałam, bo
byłoby to bardzo niezręczne. Zresztą najwidoczniej Malfoy miał takie samo
zdanie na ten temat, bo słyszałam, jak zabiera swoje rzeczy i po chwili otwiera
cicho drzwi i zamyka je z lekkim skrzypnięciem na końcu. Kiedy tylko wyszedł,
sfrustrowana obróciłam się na plecy i spojrzałam w sufit.
Czy to
normalne, że Draco Malfoy spał dzisiaj w moim łóżku? Ze mną? Już nie mówiąc o
tym co wydarzyło się wcześniej… Taniec, a potem jego pocałunki na mojej szyi.
Moja szyja.
Nagle
otworzyłam szeroko oczy i zerwałam się na równe nogi, biegnąc prosto do
łazienki. Po drodze szukałam palcami śladu na szyi i kiedy dotarłam do lustra,
od razu go zobaczyłam. Spojrzałam jeszcze bardziej przerażona we własne
odbicie.
Zrobił mi
cholerną malinkę!
Spanikowana
starałam się zakryć ją włosami, ale kiedy tylko mi się udawało, wystarczył
jeden ruch głową by z powrotem znalazła się w centrum uwagi. Moja burza włosów
jak zwykle okazała się być bezużyteczna. Cholerny Malfoy, zawsze musiało być
wszystko po jego myśli. Kilkanaście minut zajęło mi nieudolne zakrywanie sinego
śladu pudrem, a kiedy udało mi się w końcu stworzyć coś, co nie wyglądało jak
pomarańczowa plama, uśmiechnęłam się do siebie zadowolona i wyszłam z łazienki.
Wychodząc na śniadanie zatrzymałam się jeszcze w salonie, patrząc z wyrzutem na
samotnie leżącego na stole blanta. Ciekawe co się stało z resztą. Wzięłam go w
końcu i wróciłam do sypialni, chowając go do szuflady obok czerwonego notesu.
Westchnęłam, patrząc na niego chwilę. Dawno nic nie pisałam, będę musiała to
nadrobić.
Później
podniosłam wzrok na zdjęcie w ramce, które przedstawiało mnie, Harrego i Rona w
wydzierganych swetrach z własnymi inicjałami, kiedy mieliśmy po 13 lat i wyglądaliśmy
wszyscy jak małe, rozwydrzone bachory. Obok było zdjęcie znacznie nowsze, na
którym byłam ja, Blaise i uśmiechnięty Malfoy. Miałam nadzieję, że nie
zauważył, że mam to zdjęcie przy łóżku.
Gdy
dotarłam do Wielkiej Sali, zobaczyłam w środku jakieś 10 osób, porozrzucanych
po różnych zakątkach pomieszczenia i oczywiście tleniony łeb, zajmujący moje
miejsce przy stole Gryffindoru. Jak zwykle bezczelny. Nie zauważył mnie, tylko
siedział odchylony na krześle i pogrążony w lekturze porannej gazety. Moja pierwsza
myśl była taka, by usiąść jak najdalej niego, póki jeszcze mnie nie widział,
ale wiedziałam, że byłoby to idiotyczne z mojej strony. W końcu po coś oboje
zostaliśmy w zamku na czas wyjazdu. Muszę po prostu nie myśleć o tym co się
wydarzyło wczoraj, o tym, że spał w moim łóżku i o tym, co kryje się pod toną
pudru na mojej szyi.
Haha, gdyby
to było takie łatwe.
Przełknęłam
ślinę i zmusiłam się do podejścia do chłopaka, gdzie jak gdyby nigdy nic
usiadłam naprzeciwko niego i położyłam podręcznik do Obrony Przed Czarną Magią
na krześle obok.
-Dzień
dobry - bąknęłam i standardowo nalałam sobie kawy do kubka, starając się
sprawiać wrażenie wyluzowanej.
-Jak się
spało? – zapytał, nie odrywając wzroku od gazety. Zerknęłam niepewnie w jego
stronę, ale wydawał się być niewzruszony. Wiedziałam, że będzie grał nieczysto,
ale żeby tak od razu?
Nie
odpowiedziałam na jego pytanie, stwierdzając, że nie dam mu tej satysfakcji,
zamiast tego uniosłam kubek z kawą do ust, próbując jakoś grać na czas.
