Proszę, dajcie znać, że wciąż jesteście <3
Stałam przed lustrem już od jakiś 20 minut, wciąż
zastanawiając się jak do tego doszło, że ja, Hermiona Granger, królowa
perfekcji, zaraz dostanę szlaban. I zrobię to dla Draco Malfoya. Poza tym
okradłam własnego przyjaciela. No, oczywiście jeszcze prawie dzisiaj zginęłam,
o czym moi znajomi również nie wiedzieli.
Zerknęłam w dół na Mapę Huncwotów, która była trochę
wymięta, ale wciąż się trzymała kupy.
Najpierw zajmę się tym. Potem szlaban.
Złapałam skrawek przyżółkłego papieru i wsadziłam go do
książki do eliksirów. Narzuciłam jeszcze na siebie szkolną szatę, posłałam
sobie karcące spojrzenie, jakbym chciała ukarać się za te haniebne czyny, za
które jestem odpowiedzialna, po czym wyszłam z łazienki. Chłopaki
prawdopodobnie siedzą jeszcze w Wielkiej Sali, bo Ron nie może się najeść, a
jeśli nie, to pewnie ruszyli już do lochów na eliksiry, więc drogę powinnam
mieć wolną. Przycisnęłam książkę mocniej do piersi, wychodząc na szkolny
korytarz, czując, że twarda okładka parzy moją skórę.
To nie okładka, to twoje
sumienie.
Tak, wiem. Jestem straszna. A dzisiaj zrobię jeszcze
gorsze rzeczy.
W każdym razie idąc szybkim krokiem korytarzem czułam się
obserwowana z każdej strony, chociaż tak naprawdę nikt nie zwracał na mnie
uwagi. Wszyscy szeptali między sobą albo siedzieli pod ścianami, ściskając w
dłoniach poranną gazetę. Zmrużyłam oczy, rozglądając się wokół siebie.
Właściwie nawet na chwilę przystanęłam, zastanawiając się co takiego się
wydarzyło, że wszyscy są tak tym pochłonięci. Ignorując znów mój głos sumienia,
mówiący, że to niegrzeczne, wyrwałam jakiej pierwszorocznej gazetę z rączek, a
ta spojrzała na mnie przerażona, otwierając usta. Jednak widząc, że to tylko ja
i prawdopodobnie nie zaciągnę jej do toalety i nie wsadzę głowy do muszli
klozetowej, zamknęła usta i grzecznie odeszła w drugą stronę. Przez moment
poczułam się, jak postrach szkoły. Jak Draco Malfoy. Obejrzałam się jeszcze za
dziewczynką, z chęcią wykrzyknięcia przeprosin, oddania gazety i jeszcze
kupienia jej lizaka, ale powstrzymałam się.
Na litość boską, to tylko gazeta.
Przeniosłam więc wzrok na papier i widząc pierwszą stronę
już wiedziałam o co wszystkim chodziło. Widniało tam zdjęcie płonącego budynku
z poruszającymi się iskrami ognia. Nagłówek nad nim był jeszcze bardziej
przerażający.
Sierociniec Wool’s
doszczętnie spalony. Nikt nie przeżył.
Wszyscy doskonale wiedzieli, że w tym sierocińcu wychował
się Tom Riddle i to tam odwiedził go po raz pierwszy Dumbledore. Tylko dlaczego
ktoś miałby go podpalić? W akcie zemsty na Voldemorcie? Przecież tam były setki
zupełnie niewinnych osób.
Nikt nie przeżył.
Po co ktoś miałby robić coś takiego? Śmierciożercy są
pozamykani w Azkabanie. Nie ma nikogo, kto mógłby spalić sierociniec
dobrowolnie.
Dziwne. Naprawdę dziwne.
