Dwa dni później siedzieliśmy znów na kamiennej posadzce,
sącząc kawę z plastikowych kubków na wynos, którą przyniósł Malfoy z nowej
„modernistycznej” knajpki w Hogsmade. Peleryna niewidka leżała obok mnie, a my
czasem zamienialiśmy ze sobą parę słów, w których nie było ani krzty
złośliwości. Co prawda było to tylko jedno czy dwa słowa na parę minut, ale dla
mnie to i tak duży postęp naszej znajomości. Miałam wrażenie, że to, że
zostaliśmy „sami” w Hogwarcie na tydzień sprawiło, że bardzo się do siebie
zbliżyliśmy. Większość czasu spędzaliśmy razem, chodząc na kawę do Hogsmade,
siedząc razem przy śniadaniu (Malfoy codziennie pilnował, żebym coś zjadła),
próbując znaleźć jakieś informacje odnośnie pokoju na siódmym piętrze w
bibliotece czy przesiadując na zimnej posadzce w korytarzu, tak jak teraz.
Musiałam przyznać, że lubiłam spędzać z nim czas. Codziennie rano miałam takie
dziwne wrażenie, jakbym nie mogła się doczekać aż go zobaczę. Sama nie wiedziałam,
czy była to ciekawość sama w sobie, w końcu chłopak był człowiekiem bardzo
tajemniczym, czy może zaczynał mi się podobać. To właściwie nie było istotne. W
końcu coś innego działo się w moim życiu i wcale nie chciałam wracać do smutnej
rzeczywistości, która nas czeka kiedy jutro wrócą wszyscy z Durmstrangu. Byłam
ciekawa, czy chłopak będzie się do mnie przyznawał przy ludziach, czy wrócimy
do stanu rzeczy sprzed wycieczki.
Wśród wszechobecnej ciszy nasłuchaliśmy jakichkolwiek
kroków już od ładnych kilku godzin, aż w końcu się udało. Usłyszeliśmy
pospieszny, ale cichy stukot butów. Czym prędzej odstawiliśmy kubki po kawie i
zarzuciłam na nas oboje pelerynę. Było trochę pod nią ciasno, więc minęło parę
sekund przepychanek, zanim udało nam się dojść do jakiegoś porozumienia.
Adrenalina zabuzowała w moich żyłach, kiedy zerknęłam przelotnie na Malfoya.
Popatrzył na mnie poważnie, ale widać było jego równoczesne podekscytowanie w
oczach. Stukot był coraz głośniejszy, a z każdym dźwiękiem czułam jak moje
serce zaczyna mocniej bić. W końcu pojawiła się jakaś postać i już miałam
ruszyć w jej stronę, gdy nagle chłopak złapał mnie kurczowo za przedramię. I
całe szczęście to zrobił, bo zamiast tajemniczej zakapturzonej postaci przed
nami pojawił się Filch. Oboje wstrzymaliśmy powietrze, stojąc sztywno obok
siebie. Jakiś metr naprzeciwko stał mężczyzna, rozglądając się ze zmrużonymi
oczami. Trwało to kilka sekund, aż w końcu bąknął pod nosem jakieś przekleństwo,
podszedł do miejsca, w którym wcześniej siedzieliśmy i podniósł kubki po kawie
ze zniesmaczoną miną.
Cholera jasna, kompletnie zapomniałam o tej kawie.
Jednak on tylko rozejrzał się znów powoli aż w końcu
odwrócił się w przeciwną stronę i trzymając kubki w rękach odszedł. Odetchnęłam
dopiero, gdy zniknął za zakrętem. Spojrzałam na Malfoya i już miałam coś
powiedzieć, ale zabłysło między nami zielone światło i odwróciliśmy się
gwałtownie w stronę drzwi. Zakapturzona postać zdążyła się już bezszelestnie
przemieścić na drugą stronę kamiennej ściany, więc podążyliśmy jak najszybciej
za nią.
Nie mogliśmy ryzykować otwieraniem samodzielnie drzwi, bo
nie mieliśmy pojęcia, czy wewnątrz nie słychać kiedy ktoś wchodzi do środka. A
jeśli tak, to automatycznie bylibyśmy zdemaskowani.
Kiedy drzwi zamknęły się za nami, zerknęłam na chłopaka,
czując, jak serce wali mi jak szalone.
To naprawdę się działo! W końcu dowiemy się kim jest ten
człowiek i co tutaj robi.
Blondyn zerknął na mnie z góry i kiwnął nieznacznie
głową, jednak jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
Podziwiałam go za ten wewnętrzny spokój, jaki mógł
osiągnąć w każdej sytuacji.