On też
postanowił się nie odezwać, jednak zamiast tego przesunął w moją stronę
talerzyk z jajecznicą. Nie zerknął na mnie nawet na sekundę, ale od razu
wiedziałam o co chodzi. Spojrzałam na niego pobladła, a później na talerz z
jedzeniem. Wszystko dlatego, że widział wczoraj, że nie jem. Ale właściwie po
co chciał w to ingerować? Malfoy, którego znałam raczej zignorowałby moje
problemy, a nawet by ze mnie szydził. Podejrzany był ten nowy Malfoy. Za cichy.
-Nie krępuj
się. – powiedział jeszcze zza gazety, ale już nie widziałam jego twarzy.
Westchnęłam teatralnie i zabrałam za widelec, wiedząc dobrze, że z nim nie
wygram.
Ledwo
zdążyłam przeżuwać ostatni kęs jajek gdy blondyn rozłożył z hukiem gazetę na
stole i spojrzał na mnie. Miał lekki zarost, ale poza tym wyglądał tak, jak zwykle.
Zaswędziała
mnie szyja, ale powstrzymałam się przed podrapaniem się po zakazanym miejscu.
-No
myślałem, że już nigdy nie skończysz. Patrz na to. Był jakiś „incydent” w
Azkabanie dzisiejszej nocy.
Chwila, co?
-Co? –
powiedziałam na głos, wyrywając mu gazetę.
„Około godziny 4:16 nad ranem w Azkabanie doszło
do niewyjaśnionego zdarzenia, kiedy to teren całego więzienia został odcięty od
prądu, włącznie z kamerami obserwacyjnymi na około trzy minuty. Ponadto
strażnicy twierdzą, że zostali uśpieni na około 15 minut, chociaż nie potrafią
wyjaśnić w jaki sposób to nastąpiło. Wszyscy jednak potwierdzają tę samą wersję
zdarzeń. Koło 4:39 na nowo zadziałało zasilanie elektryczne, jednak niemal od
razu zgłoszono podejrzenie włamania. Aurorzy przeszukali cały teren i
zaręczają, że nikt z więźniów nie opuścił Azkabanu, ani nic nie zostało
uszkodzone.
Ministerstwo zapewnia, że nie ma powodów do obaw,
a cały incydent prawdopodobnie był skutkiem problemów technicznych.”
-Problemów
technicznych? – bąknęłam sama do siebie, wyobrażając sobie, jak zadowolona
Bellatrix wychodzi z więzienia z szerokim uśmiechem, żeby mnie dorwać.
Automatycznie zakręciło mi się w głowie.
-Coś mi tu
nie pasuje. Jak ktoś mógłby być uśpiony, nie wiedząc w jaki sposób to
nastąpiło?
-Może
istnieje jakiś proszek usypiający?
Arystokrata
pokręcił przecząco głową.
-Nie
słyszałem o czymś takim. Ale skoro ty też nie, to na pewno czegoś takiego nie
ma. – odpowiedział, opierając się łokciami na stole, złączając swoje dłonie.
Uśmiechnęłam
się przebiegle, unosząc brwi.
-Czy ty
właśnie powiedziałeś mi komplement?
Prychnął
tylko w odpowiedzi, za chwilę przenosząc wzrok na moją szyję i również się
uśmiechnął, ale jednak sam do siebie. Sięgnął ponad stołem i przejechał palcem
po moim kamuflażu, a ja siedziałam jak wryta, nie będąc w stanie niczego
zrobić. Już sam jego dotyk wywołał u mnie jakieś chore ciarki, czego miałam
nadzieję, że nie zauważył. Zarechotał pod nosem, jakby chciał mi dać znać, że
jednak zauważył. Cholerny Malfoy.
-Tak w
ogóle to McGonnagal dowiedziała się o marihuanie, ale powiedziała podobno, że
nie może dać całej szkole szlabanu, więc postanowiła dać nam ostatnią szansę. –
odezwał się znowu, odchylając się na krześle z nonszalancją.
-Jak się
dowiedziała?
-Nie wiem,
Ślizgoni myślą, że od ciebie.