Przełknęłam ślinę, a w mojej głowie pojawiła się ogromna
chęć przedyskutowania tego tematu z przyjaciółmi. Jednak wtedy znów ukłuły mnie
wyrzuty sumienia i musiałam z tego zrezygnować. Oddałam więc gazetę pierwszej
lepszej mijanej przeze mnie osobie i ruszyłam w stronę dobrze znanej mi
sypialni Gryffindoru. Na szczęście nie miałam problemu z wejściem do sypialni,
ani z podrzuceniem mapy Harremu do walizki, ani z wyjściem niezauważoną.
Przynajmniej jeden punkt mogłam sobie odhaczyć.
To teraz zostało mi tylko dostać szlaban. Wchodząc do
sali lekcyjnej w lochach mimowolnie
spojrzałam w prawo, gdzie mieściło się stanowisko chłopaków. Oboje oczywiście
już tam byli i popatrzyli na mnie, mówiąc wzrokiem: „Gdzieś ty była?!” „Co się
z tobą dzieje?!” „Czytałaś gazetę?!” „Dlaczego jesteś taka spokojna?!”. A ja
wcale spokojna nie byłam, bo serce waliło mi jak oszalałe i bałam się jedynie
pytania:
„Hermiona, widziałaś może moją Mapę Huncwotów, bo nie
mogę jej nigdzie znaleźć?”
Ale całe szczęście żaden z nich się nie odezwał, a ja
ruszyłam do swojego stanowiska, przełykając z trudem ślinę. Chwilę potem do sali
wparował Snape, zamiatając cały kurz z posadzki swoją szatą. Bąknął coś o
przygotowywaniu eliksiru uspokajającego (patologicznie oczywiście) po którym
właściwie czujesz się tak, jakbyś był na haju – w skrócie. Spojrzałam na fiolki
z kolorowymi płynami przede mną i upatrzyłam sobie jedną, mieniącą się na
zielony kolor. Kiedy Snape jeszcze coś tłumaczył, ja odwróciłam się niepewnie
do tyłu, napotykając wzrok zaciekawionego blondyna, który wpatrywał się we mnie
z wyczekiwaniem, dumnie wypinając pierś do przodu. Powolnym ruchem założył ręce
na piersi i tylko tak stał, czekając na mój ruch.
-Panno Granger, czy ja pani przeszkadzam? – usłyszałam
nad sobą i momentalnie spojrzałam na profesora przerażonym wzrokiem, czując,
jak cała palę się ze wstydu.
-Granger się zakochała. – rzucił ktoś cicho z tyłu, ale
postanowiłam to zignorować i udać, że nie słyszałam.
Nie odezwałam się, on właściwie też nie, tylko posłał mi
ostrzegawcze spojrzenie i powrócił do swojego monologu. Gdy już skończył,
wszyscy otworzyli z hukiem swoje księgi z zamiarem odnalezienia przepisu na
eliksir. Ustawiłam swoją książkę pod idealnym kątem i w idealnej odległości od
celu, wzięłam głęboki wdech i zrobiłam to. Otworzyłam księgę na 214 stronie
zamaszystym ruchem, strącając oczywiście fiolkę z zieloną cieczą na posadzkę.
Płyn niemal od razu wyparował (nie chcę wiedzieć dlaczego), a rozbite szkło
wołało mnie o pomstę do nieba.
-Ups! – pisnęłam jeszcze, żeby dodać nieco wiarygodności do
swojego czynu.
-Granger. – usłyszałam syknięcie nad sobą i spojrzałam
niepewnie na Snape’a.
-Ja przepraszam, to niechcący, ja nie…
-Gryffindor traci 30 punktów. – uciął moje dukanie.
Wybuchła fala sprzeciwu, a mi zrobiło się jeszcze
bardziej wstyd.
Ale jednak… Gdzie mój szlaban?
Zamrugałam z niedowierzeniem i wpatrywałam się w
profesora, czekając aż powie że zostaję w Hogwarcie, że jestem zawieszona, albo
mnie wyrzucają ze szkoły. Cokolwiek.
Aż on w końcu się odwrócił z powrotem do mnie i otworzył
usta.
To ten moment… Zaraz to usłyszę.
-Może łaskawie pójdziesz po mopa i to posprzątasz?
Kurde. A było tak blisko.