Złapałam go za rękę, nie mając na myśli żadnego
romantycznego gestu, zresztą byłoby to nie na miejscu w obecnej sytuacji.
Zrobiłam to, żeby było nam wygodnie się przemieszczać pod peleryną. No i właściwie
to trochę się bałam. Na szczęście Malfoy nie wyrwał ręki, a nawet w ogóle nie
zareagował, więc odetchnęłam z ulgą, czując się bezpieczniej trzymając jego
dłoń. Podeszliśmy do progu, decydując się na nie wchodzenie do środka bordowego
pokoju, bo byłoby to zbyt ryzykowne. Zresztą między pomieszczeniem właściwym a
przechodnim nie było drzwi, więc bez problemu mogliśmy zobaczyć całe wnętrze.
Mężczyzna stanął przed lustrami i wyciągnął różdżkę. Machnął nią w stronę
trzech luster, szepcząc przy tym jakieś słowa, a chwilę potem usłyszeliśmy
głos.
-Dłużej się nie dało? – ktoś zapytał, ale nie potrafiłam
rozpoznać go po głosie. Musieliśmy przejść z drugiej strony wejścia do pokoju,
żeby po przekątnej zobaczyć lustra. I wtedy w lewym lustrze zobaczyliśmy
jakiegoś mężczyznę w czarnej szacie. Był łysy, średniego wzrostu, około
czterdziestki. Kręcił na palcach różdżką, sprawiając wrażenie wyluzowanego, ale
spojrzenie miał bardzo surowe. Zmarszczyłam brwi, starając się rozpoznać
człowieka, ale nie miałam pojęcia kim był. W przeciwieństwie do Malfoya, który
nieznacznie ścisnął moją dłoń. Zerknęłam na jego twarz, ale nie patrzył na
mnie, tylko przed siebie. Specjalnie na mnie nie spojrzał, a ja nie mogłam
ryzykować zdemaskowania i odezwać się do niego. Ostatecznie zignorowałam to i
wróciłam do obserwowania sytuacji. Równie dobrze mogę dowiedzieć się później,
już na spokojnie.
-Głupi woźny pokrzyżował moje plany. – odezwał się
mężczyzna z pokoju, a ja wstrzymałam oddech, czując jak prąd przechodzi wzdłuż
mojego kręgosłupa. Czyli Malfoy miał rację co do Winsleta. Ale jakim cudem nie
było go widać na Mapie Huncwotów?
-Jakieś postępy? – zapytał mężczyzna po drugiej stronie
lustra, a Winslet ściągnął kaptur, wzdychając teatralnie. Nie widzieliśmy jego
twarzy, bo stał do nas tyłem, ale nie musieliśmy tego zobaczyć, by wiedzieć, że
to na 100% był on.
Ale przecież nie było widać Mrocznego Znaku na jego ręce,
jakim cudem więc otworzył drzwi?
JAKIM CUDEM W
OGÓLE O NICH WIEDZIAŁ?!
-Pracuję wciąż nad akromantulami. Te stworzenia potrafią
być tak nieposłuszne… Ale mam znajomego genetyka, który wciąż prowadzi
eksperymenty i jesteśmy już naprawdę blisko.
-Doprawdy, Macnair, zajmij się już tymi olbrzymami, bo
wszystko opóźniasz. – wysyczał mężczyzna, ale Winslet go zignorował.
Chwila, Macnair?
O co tutaj w ogóle chodzi?
-A jak tam sytuacja w Azkabanie, Bellatrix? – zapytał,
zamiast odpowiedzieć mężczyźnie z lewej i spojrzał na lustro po prawej, w
której pojawiła się postać, główna bohaterka całego koszmaru, jaki przeżywam
codziennie w nocy.
Zamarłam, czując jak krew odpływa mi z twarzy.
Rozluźniłam uścisk dłoni chłopaka, mając wrażenie, że zaraz zemdleję, ale Malfoy
w porę objął mnie w talii, podtrzymując w pionie. Gdybym tak teraz runęła na
ziemię, to pewnie zostałabym uśmiercona na miejscu. Ale nie mogłam o tym teraz
myśleć, bo wpatrywałam się tępo w kobietę, która uśmiechała się szeroko i
przekręcała głową to na prawą, to na lewą stronę. W uszach zaczęło mi piszczeć,
ale usłyszałam gdzieś wewnątrz mojej głowy cichy głos lewej półkuli, żebym
wzięła się w garść.