Już
otworzyłam z oburzeniem usta, żeby protestować, że przecież nie jestem
konfidentem, ale Malfoy od razu mi
przerwał, kontynuując swoją myśl.
-Ale ja
wiem, że to nie ty, bo byłaś cały czas ze mną. Tylko, że tego im już nie
powiedziałem.
Uniosłam
brwi, patrząc na niego z wyzwaniem.
-Trochę
przypał?
-Trochę
tak.
-Skoro
wstydzisz się ze mną przebywać, to może powinieneś sobie siąść przy innym
stole?
-Ty też się
wstydzisz Granger. Czy twoi członkowie Świętej Trójcy wiedzą o tym, że ze mną
rozmawiasz? Nie. Wiedzą o tym, że dostałaś szlaban, bo ja cię o to poprosiłem?
Nie. Jesteśmy kwita. – odparł, po czym dopił kawę i wstał, udając się bez słowa
do wyjścia. Odprowadziłam go wzrokiem, nieco zbita z tropu, wciąż trzymając w dłoni
gazetę, aż w końcu chłopak zatrzymał się i odwrócił głowę w moją stronę.
-Idziesz?
A ja głupia
poleciałam za nim jak mały szczeniaczek.
Postanowiliśmy
zająć się później Azkabanem, a teraz w końcu zacząć coś robić i wejść do środka
tajemniczego pokoju na siódmym piętrze. Prawdopodobnie jedynym sposobem, żeby
tam się dostać, było pokazanie znaku śmierciożercy, ale żadne z nas nie
odważyło się poruszyć tego tematu aż do momentu, w którym znaleźliśmy się na
korytarzu przed pustą ścianą.
Stanęliśmy
obok siebie. Zerknęłam ukradkiem na profil blondyna, który nieznacznie zaciskał
szczękę, jakby toczył jakąś wewnętrzną walkę. Tak bardzo zapragnęłam zajrzeć do
jego myśli, dowiedzieć się co musi teraz przeżywać. Nie chciałam mu przerywać,
więc postanowiłam się nie odzywać, zamiast tego spojrzałam mimowolnie na jego
zaciśnięte usta, które zeszłej nocy zaciskały się na moje szyi i zalała mnie
fala gorąca. Od razu odwróciłam wzrok, nie chcąc by zauważył mój moment
słabości. W końcu Malfoy się ocknął i bez słowa podwinął rękaw koszuli,
pokazując przerażającego węża, wijącego się po jego przedramieniu. Spojrzałam
na niego, próbując sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziałam go u Malfoya z
tak bliska. Przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz i przeniosłam wzrok na jego twarz,
momentalnie blednąć. Musiał zauważyć moją reakcję, bo popatrzył na mnie
chłodno. Jak typowy śmierciożerca. Wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym
spojrzeniem, a ja z każdą sekundą czułam się bardziej przytłoczona. Nie
odważyłam się spojrzeć na jego przedramię, mając wrażenie, że jak tylko zobaczę
węża na jego ręce, on wyskoczy i mnie udusi. Albo zrobi to Malfoy. Cofnęłam się
nieznacznie i chłopak odwrócił wzrok, a napięcie między nami zniknęło. Panowała
przerażająca cisza, a żadne z nas nie odważyło się odezwać, bo oboje
wiedzieliśmy o jego przeszłości. Chociaż prawdę mówiąc dla mnie wciąż było to
teraźniejszością, jeśli wziąć pod uwagę moje sny. Blondyn przystawił przedramię
do ściany mniej więcej w tym samym miejscu, w którym robił to jego poprzednik, ale
nic się nie stało. Przesunął więc nią trochę w prawo i lewo, w górę i w dół,
ale dalej nic.
-Hm.
Dziwne. - odezwał się bardziej do siebie, a ja przez ten czas wciąż wpatrywałam
się jak zaczarowana w jego rękę, czując, że jestem cała blada.
-Granger do
cholery jasnej, ogarnij się. - warknął nagle do mnie, powodując, że aż
podskoczyłam ze strachu i spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem. To, że był
zły to mało powiedziane. On był wściekły. A kiedy był wściekły, był też
nieobliczalny, dlatego lepiej byłoby wtedy nie przebywać w jego towarzystwie.