Zrezygnowana ruszyłam w stronę drzwi, po drodze jeszcze
zerkając w stronę Malfoya, co było złym pomysłem, bo jego najwidoczniej cała sytuacja
bardzo bawiła. W przeciwieństwie do mnie i Gryfonów, którzy mordowali mnie
wzrokiem za stracone punkty. Miałam ochotę wykrzyczeć, że gdyby nie ja i moja
wiedza, nigdy by nie mieli tylu punktów, by co roku wygrywać, ale się
powstrzymałam i posłusznie wyszłam z sali.
No cóż, tym razem się nie udało, co wcale nie jest
dziwne, zważywszy na to, że w ogóle nie mam doświadczenia w zdobywaniu
szlabanów. Na szczęście wymyśliłam coś lepszego, coś co na pewno się uda. Po
zajęciach ze Snapem ruszyłam prosto do biblioteki z zamiarem wdrożenia planu w
życie, ale usłyszałam za sobą.
-Miona!
I oczywiście musiałam stanąć w miejscu. Odwróciłam się do chłopaków, którzy
przeciskali się między uczniami aż w końcu do mnie dotarli.
-Czemu nie było cię na śniadaniu? – wypalił od razu Ron.
Westchnęłam, ignorując ukłucie wyrzutów sumienia i
postanowiłam skłamać.
-Znowu kiepsko spałam, sami wiecie dlaczego. – spojrzałam
na nich znacząco, a ich wyraz twarzy od razu zmienił się z wściekłego na
zatroskany. Prawdę mówiąc, koszmary wciąż miałam, ale trwały nieco krócej i
jakoś byłam w stanie przespać choć parę godzin.
-Kurde Miona, bidulka z ciebie. – odezwał się znowu rudy
– A słyszałaś, że jedziemy do Durmstrangu?
-Tak, słyszałam. – odparłam grzecznie, nie mając ochoty kontynuować tego tematu.
-Tak, słyszałam. – odparłam grzecznie, nie mając ochoty kontynuować tego tematu.
-Będzie super, nie? Trochę się boję tych osiłków i w
ogóle, ale generalnie to nie mogę się doczekać.
Posłałam mu najszczerszy uśmiech, na jaki było mnie stać.
-Tak, ja też. – bąknęłam.
-Masz czas po lekcjach? Pójdziemy na błonia i pogadamy?
Musimy zastanowić się dlaczego spłonął sierociniec. – odezwał się Harry.
Kiwnęłam twierdząco głową.
-Ok, to widzimy się po lekcjach. – powiedziałam, tym
samym kończąc rozmowę i ruszyłam szybkim krokiem do biblioteki.
Długo zastanawiałam się którą książkę wziąć, żeby nie
było aż tak wielkiej straty, aż w końcu wybrałam biografię jakiejś osoby,
której nawet nie znałam, po czym usiadłam przy stole i rozejrzałam się wokół.
Oprócz mnie w bibliotece były dwie osoby, najwyraźniej zajęte sobą i oczywiście
bibliotekarka, czytająca coś, schowanego pod ladą. Pewnie harlekiny. Wzięłam
głęboki oddech, otwierając książkę i złapałam delikatnie za górny róg kartki.
Do czego to doszło, żebym robiła takie paskudne rzeczy
dla Malfoya?
Dobra Hermiona, dawaj. Są rzeczy ważne i ważniejsze.
Lekko i powoli pociągnęłam za róg, a po bibliotece
rozniósł się cichy dźwięk przerywanego papieru. Powstrzymałam chęć rozpłakania
się i po chwili przerwałam, stwierdzając że nie dam rady dalej.
Myślę, że dwa centymetry wystarczą. Już dość się
namęczyłam.
Podniosłam niepewnie wzrok i nad sobą zobaczyłam, zgodnie
z oczekiwaniami, bibliotekarkę, która patrzyła na mnie czerwona z wściekłości.
Przełknęłam ślinę, bojąc się, że czeka mnie coś dużo gorszego niż szlaban.
