wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 2



-Do zobaczenia później! – krzyknęła Ginny, machając mi na pożegnanie, po czym zniknęła razem z przyjaciółmi za zakrętem. Uśmiechnęłam się do nich, a kiedy znaleźli się poza zasięgiem mojego wzroku, westchnęłam i ruszyłam do gabinetu McGonnagal. Wszyscy poszli do swoich dormitoriów, więc na korytarzach było cicho. Żeby nie zwariować, zaczęłam sobie nucić pod nosem jakieś mugolskie piosenki.
W końcu stanęłam przed posągiem.
-Cytrynowe babeczki. – mruknęłam, powodując, że przede mną pojawiły się schody, po których wspięłam się na górę. Grzecznie zapukałam, odczekałam chwilę, po czym weszłam do środka, rozglądając się wokół.
Niewiele się tutaj zmieniło od czasów, kiedy to miejsce było świątynią Dumbledora. Może jedynie zapach, no i zniknęła myślodsiewnia. Reszta właściwie pozostała nienaruszona oprócz niewielkich dodatków, które świadczyły o tym, do kogo należy gabinet.
Staruszka uśmiechnęła się do mnie, siedząc przy biurku i gestem dłoni zaprosiła mnie do siebie, wskazując na jedno z dwóch foteli, ustawionych po drugiej stronie stołu. Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam na nim powoli, wciąż rozglądając się wokół. Kobieta spojrzała na pusty fotel obok mnie z wyraźną irytacją, a dopiero po chwili przeniosła wzrok na mnie i posłała mi ciepły uśmiech.
-Muszę powiedzieć Hermiono, że zaimponowałaś mi swoim gestem podczas kolacji. – powiedziała, patrząc na mnie z nad swoich okularów. Zaczerwieniłam się lekko, przypominając sobie tą niesamowicie żenującą sytuację, kiedy zerwałam się z ławki jak jakaś obłąkana. Gdyby nie Harry, pewnie stałabym tam sama jak kołek.
-Wszystko w porządku, dziecko? – zapytała, a ja podniosłam na nią wzrok, czerwieniąc się jeszcze bardziej.
-Tak, w jak najlepszym.
Kobieta posłała mi spojrzenie, mówiące „I tak mnie nie oszukasz”, ale odpuściła i nie zadawała już więcej pytań. Znów spojrzała na pusty fotel, po czym westchnęła.
-Panno Granger, wezwałam tutaj panią, ponieważ jest pani prefektem naczelnym. Pewnie pani wie, że Teodor Nott… - urwała, a ja z trudem przełknęłam ślinę, przypominając sobie zakrwawionego chłopaka, leżącego w bezruchu na korytarzu Hogwartu. – Teodor Nott zginął podczas wojny, więc ktoś musi go zastąpić, by nie musiała pani pełnić obowiązków sama. Tą osobą jest wiecznie spóźniony pan… - znów urwała, bo właśnie drzwi do gabinetu się otworzyły. Odwróciłam się w ich stronę i zamarłam, widząc tego idiotę.
-…Pan Malfoy. – dokończyła z irytacją w głosie McGonnagal, patrząc na niego karcącym spojrzeniem, jednak on zdawał się mieć wybitnie dobry humor. Bezczelnie podszedł do biurka z tym swoim wrednym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy. Przypomniałam sobie tą głupotę, którą palnęłam w pociągu i poczułam jak znów moja twarz zaczyna płonąć. Zasłoniłam ją szybko włosami, starając się ignorować chłopaka. Ten usiadł w fotelu obok mnie i czułam na sobie jego wzrok.
-Co zrobiłaś z włosami Granger?  Wyprasowałaś je żelazkiem? – zapytał, zadowolony ze swojego żarciku. Ścisnęłam dłonie w pięści, po czym spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
Owszem, udało mi się trochę ujarzmić moje włosy, i to wcale nie magią, ale zwykłą, mugolską odżywką.