Ale przecież nie mogłam sobie tak uciec. Byłam Gryfonką, byłam Hermioną Granger
i byłam tu z nim. Stanowiliśmy teraz zespół, więc musiałam jakoś to przetrwać.
-Może spróbuj
z zaklęciem otwierającym.
I
faktycznie, zadziałało proste zaklęcie Alohomora
razem ze znakiem śmierciożercy. Na jednej z cegiełek pojawił się na sekundę
wężyk, przemykając przez nią, a potem błysnęło w nas oślepiającym, zielonym
światłem. Odruchowo złapałam go za drugą rękę, wbijając w niego paznokcie, a on
całe szczęście to zignorował. Wszystko trwało bardzo szybko, w świetle pojawiły
się drzwi, a Malfoy pociągnął mnie za rękę do środka. Na moment zamknęłam oczy,
przygotowując się na siłę odrzucenia, ale nic takiego nie nastąpiło, a chwilę
później stałam w otaczającej mnie kompletnej ciemności i jedyną oznaką, że nie
jestem sama, był cichy, miarowy oddech śmierciożercy. Niby był przerażający,
ale w tamtej chwili akurat cieszyłam się, że był przy mnie.
Zdążył
jednak już dawno puścić moją dłoń.
-Lumos. -
szepnął ledwo słyszalnie i na szczycie jego różdżki rozbłysło światło,
oświetlające jego twarz.
Teraz
zamiast śmierciożercy widziałam stanowczego mężczyznę, z idealnie wyrysowanymi
liniami szczęki.
Ta ciemność
i cisza mi nie służyła. Nie mogłam na niego dłużej patrzyć, bo działało to na
mnie tak, jak wczorajsza marihuana z ponczem.
Zamiast na nim skupiłam się więc na tym, co
nas otaczało. Wyglądało na to, że byliśmy w małym pomieszczeniu,
przypominającym korytarzyk. Z niego było przejście do jakiegoś miejsca, gdzie
paliło się niewielkie światło. Malfoy skinął głową w tamtą stronę i zgasił
światło, po omacku z powrotem łapiąc mnie za rękę.
Skup się
Hermiona.
Skup się.
Zakradliśmy
się przy ścianie do wejścia i zajrzeliśmy do środka. Nie było tam drzwi, więc
bez problemu mogliśmy zobaczyć wnętrze. Był to kwadratowy pokój. Przy ścianie z
lewej strony stały trzy wolnostojące, podłużne lustra, ustawione na coś w
rodzaju półokręgu. Wokół na ścianach widniały jakieś bordowe kotary, a na
średniowiecznych stelażach świeciły się malutkie świeczki, których były setki.
Z prawej strony, nieco odsunięta od ściany widniała szlachetna, antyczna
kanapa, też w kolorze bordowym. Poza tym nic w środku nie było. Rozejrzeliśmy
się, czy nie ma gdzieś wokół jakiegoś tajemnego przejścia, drzwi, czy
czegokolwiek, ale nie. Tylko lustra i kanapy. I tyle krzyku z powodu głupich
luster? Musiałam przyznać, że byłam nieco rozczarowana. Myślałam, że poznamy
jakąś super tajemnicę, tak jak to było z Komnatą Tajemnic, a tutaj takie coś.
Ale z
drugiej strony, po co ktoś miałby tutaj chodzić kilkukrotnie? Bo na pewno nie
po to, żeby sobie posiedzieć i popatrzyć w trzy własne odbicia.
Nagle
zorientowałam się, że Malfoy wyminął mnie i ruszył do bordowego pomieszczenia.
Wyjrzałam zza rogu, patrząc co robi. Najpierw przejechał palcem po obiciu
kanapy i spojrzał na niego, najwidoczniej patrząc, czy jest zakurzona, ale nie
była. Jedyna oznaka, że ktoś wciąż odwiedza to miejsce. Stanął w końcu na
środku, rozglądając się wokół, po czym spojrzał na własne odbicie w lustrach,
mrużąc przy tym oczy. Trwało to kilka sekund, aż w końcu się poddał i wrócił do
mnie.