Otworzyłam więc usta z zamiarem wytłumaczenia się, ale zanim zdążyłam cokolwiek
powiedzieć, bibliotekarka nagle machnęła ręką, biorąc ode mnie książkę.
-Oh Hermiono, nie martw się, ta książka i tak właściwie
jest nieużywana. – powiedziała nonszalancko, posyłając mi pocieszające
spojrzenie, po czym zabrała księgę i poszła odłożyć ją na regał. Odprowadziłam
ją wzrokiem, nie wierząc w to, czego właśnie byłam świadkiem. Skoro nie dostanę
szlabanu za COŚ TAKIEGO, to co mam zrobić? Przecież to jest nierealne. Nie ma
większej zniewagi mienia szkoły, niż zniszczenie szkolnej księgi.
Siedziałam tak jeszcze przez chwilę nieruchomo,
kompletnie zbita z tropu, aż w końcu wyszłam stamtąd, zła na siebie, że
zniszczyłam książkę na nic.
Musiałam niestety iść do Malfoya i powiedzieć mu, że to
nie dla mnie, musi sobie radzić sam. Nie dostanę tego szlabanu. Miałam już
serdecznie dosyć tego wszystkiego.
Dotarłam na dziedziniec, gdzie większość osób siedziało
na ławkach i trzęsło się z zimna, jedząc suche kanapki, które zwędzili z
Wielkiej Sali podczas śniadania. Automatycznie poczułam, jak burczy mi w
brzuchu, ale zignorowałam to i opatuliłam się ciaśniej szatą.
Nie przepadałam za jesienią. W ogóle nie lubiłam zimna,
wiatru, który doprowadzał moje włosy do jeszcze większego chaosu. Zawsze
wszyscy mi mówili, że pasuję do jesieni. Przez noszenie tych swetrów (których
się pozbyłam raz na zawsze), przez kasztanowe włosy, które prędzej kojarzą się
z psią kupą, a nie liśćmi na drzewach (jak to niektórzy twierdzili). Ja
zdecydowanie wolałam lato, kiedy mogłam położyć się na łące, zamknąć oczy i
pozwolić, by promienie słonecznie ogrzewały moją skórę. Nagle zapragnęłam
zanurzyć się w jeziorze, unosić się bezwiednie na tafli wody…
Zajmij się
szlabanem.
Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam z daleka błyszczący
się platynowy łeb. Ruszyłam w jego stronę.
Malfoy zdecydowanie pasował do zimy. On cały był zimny,
zaczynając od jego włosów, przez bladą skórę aż po spojrzenie, które wręcz
mroziło krew w żyłach. Mogę się założyć, że cała temperatura jego ciała była
fizjologicznie obniżona, a serce otaczała lodowa skorupa, która skutecznie
zapobiegała przedostaniu się tam jakimkolwiek emocjom.
Popukałam go w ramię, a on powoli się odwrócił, patrząc
na mnie z unoszonymi brwiami.
-Cześć Blaise. – powiedziałam, uśmiechając się szeroko do
chłopaka, stojącego za panem arystokratą, a ten od razu odwzajemnił uśmiech.
-Cześć Hermiona, jak się czujesz?
-Zdecydowanie lepiej. – odpowiedziałam, po czym
przeniosłam wzrok na Malfoya, a mój wyraz twarzy zmienił się od razu w chłodny
(tak chłodny, jak jego dusza). Chłopak
zaśmiał się, patrząc na mnie z politowaniem i nie odwracając wzroku powiedział.
-Blaise.
A czarnoskóry odchrząknął, bąknął coś, że on sobie już
pójdzie i oddalił się od nas. Nie widziałam, gdzie poszedł, bo toczyłam cichą
wojnę na spojrzenia z blondynem. Nagle ten zmierzył mnie wzrokiem,
najwidoczniej szukając jakiś obrażeń, które potencjalnie mogłabym odnieść
podczas bitwy o szlaban, ale nie dostrzegł niczego.
-Czego chcesz? – zapytał chłodno (no mówiłam).