Otwierałam już usta, żeby mu odpowiedzieć coś o jego tlenionym łbie, ale w tym momencie McGonnagal odchrząknęła, wyczuwając między nami napięcie.
-Wiedziałam, że to nie jest dobry pomysł, by wasza dwójka ze sobą współpracowała, jednakże musiałam wziąć najbardziej doświadczonych czarodziei, żeby byli w stanie patrolować Hogwart, więc nie macie wyjścia.
-Myślałem, że Potter jest najbardziej doświadczonym czarodziejem. – powiedział ironicznie blondyn, a kobieta westchnęła.
-Pan Potter już dość przeżył, więc dajmy mu już spokój i pozwólmy mu cieszyć się ostatnim rokiem w szkole. W każdym razie, wasza dwójka musi zakopać swój topór wojenny – tutaj Malfoy prychnął, a staruszka posłała mu karcące spojrzenie - i zacząć współpracować, bo od tej pory mieszkacie obok siebie i trzy razy w tygodniu macie obowiązek patrolowania Hogwartu wieczorami. W ramach bezpieczeństwa.
Oboje spojrzeliśmy na nią z wytrzeszczonymi oczami.
-Trzy razy w tygodniu?! – powiedzieliśmy głośno oboje, po czym spojrzeliśmy na siebie zdziwieni, Malfoy zrobił minę, jakby miał zaraz zwymiotować, a ja przewróciłam teatralnie oczami, po czym znów przenieśliśmy wzrok na dyrektorkę. Ta uśmiechnęła się ciepło, ignorując nasze oburzenie.
-W takim razie cztery.
-Cztery?!
-Koniec dyskusji. – powiedziała poważnie, po czym wstała i ruszyła do drzwi, w których akurat pojawił się Filch.
Cztery razy w tygodniu mam znosić obecność Malfoya? Ja już mam go dość, a teraz mam spędzić jakąś ¼ całego roku szkolnego w jego towarzystwie. Przecież my się pozabijamy nawzajem.
-Pan Filch zaprowadzi was do waszych dormitoriów. A jutro zaraz po kolacji zaczynacie dwugodzinny patrol. – powiedziała na pożegnanie, po czym z uśmiechem wypchnęła nas za drzwi i zamknęła je przed naszymi nosami.
Przycisnęłam swoją torbę do piersi, po czym ruszyłam pierwsza za Filchem, byleby tylko uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z arystokratą. Ten jednak szybko mnie dogonił i szedł obok wyraźnie z siebie zadowolony. Trzymając ręce w kieszeni skutecznie nie pozwalał mi się wyprzedzić. Zacisnęłam zęby i patrzyłam przed siebie, starając się go ignorować, jednak cały czas czułam na sobie jego wzrok. W końcu wkurzyłam się, stanęłam w miejscu i popatrzyłam na niego urażona.
-CO?! – krzyknęłam, powodując, że Filch cmoknął z dezaprobatą i zaczął zrzędzić o ciszy, ale oboje go zignorowaliśmy.
Malfoy również się zatrzymał, popatrzył na mnie z tym swoim błogim, irytującym uśmieszkiem.
-Jak to było z tym językiem? Hm. – powiedział jakby sam do siebie, powodując, że tupnęłam nogą ze złości jak mała dziewczynka, po czym rozjuszona ruszyłam znów za FIlchem, nie komentując nawet jego zaczepek.
-Może mi pokażesz co też potrafi ten twój język, co? – zapytał, nie dając za wygraną, kompletnie ignorując to, że FIlch przecież wszystko słyszy.
To takie żenujące.
Nie odezwałam się, ale na szczęście nie musiałam, bo woźny stanął w miejscu, pokazując dwa obrazy, jeden przedstawiający grubszą kobietę z krwistoczerwonymi ustami, a drugi dostojnego mężczyznę w wymyślnej białej peruce i pieprzykiem nad ustami.
-Jesteśmy na miejscu. Granger po lewej, Malfoy po prawej.
-A jakie jest hasło? – zapytałam.