-Myślałem,
że to jedne z tych luster, w których widać twoje największe pragnienia. –
mruknął, po czym ruszył do wyjścia z całego ukrytego pokoju, wychodząc na
korytarz. Wcześniej rozejrzał się jeszcze, czy w pobliżu nie kręci się Filch.
-I co byś
zobaczył? – zapytałam, dreptając za nim, ale tak jak myślałam, zignorował moje
pytanie.
Ostatecznie
wylądowaliśmy w małej knajpce w Hogsmade przy kremowym piwie, oboje zbyt
rozczarowani, żeby się do siebie odezwać. Nawet nie planowaliśmy przyjścia
tutaj, po prostu nogi same nas poniosły. Właściwie nie mieliśmy nic lepszego do
roboty. W zamku nie było żadnego z naszych znajomych, lekcji też nie było, więc
właściwie jedyną pracą było napisanie wypracowania na temat historii
Durmstrangu. Prawdę mówiąc, nawet mnie nie chciało się tego dzisiaj robić.
Nie wiem,
czy Malfoy też tak miał, ale kiedy nie było nikogo w pobliżu, kto mógłby nas
zauważyć, szydzić, czy rozsiewać jakieś głupie plotki, czułam się znacznie
swobodniej w jego towarzystwie. Zresztą jakoś potrafiliśmy wytrzymać bez
wzajemnych docinek. Było tak… spokojniej. Wcale nie miałam wrażenia, że jest
moim wrogiem, nie musieliśmy się kryć. Nie potrzebowaliśmy Blaise’a, żeby wyjść
razem na piwo. Przecież gdyby ktoś miesiąc temu powiedział mi, ze będę
siedziała z Malfoyem w knajpie tylko we dwójkę, to pewnie bym go wyśmiała.
Spojrzałam
przez okno i zauważyłam, że zaczyna padać śnieg.
Uśmiechnęłam
się mimowolnie do siebie, przypominając sobie, jak kiedyś Harry w pelerynie
niewidce sprał śnieżkami Malfoya, a ten uciekał z piskiem z powrotem do zamku.
Przeniosłam
gwałtownie wzrok na blondyna, wyrywając go z zadumy.
-Musimy
wejść do środka za nim. – oznajmiłam, jakbym właśnie powiedziała coś
niesamowitego, co może zmienić losy całej ludzkości.
Arystokrata
zmarszczył czoło, patrząc na mnie niezrozumiale.
Westchnęłam,
zirytowana, że tak ciężko mu zrozumieć co mam na myśli. Harry na pewno by już
wiedział o co mi chodzi i nie tracilibyśmy czasu na tłumaczenie.
-Musimy
zdobyć pelerynę niewidkę. – powiedziałam najprościej jak potrafiłam, chociaż
nie powinnam była tego proponować. Ale przecież chodzi o sprawę wyższą, prawda?
Malfoy
uniósł brwi.
-Nie mów,
że znów okradniesz swojego najlepszego kumpla.
Poczułam
ukłucie w sercu, widząc, jak chłopak ze mnie drwił. Zrobiłam okropną rzecz, a
teraz chciałam zrobić to ponownie. Tak się nie zachowują przyjaciele. Byłam
potworną osobą, a wszystko dlatego, że nie powiedziałam moim przyjaciołom o
obawach dotyczących siódmego piętra. Właściwie nie pamiętałam już dlaczego tego
nie zrobiłam. Dlatego, że nie chciałam im psuć ostatniego roku w szkole? Nie
chciałam ich martwić? A może podświadomie chciałam zrobić w końcu coś innego i
przede wszystkim… Z kimś innym?
Nie, na
pewno nie chodziło o to.
Przecież
milion razy wolałabym rozwiązywać zagadkę z dwójką najlepszych przyjaciół
zamiast największego wroga.
O ironio.
Spojrzałam
na niego zbolałym wzrokiem a on popatrzył na mnie chwilę z tą swoją miną, po
czym westchnął i tym razem jego twarz
przybrała łagodny wyraz. On potrafił tak szybko zmieniać swój wygląd, że miałam
wrażenie, że potrafił całkowicie kontrolować swoje emocje. Ale czy to było w
ogóle możliwe?