Przewróciłam teatralnie oczami.
-Oj przestań już z tym tonem. Oboje dobrze wiemy, że wcale
mnie nie nienawidzisz.
-Skąd ta pewność?
-Nie zawsze się tak zachowujesz.
-Jak twój szlaban? – zapytał, czym mnie tak zdziwił, że
przez parę sekund nie odpowiedziałam mu nic. Nawet nie próbował inteligentnie
zmienić tematu, tylko od razu wypalił to, dając jasno do zrozumienia, że nie
chce rozmawiać o sobie.
Jezu, jakiż on był władczy.
Zmierzyłam go wzrokiem. Właściwie po nim też nie było
widać żadnych obrażeń, więc pewnie sam również nie dostał jeszcze szlabanu.
Miałam tylko nadzieję, że nie będzie tak, że ja go dostanę, a on sobie pojedzie
do Durmstrangu.
-Granger. – mruknął – Bardzo cię proszę, nie rozbieraj
mnie wzrokiem na oczach połowy szkoły – syknął cicho, a jednocześnie było to na
swój chory sposób… seksowne. Momentalnie podniosłam wzrok na wysokość jego oczu
i czułam, że cała się palę.
A przecież wcale go nie rozbierałam!
-Ja nie… Ja… Nieważne. – burknęłam w końcu, wściekła na
samą siebie o chwilę słabości, po czym westchnęłam – W każdym razie, nie
dostałam szlabanu.
-Tak myślałem. Do niczego się nie nadajesz Granger. Nawet
szlabanu nie potrafisz dostać. – syknął z wściekłością.
Zmrużyłam oczy, patrząc na niego ostrzegawczo.
-Nieumiejętność otrzymania szlabanu nie należy do
negatywnych cech – oznajmiłam, po czym odwróciłam się na pięcie z zamiarem
odejścia, jednak on najwyraźniej jeszcze nie skończył.
-Kurwa, Granger. Jakbyś była choć trochę inteligentna! –
krzyknął za mną tak, że większość osób przerwało jedzenie i spojrzało z
zaciekawieniem w naszą stronę. Postanowiłam jednak to zignorować i ruszyłam w
stronę drzwi.
Nie zamierzałam z nim walczyć.
Nie dzisiaj, nie tutaj, nie przy wszystkich.
-Chociaż może to nie jest kwestia twojej inteligencji –
kontynuował – Po prostu rodzice nie nauczyli cię pewnych rzeczy, bo jesteś
pieprzoną szlamą! Masz w genach nieudacznictwo! – warknął, a ja zatrzymałam się
w miejscu. Zacisnęłam dłonie w pięści ze złości. Wiele razy nazywał mnie
szlamą, ale miałam nadzieję, że te czasy już za nami, że Malfoy zmądrzał. Wręcz
myślałam, że choć trochę mu na mnie zależy, ale okazuje się, że nie darzy mnie
szacunkiem tak samo, jak nie szanował mnie w pierwszej klasie.
-Dobrze słyszałaś szlamo! Jesteś bezużyteczna!
Miarka się przebrała.
Płynnym ruchem wyciągnęłam różdżkę z kieszeni szaty i
odwróciłam się do Malfoya.
-Expelliarmus!
– wypowiedziałam zaklęcie, mierząc w niego różdżką, co spowodowało, że chłopaka
odrzuciło z ogromną siłą do tyłu i uderzył w drzewo. Nawet nie obchodziło mnie,
czy stracił przytomność.
-PANNO GRANGER! – usłyszałam w oddali i momentalnie
zamarłam w miejscu.
Rany boskie co ja zrobiłam?!
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jaka głupia byłam. Chciałam
szybko schować różdżkę do kieszeni, jakbym pragnęła zatuszować dowody zbrodni,
ale zupełnie nie mogłam się ruszyć. Przez głowę przeszła mi myśl, że może
Malfoy też rzucił we mnie zaklęciem, a ja tego po prostu nie zarejestrowałam,
ale nie. To po prostu strach mnie sparaliżował. Przerażonym wzrokiem spojrzałam
na zbliżającą się McGonadę, która prawdę mówiąc była w jeszcze większym szoku
niż ja.