-Takie jakie teraz jej powiesz. Wymyśl je teraz. – powiedział Filch, po czym szybko się ulotnił, patrząc na nas jeszcze obrzydliwym spojrzeniem, a ja spojrzałam na obraz, prowadzący do mojego dormitorium. Kobieta zerknęła na mnie oceniająco, po czym zachichotała i zerknęła w bok, w stronę drugiego obrazu, a mężczyzna na nim również zaśmiał się pod nosem tak jakby rozumieli się bez słów, co oczywiście odebrałam jako obelgę, ale powiedziałam do niej tylko:
-Malfoy to idiota.
Niezadowolona westchnęła i otworzyła drzwi, a ja zerknęłam na arystokratę, który rozbawiony powiedział zaraz potem do swojego obrazu „Nienawidzę Granger”, po czym pewnie wszedł do własnego dormitorium.
Matko, jakiż on był bezczelny.
Również weszłam do środka, a za mną z hukiem zamknął się obraz. Światło od razu się zapaliło. Znajdowałam się w dość przestronnym salonie z kanapą, dwoma fotelami i kominkiem, oraz całą boczną ścianą regału, zapełnioną książkami. Cały pokój był utrzymany w ciepłych barwach, dominowało złoto i czerwień, bo jakżeby inaczej. Przy kominku leżał puszysty, biały dywan. Było pięknie. Uśmiechnęłam się do siebie oczarowana, wdychając charakterystyczny zapach starych książek. Z boku znajdowały się drzwi do łazienki, co prawda skromnej, ale wiedziałam, że na tym piętrze jest łazienka prefektów, więc właściwie nie potrzebowałam luksusów. Drugie drzwi prowadziły do sypialni, która była urządzona klasycznie. Po środku duże łóżko z piękną pościelą, haftowaną złotą nitką, meble z ciemnego drewna i klimatyczny żyrandol. Wycofałam się z pokoju i uśmiechnęłam się do siebie, jeszcze raz wdychając zapach, po czym z impetem otworzyłam trzecie drzwi, zamierając sekundę później. Przede mną stał Malfoy, który właśnie sięgał po klamkę. Pisnęłam i odruchowo odskoczyłam do tyłu, widząc blondyna. On tylko z wrodzonym spokojem powoli cofnął dłoń i zerknął gdzieś ponad moim ramieniem.
-Nie wierzę. – mruknął zirytowany pod nosem, po czym bezkarnie wkroczył na moje terytorium, nawet nie pytając o pozwolenie, ani nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Rozejrzał się wokół, skrzywił na widok półki z książkami, a ja westchnęłam teatralnie, dając mu do zrozumienia, że nie życzę sobie jego obecności w moim dormitorium. Odwrócił się i spojrzał na mnie z góry.
-Nie wierzę, że przez cały rok mam spać z obawą, że przez te cholerne drzwi do mojego dormitorium może wejść szlama. – powiedział wyniośle, po czym stanął w progu, opierając się o futrynę. Prychnęłam, splatając ręce na wysokości klatki piersiowej i zdmuchnęłam niesforny lok z twarzy.
-Prędzej spalę Historię Hogwartu, niż wejdę do obozu wroga.
Malfoy zaśmiał się ironicznie i uniósł dumnie podbródek.
-Przecież już kiedyś byłaś u mnie w domu. – powiedział lekko, po czym odwrócił się i wycofał do swojego dormitorium. – Nie martw się szlamo. Przysięgam, że moja stopa nigdy więcej nie stanie po drugiej stronie progu. – dodał jeszcze, po czym zatrzasnął drzwi, nie dając mi nawet szansy na odpowiedź. Chociaż właściwie nie wiedziałam co niby miałabym mu odpowiedzieć. Jego słowa były dla mnie ciosem, tak ogromnym, że resztami honoru powstrzymałam się, by nie wybuchnąć przy nim płaczem. Malfoy traktuje to wszystko jak zabawę, nie ma pojęcia o tym, jak bardzo przeżywam jego grę. Ale w sumie nie ma co się dziwić, on nie wie nawet czym są uczucia. Myślałam, miałam malutką iskierkę nadziei w głowie, że może jednak wojna choć trochę go zmieniła, ale się myliłam. Malfoy nie jest w stanie się zmienić. A teraz będę musiała znosić go przez cały rok, cztery razy w tygodniu, i jeszcze mieć świadomość, że mieszka tuż za ścianą.