-Dobra,
załatwię tą pelerynę. – odparł jakby od niechcenia, po czym odwrócił wzrok w
stronę okna, tym samym zauważając, że na zewnątrz pada śnieg. Uśmiechnęłam się
do siebie dziękując w duchu, że jednak nie będę musiała znowu kraść rzeczy
Harremu. Co prawda sama naprowadziłam na to Malfoya, ale to już było
nieistotne.
Chwilę
później postanowiliśmy wrócić do zamku i poczekać do wieczora. Przez ten czas
Malfoy miał załatwić pelerynę niewidkę, a ja miałam czatować na siódmym
piętrze, czekając aż ktoś się pojawi. I oboje mieliśmy nadzieję, że się uda. Oczywiście blondyn rzucił ostentacyjnie
sporej wartości banknot na stół, nie pozwalając mi nawet wyciągnąć portfela, po
czym kładąc mi rękę na plecach, poprowadził do wyjścia, wcześniej otwierając
przede mną drzwi. Kto by pomyślał, że będzie w stosunku do mnie taki
szarmancki.
Naciągnęłam
na głowę czerwoną, wełnianą czapkę, którą dostałam w komplecie z rękawiczkami i
szalikiem od mamy Rona. Natomiast Malfoy oczywiście miał na sobie kaszmirowy,
idealnie dopasowany płaszcz. Czapki nie nosił, zresztą nawet nie mogłabym sobie
wyobrazić go w niej. Rozejrzałam się wokół. Śniegu było już na tyle, że pokrył
bielą krajobraz wokół, ale za mało, by ulepić z niego śnieżkę. Szliśmy obok
siebie w ciszy, a w środku rozstaliśmy się ze skinieniem głowy.
Gdy tylko
usiadłam w bezpiecznym miejscu za rogiem na zimnej posadzce, wyciągnęłam zza
szaty czerwony pamiętnik i otworzyłam go tam, gdzie ostatnio skończyłam pisać.
Sięgnęłam po długopis i kliknęłam nim, a dźwięk ten rozniósł się echem po
pustych ścianach.
Drogi Pamiętniku,
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Mogę
zaprzeczać samej sobie, zwalać winę na używki, ale niestety (albo stety)
podobało mi się to, co zaszło między mną a Nim zeszłej nocy.
Podobało mi się to, że żadne z nas nie myślało
wtedy o konsekwencjach, nie pałało do siebie nienawiścią. Nie myśleliśmy o
niczym, po prostu robiliśmy to, na co mieliśmy ochotę. I pewnie doszłoby do
czegoś więcej niż niewinny dotyk, gdybym nie wymówiła wtedy jego imienia. Na
dźwięk tych dwóch sylab czułam pod palcami jak jego ciało sztywnieje, a on
momentalnie oprzytomniał.
I przez to po całym zdarzeniu została mi jedyna
pamiątka na szyi. Dobrze, że nie ma wszystkich uczniów w Hogwarcie, bo
musiałabym się bardzo postarać, żeby nikt nie zauważył sinej malinki. Na
szczęście jednak w szkole byliśmy praktycznie sami, więc nie miałam czym się
przejmować.
Ale zmierzam do najważniejszej części zeszłej
nocy. Snu. Przespałam prawie całą noc i sama nie jestem pewna, czy to możliwe,
żeby było tak z powodu Malfoya.
Zresztą, dlaczego wtedy do mnie przyszedł?
Rozumiem, że nie rzuciłam zaklęcia tłumiącego dźwięki, ale nawet jeśli słyszałby
moje wrzaski, to Malfoy, którego znam w życiu by się tym nie przejął. Więc w
takim razie co go skłoniło do tego, żeby ze mną zostać? I dlaczego czułam się w
jego obecności tak bezpiecznie, że nawet nie śniły mi się koszmary? Może
McGonnagal miała rację i sposobem na pozbycie się koszmarów jest konfrontacja z
ich obiektem. Malfoy co prawda był
pośrednim obiektem, ale czasem śni mi się w roli głównego czarnego charakteru.
Kurczę, będę musiała jakoś sprawić, żeby zasnąć
przy nim jeszcze raz i sprawdzić, czy faktycznie to dzięki niemu, czy był to
zwykły zbieg okoliczności…