-Opanowana. – powiedziała – Wszyscy jesteśmy w kryjówce,
Rookwood pracuje teraz nad operacją DG, a reszta nad DT. Jednak czas nas goni,
Macnair. Tik tak… - zaśmiała się histerycznie.
-Mam nadzieję, że nikt w Hogwarcie się nie zorientował co
wyprawiasz. To już za długo trwa, Macnair, musisz się wziąć poważnie do roboty.
– usłyszałam dobrze znany mi głos, który rozpoznałabym wszędzie. Spojrzałam
jeszcze bardziej przerażona i zaskoczona na Lucjusza Malfoya, który stał po
drugiej stronie środkowego lustra.
LUCJUSZA MALFOYA.
-Do końca przyszłego tygodnia będzie wszystko gotowe. –
zapewnił Winslet, kłaniając się nieznacznie – Jak wygląda sytuacja z Draconem?
Zamrugałam kilkakrotnie, nie mogąc uwierzyć w to, co
słyszę.
Nagle ocknęłam się ze zszokowanego transu, w jednej
sekundzie wyrwałam się chłopakowi i wymierzyłam w niego różdżką. Nie mogłam
odsunąć się zbyt daleko, bo wtedy wyszłabym spod peleryny.
Moje serce w momencie rozpadło się na milion kawałków.
Całe zaufanie które zdążył przez ostatnie miesiące zyskać zniknęło w jednej
sekundzie.
Na litość boską, Hermiona, jak mogłaś zaufać Śmierciożercy?!
-…Tik tak…
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jaka byłam głupia. Jak naiwnie pozwoliłam mu kontrolować wszystko, co odkrywałam. Szpiegował mnie i to w tak oczywisty sposób, że byłam wściekła na siebie, że tego nie zauważyłam. Chłopak dopiero po chwili na mnie spojrzał i zauważył, że mierzę w niego różdżką. Widziałam błysk strachu w jego oczach, kiedy popatrzył mi prosto w oczy, przez moment sprawiając, że poczułam się niekomfortowo. Ale nie mogłam mu ulec, więc poprawiłam swoją pozę i wysunęłam jeszcze dalej różdżkę, dotykając nią jego brody. Chłopak powoli uniósł ręce do góry, kręcąc powoli przecząco głową, dając mi znak, żebym tego nie robiła. Poczułam się jak mała, bezbronna dziewczynka, która po raz pierwszy została zraniona przez brutalny świat. Dlaczego nie uczę się na błędach, dlaczego byłam taka głupia i wciągnęłam siebie w to wszystko?
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jaka byłam głupia. Jak naiwnie pozwoliłam mu kontrolować wszystko, co odkrywałam. Szpiegował mnie i to w tak oczywisty sposób, że byłam wściekła na siebie, że tego nie zauważyłam. Chłopak dopiero po chwili na mnie spojrzał i zauważył, że mierzę w niego różdżką. Widziałam błysk strachu w jego oczach, kiedy popatrzył mi prosto w oczy, przez moment sprawiając, że poczułam się niekomfortowo. Ale nie mogłam mu ulec, więc poprawiłam swoją pozę i wysunęłam jeszcze dalej różdżkę, dotykając nią jego brody. Chłopak powoli uniósł ręce do góry, kręcąc powoli przecząco głową, dając mi znak, żebym tego nie robiła. Poczułam się jak mała, bezbronna dziewczynka, która po raz pierwszy została zraniona przez brutalny świat. Dlaczego nie uczę się na błędach, dlaczego byłam taka głupia i wciągnęłam siebie w to wszystko?
Staliśmy tak jeszcze przez parę minut, a ja zastanawiałam
się przez ten cały czas jak to wszystko zrobię. Kiedy tylko stąd wyjdziemy,
będę musiała go rozbroić, a potem co? Żadnych nauczycieli nie było w Hogwarcie
poza Winsletem i Snape’m. Wiadomo, że temu pierwszemu nie mogłam ufać, ale
drugi też pewnie był w to zamieszany. Do jutra będę musiała go jakoś
przetrzymać w szafie, a potem wszyscy wrócą i pójdę powiedzieć o całej sytuacji
McGonnagal.
Zobaczyłam kątem oka, że Winslet z zarzuconym kapturem na
głowę zmierza ku wyjścia. Opuściłam więc rękę z różdżką i pociągnęłam Malfoya
za sobą. Wyszliśmy na korytarz zaraz za Winsletem, ale oczywiście nie poszliśmy
za nim, tylko czekaliśmy aż odejdzie. Właściwie Malfoy nawet nie protestował.