Wzięłam głębszy oddech i odwróciłam wzrok od zamkniętych drzwi, kiedy zorientowałam się, że płaczę. Wytarłam policzki dłońmi, po czym cofnęłam się na środek salonu i wyciągnęłam różdżkę z kieszeni szaty i rzuciłam zaklęcie tłumiące dźwięki na całe dormitorium. Nie chciałam, żeby Ślizgon usłyszał moje krzyki w nocy. Wtedy miałby kolejny powód do szyderstwa, a nie byłam na to gotowa.
Szybko wzięłam prysznic i przebrałam się w pidżamę, po czym usiadłam na łóżku. Było cicho, czułam się trochę samotna. Wolałabym, żeby Ginny mieszkała ze mną, ale wtedy musiałaby znosić moje koszmary. Westchnęłam, patrząc w sufit.
Wiedziałam, że będzie mi ciężko zasnąć, szczególnie po słowach Dracona. Rozdrapał stare rany, a teraz pewnie smacznie sobie śpi. Byłam pewna, że nawet przez sen do twarzy ma przyklejony ten swój idiotyczny, ironiczny uśmieszek.
Nie, nie będę o nim myśleć.
Wyciągnęłam z torby pamiętnik i sięgnęłam po pióro.

Drogi Pamiętniku
Minęło dopiero kilka godzin odkąd tu jestem i już mam dość. Chcę wrócić do domu  i wiem, że gdybym się uparła, to mogłabym to zrobić, ale nie. Hermiona Granger nie jest tchórzem. Nie dam Mu wygrać. Pomyśli, że jestem słaba, że się Go boję. Ale nie zamierzam dać Mu tej satysfakcji. Nigdy się nie poddaję i nie zrobię tego też teraz, chociaż chcę. Wiem, że usiłuje mnie zniszczyć, chce żebym cierpiała jak najwięcej i muszę Mu pokazać, że jestem ponad to. Mam dość płakania przez tego idiotę. I wiesz co? Dzisiaj obiecuję ci, że nigdy więcej nie uronię łzy z Jego powodu.
Nie jest tego wart.


Wstałam wcześnie i wcale nie dlatego, że byłam wyspana, ale nie mogłam dłużej spać. W nocy budziłam się z krzykiem jakieś 10 razy, więc kiedy zwlekłam się z łóżka i stanęłam w łazience przed lustrem, przestraszyłam się na widok własnego odbicia. Wiedziałam, że tym razem mugolskie sposoby nie wystarczą, żeby doprowadzić mnie do porządku. Zaklęciami ułożyłam więc jako tako moje włosy, a po wzięciu prysznica spróbowałam zwykłym pudrem przykryć wory pod oczami. Potem jeszcze tylko wypiłam eliksir, dodający energii (nie, to wcale nie żaden dopalacz) i można powiedzieć, że wyglądałam dość normalnie. Zanim wyszłam z dormitorium, zerknęłam jeszcze na nienaruszone drzwi do pokoju Malfoya i przełknęłam ślinę. Za żadne skarby nie chciałam spotkać się z nim już rano na korytarzu. Dla swojego dobra wolałam ograniczać nasz kontakt jak najbardziej. Modląc się w duchu wystawiłam głowę z dormitorium i rozejrzałam się wokół, ale nie było śladu Ślizgona, więc wymknęłam się i ignorując prychnięcie kobiety z obrazu, ruszyłam szybkim krokiem wzdłuż korytarza. Odetchnęłam z ulgą dopiero gdy znalazłam się przed Wielką Salą. Weszłam do środka i widząc moich przyjaciół, uśmiechnęłam się promiennie. Usiadłam szybko obok nich.