-Panno Granger, rzucanie zaklęć na KOGOKOLWIEK na terenie
szkoły jest SUROWO zabronione! – oznajmiła z głębokim przejęciem, kiedy już
znalazła się blisko mnie. Opuściłam powoli różdżkę, właściwie nie zamierzając
nic mówić. Co niby miałabym powiedzieć? Że Malfoy robił to co zwykle, a mi po
prostu tym razem puściły nerwy? Przecież to żenujące.
-Przykro mi, ale dostaje pani szlaban i zostanie pani w
Hogwarcie na czas wyjazdu. – powiedziała, patrząc na mnie z niedowierzaniem, że
akurat mnie się to przytrafia. Chyba nie sądziła, że to kiedykolwiek nastąpi. No
super.
Chwila.
Szlaban?!
Dostałam szlaban!
– Pan również, panie Malfoy. Za obrażanie rówieśników. –
dopowiedziała, patrząc obok mnie, gdzie nagle pojawił się arystokrata, po czym
odeszła od nas, a cała szkoła wciąż obserwowała naszą dwójkę w osłupieniu.
Zerknęłam na blondyna, który również popatrzył na mnie, unosząc lekko kącik ust
do góry, po czym wyminął mnie i ruszył do szkoły. I dopiero wtedy to do mnie
dotarło.
Nie mogłam w to uwierzyć.
-Zrobiłeś to specjalnie. – powiedziałam bardziej do
siebie, niż do niego, ale najwyraźniej to usłyszał, bo odwrócił się jeszcze i
oznajmił:
-Wychodzi na to, że jesteśmy na siebie skazani Granger.
Ostatecznie zaprosiłam chłopaków do siebie, bo na
zewnątrz było tak zimno, że nie miałam ochoty spędzać tam ani minuty dłużej.
Dokładnie tak jak myślałam, ledwo weszli do środka i wybuchł wulkan pytań
odnośnie mojego szlabanu.
Plotki szybko się roznoszą.
Już wcześniej przygotowałam sobie dokładną przemowę na
ten temat, nauczyłam się jej na pamięć i zamierzałam wygłosić jak tylko wejdą
do salonu, ale widząc ich od razu zapomniałam co miałam powiedzieć. Wydukałam w
końcu coś w stylu „Malfoy i jego głupie zagrywki”, a Harry aż poczerwieniał ze
złości i od razu chciał mu spuścić łomot. Na szczęście udało mi się go
powstrzymać. Usiedliśmy więc we trójkę, jak za dawnych dobrych czasów, na
dywanie przed kominkiem. Bliznowaty wyciągnął różdżkę i jednym machnięciem
rozpalił ogień, co podniosło mi ciśnienie. Nie lubiłam być w czymś gorsza od
innych, a wciąż nie potrafiłam rzucać zaklęć bez słów.
Przyniosłam ciasteczka i położyłam je na talerzu przed
nami, a Ron od razu porwał kilka z nich. Harry już otworzył usta, żeby zacząć
swój monolog, gdy nagle boczne drzwi dzielące dormitoria otworzyły się na
oścież, a w progu stanął półnagi Malfoy.
-Granger, potrzebna mi twoja ma… - wykrzyknął, szukając
mnie wzrokiem i urwał w pół zdania, widząc całą naszą trójkę, siedzącą na
podłodze. Ron zastygł z otwartymi ustami trzymając przy nich ciasteczko, Harry
patrzył na niego, próbując zachować zimną krew, a ja… Cóż, ja siedziałam
przerażona, skacząc wzrokiem z jego twarzy na klatkę piersiową i z powrotem.
Serce zaczęło mi szybciej bić ze strachu, że nagle wyda się cały czas sekret z
drzwiami na siódmym piętrze itd. I wtedy Malfoy się ocknął.