Gdy tylko przestaliśmy słyszeć jego kroki w oddali, zerwałam z siebie pelerynę
niewidkę, odsunęłam się na bezpieczną odległość i wymierzyłam w niego na nowo
różdżką.
-Ty zdrajco. – syknęłam.
Chłopak znów uniósł ręce w obronnym geście i zrobił krok
w moją stronę.
-Ani kroku dalej! – krzyknęłam, nieco spanikowana, bo
wiedziałam, że w walce arystokrata bez większych trudności by mnie pokonał.
W końcu był z zawodu zabójcą, prawda?
-Okej. Dobra. Nie ruszam się. – stanął w miejscu i
spojrzał na mnie niepewnie.
Nastąpiła cisza. Za bardzo nie wiedziałam jak mam to
zrobić, żeby nie oberwać od niego Avadą. Przełknęłam więc ślinę i ścisnęłam
mocnej różdżkę.
-Granger, posłuchaj. – zaczął, ale przerwałam mu niemal
natychmiast.
-Nie odzywaj się! – krzyknęłam, czując, jak mój głos się
łamie.
Nawet nie myślałam o Bellatrix, o Winslecie. Myślałam
tylko o mojej osobistej porażce, jaką było zaufanie Malfoyowi. Boże, spędzałam
z nim tyle czasu. O zgrozo, nawet zaczynałam tego zdrajcę lubić! Jak mogłam być
tak głupia, przecież to oczywiste, że z nimi współpracował.
Zignorował jednak mój rozkaz, znów się odzywając.
-Nie mam z tym nic wspólnego. Przysięgam.
-Twoje przysięgi są nic nie warte. – wysyczałam.
-Złożę Wieczystą Przysięgę. – powiedział poważnie, robiąc
jeszcze jeden krok w moją stronę.
Spojrzałam na niego zdziwiona i powoli opuściłam rękę z
różdżką, wciąż jednak trzymając ją w gotowości.
-Nie mamy Gwaranta.
Malfoy wyciągnął różdżkę, na co zareagowałam od razu
podniesieniem swojej i zacisnęłam szczękę.
Nie zawaham się jej użyć.
Nie zawaham się.
Spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem, znów unosząc ręce.
-Hermiona, proszę.. – powiedział cicho, a mnie totalnie
wmurowało. Po ciele przeszedł mi dreszcz, a ja wpatrywałam się w niego dziwnym
spojrzeniem. Powiedział do mnie po imieniu. I to brzmiało tak.. ładnie z jego
ust.
Rany boskie, o czym ty myślisz, ten idiota z tobą
pogrywa!
Jednak on zdążył już machnąć różdżką, bynajmniej nie w
moją stronę, tylko w pustą przestrzeń. Między nami pojawił się jakiś chłopiec,
którego kojarzyłam z Wielkiej Sali, więc wiedziałam, że był jedną z osób, które
zostały w Hogwarcie na czas wyjazdu do Durmstrangu. Spanikowany spojrzał na
mnie, z różdżką skierowaną wMalfoya i na niego samego, który patrzył się na
dzieciaka z mordem w oczach.
-Co się dzieje? – pisnął, wycofując się pod ścianę.
-Widziałeś kiedyś Przysięgę Wieczystą? – zapytał blondyn,
a dzieciak pokiwał niepewnie głową. Ta, ciekawe gdzie to widział – Będziesz
Gwarantem.
-Yy… – wymamrotał coś pod nosem i pokiwał twierdząco
głową przerażony, chociaż widziałam, że ewidentnie nie chciał tego robić.
-Ale Granger, chciałbym żebyś ty też coś przysięgła.
-CO?! – wybuchłam, patrząc na niego z szeroko otwartymi
oczami.
Mam żyć ze świadomością, że jak coś zrobię nie tak to
natychmiast umrę?
-Musisz mi przysięgnąć, że nikomu o tym nie powiesz.
-O Przysiędze?
-O całej tej sytuacji. O tym, że mój ojciec jest w to
zamieszany, o samym fakcie tego pokoju, o wszystkim.
-Nie ma mowy!
Malfoy westchnął.
-Tylko do czasu aż nie dowiemy się co planują. Proszę.
Milczałam.
-To jedyna opcja, żebyś naprawdę mi uwierzyła.
Spojrzałam na niego niepewnie.
-Ok. – powiedziałam, chowając różdżkę do kieszeni i
wyciągając do niego prawą dłoń.
Malfoy spojrzał na moją rękę, wziął głęboki oddech i
złapał mnie za przedramię.