-Jak tam nowe dormitorium? – zapytała Ginny, uśmiechając się szeroko.
-Jest piękne. Koniecznie musicie mnie odwiedzić. – odpowiedziałam, rozglądając się po przyjaciołach. Zauważyłam, że Harry patrzył na mnie badawczym wzrokiem, zapewne zastanawiając się, czy znów miałam koszmary. Posłałam mu tylko spojrzenie, mówiące „pogadamy później” i zabrałam się za jedzenie śniadania. Właściwie nie dowiedziałam się niczego nowego, oprócz tego, że za dwa dni rozpoczynają się treningi quidditcha, na które jestem zmuszona chodzić, by dopingować przyjaciół, chociaż szczerze nienawidziłam tej gry.
Na pierwszej lekcji mieliśmy Zielarstwo, ale z tego całego pośpiechu zapomniałam książki, więc musiałam wracać się do dormitorium. Biegłam, żeby zdążyć na lekcję i gdy byłam już na swoim piętrze, wpadłam nagle na coś twardego i mokrego. Przez pierwsze sekundy w ogóle nie wiedziałam co się stało, ale coś kapnęło mi na głowę, więc podniosłam wzrok. Ujrzałam oczywiście Draco Malfoya, z mokrymi włosami, z których wciąż kapały krople wody na moją głowę.
Ach, no tak. Łazienka Prefektów.
-Możesz przestać mnie obmacywać Granger.
Zmarszczyłam nos, nie rozumiejąc o co chodzi. Dopiero po chwili zauważyłam, że wciąż trzymam ręce oparte na jego klatce piersiowej. Nagiej klatce piersiowej. Zażenowana szybko odskoczyłam od niego, starając się patrzeć wszędzie tylko nie na niego. Ale on widocznie miał z tego niezły ubaw, bo jego ciało wręcz wibrowało od ironicznego uśmiechu. Zasłoniłam twraz włosami, czując, że jestem cała czerwona i bez słowa wyminęłam go szerokim łukiem. Przyspieszyłam kroku i nie oglądając się za siebie, po czym szybko weszłam do dormitorium, wciąż czując na sobie jego wzrok. Zabrałam książkę ze stolika, ale wiedziałam, że nie mogę teraz wyjść, bo znów się na niego natknę.
W ogóle co on robił tutaj o tej porze? Powinien być w drodze na zajęcia! Ten egoistyczny dupek jest prefektem naczelnym i powinien dawać najlepszy przykład innym, podczas gdy zachowuje się jak rozpieszczony bachor. Którym zresztą jest.
Wyciągnęłam różdżkę z kieszeni i podeszłam do dzielących nasze dormitoria drzwi, otwierając je bezszelestnie zaklęciem w celu sprawdzenia czy już wyszedł. Zerknęłam przez utworzoną małą szparę i zobaczyłam akurat moment, w którym Draco Malfoy napinał mięśnie pleców, by założyć koszulkę. Przełknęłam ślinę, mimowolnie obserwując pracę wyrzeźbionego ciała. Nie mogłam zaprzeczyć, że ciało miał wręcz idealne. Nagle chłopak się odwrócił, a ja w panice machnięciem różdżki zamknęłam drzwi, nie myśląc o tym, by zrobić to cicho. Momentalnie cała czerwona na twarzy przycisnęłam książkę zielarską do piersi i wybiegłam z dormitorium, byleby być jak najdalej od niego.


***
Strasznie Was przepraszam, ale po prostu ostatnio tyle się dzieje, że ciężko mi znaleźć czas, żeby cokolwiek napisać. Myślę, że sytuacja ustabilizuje się dopiero po maturach, jak na razie rozdziały będą dodawane z dość sporym opóźnieniem. Jednak mam nadzieję, że wciąż jesteście i czytacie <3