-…Malinowa odżywka. Do włosów. – powiedział w końcu,
udając powagę, a Ron zakrztusił się (chyba własną śliną, bo jeszcze nawet nie
zdążył nic zjeść). Posłałam mu zdziwione spojrzenie i już wiedziałam o co
chodzi.
-A, tak!
Uśmiechnęłam się więc lekko i wstałam z podłogi, ruszając
do łazienki. Blondyn poszedł za mną, zamykając za sobą z hukiem drzwi.
-Malinowa odżywka? – zapytałam szeptem, tłumiąc śmiech i
starając się zignorować jego odkrytą skórę.
-Oj zamknij się. Potrzebuję Mapy Huncwotów. –
odpowiedział szeptem, nachylając się nade mną, a ja wzruszyłam ramionami i
odwróciłam się do wanny, biorąc odżywkę do włosów.
-Nie mam już jej. Ale mam odżywkę. Nie jest co prawda
malinowa, tylko o zapachu miodu, ale myślę, że się nada. –oznajmiłam, po czym z
szerokim uśmiechem wręczyłam mu butelkę płynu.
Dostrzegłam wtedy, jak kącik jego ust lekko drgnął w
uśmiechu i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-No dalej, nie bój się uśmiechnąć.
On jednak spojrzał na mnie chłodno (znowu) i wziął
odżywkę.
-Tylko nie zużyj wszystkiego. – dopowiedziałam jeszcze
wesoło.
Chłopak już odwrócił się z zamiarem wyjścia, ale go
zatrzymałam.
-Po co ci mapa? – zapytałam, mrużąc oczy. Malfoy odwrócił
się do mnie i posłał mi chytry uśmiech.
-Jutro się dowiesz. – powiedział i wyszedł z łazienki, a
ja za nim. Bez słowa ruszył do drzwi, salutując jeszcze po drodze chłopakom, a
mnie unikając wzrokiem, z wzajemnością. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły,
nastąpiła cisza. Przez parę minut nikt się nie odezwał, bo chyba nie za bardzo
wiedzieli co mieliby powiedzieć. W końcu jednak głos zabrał Wybraniec, najwyraźniej
uznając, że zignoruje całą sytuację.
-Ostatnio dzieją się naprawdę dziwne rzeczy. Zaczynając
od tego, że umiesz gadać z pająkami. – zaczął Harry, a ja spojrzałam na niego
lekko zdziwiona. Dopiero po chwili sobie przypomniałam, że coś takiego
faktycznie miało miejsce. Właśnie, zupełnie o tym zapomniałam.
-Jutro jest mecz. – wtrącił Ron, uśmiechając się do mnie
szeroko.
-A kończąc na sierocińcu – kontynuował Harry, ignorując słowa
przyjaciela – Który nie wiadomo dlaczego spłonął. Jedno źródło podaje, że
jakieś dziecko chciało się zabić i podpaliło zasłony, drugie, że to były
problemy z elektryką. Natomiast znalazłem też wypowiedź jakiegoś pana, który
cały blady mówił że widział Bellatrix Lestrange.
Zamarłam.
Momentalnie krew odpłynęła z mojej twarzy, a ja patrzyłam
na Harrego w osłupieniu. Przecież Bellatrix była w Azkabanie.
-Przecież Bellatrix jest w Azkabanie. – powiedziałam na
głos.
-To też postanowiłem sprawdzić. Jest. Nigdzie stamtąd się
nie ruszyła.
Uff.
-Przyjdziesz jutro na mecz? – znowu odezwał się Ron i
oboje spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
-Ron! – krzyknął zirytowany Harry.
-No co? Nie przejmujmy się głupim sierocińcem. Mamy
ostatni rok nauki. Może w końcu nic się nie wydarzy, nie?
Chciałam mieć tak pozytywne podejście jak Ron, jednak ja
przeczuwałam, że coś się wydarzy. I to całkiem niedługo.
--
Prawdopodobnie są błędy, bo nawet go nie sprawdziłam, chciałam jak najszybciej wam wrzucić rozdział. Teraz powinnam pisać częściej.