Nie wierzę, że naprawdę to robię.
Chłopiec rzucił zaklęcie, a nasze ręce splotła złota nić.
Spojrzałam na Malfoya, nie będąc pewna, czy to dobry pomysł. On jednak patrzył
na mnie z jakimś takim… Ciepłem w oczach.
Odchrząknęłam.
-Przysięgnij, że nie masz i nie będziesz miał nic
wspólnego z tym, co planuje twój ojciec i inni Śmierciożercy.
-Przysięgam. – powiedział bez zastanowienia i nić się
rozświetliła – Przysięgnij, że nie powiesz nic na ten temat nikomu, a już w
szczególności Potterowi. Do czasu aż dowiemy się o co chodzi.
-Właściwie dlaczego to jest dla ciebie takie ważne? –
zapytałam, a on spojrzał na mnie ze złością.
-To jednak moja rodzina Granger. Przysięgnij.
Zmrużyłam oczy, ale ostatecznie uległam.
-Przysięgam.
Idiotka.
Nić zaiskrzyła, a po chwili zniknęła. Momentalnie
puściłam jego rękę i odsunęłam się machinalnie o parę kroków do tyłu.
-To tyle?
Malfoy kiwnął głową i spojrzeliśmy oboje na chłopca,
który patrzył na nas niezrozumiale.
-Co planują Śmierciożercy? – zapytał przerażony, ale nie
powiedział nic więcej, bo Malfoy wymierzył w niego różdżkę.
-Obliviate. –
szepnął i machnął w jego stronę różdżką. Chłopak po chwili popatrzył na nas
tępym wzrokiem i zaczerwienił się po same uszy, rozglądając się pospiesznie
wokół siebie.
-Co ja tu robię?
-Nie wiem, ty mi powiedz. – warknął do niego Malfoy tym
swoim starym, wrednym tonem, a chłopak przestraszony uciekł w stronę schodów.
Spojrzałam na blondyna lekko przestraszona.
-Nic mu nie będzie. - odparł krótko – Muszę ci powiedzieć
to co wiem. A dopiero teraz zacząłem łączyć fakty.
Jednak nie zdążyłam mu nawet odpowiedzieć, bo
usłyszeliśmy przyspieszone kroki. Peleryna niewidka leżała gdzieś na podłodze,
nie mieliśmy czasu jej podnieść. Byliśmy zaraz obok drzwi do tajemnego pokoju,
a to mógł być Winslet. Spojrzałam na niego przerażona. Gdyby nas teraz
zobaczył, domyśliłby się, że wiemy. A wtedy nie wiadomo, co by z nami zrobił.
Mnie pewnie by zabił.
Kroki były coraz bliżej, wszystko trwało może dwie
sekundy. W ostatniej chwili chłopak podskoczył do mnie i popchnął mnie na
ścianę, przyciskając swoje usta do moich. Przez moment byłam w takim szoku, że
nie wiedziałam co się dzieje. Dopiero kilka sekund potem się ocknęłam i czując
napływającą falę ciepła odwzajemniłam pocałunek, przyciągając go za bluzkę
bliżej siebie.
Nie było żadnego języka, ani nic z tych rzeczy, ale i tak
było… Przyjemnie.
-Boże, znajdźcie sobie jakieś dormitorium. – usłyszeliśmy
głos Filcha i oderwaliśmy się od siebie, patrząc na niego nieco zdziwieni.
Byłam pewna że to Winslet słyszał nasze krzyki wcześniej i wrócił sprawdzić,
czy ktoś go nie szpiegował, a przed nami znów stał Filch, który tak jak zwykle prychnął,
odwrócił się na pięcie i odszedł.
Malfoy wciąż stał z ciałem przyciśniętym do mojego.
Przeniósł wzrok z miejsca, w którym stał woźny na mnie i przeszły mnie ciarki,
kiedy zdałam sobie sprawę z tego co właśnie się wydarzyło. Powoli zerknął na
moje usta i przez moment na nie patrzył w ciszy, a ja wciągnęłam powietrze. To było
niesamowite, jak on jednym spojrzeniem potrafił wywołać u mnie takie emocje. Za
każdym razem kiedy był blisko miałam ochotę przyciągnąć go jeszcze bliżej, mieć
go tylko dla siebie, na zawsze. Ale wystarczyło jedno jego chamskie słowo i
cała ta otoczka seksu znikała.
-Już się tak nie podniecaj Granger. – szepnął i zaśmiał
się ironicznie, odsuwając się ode mnie.
No właśnie, tak jak teraz.
Chwilę później siedzieliśmy w dormitorium Malfoya po
przeciwnych końcach kanapy i próbowaliśmy połączyć jakoś logicznie fakty.
-Mój ojciec wysłał mi list, że musimy porozmawiać.
Odesłałem mu negatywną odpowiedź, ale w życiu bym nie pomyślał, że chodzi o coś
takiego. Myślałem, że znowu jakieś sprawy związane z majątkiem, spadkobiercami
itd. – wstał i podszedł do barku, wyciągając z niego alkohol.
-Ja nie piję. – powiedziałam szybko, nie chcąc bym znowu
straciła nad sobą kontrolę.
-Daj spokój, Granger. Złożyliśmy Wieczystą Przysięgę,
trzeba to uczcić. – odparł, puszczając mi oczko i nalał trochę whisky do
szklanek, podając mi jedną z nich. Skrzywiłam się i niechętnie zabrałam od
niego szkło, wiedząc, że i tak nie ma sensu z nim dyskutować.
-Potem przez jakiś czas się nie odzywał aż w końcu
pojawił się holograficznie w moim dormitorium, znów nalegając, żebyśmy
porozmawiali. A ja znów go spławiłem. Przypuszczam, że chciał mnie wciągnąć w..
cokolwiek oni tam planują.
-Później już się nie odzywał?
-Nie. – zaprzeczył, biorąc łyka substancji, a ja poszłam
w jego ślady – Ale myślę, że niedługo znów będzie próbował.
-No dobrze, ale co tam robiła Bellatrix?
-Czytaliśmy artykuł o Azkabanie, pamiętasz? Musiała w
jakiś sposób się stamtąd wymknąć, ale z tego co mówiła prasa, nikt z więźniów
nie uciekł.
Przełknęłam ślinę. Miałam tylko nadzieję, że nie zapyta
dlaczego tak dziwnie zareagowałam na jej obecność.
Malfoy westchnął i przejechał dłonią po włosach.
-Ten łysy typek to Jugson, również Śmierciożerca. Miałem
raz w życiu nieprzyjemność z nim rozmawiać, ale był nisko w hierarchii u
Voldemorta, więc nie wiem dlaczego akurat jego zobaczyliśmy dzisiaj.
I wtedy przypomniałam sobie naszą ucieczkę przed Śmierciożercami
w Departamencie Tajemnic.
-On chyba był jedną z osób, które walczyły z nami w
Ministerstwie, gdy Voldemort chciał zabrać przepowiednię. – powiedziałam,
pamiętając już przez mgłę całe to wydarzenie.
-Możliwe. – odparł tylko, wpatrując się w ścianę ze
zmarszczonymi brwiami.
Popatrzyłam na niego chwilę, korzystając z okazji, że nie
morduje mnie wzrokiem i wzięłam spory łyk whisky.
-Ok. A Winslet? Kojarzysz go?
-Zupełnie nie. Jeżeli jest Śmierciożercą, to musiał być
naprawdę na samym dnie, bo kompletnie nie wiem kim jest ten człowiek. Zresztą
McGonnagal w życiu by go nie przyjęła na stanowisko nauczyciela. Musiał zrobić
coś, co sprawiło, że ma czyste akta.
-No i nie ma Mrocznego Znaku.
-No właśnie. Będę musiał to sprawdzić w bibliotece, ale
nie sądzę żeby była realna możliwość zasłonięcia tatuażu.
Westchnęłam.
-Bellatrix – wypowiedziałam to imię z trudem – mówiła coś
o DT i DG. Wiesz o co może chodzić?
Malfoy postukał palcem w szklankę, zastanawiając się
przez parę sekund, aż w końcu wzruszył ramionami.
-Nie mam pojęcia. Ale myślę, że jestem w stanie to
rozgryźć.
I wtedy pomijając całą tą sytuację, zdałam sobie sprawę z
tego, że muszę dzisiaj tutaj spać.
Jak tylko myślałam o Bellatrix, przechodziły mnie ciarki.
Nie będę w stanie zasnąć dzisiejszej nocy sama ze świadomością, że ta kobieta
może nie tylko pojawić się w moich snach, ale stanowiła teraz też realne
zagrożenie. Nie byłabym w stanie się obronić, zdawałam sobie świetnie sprawę z
tego, że strach by mnie sparaliżował, dlatego musiałam działać już teraz. Wiedziałam
jednak, że nie mogłam tak po prostu sobie tutaj zostać.
Zerknęłam na pustą szklankę po substancji i przełknęłam z
trudem ślinę, po czym przeniosłam wzrok na chłopaka, unosząc szkło w górę.
-To co, jeszcze po jednym? – zapytałam z szerokim
uśmiechem.
Kilka drinków później byłam już względnie wstawiona, więc
wiedziałam, że wszystko idzie w dobrą stronę. Byle bym nie przeholowała, ale
nie sądzę by do tego mogło dojść. Popatrzyłam na niego przez moment, jak siedzi
zamyślony, co jakiś czas mierzwiąc sobie fryzurę.
Złożyłam dzisiaj Wieczystą Przysięgę.
Dlaczego w ogóle dałam się w to wciągnąć? Czyżbym
desperacko chciała móc ufać chłopakowi i chciałam żeby on ufał mi? Ale musiał
mi ufać. I musiało mu zależeć na tym, żebym nie uwierzyła w to, że mógłby mieć
złe zamiary. W końcu to on chciał przysięgać. Nawet użył mojego imienia, co dla
zwykłego człowieka może się wydawać naturalne i nie byłoby w tym niczego
niesamowitego, ale nasza relacja cała była daleka od pospolitości.
Wypowiedzenie mojego imienia było więc dla mnie tak zaskakujące, jakby
powiedział mi, że mnie kocha.
Zaskakujące, a jednocześnie miłe.
Byłam ciekawa co siedzi w jego głowie, dlaczego jego
zachowanie w stosunku do mnie się tak zmieniło.
-Pamiętasz jak powiedziałeś mi, że tak naprawdę ci ufam?
– usłyszałam własne słowa wypływające z moich ust i spojrzałam na niego, nie do
końca kontrolując swoje działania.
Przytaknął tylko nieznacznie, zaciekawiony moim pytaniem.
-Ty też nie jesteś taki trudny do rozgryzienia, tylko
trzeba pozwolić ci się otworzyć. – powiedziałam, przysuwając się bliżej niego,
a on zerknął na mnie podejrzliwie – Ty chcesz, żebym ci ufała. Z jakiegoś
powodu zależy ci na tym, dlatego tak bardzo chciałeś, żebym ci uwierzyła, że
nie masz nic wspólnego z tym, co robi twój ojciec. I sam też mi ufasz. Co w
ogóle wydaje mi się abstrakcyjne, bo jeszcze parę miesięcy temu byliśmy w
stanie się pozabijać z nienawiści.
Patrzył na mnie z dziwnym, nieodgadnionym spojrzeniem, a
ja przysunęłam się jeszcze bardziej tak, że był już na wyciągnięcie ręki.
-Tak naprawdę masz wielkie serce, tylko chyba boisz się,
że ktoś to zauważy, dlatego przedstawiasz siebie jako takiego zimnego, nic nie
czującego Malfoya. Ale ty nie jesteś Malfoyem. Jesteś Draco. – powiedziałam,
patrząc mu w oczy i dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową w okolicę serca.
-Dzisiaj sam mi pokazałeś, że mimo tego jaka twoja
rodzina jest, jednak nie chcesz ich skrzywdzić i się o nich troszczysz, dlatego
kazałeś mi składać przysięgę. Nie wiem, może dopiero teraz się zmieniłeś po
wojnie, a może zawsze byłeś taki, tylko zakładałeś codziennie maskę, która
sprawiała, że się wszyscy ciebie bali, ale tak naprawdę jesteś wrażliwym
mężczyzną.
Nie reagował na to co mówię, tylko patrzył na mnie, a ja
właściwie nie byłam w stanie odgadnąć jakie emocje przedstawia jego twarz. Nie
odtrącił mnie jednak. Ani nie powiedział, żebym się zamknęła, nie wstał i nie
odszedł. Wciąż tu był, mimo że mówiłam rzeczy, które mogły go przestraszyć.
Może on potrzebował właśnie tego, żeby ktoś mu uświadomił, że tak naprawdę jest
dobrym człowiekiem, tylko nieco zagubionym.
-To – mówiłam dalej, pokazując jego przedramię, gdzie
widniał Mroczny Znak – wcale nie świadczy o tym, że jesteś zabójcą. Wszystko
zależy od perspektywy. Kiedy zobaczyłam ten tatuaż, sama miałam o tobie
najgorsze zdanie. Ale teraz zdałam sobie sprawę z tego, że nie miałeś zbyt
wielkiego wyboru. Albo ktoś zginie z twoich rąk, albo zginiesz ty sam. To
świadczy o tym, że jesteś silny psychicznie, bo przetrwałeś to i jednak jesteś
tutaj, ze mną. A nie po drugiej stronie lustra razem ze swoim tatą.
W sumie to nie wiem dlaczego to wszystko mówiłam, chyba
byłam tak pijana, że nie wiedziałam za bardzo co robię. Zakręciło mi się w
głowie i położyłam się obok niego, przesuwając go trochę w bok.
-Możesz sobie mówić co chcesz – kontynuowałam – Możesz
myśleć, że nie zasługujesz na szczęście. Ale to nieprawda. Zasługujesz na nie,
jedyne co musisz zrobić to się na to szczęście otworzyć.
Zapanowała długa cisza. Przez moment było słychać tylko
nasze oddechy, aż w końcu Draco westchnął, po czym objął mnie ramieniem i przytulił
lekko do siebie. Kolejny niespodziewany gest. Nie powiedział nic, nie odezwał
się ani słowem, bo wiedział, że mam rację. Przycisnęłam policzek do jego klatki
piersiowej i zamknęłam oczy, wiedząc że to moja jedyna szansa, żeby zasnąć w
jego towarzystwie. Wiedziałam, że jutro wszyscy wrócą i już nic nie będzie
takie samo jak teraz.
Dzisiejszy wieczór był prawie jak noc przed końcem
świata.
I właściwie musiałam przyznać, że cieszyłam się, że
spędzę ją z nim.
Goldmayer uśmiechnął się do pozostałych dziewięciu
strażników z drugiego końca stołu i uniósł kielich z czerwonym winem z chęcią
wniesienia toastu. Mężczyźni poszli w jego ślady, nie wiedząc, że za parę
godzin trucizna rozprzestrzeni się w ich krwi i stracą przytomność na
kilkanaście minut. Goldmayer był jednym z dziesięciu strażników, którzy wraz z
Dementorami pilnowali
najniebezpieczniejszych więźniów świata magicznego. Był, jak zresztą oni
wszyscy, zaufanym podopiecznym Ministerstwa, jednak nikt nie wiedział, że parę
miesięcy temu, gdy miał wyjechać na urlop do Szkocji, tak naprawdę był
torturowany przez trzech Śmierciożerców w lochach. Wyprali mu mózg, wyczyścili
pamięć i kiedy Goldmayer wrócił do Azkabanu pełnić służbę, był już tylko
marionetką w rękach Lucjusza Malfoya. Bo to Lucjusz Malfoy znalazł tajne akta,
w których widniały informacje na temat możliwości wskrzeszenia dowolnej osoby
na ziemi. A że Lucjusz był tak oddany Czarnemu Panu, zresztą podobnie jak setki
innych Śmierciożerców, którzy wciąż wyczekiwali powrotu ich władcy, postanowił
trzymać się ściśle tajnych wskazówek i dokonać niemożliwego. Do tego jednak
potrzebował swoich najbardziej zaufanych „kolegów po fachu”. Stety lub
niestety, padło na Goldmayera, który odpowiadał za uwolnienie z więzienia najważniejszych
osób dla całej operacji.
Gdy tylko strażnicy stracili przytomność, do fortecy
weszli Śmierciożercy. Goldmayer nie mógł ryzykować, że Ministerstwo go
zdemaskuje, więc otruł również siebie.
Do celi Bellatrix wszedł mężczyzna, który sam zgłosił się
na ochotnika, by zastąpić kobietę w więzieniu, podobnie jak inni. W imię chorej
idei swojego autorytetu byli w stanie poświęcić życie, byleby tylko Voldemort
mógł znów żyć. Mężczyzna uwolnił niczego nieświadomą Bellatrix, po czym wypił
eliksir wielosokowy i chwilę potem przybrał postać kobiety. Ona natomiast
wyszła z celi, mijając po drodze nieprzytomnego strażnika i zgodnie ze
wskazówkami, wstrzyknęła mu antidotum, które miało zadziałać za kilka minut.
Mężczyzna w celi natomiast sam zakuł się w kajdany i czekał.
Czekał na śmierć, lub na powrót Voldemorta.
Eliksir wielosokowy miał zmodyfikowaną recepturę, ale
mimo tego mężczyzna mógł pozostać w ciele czarownicy nie dłużej niż miesiąc.
Pozostało mu tylko mieć nadzieję, że do tego czasu sprzymierzeńcy Voldemorta
zdążą wykonać wszystkie pięć kroków w stronę wskrzeszenia ich pana.
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale obiecałam, więc wrzucam. PS: Przynajmniej już wiecie, dlaczego tytuł bloga brzmi Wieczysta Przysięga :D
Dopiero teraz tak naprawdę zacznie się akcja ;)